Źródło: Roger Gor, CC 3.0 |
Reprezentacja Polski cudem wydarła Szkocji, wydawałoby się
niemal pewne, zwycięstwo w 9. kolejce el. Euro 2016. Ciężki i bardzo
fizyczny mecz z teamem Gordona Strachana dobitnie pokazał, że Polacy w
swojej grze mają wiele mankamentów, które budzą duży niepokój przed
niedzielnym, decydującym spotkaniem z Irlandią w bitwie o bilety na
przyszłoroczne Mistrzostwa Europy do Francji. W Glasgow wyrównującego
gola zdobył w ostatnich sekundach czwartej doliczonej minuty gry, będący
w ostatnich tygodniach w niesamowitej formie strzeleckiej, Robert
Lewandowski. Aż strach myśleć, co by się stało, gdyby ta bramka dla
Biało-Czerwonych nie padła.
Poniżej przedstawiamy 5 niepokojących objawów kadry Nawałki, które nie wróżą dobrze przed ostatnim, arcyważnym meczem z Irlandią w eliminacjach Euro 2016:
Doskonałym podsumowaniem wczorajszego meczu Szkocji z Polską niech będzie komentarz dziennikarza Tomasz Włodarczyka, który opublikował na twitterze:
Poniżej przedstawiamy 5 niepokojących objawów kadry Nawałki, które nie wróżą dobrze przed ostatnim, arcyważnym meczem z Irlandią w eliminacjach Euro 2016:
1. Niepewna lewa obrona.
Nie był to najlepszy występ Macieja Rybusa, który nie dość, że szybko
złapał żółtą kartkę, to często nie nadążał za szybkimi Szkotami,
organizującymi często ataki lewą flanką. To właśnie po tej stronie
boiska padł drugi gol dla Szkocji. Być może wpływ na słabszą dyspozycję
gracza Tereka Grozny miała kontuzja, która przez parę dni przed meczem
mu doskwierała. Rybus był jednym z najsłabszych punktów polskiego
zespołu i zdecydowanie odstawał fizycznie od pozostałych swoich kolegów z
bloku obronnego. Nie prezentował świeżości i odpowiedniej jakości.
Wobec tego został zmieniony dopiero w 71. minucie przez Jakub
Wawrzyniaka. Czy aby nie za późno?
2. Brak efektywnej współpracy prawego skrzydłowego Kamila Grosickiego z pozostałymi kolegami.
Pomocnik Rennes także nie może zaliczyć spotkania ze Szkotami do
udanych. Niby Grosik się starał, wychodził na pozycję, próbował się
pokazywać i korzystać z wolnych przestrzeni na boisku, jednak to nie był
ten sam piłkarz, co podczas poprzednich spotkań kadry. Po pierwsze,
szwankowało u niego dokładne dogrywanie piłki do dobrze ustawionych
partnerów, a po drugie - skuteczność, która nigdy nie była raczej jego
mocna stroną. Grosicki miał obowiązek zdobyć gola w drugiej połowie,
kiedy kapitalnym mierzonym podaniem popisał się Łukasz Piszczek. Centra
prawego defensora Biało-Czerwonych była tak dokładna, że pomocnikowi
Rennes nie pozostawało nic innego, jak tylko dobrze przyłożyć głowę, aby
strzelić bramkę. Niestety całą sytuację zmarnował koncertowo.
3.
Szybkie zniechęcenie się Biało-Czerwonych, spadek morale i większość
akcji konstruowanych bardzo niechlujnie przez niemal całą drugą połowę.
Po stracie gola do szatni na 1:1, w dodatku po pierwszym celnym strzale
Szkotów w ciągu 45 minut, z Polaków jakby zeszło powietrze. Ambicji co
prawda nie można było im odmówić, ale już jakość gry i zaangażowanie
były na dużo słabszej intensywności, niż niemal przez całą pierwszą
część meczu. Dodatkowo niski poziom koncentracji i proste straty piłki
doprowadziły do kuriozalnej sytuacji. Po rzucie wolnym wykonywanym przez
Polaków piłkę błyskawicznie przejęli Szkoci i wyszli na prowadzenie
2:1. Można zatem napisać, że Polacy chcieli aż za bardzo, jednak
niedbalstwo przy wyprowadzaniu akcji i zbytni pośpiech doprowadziły do
katastrofy.
4. Szczęście zawsze sprzyja lepszym, ale czy rzeczywiście tym razem też tak było?
Według mnie Polacy lepiej prezentowali się w pierwszej połowie,
natomiast druga była już zdecydowanie pod dyktando Szkotów. Polacy dali
się niepotrzebnie zepchnąć do obrony i przy tym popełniali proste błędy.
Wielki fart nasi reprezentanci mieli przy strzale Stevena Naismitha,
który nie zdołał odpowiednio ułożyć stopy i zdobyć gola w
stuprocentowej sytuacji. Ponadto, gdyby nie kuriozalna akcja z ostatnich
sekund meczu - zakończona szczęśliwym wyrównaniem Polski - to Szkoci
dalej biliby się o baraże do Euro 2016, a kadra Nawałki nie byłaby pewna
nawet tego, że się w nich znajdzie!
Dzięki
Robertowi Lewandowskiemu głęboko odetchnęliśmy z ulgą i nerwowo, w
wielkim stresie i podniesionym poziomem adrenaliny, oczekujemy
niedzielnego meczu z Irlandią. Na stadionie Narodowym nie będzie już
można sobie pozwolić na żaden margines błędu czy też łut szczęścia.
Kadrze Nawałki co prawda wystarczy remis 0:0 albo 1:1, aby
zakwalifikować się do przyszłorocznego czempionatu, jednak minimalizm i
granie na nierozstrzygnięty wynik może skończy się tragedią. Zatem
apeluję do trenera reprezentacji Polski i naszych kadrowiczów, aby
wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności, potraktowali ten mecz jako
coś najważniejszego w życiu i dążyli do nieustannych ataków, aby
przypieczętować awans do upragnionego Euro 2016, które cały czas zależy
tylko od nich i w dalszym ciągu jest na wyciągnięcie ręki.
5. Brak odpowiednich zmienników w formacji ofensywnej.
Wszystkie roszady przeprowadzane przez Adama Nawałkę miały raczej
charakter defensywny. Za kontuzjowanego Milika wszedł Tomasz Jodłowiec,
wspomnianego powyżej Rybusa zmienił Wawrzyniak, natomiast za
Błaszczykowskiego pojawił się na placu gry Paweł Olkowski, na co dzień
defensor FC Koeln. Zastanawiającym faktem jest to, że na ławce
przesiedzieli cały mecz zawodnicy o usposobieniu ofensywnym, czyli Karol
Linetty, Artur Sobiech czy Sebastian Mila. Niewątpliwie musi martwić,
że są to w tej chwili jedyni gracze formacji atakującej, którymi
dysponuje nasz selekcjoner. Poza kadrą na mecz ze Szkocją znalazł się
Sławomir Peszko, który, podobnie jak Mila, nie ma ostatnio dobrego
okresu w Lechii Gdańsk. Słaba forma rezerwowych musi niewątpliwie
niepokoić, ponieważ w meczu z Irlandią, przy niekorzystnym obrocie
spraw, właśnie tak ważna będzie mocna ławka rezerwowych, aby wpuścić
wartościowego zawodnika na boisko, który mógłby zaskoczyć Irlandyczków.
Dzien dobry. Po wczorajszym thillerze obudzilem sie z piec lat starszy. I siwych wlosow na skroniach jakby wiecej.
— Tomasz Włodarczyk (@wlodar85) październik 9, 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz