piątek, 7 marca 2014

Cienka czerwona linia Manchesteru United

Mina Wayne'a Rooneya (na zdj.) zdaje się mówić wszystko o formie Manchesteru
w sezonie 2013/14, fot. Gordon Flood (CC 2.0)
Kompromitująca postawa MU w Premier League i w pierwszym meczu 1/8 finału LM daje wiele do myślenia i stawia pytanie, czy jest to zmierzch wielkiego teamu, który przeżywał swoją świetność za czasów sir Aleksa Fergusona?

Po pierwszym meczu 1/8 finału rozgrywek LM i porażce 0:2 w wyjazdowym spotkaniu z Olimpiakosem Pireus sytuacja i forma MU jest w stanie opłakanym. Najbliższe dwa ligowe spotkania z West Bromwich Albion i szlagierowo zapowiadające się z Liverpoolem będą ostatnimi sprawdzianami generalnymi przed rewanżem z mistrzem Grecji. W Pireusie nawet przez moment zwycięstwo gospodarzy nie było zagrożone. „Czerwone Diabły” poniosły w pełni zasłużoną i bezdyskusyjną porażkę dwoma bramkami i tylko wygrana na Old Trafford trzema bramkami da awans ekipie Moyesa do ćwierćfinału najcenniejszych rozgrywek klubowych w Europie. 

W czym tkwi zatem niemoc Manchesteru United w rozgrywkach ligowych oraz na arenie międzynarodowej i czy jest jakaś szansa na wydostanie się z tej zapaści?

Wydawało się, że dwumecz z Olimpiakosem Pireus będzie dla MU może nie spacerkiem, ale łatwą przeprawą, z którą poradzi sobie bez żadnych kłopotów. Tymczasem rzeczy inaczej się mają w teorii aniżeli w praktyce. Wielokrotny mistrz Grecji, zespół Olimpiakosu, to rywal solidny, ale nic poza tym. Wyjazdowy mecz na gorącym stadionie w Pireusie dobitnie pokazał, że Czerwone Diabły pod wodzą Davida Moyesa są drużyną w kompletnej rozsypce, zupełnie nieprzypominającej tej z poprzedniego sezonu za kadencji sir Aleksa Fergusona. Skład personalny Czerwonych Diabłów praktycznie się nie zmienił, a ich gra woła o pomstę do nieba. Kibice zgromadzeni na Old Trafford oglądają z wielkim bólem i zadrą w sercu koszmarne mecze swoich ulubieńców. U zawodników nie widać ani zapału, ani woli walki, ani pomysłu na lepszą grę. Jeżeli dodamy do tego kiepską atmosferę w zespole to mamy pełny i klarowny obraz sytuacji. Gracze MU zamiast drużyny stanowią zlepek piłkarzy, którzy wyszli ze sobą po raz pierwszy na mecz i zatracili całkowicie umiejętności piłkarskie. W Pireusie Manchester w całym meczu oddał jeden celny strzał na bramkę Greków. Najlepszym podsumowaniem bezradności wciąż aktualnego mistrza Anglii była sytuacja z końcówki spotkania, kiedy Robin Van Persie zmarnował setkę na zdobycie honorowego gola, bardzo ważnego w kontekście rewanżowego meczu na Old Trafford.

Drużynie Moyesa brakuje przede wszystkim charakteru, zaangażowania, a także zadziorności, które były ich znakiem rozpoznawczym w poprzednich latach, kiedy to wydawałoby się w sytuacji bez wyjścia potrafili odrabiać straty w końcowych fragmentach wielu spotkań, nawet jak im nie szło i przechylali szalę zwycięstw na swoją korzyść. Może to wydawać się niedorzeczne, ale w bieżącym sezonie MU grając przeciwko zespołom ze średniej europejskiej półki, takim jak Olympiakos, Stoke czy też West Bromwich, jest bezradny niczym dziecko zagubione we mgle. Sensacyjne porażki ligowe ze Stoke, Swansea czy Newcastle United są tego najlepszym przykładem.

Ogólnie rzecz biorąc, sezon 2013/14 pod względem statystyk i liczby porażek jest dla Manchesteru druzgocący. Czerwone Diabły w sumie poniosły już 12 porażek we wszystkich rozgrywkach, w tym 8 w samej Premier League! Swoją grą doprowadza fanów do wściekłości, napadów furii, a niekiedy nawet do ciężkich chorób i palpitacji serca. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że obecny sezon w Lidze Mistrzów zakończy się dla MU już na etapie 1/8 finału. Co prawda pozostaje jeszcze rewanż z mistrzami Grecji na Old Trafford, ale obecnie faworytem do awansu wydaje się być Olimpiakos i chyba tylko cud zesłany z niebios i tknięcie w zawodników Moyesa dodatkowych pokładów energii może spowodować, że to ekipa z Old Trafford znajdzie się w ćwierćfinale LM.

Według mnie trzy czynniki świadczą o tym, że MU w tym sezonie popadł w przeciętność i stał się chłopcem do bicia dla niemal każdego zespołu. Po pierwsze, David Moyes, który kompletnie nie radzi sobie na Old Trafford. Szkocki trener od początku sezonu zmaga się z wielką presją. Dodatkowo ma problem z nawiązaniem nici porozumienia z największymi gwiazdami zespołu, czyli Waynem Rooney’em i Robinem Van Persie. Pierwszy z nich będzie grał na Old Trafford przez kolejne 5 lat. Kluczem do pozostania Anglika w Manchesterze jest bajeczny kontrakt na mocy którego ma zarabiać 300 tys. funtów tygodniowo, najwięcej w całej Premier League. Natomiast Van Persie po meczu z Olimpiakosem otwarcie skrytykował cały zespół, co świadczy o tym, że nie czuje się dobrze w czerwonej części Manchesteru i wcale nie jest wykluczone, że w przypadku braku awansu do przyszłorocznej fazy LM będzie chciał opuścić mistrza Anglii.

Po drugie, plaga kontuzji, z którą musi się zmagać Moyes niemal od początku sezonu 2013/14. Notoryczne problemy zdrowotne linii obrony (Jones, Smalling, Evans), pomocników m.in. Younga i Naniego oraz przede wszystkim strzelca wyborowego Van Persiego, który zagrał w zaledwie 16 meczach ligowych (pomimo tego jest najlepszym strzelcem zespołu z 11 golami!).  

Po trzecie, wydaje mi się, że największym problemem dla MU, ale prawdopodobnie całej ligi angielskiej, jest fakt, że jako jedyna na świecie nie ma przerwy w rozgrywkach. Natężenie spotkań jest ogromne, dawka meczów zbyt duża nawet dla zawodowców, co powoduje, że gracze nie mogą się szybko zregenerować i ulegają kontuzjom, które później wymagają długotrwałej rehabilitacji. Dodatkowym czynnikiem jest także przemęczenie, które wiąże się z końską dawką serwowaną czy to w lidze czy w rozgrywkach pucharowych (Liga Mistrzów, Puchar Ligi czy też Puchar Anglii).

Szanse na wydostanie się MU z zapaści upatruję we wzmocnieniu składu czerwonych Diabłów, który przez wiele dobrych lat gra zawodnikami mocno zaawansowanymi wiekowo. Mówię tutaj o Rio Ferdinandzie czy też Nemanja Vidić (po sezonie odchodzi do Interu Mediolan), parę lat temu najlepsza para stoperów PL, a obecnie bardziej przypominająca duet, któremu znacznie bliżej do emerytury i zawieszenia butów na kołku.


MU balansuje na cienkiej czerwonej linii, za którą znajduje się już tylko piekielna otchłań. Światełkiem w tunelu jest z pewnością młodziutki Adnan Januzaj, którego postępy na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy są jednym z największych pozytywów i powodów do optymizmu na przyszłość. Swoimi przebojowymi rajdami i grą bez kompleksów wlewa trochę nadziei w serca fanów MU. Natomiast zawodnikiem, od którego wymaga się zdecydowanie więcej jest Juan Mata, sprowadzony w styczniowym okienku transferowym za rekordowe 37,1 mln funtów! Hiszpan zagrał w barwach MU już w 5 spotkaniach, ale w żadnym z nich nie pokazał pełnego wachlarza swoich umiejętności. Zanotował co prawda 3 asysty ale w MU liczą, że stanie się on liderem linii pomocy, głównym kreatorem gry, od którego będzie się rozpoczynać każda akcja Czerwonych Diabłów. Jednak na razie Hiszpan nie rozpieszcza swoją grą, a jego forma jest daleka od oczekiwań. Nie przeszkodziło to jednak fanom wybrać go na najlepszego zawodnika lutego w swoim zespole. Mata w pozostałych do końca rozgrywek 11 meczach Premier League, a także rewanżowym spotkaniu 1/8 finału LM z Olimpiakosem, ma szansę udowodnić, że nieprzypadkowo był wybierany do najlepszej jedenastki sezonu 2012/13 oraz dwukrotnie był honorowany graczem roku w Chelsea w latach 2012-13. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz