piątek, 23 października 2015

LE: remis Legii z Club Brugge niczym porażka

Legia Warszawa, po bezbarwnym spotkaniu pełnym błędów, nonszalancji i długich przestojów, zaledwie zremisowała z Club Brugge 1:1, w 3. kolejce Ligi Europy. Podział punktów z Belgami ogranicza do minimum szansę Warszawian na wyjście z grupy. 

źródło: Илья Хохлов, CC 3.0
Legia przystąpiła do starcia z wicemistrzem Belgii w identycznym składzie, jak kilka dni wcześniej w ligowym meczu z Cracovią.
Taktyka obrana przez Stanisława Czerczesowa nie okazała się zbawienna dla Legionistów i nie niosła za sobą takiego zagrożenia, jak miało to miejsce zaledwie cztery dni wcześniej na ligowym podwórku.

Już od pierwszych minut meczu zaczęła zarysowywać się coraz większa przewaga zespołu z Brugii, który narzucił swój styl gry i raz za razem, z dziecinną łatwością, przedostawał się na połowę Legii poprzez szybkie kontry i koronkowe akcje, w których prym wiodło trio Izquierdo – Diaby – Vossen.

Natomiast drużyna ze stolicy miała ogromne problemy z konstruowaniem składnych ataków na połowie rywala. Bardzo kłuły w oczy proste straty, niedokładne podania, a także brak odpowiedniego wyczucia i tempa w rozegraniu.

Podopieczni Michela Preud’homme’a, byłego znakomitego bramkarza m.in. Standardu Liège i Benficy Lizbona, nadawali ton wydarzeniom na boisku przy ul. Łazienkowskiej 3. Przebieg spotkania wyglądał tak, jakby to Brugia grała u siebie, a Legia była gościem. Wicemistrz Belgii stwarzał sobie bardzo dużo klarownych okazji, ale w decydujących momentach brakowało dokładności, szczęścia albo na przeszkodzie stawał bramkarz Wojskowych, Dušan Kuciak.

Dużo lepiej pod względem fizycznym wyglądała drużyna Club Brugge. Legioniści nie nadążali za akcjami gości, a ponadto wszystkie formacje trenera Preud’homme’a bardzo inteligentnie przemieszczały się po boisku, płynnie współpracując ze sobą, czego nie można napisać o grze Legii. Podopieczni Czerczesowa nie dość, że dali się wyprzedzać i nie nadążali za dynamicznymi belgijskimi piłkarzami, to w dodatku brakowało im pewności siebie i zdecydowania w prostych sytuacjach, chociażby przy wybiciach piłek z własnego pola karnego.

39. minuta przyniosła więc zasłużoną bramkę dla wicemistrza Belgii. Po rzucie rożnym Brandon Mechele doszedł do sytuacji strzeleckiej. Jego uderzenie obronił Kuciak, ale przy dobitce Davy’ego De Fauwa słowacki bramkarz powinien zachować się lepiej. Z pewnością częściowo ponosi winę za utratę gola.



W 43. minucie, gdyby nie nonszalancja i niefrasobliwe zachowanie Jose Izquierdo, byłoby prawdopodobnie „po meczu”. Kolumbijczyk w sytuacji sam na sam minął golkipera Legii, ale jego zbyt lekkie uderzenie wybił z bramki, będący jednym z najlepszych w szeregach Legionistów, Igor Lewczuk.

O pierwszej połowie meczu gospodarze powinni zapomnieć, ponieważ – delikatnie mówiąc – ich gra była na bardzo niskim poziomie. Za najlepszy komentarz podsumowujący 45 minut gry Legionistów może posłużyć tweet jednego z dziennikarzy stacji NC+:
Druga połowa i wstrząśnięcie zespołem w szatni przez Czerczesowa przyniosło szybkie efekty. W 51 min. do wyrównania doprowadził Michał Kucharczyk po bardzo ładnej i jednej z niewielu składnych akcji Warszawian w przekroju całego meczu. Piłkę znakomicie rozprowadził Tomasz Jodłowiec, który prostopadłym podaniem uruchomił Ivana Tričkovskiego (wprowadzonego po przerwie). Macedończyk idealnie dograł do skrzydłowego Legii, któremu nie pozostało nic innego, jak wpakować piłkę do siatki.



Legia wyraźnie się ożywiła w drugiej części gry i szybko chciała pójść za ciosem. Strzał Jodłowca z 62. min. z wielkim trudem obronił golkiper przyjezdnych, Sébastien Bruzzese. Gdy podczas pierwszych 45 minut Legioniści razili nieporadnością, a także byli zbyt bojaźliwi, to na drugą połowę wyszli z determinacją, większym zaangażowaniem, pazurem i chęcią przechylenia wyniku na swoją korzyść. Zaczęli stwarzać dobre okazje, prezentując przy tym więcej ruchu i dynamiki w konkretnych akcjach, pokazując się częściej do gry, oraz atakować większą liczbą graczy, niż miało to miejsce w pierwszej połowie, gdy Nemanja Nikolić nie miał żadnego wsparcia wśród kolegów.
Należy zwrócić także uwagę na fakt, że druga linia Belgów wyglądała znacznie lepiej, niż Legionistów. Wicemistrzowie Belgii notowali więcej odbiorów, byli bardziej agresywni. Natomiast podopieczni Czerczesowa pozostawiali zbyt dużo swobody graczom Preud’homme’a, irytowały także zbyt duże odległości pomiędzy poszczególnymi piłkarzami formacji środka pola polskiego zespołu.

Legia, ponadto, nie miała żadnego pożytku z gry długimi przerzutami do osamotnionego Nikolicia, który tego dnia był zupełnie bezproduktywny. Większość takich zagrań kończyła się stratą.
Dużo większą korzyść i zagrożenie dla bramki wicemistrza Belgii dawały akcje Legii po ziemi – właśnie w ten sposób padł wspomniany wyżej gol wyrównujący. Irytować mogły zbyt duże przestoje oraz brak stabilizacji i ciągłości we współpracy pomiędzy poszczególnymi graczami wicemistrza Polski.
Podsumowując, Legia rozegrała bardzo nierówne, szarpane spotkanie. W pierwszej połowie wyglądała koszmarnie, natomiast druga przyniosła tylko przebłyski, momenty gry na zadowalającym poziomie. Ale powiedzmy sobie szczerze – klub ze stolicy nie zasłużył na wygraną. Remis Legii z Brugge praktycznie przekreśla szanse polskiego zespołu na awans do 1/16 finału Ligi Europy. Zbyt defensywne i mało odważne podejście w pierwszej części gry oraz kilka udanych zagrań w drugiej to znacznie poniżej oczekiwań i potencjału zespołu z Warszawy. Zabrakło argumentów piłkarskich i umiejętności, a na dobrych chęciach się skończyło. Wymęczony remis 1:1 z wicemistrzem Belgii mocno komplikuje Legionistom sytuację w grupie, bowiem po trzech meczach tracą aż pięć punktów do zajmującego drugą pozycję w tabeli Midtjylland.
Opublikowany tekst oraz wiele innych można także przeczytać na nowym portalu sportowym NaszFutbol.com.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz