Z zespołu, który kilka miesięcy
temu zachwycał w Premier League, pozostało już tylko wspomnienie.
Jeszcze w styczniu ekipa Stoke City mogła poważnie myśleć o grze w
przyszłorocznej edycji Ligi Europy. Podopieczni Marka Hughesa zajmowali
wówczas 10. pozycję w Premier League z 29 oczkami na koncie, tracąc
zaledwie 4 punkty do piątego Manchesteru United. Od tego momentu czas
dla klubu z Britannia Stadium jakby się zatrzymał, a boiskowa
rzeczywistość brutalnie zweryfikowała ich możliwości. Obecnie The Potters mają jeden cel – zająć miejsce w Top 10.
źródło: Wikimedia Commons, CC 2.0, Ronnie Macdonald |
Po pierwsze, przed sezonem ekipa Stoke City absolutnie nie była
typowana do zajęcia miejsca premiowanego awansem do przyszłorocznej fazy
europejskich pucharów. Oczekiwania w klubie, a także wymagania
fanów względem zespołu były jednak zawieszone poprzeczkę wyżej, ze
względu na pobicie w poprzedniej kampanii dorobku punktowego. W obecnym
sezonie 2015/16 wszystko układało się wzorowo aż do połowy stycznia,
kiedy ekipa ze Stoke-on-Trent mogła śmiało myśleć o pobiciu swojego
rekordowego wyniku. Między 23 stycznia a 6 lutego nagle mechanizm
ofensywny przestał funkcjonować, a drużyna z Britannia Stadium poniosła
trzy porażki z rzędu, dodajmy, że niezwykle dotkliwe, w identycznych
rozmiarach 0:3, kolejno z Leicester City, Manchesterem United oraz
Evertonem.
— Viand af (@Viand_Af) 30 kwietnia 2016
Następne spotkania przyniosły
diametralną zmianę, bo gracze Hughesa wrócili na ścieżkę zwycięstw,
pokonując AFC Bournemouth, Aston Villę i Newcastle United. Zafundowali
tym samym swoim kibicom prawdziwy rollercoaster. Wydawało się zatem, że
pożar został ugaszony i trzy kolejne wygrane dadzą zespołowi nowy
impuls, aby kontynuować tą passę. Prawdziwy koszmar dla zespołu Stoke
City nastąpił w marcu. Od piątego dnia tego miesiąca aż do dzisiaj The Potters
z 8 meczów wygrali zaledwie jeden i w tabeli osunęli się na 10.
miejsce. Dodatkowo ostatni triumf odnieśli niecałe 2 miesiące temu,
kiedy potrafili ograć Watford FC. Obecnie notują niechlubną passę 5
meczów z rzędu bez porażki, a więc serię, która w tym sezonie jeszcze im
się nie przytrafiła.
Po drugie, nagła obniżka formy niemal każdego gracza z ofensywnego kwartetu.
Jedynym piłkarzem, do którego nie można zgłaszać absolutnie żadnych
zastrzeżeń jest Marko Arnautović. Austriak rozgrywa na boiskach Premier
League sezon życia. Jego dorobek wygląda imponująco – 11 goli i 5
ligowych asyst.
Marko Arnautović has been directly involved in 16 goals for Stoke this season (11 goals & 5 assists).— Squawka Football (@Squawka) 30 kwietnia 2016
Key man. pic.twitter.com/euFgZA0vdY
Natomiast co można powiedzieć o jego kolegach z formacji ofensywnej?
Niewiele dobrego. Ibrahim Affelay kolejny raz rozmienił się na drobne.
Holender w 24 występach ligowych zdobył zaledwie dwa gole i zanotował 2
asysty, po czym doznał zerwania wiązadeł w kolanie i granie w piłkę tym
roku kalendarzowym ma już z głowy. Z kolei sprowadzony za rekordową w
historii Garncarzy sumę Xerdan Shaqiri od stycznia mocno
obniżył loty. Filigranowy pomocnik w tym czasie zdobył zaledwie jednego
gola i podwoił liczbę otwierających podań do zaledwie 6. Mocno zaczęły
także irytować jego nieudane dryblingi, które kończyły się stratą, a
piłka często grzęzła w gąszczu nóg obrońców rywali.
Niewiele lepiej wygląda pozycja Bojana
Krkicia. Hiszpan w ciągu niemal 5 miesięcy trafił do siatki 2 razy i
przestał cieszyć się zaufaniem trenera. W ostatnich 12 meczach
skrzydłowy rozpoczynał spotkanie w wyjściowej jedenastce zaledwie trzy
razy. W dwóch kolejnych meczach z Manchesterem City i
Sunderlandem wychowanek La Masii nie podniósł się z ławki choćby na
chwilę.
Sam Bojan wyraża swoje niezadowolenie i jest mocno zaskoczony tym, że poszedł w ostatnich tygodniach w odstawkę. Trener The Potters wyjaśnia powody takiej decyzji na łamach angielskiego dziennika „Daily Mail”:
„Niektóre mecze są dla niego dobrą opcją, a inne nie. To wpływa na Bojana. Z pewnością mecz z Sunderlandem był takim, w którym czułem, że nie będzie on w stanie położyć swojego stempla na grze ekipy. Ale to nie zmienia tego, że uważam go za gracza mogącego mieć wpływ na naszą przyszłość w innych meczach. To było tylko jedno spotkanie, w którym czuliśmy, że jego poszczególne umiejętności nie będą potrzebne” – powiedział Hughes
Jednym z powodów odsunięcia Bojana w
ostatnich tygodniach na boczny tor, oprócz słabej dyspozycji, może być
też fakt, iż potrzebował dużo czasu, aby powrócić do pełnej sprawności
po uszkodzeniu więzadeł w kolanie i długiej pauzie od styczna do lipca
zeszłego roku. Jednak z drugiej strony, w pierwszej części sezonu
Hiszpan wiele razy spisywał się naprawdę dobrze. Był kluczowym piłkarzem
choćby w zwycięskiej konfrontacji z Manchesterem United, ale zbyt
często jego gra podlegała dużym wahaniom formy. Główny problem ma
znacznie głębsze podłoże i wydaje się, że mogą być to sprawy związane z
mentalnością byłego piłkarza Barcelony, który rzeczywiście ma przebłyski
świetnej gry, ale częściej pokazuje swoje drugie, niezwykle chimeryczne
oblicze.
Po trzecie, indolencja strzelecka napastników. Sam
Mark Hughes zdaje się dostrzegać ten kłopot i w wielu meczach rotuje
ustawieniem z przodu. W ostatnich 3 spotkaniach ligowych korzystał z
usług trzech różnych piłkarzy na szpicy. Po klęsce z Tottenhamem, gdzie
rolę tą pełnił Bojan, w meczu z Manchesterem City grał już Joselu,
natomiast z Sunderlandem swoją szansę otrzymał Peter Crouch.
Zaawansowany wiekowo snajper jest coraz rzadziej wykorzystywany z uwagi
na to, że styl The Potters ewoluował i w głównej mierze opiera
się na grze zakładającej częstą wymianą piłki między zawodnikami i
stosowanie podań po ziemi, a nie długich przerzutów, które bardziej
odpowiadają charakterystyce rosłego napastnika Garncarzy.
Trener The Potters próbuje
różnych wariantów, ale póki co żaden z nich nie przynosi efektów. W tym
sezonie zdarzały się już nawet eksperymenty z Biramem Dioufem na
skrzydle oraz Gianellim Imbulą czy Charliem Adamem na na pozycji
ofensywnego pomocnika. Wszystkie próby i ostatnie taktyczne zawirowania w
ekipie z Britannia Stadium są jednak do zapomnienia.
Po czwarte, bardzo niska wydajność Stoke City w ataku. Ekipa The Potters
stwarza niewiele stuprocentowych okazji bramkowych, co wpływa na
znikomą liczbę trafień w przekroju całego sezonu Premier League. W 36
meczach gracze Hughesa zdobyli zaledwie 38 goli (mniej niż znajdujący
się w strefie spadkowej Sunderland!), co daje im 13. miejsce w tej
klasyfikacji spośród całej ligowej stawki. Bardzo blado wygląda także
statystyka oddawanych średnio strzałów w czasie jednego meczu. Klub ze
Stoke-on-Trent (11,1 uderzeń na spotkanie) wyprzedza zaledwie trzy
ekipy: Norwich City (10,9), Aston Villę (10,4) oraz West Bromwich Albion
(10,1).
Źródło: Squawka.com |
Po piąte, poważna kontuzja podstawowego bramkarza Garncarzy – Jacka Butlanda.
Reprezentant Anglii złamał kostkę pod koniec marca i czeka go dłuższa,
kilkumiesięczna przerwa. Od czasu, gdy 22-latek doznał urazu w
towarzyskim meczu reprezentacji Synów Albionu z Niemcami, gra
drużyny z Britannia Stadium mocno kuleje. Wśród jego zastępców nie tylko
nie ma wartościowego zmiennika, ale pech dopadł także drugiego
golkipera, najstarszego w całej kadrze Stoke Shay’a Givena, liczącego
już 40 wiosen. Irlandczyk zdołał dopiero co wskoczyć między słupki i
doznał urazu pachwiny. W sumie w 2 meczach puścił aż 6 goli. Zastąpił go
nominalnie trzeci bramkarz Jakob Haugaard, który w 4 meczach ani razu
nie zanotował czystego konta, wyciągając piłkę z siatki aż 9 razy.
Strata Butlanda, który był pewnym punktem ekipy Marka Hughesa jest
bardzo odczuwalna, bowiem młody Anglik, typowany przez wielu na następcę
Joe Harta w reprezentacji Anglii, nie tylko popisywał się kapitalnymi
paradami i nie popełniał prostych błędów, czego nie można powiedzieć o
duńskim golkiperze, ale także w aż 10 meczach zagrał na zero z tyłu. W
sumie obaj zmiennicy Butlanda dali się pokonać aż 15 razy, natomiast
podstawowy bramkarz Stoke 37 razy sięgał po piłkę do siatki.
Źródło: Squawka.com |
Po szóste, brak napastnika z
prawdziwego zdarzenia, klasycznej „9”, która w sezonie byłaby w stanie
strzelić co najmniej 10 bramek. Oczywiście Mark Hughes w miarę
możliwości do tej roli wyznaczał Jonathana Waltersa (5 goli i 3 asysty)
czy też Petera Croucha (bez gola w całym sezonie!), ale bez wątpienia
pozycja środka ataku jest w ekipie The Potters najsłabiej
obsadzona. Ani Joselu, ani Birame Diouf nie dają odpowiedniej jakości w
ofensywie. Pytanie na dziś brzmi zatem, kto mógłby wzmocnić Stoke City
przed nowym sezonem, będąc gwarantem kilkunastu bramek?
Ostatni remis z Sunderlandem i długimi
fragmentami niezwykle toporny styl gry – granie długich diagonalnych
przerzutów w stronę Petera Croucha – sprawił, że zamiast wykonać krok do
przodu, ekipa Stoke zrobiła dwa do tyłu. O niesamowitym spotkaniu z
końcówki grudnia zeszłego roku z Evertonem (wygrana 4:3 na Goodison Park
– przyp. red.), kiedy podopieczni Hughesa momentami przeprowadzali
akcje niemal jak z Play Station, już nikt nie pamięta. Obecnie trzeba
zejść z obłoków na ziemię i znaleźć z tej sytuacji rozwiązanie.
Wydaje się, że problem mogłoby
zlikwidować przyjście na Britannia Stadium skutecznego snajpera.
Ostatnie plotki transferowe mówią o zainteresowaniu ze strony włodarzy
ekipy Garncarzy usługami Munasa Dabbura. Reprezentant Izraela
od trzech sezonów występuję w szwajcarskim Grasshopper Zurich, gdzie
stanowi o sile ofensywnej klubu z Super League. W 77 meczach ligowych
zdobył dla Koników Polnych aż 40 bramek! W trwającym sezonie
jest najlepszym snajperem całej ligi szwajcarskiej z dorobkiem 18
trafień. 23-latek wyceniany jest na 10 mln £.
Na koniec warto jeszcze odnieść się do ostatniego meczu, zaledwie
zremisowanego przez Stoke 1:1 ze znajdującym się w strefie spadkowej
Sunderlandem. Powyższe spotkanie dobitnie pokazało, że gra The Potters
wymaga stabilizacji i zdecydowanego zerwania z wizerunkiem siermiężnej
gry. Grafika przedstawiona w stacji BBC Sport, pokazująca
częstotliwość przeprowadzania przez Stoke akcji m.in. za pomocą długich,
górnych podań, wcale nie musi być traktowana wyłącznie w kategoriach
ciekawostki. Z jednej strony można dojść do wniosku, że to szukanie gry,
która stanowi niejako akt desperacji wobec słabej formy ofensywnej osi
zespołu, a z drugiej – element nieprzynoszący korzyści, który niezbyt
często, ale jednak jest jeszcze wykorzystywany w grze zespołu z
Britannia Stadium.
źródło: BBC Sport |
Ostatnie dwa mecze ligowe Stoke City bez kilku kontuzjowanych
zawodników, m.in. Jacka Butlanda, Glena Johnsona czy też Johna Waltersa,
będą niejako pewnym poligonem doświadczalnym, aby przetestować nowe
warianty taktyczne, które można będzie wdrożyć i ewentualnie zastosować
już w sezonie 2016/17. Odpowiedzą one także na pytanie, czy podopieczni
Hughesa utrzymają miejsce w pierwszej „dziesiątce” Premier League.
Tekst ukazał się również na portalu NaszFutbol.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz