wtorek, 27 maja 2014

Legia - nagi mistrz Polski z Łazienkowskiej 3

Michał Żyro (na zdj.) to jeden
z najlepszych graczy Legii na wiosnę,
Roger Gorączniak, CC 3.0
Legia Warszawa wywalczyła 10. w swojej historii tytuł mistrzowski. Stało się to bez… wychodzenia na boisko. Wszystko za sprawą Lecha Poznań, który w sobotę bezbramkowo zremisował na własnym obiekcie z Pogonią Szczecin.

Niedzielny mecz z Ruchem Chorzów miał być spotkaniem, w którym legioniści potwierdzą swoją klasę i sięgną w sposób łatwy i przyjemny po trzy punkty. Gracze Jana Kociana dla obrońców tytułu przed rozpoczęciem zawodów utworzyli szpaler. Na trybunach Pepsi Arena zasiadł komplet widzów. Wszystko wydawało się zatem sprzyjać stołecznemu zespołowi.

Od samego początku legioniści grali bardzo niedokładnie, wykonując dużą liczbę dośrodkowań, które nie przynosiły żadnego rezultatu. Znakomite sytuacje strzeleckie marnowali na potęgę, kolejno Rzeźniczak, Radović czy też Jodłowiec. Oglądając niedzielne spotkanie miało się wrażenie, że Legia pogodziła się z losem. Chęci, owszem zawodnikom nie brakowało, ale jakość gry pozostawała bardzo wiele do życzenia.

Największą bolączka i głównym materiałem do przemyśleń na przyszłość (w kontekście europejskich pucharów) dla szkoleniowca wojskowych Henninga Berga powinna być gra obrony, która po raz drugi z rzędu dopuściła do straty dwóch bramek. Dusan Kuciak nie był w stanie obronić karnego wykonywanego przez Filipa Starzyńskiego (10 trafienie w rozgrywkach). Był także bezradny przy główce Piotra Stawarczyka (trzeci gol w bieżącym sezonie Ekstraklasy). Najbardziej gole obciążają konto Bartosza Bereszyńskiego, który w bezsensowny sposób sprokurował rzut karny, zagrywając piłkę ręką oraz Kuby Rzeźniczka. Blondwłosy stoper Legii nie upilnował we własnym polu karnym rosłego obrońcę Niebieskich. Warszawian stać było tylko na honorowego gola autorstwa Radovicia (14 w sezonie) po asyście (także 14) rewelacyjnego wiosną Michała Żyro, który jest liderem tej klasyfikacji.

Porażka Legii 1:2 (pierwsza na własnym stadionie od sierpnia zeszłego roku) nieco popsuła fetę, która trwała do późnych godzin nocnych i przeniosła się najpierw na Starówkę, a następnie na Agrykolę. Po meczu legioniści przejechali odkrytym busem spod samego stadionu na Stare Miasto. Towarzyszył im niezwykle żywiołowo dopingujący tłum fanów.

Legia zdobyła 10. mistrzostwo Polski, ponieważ w ekstraklasie nie miała praktycznie żadnej konkurencji. Do pewnego momentu starał się ją gonić Lech Poznań, ale silna ławka rezerwowych i dużo wyższy budżet były czynnikami, które zadecydowały o tym, że to warszawianie mogli świętować kolejny tytuł.

W wielu spotkaniach Legia mnie nie przekonywała. Często wystarczało zagrać tylko jedną dobrą połowę, w większości przypadków drugą, aby pokonać kolejnych ligowych rywali. Spora liczba wygranych meczów była odniesiona w słabym stylu i przy dużym łucie szczęścia. Oczywiście nie można zabierać zasług i imponującej passy 8 ligowych zwycięstw z rzędu pod wodzą Berga. Swoją cegiełkę do tego mistrzostwa dołożył także Jan Urban, który został z zwolniony z Legii pod koniec roku. 

Statystyki przemawiają za norweskim szkoleniowcem, który prowadził Legię w 14 meczach ligowych. Wygrał z nich aż 10 i po 2 zremisował i przegrał ( włączając w to walkower za spotkanie z Jagiellonią).

Najlepszym meczem Wojskowych w 2014 roku było spotkanie z Wisłą Kraków. Legia urządziła sobie wtedy festiwal strzelecki i odprawiła Krakowian z bagażem pięciu goli. Warszawianie przez pełne 90 minut panowali na boisku i udowodnili, jak duży drzemie w nich potencjał. Rozmach akcji ofensywnych niosący za sobą jakiś nowy element zaskoczenia dla przeciwnika, a przy tym, szybka i kombinacyjna gra pozwoliły odnieść bardzo przekonywujące zwycięstwo. Szkoda, że tak rzadko mogliśmy oglądać Legię grającą z takim polotem i zaangażowaniem.

Berg rzadko rotował składem, w którym niemal przez całą rundę radził sobie bez nominalnego napastnika, z Radoviciem na szpicy. Co ciekawe, wariant ten był bardzo dobrym rozwiązaniem, a Serb z polskim paszportem na 2 kolejki przed końcem rozgrywek ma na koncie już 14 trafień.

Do końca sezonu zostały dwa mecze , które dla Legionistów będą już tylko „meczami sparingowymi” i głównym przetarciem przed eliminacjami Ligi Mistrzów, które rozpoczną się już w drugiej połowie lipca.

Podopieczni Berga mistrzostwo zdobyli w cuglach, jednak swoją grą nie rozpieszczali kibiców. Na skuteczną grę w lidze to starczyło, jednak na puchary może okazać się za mało. Cały sztab Legii ma niecałe dwa miesiące, aby dokonać kupna wartościowych i solidnych piłkarzy, którzy pomogliby wywalczyć awans, jeśli nie do fazy grupowej Ligi Mistrzów, to przynajmniej do Ligi Europy. Czy nagi mistrz krajowego podwórka założy szaty (w tym wypadku poczyni wzmocnienia), które pomogą zaprezentować się z dobrej strony na europejskiej arenie?

Artykuł został opublikowany na portalu neomedia.info.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz