Kevin Prince-Boateng był motorem napędowym Milanu |
AC Milan wygrał z Barceloną po raz pierwszy od dziewięciu
lat. W środowy wieczór włoski zespół udowodnił, że powoli wraca na właściwe
tory po katastrofalnym początku sezonu. Wyeliminowanie w dwumeczu Barcy już na
tak wczesnym etapie 1/8 finału byłoby czymś niesamowitym, a cały Mediolan
pewnie długo by świętował ten sukces.
FC Barcelona prowadzona przez Jordiego Rourę nie miała nic
do powiedzenia we wczorajszej konfrontacji. Wyglądała jak nowicjusz, który
rozgrywa pierwszy mecz na arenie międzynarodowej i próbuje skonstruować jakąś
składną przemyślaną akcję. Te słowa brzmią nieprawdopodobnie, ale tak słabego
meczu jak wczoraj, Barca nie rozegrała prawdopodobnie przez kilka minionych
lat.
Fatalna postawa "Dumy Katalonii" była z pewnością szokiem nie tylko
dla samych zawodników i całego sztabu trenerskiego, ale także dla sympatyków
klubu z Katalonii. Czy można mówić o słabszym dniu wicemistrzów Hiszpanii? Z
jednej strony wydaje się, że tak, ponieważ drugiego tak słabego meczu
prawdopodobnie Barcelona już nie rozegra w tym sezonie i w rewanżu zrobi
wszystko, aby osiągnąć korzystny wynik, premiujący "Blaugranę" do ćwierćfinału
Ligi Mistrzów. Jednak będzie to piekielnie trudne zadanie. Z taką formą jaką
wczoraj zaprezentowali wszyscy gwiazdorzy hiszpańskiego teamu, Barcelona nie ma
czego szukać 12 marca na Camp Nou.
Jednak z drugiej strony wydaje się, że nie jest to przypadek,
że Barca była bezradna w konfrontacji z Milanem. Przykłady takich zespołów jak:
Inter Mediolan, Chelsea Londyn, Celtic Glasgow, które rywalizowały z Dumą
Katalonii na przestrzeni ostatnich lat pokazują, że problemy Barcy są znacznie
poważniejsze niż mogłoby się wydawać. Wszystkie wymienione wyżej zespoły
wygrywały z "Blaugraną", stosując bardzo prostą taktykę, polegającą na szczelnej,
skomasowanej obronie połączonej z agresywnym pressingiem na całym boisku i
przerywaniem, blokowaniem akcji i wszystkich strzałów Katalończyków. Natomiast
w grze ofensywnej wyprowadzały zabójcze, a przy tym skuteczne do bólu
kontrataki, które kończyły się golami.
Jakie czynniki zadecydowały zatem o wyższości "Rossonerich" nad "Blaugraną"?
Po pierwsze Massimilliano Allegri fantastycznie ustawił swój
zespół, który kondycyjnie wytrzymał cały mecz nie dając wcale miejsca, wolnej
przestrzeni na boisku na rozpędzenie się zawodnikom Barcelony i zawiązanie
składnej szybkiej akcji będącej zagrożeniem pod polem karnym rywala. Wspaniała
gra w destrukcji "Rossonerich" i przy tym wypełnianie wszystkich założeń
taktycznych okazało się barierą nie do sforsowania dla podopiecznych Jordiego
Roury. Jakby tego było mało to Barca nie miała choćby jednej klarownej sytuacji
do zdobycia gola w meczu z bezbłędną tego dnia formacją obronną Milanu! Wymiana
setek krótkich podań "tiki-taka" było bezproduktywne i kończyło się przeważnie
przed szesnastką Christiana Abbiatiego. Jeśli już "Duma Katalonia" znajdowała się
w polu karnym Milanu, to defensywa Milanu grała na nieprawdopodobnie wysokim
poziomie, blokując wszystkie strzały albo zażegnując niebezpieczeństwo poprzez
wybijanie piłki na rzut rożny.
Po drugie znakomita gra w ofensywie włoskiego zespołu także
mogła wprawiać w zachwyt. Kontrataki Milanu były perfekcyjne i organizowane na
pełnej szybkości. Dynamiczne akcje Milanu sprawiały "Blaugranie" mnóstwo
problemów. Obrońcy Barcelony wyglądali jak dzieci we mgle, nie będąc w stanie
nadążyć za akcjami Mediolańczyków. Kontrataki "Rossonerich" były zabójcze i
powodowały duże zagrożenie pod bramką Victora Valdesa. Można śmiało napisać, że
wynik 2:0 jest najniższym wymiarem kary dla słabej, bezradnej tego wieczora
Barcelony.
Po trzecie Milan obnażył Barcelonę, upokorzył w sposób
bezlitosny. Kluczem do tego było całkowite wyłączenie z gry Leo Messiego, który
był cieniem gracza, który czterokrotnie zdobywał Złotą Piłkę. Argentyńczyk non
stop był pilnowany i nie mógł wiele zdziałać w pojedynkach z agresywnie
grającymi zawodnikami Milanu, którzy go podwajali, a czasem nawet potrajali. "La Pulga" kompletnie był
bezradny w starciu z włoskimi obrońcami. Gdy już udawało mu się dojść do
sytuacji strzeleckiej, to wszystkie jego strzały były blokowane. Dawno nie
oglądaliśmy tak słabego Messiego, który nie miał w przekroju całego spotkania
choćby jednej dobrej sytuacji, którą mógłby zamienić na bramkę! Mało tego, cały
zespół hiszpański nie stworzył sobie ani jednej 100 proc. sytuacji do zdobycia
gola. Strzały Xaviego – anemiczny i prosto w ręce Abbiatiego, a także niecelny
Iniesty to jedyne i najpoważniejsze zagrożenia, na jakie było stać Barcę
środowego wieczoru na San Siro!
Po czwarte znakomity występ duetu AC Milan prosto z Ghany:
Sulley Muntari - Kevin-Prince Boateng. Obaj zawodnicy z Afryki zagrali
kapitalne zawody, strzelając po bramce. Prym wiódł zwłaszcza Boateng, który był
najlepszym zawodnikiem na placu gry. Poza golem, Ghańczyk był bardzo aktywny w
ofensywie, raz po raz stwarzając zagrożenie w polu bramkowym Barcelony. Sam
mógł wpisać się na listę strzelców jeszcze raz, kiedy to jego znakomite
uderzenie o centymetry minęło lewy słupek bramki Valdesa. Wydaje się, że
Boateng ma patent na Barcę, ponieważ w ubiegłorocznej edycji Ligi Mistrzów przy
okazji meczu grupowego obu zespołów to właśnie reprezentant Ghany strzelił
jedną z bramek w przegranym 2:3 meczu na San Siro.
Po raz kolejny okazało się, że Barcelona nie jest zespołem z
innej planety, którym większość ekspertów zachwycała się jeszcze przed meczem,
a drużyną, która może być zdominowana przez teoretycznie słabszego rywala.
Natomiast Messi jest tylko człowiekiem, a nie maszyną, który ma prawo mieć
także słabsze mecze i chwile słabości. Milan wykorzystał to w 100 proc. i teraz
to Włosi wydają się być bliżsi awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów przed
rewanżowym meczem, który zostanie rozegrany 12 marca na Camp Nou.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz