Jedenastki Realu i Barcelony stworzyły niesamowite widowisko, na Santiago Bernabeu, fot. Muhaidib, CC 3.0 |
227. Gran Derbi przeszło do historii i zostanie zapamiętane
na długie lata jako jedne z najlepszych w annałach hiszpańskiego futbolu. Po
niesamowitym spotkaniu zapierającym niemal dech w piersiach, Real Madryt
przegrał z Barceloną 3:4 w 29 kolejce Primera Division.
Mecz obfitował w nieprawdopodobne zwroty akcji, wiele
kontrowersji, kapitalne zagrania i przede wszystkim bramki, których padło aż siedem. Poziom
dramaturgii, rosnąca z każdą minutą temperatura na boisku, a także szalone
tempo sprawiły, że oglądanie tego widowiska było przyjemnością samą w sobie.
Przed rozpoczęciem meczu Real był stawiany w roli faworyta.
Podopieczni Carlo Ancelottiego notowali fantastyczną passę 31 meczów z rzędu
bez porażki, grając w większości spotkań z wielkim rozmachem, efektownie,
porywająco i przede wszystkim skutecznie. Natomiast Barcelona sprawiała
wrażenie zespołu powoli wracającego do wysokiej formy po ostatnich ligowych, zaskakujących
wpadkach z Realem Sociedad i Valladolid.
Widowisko, którym uraczyli nas jedenastki Realu i Barcelony
dobitnie pokazało, że jest to mecz jedyny w swoim rodzaju, taki, podczas
którego, dosłownie „cały świat wstrzymuje oddech”. Trenerzy obu ekip, Carlo
Ancelotti i Gerardo Martino ustawili swoje zespoły bardzo ofensywnie, licząc na
atrakcyjną piłkę, pełną polotu i wymiany ciosów. I rzeczywiście tak było! W
tych szaleńczych szarżach obu drużyn, ciągłym ataku i parciu do przodu była
pasja, wola zwycięstwa, a także bardzo wysoka jakość gry w akcjach ofensywnych.
Szczególnie w oczy rzucało się także tempo tego meczu, momentami wręcz
kosmiczne, a „ułańskie szarże” czy to z jednej, czy z drugiej strony sprawiały
wrażenie, że 227. El Clasico oglądało się niczym najlepszy oscarowy film w
doborowej, gwiazdorskiej obsadzie.
Jedynym mankamentem była jakość gry defensywnej obu
zespołów, które całkowicie zapominały o zabezpieczeniu tyłów własnej bramki.
Błędy w obronie popełniane przez defensorów Realu i "Blaugrany" można by
obdzielić spokojnie na kilka meczów. Najsłabszymi ogniwami spotkania było dwóch
Danich, prawych obrońców hiszpańskich gigantów, ten z Realu Carvajal oraz Alves
z Barcy. Hiszpan miał udział przy co najmniej dwóch straconych bramkach,
natomiast Brazylijczyk był niemiłosiernie ogrywany przez Angela Di Marię, a także
sprokurował karnego (jak pokazały telewizyjne powtórki faul miał miejsce przed
obrębem „szesnastki”), zamienionego na gola przez Cristiano Ronaldo.
Swojego najlepszego dnia nie miał także środkowy obrońca "Dumy Katalonii" Javier Mascherano,
którego niski wzrost i złe ustawianie się we własnym polu karnym zostało w
bezwzględny sposób obnażone przez zawodników Realu. Argentyńczyk zawinił przy
jednym z goli Benzemy. Sytuacja ta pokazała, że Barcelona niczym kania dżdżu potrzebuje
stopera klasy światowej.
Zupełnie inaczej wyglądała jakość gry Madrytczyków i Barcelończyków
w ofensywie. Obie drużyny zafundowały nam niesamowity spektakl, urozmaicony
zagraniami z najwyższej półki. Raz po raz akcje przenosiły się na zmianę z
jednego pola karnego pod drugie. Festiwal niewykorzystanych sytuacji, kolejno
przez Benzemę, Messiego, Bale’a czy też Neymara został zrekompensowany przez
arbitra Undiano Mallenco, który podjął kilka bardzo kontrowersyjnych decyzji
m.in. nie podyktował ewidentnych dwóch rzutów karnych, po jednym dla obu
zespołów, a także wskazał niesłusznie na 11 metr po faulu Dani Alvesa na
Ronaldo, który miał miejsce tuż przed „szesnastką”. Ponadto nie zauważył
celowego stanięcia Busquetsa na twarz Pepe, a także prowokacji Portugalczyka i
uderzenia głową Cesca Fabregasa.
Królewskim w starciu z Katalończykami zabrakło nie tylko
skuteczności i zimnej krwi Karima Benzemy, który zamiast dwóch goli na koncie
powinien mieć co najmniej pięć, ale także nominalnego defensywnego pomocnika,
który bardzo by się przydał w przerywaniu akcji Barcelony i rozbijaniu
ataków ze strony Iniesty, Neymara czy też Messiego.
Ancelotti postanowił w środku pola postawić na niezawodne w
ostatnich tygodniach trio Angel Di Maria – Xabo Alonso – Luka Modrić. Okazało
się to nie do końca dobrym posunięciem. Najlepszy z powyższej trójki i
prawdopodobnie z całej jedenastki Realu w starciu z "Dumą Katalonii" był Di
Maria, którego rajdy po lewej flance boiska siały spustoszenie w szeregach
Katalończyków. Dwie wspaniałe asysty przy bramkach Benzemy, wiele znakomitych dryblingów i szarż
Argentyńczyka w końcowym rozrachunku nie zapewniły choćby punktu. Słowa pochwały należą się także napastnikowi Benzemie, który
ustrzelił dublet. Francuz nie wykorzystał jednak trzech innych stuprocentowych
okazji, które obniżają jego notę.
El Clasico miało swojego niekwestionowanego bohatera Leo
Messiego, który strzelając hat-tricka przeszedł
Podopieczni Gerardo Martino mieli w niedzielny wieczór wielkie powody do zadowolenia, fot. m.caimary, CC 2.0 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz