piątek, 20 maja 2016

Wielki Sam Allardyce, nie tylko ze względu na gabaryty

W środowisku piłkarskim na Wyspach jest wielu barwnych trenerów, ale jeden z nich zasługuje na szczególną uwagę i wyróżnienie. Pracujący w Premier League Sam Alladyce nigdy nie uchodził za wybitnego fachowca. Styl jego pracy od zawsze pozostawiał wiele do życzenia, ale co najważniejsze przynosił konkretne rezultaty. Bez względu na krążące na temat „Big Sama” opinie, płynące ze strony kibiców, najświeższym przykładem jego skutecznych metod szkoleniowych jest postawa Sunderlandu, który pod wodzą Allardyce’a zdołał cudem uratować ligowy byt. Co takiego ma zatem w sobie 61-letni trener, który swoimi gabarytami, ale przede wszystkimi wynikami, na każdym kroku potwierdza, że jest wielki?

źródło: Egghead06, CC 4.0
Uratowanie przed spadkiem Sunderlandu oznacza, że Allardyce zadał kłam wszystkim statystykom i po raz kolejny udowodnił, że kto jak kto, ale on potrafi wyjść z opresji i zakończyć sezon pozytywnym wynikiem. Stadium of Light jest kolejnym miejscem pracy szkoleniowca w sięgającej już 25 lat karierze trenerskiej, gdzie dokonał nie lada wyczynu. Sympatyczny Anglik wciąż może się pochwalić tym, że z żadnym klubem, który prowadził, nie spadł Premier League. W obecnym, zakończonym już sezonie 2015/16 Sunderland bardzo długo balansował na krawędzi, ale „Big Sam” okazał się lekarstwem na kłopoty Czarnych Kotów i wybawił ich z opresji na ostatniej prostej.
Trzeba wziąć pod uwagę to, że nieustanna presja i oczekiwania kibiców nie ułatwiały mu tego zadania nawet przez chwilę. Allardyce udowodnił, że nie przez przypadek przylgnęła do niego łatka faceta, który w każdym obejmowanym klubie dokonywał poprawy gry zespołu, natomiast gdy opuszczał swoje dotychczasowe stanowisko pracy, to jego byli podopieczni niemal zawsze notowali regres. Jedynym wyjątkiem jest West Ham United, który za sprawą Slavena Bilicia zajął doskonałe 7. miejsce na mecie dopiero co zakończonego sezonu ligowego. Zresztą chorwacki trener Młotów uważa, że Allardyce położył swoje podwaliny pod największy sukces WHU w Premier League od sezonu 1998/99, kiedy ekipa z Boleyn Ground uplasowała się na 5. miejscu w lidze.
„Kochałem ten sezon. Oczekiwaliśmy, że będzie dobrze. Sam zostawił mi niezłą ekipę i doskonale zorganizowaną. To jest właśnie to, co Allardyce robi najlepiej: organizacja i stabilność” Slaven Bilić
Allardyce w przeszłości prowadził również takie kluby jak Bolton Wanderers, Newcastle United czy Blackburn Rovers. Wszystkie wymienione ekipy broniły się przed spadkiem, a „Big Sam” podołał wyzwaniu za każdym razem, ratując je przed niechybną relegacją.

Źródło: DailyMail
W ostatnim sezonie, już w Sunderlandzie (aż 237 dni spędzonych w strefie spadkowej – przyp. red.), historia zatoczyła koło po raz kolejny. Czarne Koty dzięki fenomenalnej postawie w ostatnich 6. kolejkach Premier League (3 zwycięstwa i 3 remisy) zapewniły sobie rzutem na taśmę utrzymanie, zajmując ostatnią bezpieczną, 17. pozycję, z przewagą dwóch punktów nad zdegradowanym Newcastle United. Kibice nie mogli więc nie docenić pracy wykonanej przez menedżera rodem z Dudley.
Co takiego wyjątkowego ma Allardyce, że potrafi sobie zjednać zespół, a jego podopieczni, będący w wydawałoby się beznadziejnej sytuacji, bez żadnych szans na utrzymanie, potrafią nagle złapać wiatr w żagle i dopłynąć do mety na bezpiecznej pozycji?

Po pierwsze, mądre ruchy transferowe. Allardyce objął Sunderland 9 października 2015 roku, po zdymisjonowaniu Dicka Advocaata, gdy zespół okupował 19. pozycję w lidze. „Big Sam” błyskawicznie po przyjściu na Stadium of Light przystąpił do działania. Zdawał sobie sprawę z tego, że kadra Sunderlandu wymaga natychmiastowych wzmocnień, aby myśleć o utrzymaniu. Do zespołu Czarnych Kotów sprowadzono, niemającego żadnych szans na grę w Bayernie Monachium, obrońcę Jana Kirchhoffa za 750 tys. £, pomocnika Wahbiego Khazriego z Bordeaux za 9 mln £ – jednego z najlepszych asystentów w Ligue 1 oraz środkowego defensora Lorient, Lamine Koné za 6 milinów €, który okazał się bohaterem kluczowego meczu w walce o utrzymanie, z Evertonem (wygrana 3:0 po dwóch golach piłkarza pochodzącego z WKS – przyp. red.).
„Myślę, że wkład graczy sprowadzonych w zimowym okienku transferowym był ogromny. Wyniki osiągane po porażce aż 2:6 z Evertonem (w listopadzie 2015 r. – red.)  pokazują, jak daleko posunęliśmy się do przodu. To były długie miesiące, szczególnie od momentu, kiedy sprowadziłem w styczniu nowych graczy” – tak Allardyce podsumował wzmocnienia Sunderlandu.
Po drugie, atmosfera. „Big Sam” z piłkarzy, których miał do dyspozycji i sprowadzonych zimą, stworzył ekipę zjednoczoną, grupę graczy, która poszłaby za sobą w ogień. Anglik naznaczył im jeden wspólny cel, z prostą filozofią – utrzymać się. Bez wątpienia nie byłoby Sunderlandu w angielskiej elicie, gdyby nie fenomenalna forma najlepszego snajpera Czarnych Kotów – Jermaine’a Defoe. 33-letni napastnik zdobył aż 15 bramek (w tym 13 od przyjścia Allardyce’a!) i był jednym z ojców sukcesu, za jaki trzeba uznać utrzymanie klubu ze Stadium of Light w Premier League.
Po trzecie, solidna defensywa. Dla 61-letniego szkoleniowca Sunderlandu od zawsze priorytet stanowiło zbudowanie zespołu, zgodnie ze znanym w środowisku powiedzeniem, „od tyłu”. Pomimo że początki jego pracy na Stadium of Light nie wyglądały zbyt dobrze – Czarne Koty traciły mnóstwo bramek, m.in. aż 6 z Evertonem, po 3 z Chelsea i Arsenalem oraz 4 z Manchesterem City – to z biegiem czasu gra linii obronnej uległa znacznej poprawie. Progres nastąpił już od początku 2016 roku. Od tego czasu tylko raz zdarzyło się w meczu ligowym, aby Sunderland schodził do szatni, po przegranym bądź zremisowanym meczu, z bagażem większym niż 3 gole (ostatni taki przypadek miał miejsce 16 stycznia z Tottenhamem – przyp. red.).

Po czwarte, deliberacja. Allardyce uchylił rąbka tajemnicy odnośnie swojego niezawodnego sposobu, tzw. „technik medytacyjnych”, które pomagają jego podopiecznym oczyścić umysł i skupić się na wykonaniu celu.
„Robię medytacje transcendentalne od 12-14 lat aż do teraz. Są to bardzo relaksacyjne metody, które zapewniają ciszę, spokój i można je wykonywać wszędzie. To pomaga radzić sobie z presją, z któraą zmagasz się w tej pracy. Po raz pierwszy użyłem tych technik na piłkarzach podczas kadencji w Boltonie w latach 2003-04” – zdradził Allardyce
Po piąte, prostota. Styl prezentowany przez ekipy Allardyce’a od zawsze kojarzony był z grą bez żadnych fajerwerków, futbolem nieskomplikowanym, opartym na graniu długich piłek, bazującym na sile fizycznej i osiąganiu korzyści ze stałych fragmentów gry. Bardzo nieatrakcyjny styl, proponowany przez „Big Sama”, razi wielu fanów, ale trzeba angielskiemu szkoleniowcowi przyznać, że pomimo topornej, niemal siermiężnej gry, jest ona skuteczna i w ostatecznym rozrachunku okazuje się receptą na utrzymanie kolejnych ekip.

Rzesze kibiców, zasiadających na trybunach klubów, które prowadził w swojej karierze Allardyce, wyrażało mnóstwo niepochlebnych słów i wręcz atakowało trenera, który wiernie trzyma się sprawdzonej koncepcji taktycznej. Doszło nawet do tego, że na Twitterze założono konto, które jest parodią pracy 61-letniego menedżera. Opisane tam zdarzenia czy pewne zachowania Anglika przedstawione są w prześmiewczy sposób, z niezwykłą ironią czy wręcz sarkazmem i stanowią niejako antyreklamę dla obecnego opiekuna Sunderlandu.


Przykładem i niejako świadectwem dobrze wykonywanej pracy jest pobyt Allardyce’a w Boltonie. Znakiem firmowym tamtej ekipy, która przez jedenaście kolejnych sezonów utrzymywała się w Premier League, była żelazna defensywa. W aż 16 spotkaniach na 38 Kłusaki nie dopuściły do straty ani jednego gola! Warte odnotowania jest również to, że jeśli Bolton pierwszy trafiał do siatki, to w 70% takich spotkań wygrywał. Ważną kwestię stanowiły także stałe fragmenty gry, które od zawsze definiowały styl ekip prowadzonych przez Allardyce’a. The Trotters aż 33% wszystkich trafień zdobywali właśnie po dośrodkowaniach z piłki stojącej. Dla „Big Sama” od zawsze, bardziej niż styl, liczyła się walka na boisku, maksymalne zaangażowanie i wydajność każdego z graczy.
Wielu piłkarzy Boltonu chwaliło sobie pracę z Allardycem. Zarówno grecki napastnik Stelios Giannakopoulos, jak i hiszpański obrońca Ivan Campo podkreślali, że z czasów pobytu w ekipie Kłusaków pozostały im głównie pozytywne wspomnienia.
„Mogę coś powiedzieć po przyjściu do mojego domu w Grecji. Jest to okres pełen wspomnień w Boltonie, takich, które na zawsze pozostaną w moim sercu” – powiedział były reprezentant Grecji i zwycięzca Euro 2004
Z kolei Ivan Campo, były hiszpański obrońca, w przeszłości związany m.in. z Realem Madryt i Ipswich Town, miał nadzieję, że jego droga z Samem Allardycem kiedyś się jeszcze skrzyżuje:
„Pokładał on we mnie dużą wiarę i nauczył mnie być lepszym, bardziej dojrzałym graczem” – zakończył Campo
Zatem Allardyce ma nie tylko samych przeciwników. Pod dużym wrażeniem pracy wykonanej w Sunderlandzie przez „Big Sama” jest były napastnik Czarnych Kotów i prezes klubu, a obecnie ekspert stacji Sky Sports, Niall Quinn:
„Sunderland rozwinął się pod kierunkiem Allardyce’a. Zdołali uciec ze strefy spadkowej, ale chciałem zwrócić uwagę na coś innego. Sam dokonał czegoś wielkiego i sądzę, że to może trwać latami. Perfekcyjnie dopasował się do Sunderlandu. Organizacja jest na dobrym poziomie, a Allardyce jest odpowiednim trenerem. Przyszedł i zrobił niesamowitą pracę, aby utrzymać klub na powierzchni. Nie ma lepszego miejsca, do którego mógłby pójść i wznieść klub na wyższy poziom. Mam nadzieję, że podpisze kontrakt na kilka lat i przetrwa je tutaj
O pracy Allardyce’a wypowiedział się także inny ekspert Sky Sports, Jamie Carragher:
„Sam jest swego rodzaju ekstraktem z charakterem. Niektórzy kochają go, a inni nie. Ma stały sposób gry, a ludzie przez ostatnie kilka lat mówili, że chodzi o utrzymanie się przy piłce i podania. Ale widzicie, co się stało dzisiaj z trenerem po przeciwnej stronie, Roberto Martinezem, który preferuje właśnie te aspekty – Sunderland wygrał 3:0. Pod wodzą Allardyce’a „Czarne Koty”wrócą jeszcze do czasów Nialla Quinna i Kevina Phillipsa, kiedy Peter Reid wprowadzał ich do „Top 10” Premier League”
Sam Allardyce po raz kolejny pokazał niedowiarkom, którzy w niego wątpili, że pomimo wielu problemów – rezygnacji dyrektora generalnego klubu czy widma spadku – jest niezłym fachowcem i jednocześnie specjalistą od utrzymania zespołów w Premier League. Charyzmatyczny Anglik, którego znakiem rozpoznawczym stało się ostentacyjne żucie gumy na ławce trenerskiej, znacznie usprawnił jakość Sunderlandu. Dokonał swego rodzaju magicznego dotknięcia, a gra ekipy ze Stadium of Light z biegiem czasu uległa diametralnej poprawie. 61-latek potwierdził, że w kolejnym sezonie będzie pracował w ekipie Czarnych Kotów, które notują obecnie 10 sezon z rzędu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Menedżer odniósł się także do swoich relacji z właścicielem i prezesem Sunderlandu, Ellisem Shortem:
“Mam bardzo dobre kontakty z nim, co jest niezwykle istotne. Ellis chce tego, co najlepsze dla klubu. Jego pragnieniem jest stworzenie ekipy odnoszącej lepsze wyniki, niż miało to miejsce w ostatnich sezonach. On cały czas szukał różnych sposobów przez kolejne lata i ich nie znajdował. Właśnie dlatego doszło do tak wielu zmian, które nie rozwiązały problemu” – tak Allardyce podsumował sytuację, związaną z zatrudnieniem nowego dyrektora generalnego, po dymisji Margaret Byrne, która zrezygnowała ze stanowiska po skandalu z molestowaniem nastolatki przez Adama Johnsona i wyroku skazującym go na 6 lat więzienia.
Na zakończenie szalona radość Allardyce’a po utrzymaniu Sunderlandu w Premier League, która stanowi doskonałe podsumowanie pracy wykonanej przez Big Sama w sezonie 2015/16 na Stadium of Light.

Tekst ukazał się również w portalu sportowym Naszfutbol.com.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz