Po niewyobrażalnym sezonie 2015/16, zakończonym zdobyciem sensacyjnego mistrzostwa Anglii, w obecnych rozgrywkach ligowych Leicester nie przypomina ani trochę zespołu, który zaszokował całą piłkarską Europę. Obecnie Lisy błąkają się w dolnych rejonach tabeli i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że czeka ich walka o uniknięcie degradacji. Jakie są powody nagłego załamania formy podopiecznych Claudio Ranieriego?
źródło: Pioeb, CC 4.0 |
Wyniki aktualnego mistrza Anglii w trwającym sezonie Premier League są
wyjątkowo mizerne i niektórych kibiców mogą wprawiać w osłupienie, tak
samo zresztą jak fantastyczne rezultaty osiągane przez The Foxes
jeszcze kilka miesięcy temu. Dość powiedzieć, że w bieżących rozgrywkach
– a mamy przecież za sobą dopiero 11 kolejek – Leicester już 5 razy
schodziło z boiska pokonane, czyli o dwa więcej niż w całej
mistrzowskiej kampanii!
Leicester's unbeaten run of 20 matches at home comes to an end after a 2-1 defeat to West Brom.— fanatix (@therealfanatix) 6 listopada 2016
Their last home loss was 14 months ago! pic.twitter.com/OE805WSXGU
Źródło problemów ekipy z King Power Stadium jest bardzo złożone, bowiem wpływ na bolesne zderzenie Lisów
z rzeczywistością miało co najmniej kilka czynników. Wielu kibiców i
ekspertów po zdobyciu mistrzostwa Anglii przez piłkarzy Leicester City
wieszczyło im zresztą rychły koniec twierdząc, że kolejny raz nie ma
prawa powtórzyć się tak romantyczna historia, jaka była udziałem
Vardy’ego i spółki. Zgodnie z ich przewidywaniami początek obecnego
sezonu okazał się dla podopiecznych Ranieriego pasmem klęsk. To był
bolesny upadek mistrza Anglii, szybki powrót z piłkarskiego kosmosu na
ziemię.
Regularne gromadzenie punktów przez Leicester w minionej kampanii było czymś niewytłumaczalnym. Porównując listopad poprzedniego i obecnego roku zauważalna jest olbrzymia dysproporcja punktowa. W ubiegłym sezonie The Foxes mieli na tym etapie sezonu aż 22 oczka, teraz – o 10 mniej. Sam Ranieri przed startem tegorocznych rozgrywek był świadomy, że ekipa z King Power Stadium nie będzie w stanie powtórzyć niesamowitego sukcesu. Niespełna 66-letni Włoch powiedział wówczas bardzo znamienne zdania:
„Prędzej E.T. wyląduje na Picadilly Circus w Londynie, niż to zrobimy. Celem zespołu jest zdobycie 40 punktów, które zagwarantuje utrzymanie” – Claudio Ranieri
Duet Jamie Vardy – Riyad Mahrez był do
niedawna postrachem Premier League. Anglik i Algierczyk niemalże we
dwójkę stanowili o sile ofensywnej Lisów, ratując im skórę w
wielu spotkaniach angielskiej ekstraklasy. Potwierdzeniem tego były ich
oszałamiające liczby. Rok temu o tej samej porze Vardy i Mahrez mieli na
koncie łącznie aż 19 bramek, podczas gdy aktualnie legitymują się
zaledwie… trzema trafieniami. Jakby tego było mało, 25-letni skrzydłowy w
ubiegłym sezonie został uznany najlepszym graczem ligi, a jego wysoka
forma nie podlegała praktycznie żadnym wahaniom. Riyad nie tylko
seryjnie zdobywał gole (w sumie 17), ale również czarował dryblingami i
otwierał kolegom drogę do bramki (aż 11 razy w sezonie 2015/16). Teraz w
większości meczów słania się po boisku i nie stwarza żadnego zagrożenia
pod polem karnym rywali. Poniżej jego zatrważający bilans strzałów w
sześciu ostatnich spotkaniach Lisów.
Riyad Mahrez has now had just ONE shot on target in Leicester's last 6 Premier League games.— Squawka Football (@Squawka) 6 listopada 2016
Struggling for form. pic.twitter.com/IES4hZXyJd
Mahrez jest w tym sezonie cieniem samego
siebie, piłkarzem, który wyraźnie spoczął na laurach. Algierczyk ma
obecnie znikomy wpływ na poczynania ofensywne Leicester, bo jak inaczej
określić zaledwie jedną ligową bramkę (i to z rzutu karnego) oraz asystę
z meczu 11. kolejki przeciwko West Bromwich Albion (przegrana Lisów 1:2 – przyp. red.), która notabene była jego pierwszą na własnym stadionie od marca!
Na bardzo słabą postawę ekipy z King
Power Stadium niemały wpływ ma również forma Jamie’ego Vardy’ego, a
właściwie… jek brak. W poprzednim sezonie reprezentant Trzech Lwów
brylował i do końca walczył o tytuł króla strzelców Premier League (24
trafienia – przyp. red.). Obecnie 29-latek zupełnie nie przypomina
siebie sprzed kilku miesięcy i można stwierdzić, że jest jednym z
synonimów upadku Lisów. Po 11. kolejkach Vardy ma w dorobku
tylko 2 gole i 2 asysty. Co więcej, ostatnią bramkę Anglik zdobył 10
września i już od 13 spotkań nie jest w stanie przerwać tej niechlubnej
serii. Co ciekawe, wcale nie przeszkodziło to snajperowi The Foxes
w otrzymaniu powołania na mecz eliminacji Mistrzostw Świata ze Szkocją,
w przeciwieństwie do chociażby Charliego Austina, napastnika
Southampton, który w ostatnich spotkaniach imponował niesamowitą
skutecznością.
Charlie Austin:
- Games: 11
- Goals: 8
- In the England squad: No 🤔
— SPORF (@Sporf) 7 listopada 2016
Obaj zawodnicy, którzy byli głównymi
architektami największego sukcesu w historii Leicester City, przed
początkiem obecnych rozgrywek podpisali kontrakty gwarantujące pensje na
poziomie 100 tys. £. Najwyraźniej jednak świadomość wyższych zarobków
nie wpłynęła korzystnie na Vardy’ego i Mahreza…
Emile Heskey, były znakomity snajper Leicester City i Liverpoolu, odniósł się w niedawnej rozmowie z goal.com do drastycznego obniżenia lotów przez dwie największe gwiazdy Lisów.
„Vardy ciągle gra na takiej samej intensywności i z taką ochotą jak w poprzednich rozgrywkach, kiedy regularnie trafiał do siatki. Problem w tym, że teraz po prostu nie wykorzystuje okazji, które ma przed sobą. Gole zniknęły, ale ciągle oczekuję do niego, że będzie pojawiał się w polu karnym i stwarzał sytuacje nie tylko sobie, ale również kolegom”
„W ostatnim sezonie (Vardy i Mahrez – red.) to było coś w rodzaju nieznanej wielkości. Ten duet zaskoczył wiele osób. Inne zespoły zdają już sobie sprawę, jak dużym zagrożeniem potrafi być ta dwójka. Rywale odrobili pracę domową i wiedzą, jak ich powstrzymać – ograniczają im swobodę na boisku podczas kontrataków i szybkiego przemieszczania się z piłką”
Znaczący regres formy superduetu Lisów
spowodował, iż defensywa Leicester jest teraz osadzona znacznie
głębiej, a to z kolei sprawia, że Vardy nie potrafi zrobić użytku ze
swojej szybkości, na której bazował w poprzednim sezonie. Z kolei Mahrez
w chwili, gdy przyjmuje piłkę jest natychmiast otaczany przez kilku
rywali, co przeważnie kończy się stratą. Słaba dyspozycja Anglika
zmusiła więc Ranieriego do posadzenia go na ławce rezerwowych w dwóch
domowych meczach z rzędu, co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia.
Goals before November:— bet365 (@bet365) 2 listopada 2016
15/16 - 11
16/17 - 3
Is Jamie Vardy a one season wonder? 🤔
Kolejną bolączką Leicester jest oczywiście łączenie rozgrywek na kilku frontach. Dla The Foxes
występy w Lidze Mistrzów są zjawiskiem zupełnie nowym. Mimo tego
odnalezienie się w gronie najlepszych klubowych zespołów Starego
Kontynentu nie sprawiło dotychczas Lisom żadnego problemu. Po 4.
kolejkach drużyna z King Power Stadium nie straciła w Champions League
choćby bramki i z 10 punktami pewnie przewodzi tabeli grupy G.
Przeniesienie dyspozycji prezentowanej w rozgrywkach europejskich na
krajowe podwórko jest jednak zadaniem ponad siły ekipy Ranieriego. 14.
pozycja w Premier League i zaledwie 2 punkty przewagi nad strefą
spadkową nie wróżą mistrzom Anglii niczego dobrego przed kolejnymi
meczami ligowymi.
Nie można również przejść obojętnie obok
zmian kadrowych, jakie nastąpiły w zespole Leicester. Niemal cały trzon
mistrzowskiej ekipy został utrzymany, a dodatkowo Lisy znacząco
się wzmocniły sprowadzając kilku graczy o uznanych nazwiskach. Na
pierwszy plan wysuwa się kupno Islama Slimaniego, za którego trzeba było
zapłacić aż 30 mln €. 28-letni napastnik doskonale zna się z Riyadem
Mahrezem, bowiem obaj reprezentują barwy Algierii. Nie należy także
zapominać o naszym rodaku Bartoszu Kapustce, który co prawda jeszcze nie
zdążył zadebiutować w oficjalnym meczu, ale z pewnością będzie dobrą
inwestycją na przyszłość. Mistrz Anglii pozyskał także Ahmeda Musę,
dynamicznego reprezentanta Nigerii zbierającego bardzo dobre recenzje
podczas gry w CSKA Moskwa.
Na King Power Stadium przybył ponadto
solidny hiszpański defensor Luis Hernández oraz utalentowany pomocnik z
Ghany Daniel Amartey. Konkurencję w bramce miał z kolei zwiększyć
przybyły z Hannoveru za 3,5 mln € Ron Robert Zieler. Wydaje się jednak,
że wszystkie wzmocnienia składu Leicester są niczym wobec straty
piłkarza, który w poprzednim sezonie był niekwestionowaną rewelacją
rozgrywek. Mowa rzecz jasna o N’Golo Kanté, który wprowadził nowe
standardy na pozycji defensywnego pomocnika. Filigranowy Francuz (169 cm
wzrostu) miał olbrzymi wpływ na grę Lisów, bowiem nie tylko
należał do najlepszych graczy w Premier League odpowiadających za
przechwyty, ale jego wizja gry wnosiła do zespołu dużo spokoju. W letnim
okienku transferowym Kanté został sprzedany do londyńskiej Chelsea za
pokaźną sumę 38 mln € i jego brak jest niezwykle odczuwalny. Sprowadzony
na jego miejsce rodak Nampalys Mendy nie jest graczem tego formatu,
który byłby w stanie w takim stopniu zabezpieczyć i zdominować środek
pola.
Były reprezentant Anglii Gary Lineker twierdzi, że odejście Kanté nie wyjdzie Lisom na dobre:
„Kanté pozwalał grać Ranieriemu takim systemem, w jakim czuł się najlepiej. Ale już nie będzie mógł. Spośród gwiazd Leicester City Francuz był najbardziej niedoceniony, a prawdopodobnie najważniejszy”
Istotnym czynnikiem, który w trakcie
poprzedniego sezonu nie był przez Ranieriego brany pod uwagę, są rotacje
składu. Z uwagi na to, że Leicester musi dzielić występy na dwóch
frontach (Liga Mistrzów i Premier League, a w styczniu dojdą jeszcze
rozgrywki Pucharu Anglii – przyp. red.), popularny „Tinkerman” – wbrew
swojej ksywce – stosuje częste zmiany, które odbijają się na grze
drużyny. Widać to wyraźnie na przykładzie skrzydłowego Marca
Albrightona, który w mistrzowskim sezonie stanowił ważne ogniwo, a lewa
strona pomocy była jego suwerennym terenem. W obecnym wychowanek Aston
Villi grał w wyjściowej jedenastce aż do meczu z Chelsea Londyn,
bezdyskusyjnie przegranym przez Lisy 0:3. W kolejnym stracił
miejsce w składzie i na dobre ugrzązł na ławce rezerwowych. Kosztem
Anglika do składu wskoczył Musa, którego styl znacznie różni się od
prezentowanego przez 26-latka, co ma również przełożenie na grę całego
zespołu. Albrighton w taktycznej układance Ranieriego miał za zadanie
często posyłać długie diagonalne podania na wolne pole do Vardy’ego, z
którym na pełnej szybkości praktycznie żaden z obrońców Premier League
nie był w stanie skutecznie rywalizować. Dodatkowo kreował Anglikowi
(czasem także Mahrezowi) wiele sytuacji bramkowych. Musa jest natomiast
zawodnikiem o zupełnie innym profilu. Nigeryjczyk lubi wdawać się w
dryblingi, co powoduje, że jego współpraca z partnerami z formacji ataku
nie zawsze wygląda wzorowo.
Słaba postawa w ofensywie to bynajmniej
koniec kłopotów Leicester. Ich lista jest znacznie dłuższa niż mogłoby
się wydawać. Inną bolączką mistrzów Anglii jest obniżenie jakości gry
destrukcyjnej. W poprzednich rozgrywkach znakomicie prezentowała się
żelazna para środkowych obrońców Robert Huth – Wes Morgan, która w wielu
spotkaniach była zaporą nie do przejścia. Wystarczy wspomnieć, że Lisy
w ostatnich 16 meczach ubiegłej kampanii aż dziewięciokrotnie
zachowywały czyste konto, tracąc zaledwie 9 bramek! Solidność w bloku
defensywnym gwarantowali również grający na flankach Christian Fuchs i
Danny Simpson. Jakże inaczej wygląda współpraca tej czwórki obrońców w
bieżącej kampanii…
Leicester have conceded 100% of their Premier League goals this season from inside the area.— Squawka Football (@Squawka) 6 listopada 2016
Exposed time and time again. pic.twitter.com/6QvmKdsRvY
Ekipa z King Power Stadium zatraciła swoją moc w defensywie. Obrona Lisów
nie stanowi już monolitu i dopuszcza do straty wielu goli. Po 11.
kolejkach Kasper Schmeichel i jego zmiennik Zieler musieli wyciągać
piłkę z siatki aż 18 razy, co stanowi dokładnie połowę dorobku z całego
poprzedniego sezonu!
Goals Conceded:— Leicester City News (@NEWSLCFC) 6 listopada 2016
Zieler- 5 games- 11 goals
Kasper Schmeichel- 13 games - 11 goals.
Ubiegłoroczny spektakularny sukces Leicester City powoli staje się już
tylko miłym i coraz bardziej odległym wspomnieniem. Bezdyskusyjne
porażki z Chelsea, Liverpoolem czy też Manchesterem United, a zwłaszcza
ostatnia domowa przegrana z przeciętnym West Bromem są przestrogą przed
dalszą częścią sezonu, a jednocześnie alarmem dla wszytkich tych, którzy
na King Power Stadium nadal żyją w pięknym śnie. Degradacja do
Championship zaledwie rok po zdobyciu tytułu mistrzowskiego byłaby chyba
jeszcze większym szokiem niż to, czego dokonała ekipa Ranieriego w
poprzednich rozgrywkach.
Tekst został także opublikowany na portalu NaszFutbol.com.
No niestety, przede wszystkim brak formy daje się we znaki LC. Szkoda, bo naprawdę w zeszłym sezonie zaskoczyli. liczę jednak,że coś się ruszy jeszcze.
OdpowiedzUsuń