sobota, 30 kwietnia 2016

Kelechi Iheanacho – diamencik Manchesteru City inwestycją w przyszłość

Na boiskach Premier League w każdym sezonie pojawiają się anonimowi piłkarze, którzy oprócz nieprzeciętnego talentu wnoszą do rozgrywek powiew świeżości, a młodzieńczą fantazją zarażają swoich kolegów z drużyny. W ekipie Manchesteru City na jedną z czołowych postaci zaczyna powoli wyrastać talent prosto z akademii The Citizens – Kelechi Iheanacho. 19-letni Nigeryjczyk stawia dopiero pierwsze kroki w zawodowym futbolu i jest wprowadzany stopniowo do drużyny Manuela Pellegriniego, ale gdy już dostaje swoją szansę, to zadziwia niebywałą regularnością strzelecką! Poniżej przedstawiamy sylwetkę gracza, który w obecnym sezonie już nie raz wskoczył w buty samego Sergio Agüero, zawstydzając dużo bardziej utytułowanego i doświadczonego kolegę oraz zdobywcę bagatela… 100 goli w Premier League dla drużyny z Etihad Stadium.

źródło: Espandero, CC 4.0
Wspomniana na wstępie skuteczność młodego Nigeryjczyka odbija się szerokim echem w całej Europie. Jeśli weźmiemy pod uwagę czołowe ligi i wskaźnik czasu spędzonego na boisku do goli strzelanych na mecz, to okazuje się, że Iheanacho jest liderem tego zestawienia, z nieprawdopodobną średnią. 19-letni młokos wyprzedza całą plejadę znakomitych piłkarzy i strzela bramkę dokładnie co 81,27 minuty! Poniżej zestawienie prezentujące statystyki czołowej „20” graczy z pięciu najsilniejszych lig europejskich (biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki klubowe):

Niesamowite liczby nastoletniego snajpera Manchesteru City muszą robić wrażenie. Na wszystkich frontach (Premier League, Puchar Anglii i Puchar Ligi) Nigeryjczyk zdobył aż 11 goli. Wartość strzeleckich osiągnięć Iheanacho rośnie jeszcze bardziej, jeśli spojrzymy na to, ile strzałów potrzebował młodziutki napastnik, aby uzyskać dwucyfrowy wynik bramkowy.

Walorów ofensywnych Kelechiego nie sposób nie docenić, ale warto jeszcze pochylić się nad jedną fantastyczną statystyką młodzieńca z Etihad Stadium. W całej Premier League Nigeryjczyk zajmuje 3. miejsce w klasyfikacji strzelców, jeśli weźmiemy pod uwagę, ile czasu potrzebuje na posłanie piłki do bramki!

źródło: SkySports


Do zespołu Manuela Pellegriniego Iheanacho wprowadzany jest stopniowo. W trwającym sezonie Premier League diamencik z Nigerii zagrał w sumie 520 minut, z czego tylko cztery w podstawowej jedenastce. W tym czasie ustrzelił 5 goli i zanotował jedną asystę. W klubowej hierarchii trafień wyprzedzają go tylko takie tuzy jak Sergio Agüero, Kevin De Bruyne, Raheem Sterling i Yaya Touré.

Głośno o młodym napastniku Obywateli zrobiło się po raz pierwszy w 2013 roku, na przełomie października i listopada. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich odbywały się Mistrzostwa Świata do lat 17. Na turnieju najjaśniej świeciła gwiazda Kelechiego Iheanacho, który nie dość, że wywalczył tytuł króla strzelców całej imprezy (6 bramek i aż 7 ostatnich podań!) oraz miano najlepszego gracza turnieju, to poprowadził Super Orły do końcowego triumfu.

O niezwykle utalentowanego zawodnika zaczęło zabiegać wiele europejskich klubów, na czele z Arsenalem, FC Porto czy też Sportingiem Lizbona. Jednak Iheanacho postanowił przenieść się z akademii Taye w Owerii do Manchesteru City za 350 tys. £.

Grubo ponad pół roku, bo od stycznia 2014 r., 19-latek terminował w akademii The Citizens, ale profesjonalny kontrakt podpisał dopiero po ukończeniu 18 roku życia – w październiku 2014.

29 sierpnia 2015 – tą datę z pewnością nigeryjski snajper zapamięta na długo. Właśnie wtedy Iheanacho zadebiutował w Premier League w meczu z Watfordem. Zaliczył symboliczny występ, zmieniając w 89. minucie Raheema Sterlinga. Z kolei na swoją pierwszą bramkę w barwach Obywateli 19-latek czekał do 12 września. Na boisku zameldował się na jedną minutę przed końcem, a już po kilkudziesięciu sekundach zapewnił ekipie Pellegriniego ważną wyjazdową wygraną 1:0 w starciu z Crystal Palace.

Osiągnięcia Nigeryjczyka, pomimo tak młodego wieku, muszą robić niesamowite wrażenie, ale w pamięci kibiców z Etihad Stadium Iheanacho zapisał się szczególnie 30 stycznia, kiedy w meczu Pucharu Anglii City rozbiło na wyjeździe Aston Villę aż 4:0 po hat-tricku i jednej asyście młodego snajpera!

O niezwykle utalentowanym Nigeryjczyku ponownie zrobiło się głośno w poprzedni weekend na angielskich boiskach. Iheanacho poprowadził The Citizens do efektownej wygranej ze Stoke City 4:0. Do dwóch goli dołożył jedną asystę i zyskał miano MVP spotkania.

Młody piłkarz wydaje się mieć poukładane w głowie i – co najważniejsze – jest skupiony wyłącznie na graniu w piłkę. Nie sposób znaleźć o nim jakichkolwiek informacji łączących go z jakimiś skandalami obyczajowymi czy też aferami. Pomimo że nie dostaje w trwającym sezonie zbyt wielu szans od Manuela Pellegriniego, to sam zawodnik nie robi z tego żadnego problemu.
„Jako młody piłkarz muszę ciężko pracować na treningach, a jeśli dostanę szansę gry, to wtedy mam okazję zaprezentować menedżerowi, że zasługuję na szansę. Nadal będę ciężko pracował, dawał z siebie wszystko i uczył się od kolegów” – Kelechi Iheanacho
Sam Manuel Pellegrini, szkoleniowiec Manchesteru City, określa młodego napastnika mianem „przyszłości klubu”.
„On jest piłkarzem, który cały czas dojrzewa i polepsza swoje umiejętności każdego dnia poprzez pracę z innymi graczami. Jestem z niego zadowolony, ponieważ na to zasługuje. Iheanacho ma wielką osobowość i zawsze chce dostać piłkę, wykreować sytuację strzelecką, więc nie jest tylko napastnikiem, ale ważnym ogniwem w naszym sposobie gry” 
Chilijski szkoleniowiec City odniósł się także do sytuacji, kiedy został poddany ostrej krytyce kilka miesięcy temu, z powodu wypożyczenia Edina Džeko do AS Romy oraz Stevana Joveticia do Interu Mediolan. Kelechi Iheanacho wniósł do zespołu nową jakość i niejako stanowi świadectwo tego, że „Inżynier” dokonał dobrego wyboru, pozbywając się dwóch ofensywnych graczy z Bałkanów, a stawiając na młodego, niezwykle dynamicznego Nigeryjczyka.
“Oglądam go [Iheanacho] każdego dnia na treningu i wiem, co on potrafi. Kelechi sprawia, że nie czujemy żadnej potrzeby, aby zastąpić go Edinem Džeko czy też Stevanem Joveticiem. Wiedzieliśmy, co robimy, kiedy pozwoliliśmy odejść innym, a kupiliśmy Iheanacho. Krytykowano nas, że nie sprowadziliśmy gwiazdy, a my już ją mieliśmy w zespole” – zakończył Pellegrini
Wracając jeszcze na moment do imponujących liczb Nigeryjczyka, nie sposób nie zauważyć, że 19-letni napastnik bez żadnych kompleksów i młodzieńczej tremy wszedł do zespołu The Citizens. Kelechi ma niesamowity zmysł strzelecki, który zapisał się w jego genach już od momentu narodzin – średnio uderza na bramkę ze wskaźnikiem celności wynoszącym 58,3%, a bramkarzy rywali pokonuje z wynikiem wynoszącym 41,7%. Oba rankingi sytuują go w gronie najlepszych graczy całej Premier League!

Można z dużą dozą pewności stwierdzić, że tragedia rodzinna (śmierć mamy przed turniejem finałowym MŚ U-17 – przyp. red.) ukształtowała Iheanacho i – nomen omen – wzmocniła go jeszcze bardziej psychicznie oraz mentalnie. Dzięki tym bolesnym doświadczeniom młody Nigeryjczyk zaczął jeszcze ciężej pracować, dawać z siebie maksimum wysiłku na treningach, co zaczyna procentować. Kelechi coraz częściej zaczyna błyszczeć w barwach The Citizens, a każdego gola dedykuje swojej mamie.

Jeden z najbardziej znanych byłych afrykańskich piłkarzy, Nwankwo Kanu, w przeszłości związany z Arsenalem, uważa, że Anglia jest właściwym kierunkiem rozwoju dla jego młodszego rodaka.
„Wiem, jak ciężko się przebić w Premier League, ale on ma niesamowity talent i twardy charakter. Poradzi sobie” – podsumował Kanu
Gra Iheanacho przynosi coraz większe korzyści dla ekipy z Etihad Stadium, a w samych superlatywach wypowiada się o diamencie Jamie Redknapp, ekspert Sky Sports:
„Popatrzcie, jak swobodnie porusza się on na boisku. Iheanacho jest urodzonym snajperem” – podsumował Redknapp
Nigeryjczyk znakomicie wpasował się w styl gry Manchesteru City. Jego zaletą jest uniwersalność. Wystawianie w podstawowej „11” Iheanacho zamiast Bony’ego przynosi zespołowi więcej korzyści. Po pierwsze, jego brawurowe szarże w pojedynkach z ostatnim obrońcą i dynamiczne rajdy bardzo często pachną bramką. Po drugie, Kelechi znakomicie uzupełnia się z gwiazdą zespołu – Sergio Agüero. Często szuka piłki na środku pola karnego i gdy ją dostaje, to nie kombinuje, tylko stara się oddać natychmiastowy strzał na bramkę.

Poniżej próbka umiejętności Iheanacho z jednego z treningów Obywateli:


Kelechi Iheanacho jest bez wątpienia talentem czystej wody, piłkarzem stanowiącym materiał na gracza międzynarodowego formatu. Przyjście w następnym sezonie do klubu z Etihad Stadium Pepa Guardioli może tylko Nigeryjczykowi pomóc i rozwinąć jego i tak już duży potencjał. Nie od dziś przecież wiadomo, że aktualny trener Bayernu Monachium ma dobrą rękę do młodzieży. To on ukształtował takich zawodników jak Sergio Busquets, Thiago Alcantara czy też Pedro, którzy dzisiaj stanowią o sile czołowych klubów europejskich.

Iheanacho obecnie wyceniany jest już na 5 mln €, a jego przyszła praca z katalońskim taktykiem z pewnością nie pójdzie na marne, a być może sprawi, że za kilka lat Nigeryjczyk wskoczy w buty samego Sergio Agüero, zastępując krępego Argentyńczyka w roli lidera Manchesteru City. 19-latek rodem z Imo na każdym kroku udowadnia, że jest prawdziwym diamentem w gwiazdozbiorze City. Udział w nowym projekcie, już pod wodzą Guardioli, będzie dla wychowanka Obywateli milowym skokiem i jednocześnie trampoliną do stania się graczem klasy światowej, tak jak to było w przypadku wymienionych wyżej trzech piłkarzy wywodzących się z Barcelony.

Artykuł został także opublikowany na portalu Naszfutbol.com.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Burzliwe losy Saido Berahino

Poniższa historia Saido Berahino pokazuje, że poprzez strzelane gole łatwo jest dostać się na sam szczyt, ale prawdziwą sztukę stanowi utrzymanie się na nim poprzez regularność, czyli potwierdzanie swoich snajperskich umiejętności w kolejnych rozgrywkach. 22-letni piłkarz, który odgrywał czołową rolę w ekipie West Bromwich Albion w sezonie 2014/15, w obecnym jest cieniem samego siebie i w ogóle nie przypomina gracza, który dla The Baggies w poprzedniej kampanii ligowej zdobył aż 14 bramek. Poniżej przedstawiamy burzliwe losy napastnika urodzonego w Bużumburze, stolicy Burundi oraz zastanawiamy się, jaka przyszłość może czekać młodego i niezwykle niepokornego snajpera WBA.

źródło: Warwick Gastinger, CC 2.0
Ostatnie miesiące dla Berahino są pasmem wielu rozczarowań sportowych i osobistych. Napastnik West Bromwich Albion nie dość, że zatracił skuteczność, która stanowiła jego znak rozpoznawczy w sezonie 2014/15, to w ostatnich miesiącach, poprzez swoje wybryki, z pewnością zraził do siebie rzeszę fanów.

Głównym problemem i jednocześnie punktem zapalnym zapaści formy 22-latka jest konflikt ze swoim pracodawcą, w który się wdał na początku sezonu. W letnim okienku transferowym usilnie o względy etatowego reprezentanta Anglii do lat 21 zabiegał Tottenham – aż 4 razy składał ofertę kupna utalentowanego snajpera. Berahino był skłonny do zmiany barw, jednak zdecydowane weto postawił klub z West Midlands, na czele z właścicielem Jeremym Peace’m. Koguty proponowały najwyższą sumę w wysokości 23 mln £, natomiast ekipa z The Hawthorns chciała o dwa więcej. Cała ta sytuacja stanowiła niejako zarzewie konfliktu piłkarza z ekipą The Baggies i właścicielem zespołu.

Kilka dni później sam zawodnik odniósł się do całego zdarzenia i wyładował swoją frustrację w mediach społecznościowych, publikując jakże znamiennego Tweeta, który szybko zresztą został usunięty.

Zawodnik podkreślił w powyższej wypowiedzi, że już nigdy nie zagra w barwach West Bromu pod rządami Jeremy’ego Peace’a. Wielkie rozgoryczenie i złość wychowanka, że nie pozwolono mu na zmianę pracodawcy, pociągnęły za sobą dalsze konsekwencje.

Konflikt na linii zawodnik – zespół poskutkował odsunięciem Berahino od składu. Trener Tony Pulis postanowił możliwie jak najszybciej zażegnać ten spór. 22-letni piłkarz nie znalazł się w kadrze tylko na 2 mecze Premier League – z Chelsea i Stoke City. W głównej mierze za namową 58-letniego szkoleniowca The Baggies Berahino doszedł do porozumienia z klubem i postanowił zostać na kolejny sezon w ekipie z The Hawthorns.
„Przyznaję, Saido zachował się wcześniej niedojrzale, ale już to sobie wyjaśniliśmy. Chcemy dać mu drugą szansę i znajdzie się w kadrze meczowej. Być może zagra nawet od pierwszej minuty” – powiedział menadżer Pulis
Potwierdzeniem powyższych słów, że konflikt 22-latka z West Bromem został rozwiązany, był fakt, że w kolejnym meczu z Southamptonem Saido zameldował się na murawie w 55. minucie, zmieniając Ricyky’ego Lamberta.

Musiało minąć kilka miesięcy, aby zawodnik sam poukładał sobie w głowie pewne sprawy związane z jego karierą. Berahino odniósł się do tego pamiętnego Tweeta, który z pewnością zburzył jego nienaganny wcześniej wizerunek, a także zniechęcił wielu fanów The Baggies do jego osoby. 22-letni napastnik o niezwykle buntowniczym charakterze i skłonnościami do popadania w konflikty, zreflektował się nad swoich zachowaniem i wyraził skruchę, przepraszając cały klub oraz wiernych fanów, przychodzących na każdy ligowy mecz na The Hawthorns, na łamach programu Saturday Night Football emitowanego w stacji Sky Sports.
„To jest coś, co mam w pamięci i bardzo tego żałuję. Nigdy nie powinienem tego powiedzieć. Jestem człowiekiem, tak jak Ty. Popełniam błędy, trzymam ręce do góry i mówię, że to było moje potknięcie. Przepraszam wszystkich kibiców, którzy zawsze mnie wspierali oraz klub, który wierzył we mnie. Mam dobry kontakt z naszym szefem. Nigdy nie miałem z nim żadnych problemów” –  zakończył Berahino
Pomimo że od bardzo nieprzyjemnej sytuacji upłynęło już kilka miesięcy, sam zawodnik chciałby o niej jak najszybciej zapomnieć i skupić się na tym, co dla każdego piłkarza powinno być najważniejsze, czyli czerpaniu radości z dobrej gry i strzelaniu jak największej liczby goli.
Wielu kibiców z pewnością do dzisiaj nie może darować Berahino czynu, jakiego się dopuścił we wrześniu 2015 roku. Dobrą radę ma dla swojego młodszego klubowego kolegi doświadczony bramkarz Ben Foster, którego słowa są cytowane przez serwis Sky Sports:
„Szczerze? Najlepszą rzeczą, jaką teraz powinien zrobić jest wykasowanie wszystkiego i skupienie się wyłącznie na graniu w piłkę”
Jeszcze dalej posuwa się w swoich rozważaniach w rozmowie ze Sky Sports trener Tony Pulis, który uważa, że nie należy przekreślać snajpera The Baggies:
„Sądzę, że ludzie zdają sobie sprawę z tego, jak duży błąd popełnił Saido. Wszyscy w szatni są zachwyceni jego podejściem do gry. Kilka grzeszków ma na sumieniu, ale twierdzę, że jeśli miałby kolejną szansę, to inaczej by to rozwiązał. Wciąż jest młodym chłopakiem, musi się jeszcze dużo nauczyć. Poślizgnął się kilka razy, ale ma poparcie. Jestem pewny, że na koniec sezonu wszyscy będą mówić o Saido i o tym dokąd zmierza”
Ekspert stacji Sky Sports Jamie Redknapp wyraża się o grze Berahino bardzo pochlebnie i twierdzi, że młody napastnik może stać się jeszcze lepszym graczem:
“Nie znam go osobiście, ale widzę w nim bardzo dużo umiejętności czysto piłkarskich – sposób, w jaki porusza się z piłką, jego niskie dośrodkowania oraz możliwość podania albo wykończenia akcji”
Z kolei Chris Coleman uważa, że Berahino ma ogromny potencjał, aby w przyszłości stanowić o sile pierwszej reprezentacji Anglii:
„Poznałem go ostatnio i jest on naprawdę miłym chłopcem. Posiada talent, a kiedy jego stan mentalny funkcjonuje na właściwym poziomie, to można go rozpatrywać jako dobrego piłkarza, który będzie grał w przyszłości w barwach reprezentacji Anglii. Jednak sam talent to nie wszystko. Potrzebuje odpowiedniego nastawienia psychicznego, aby grać na najwyższym poziomie”
Ostatnie trudne miesiące Berahino wydają się być już przeszłością, ale cały czas odciskają swoje piętno na grze chłopaka urodzonego w stolicy Burundi. Aby uzmysłowić sobie, jak wielki zjazd formy zaliczył snajper West Bromwich Albion, wystarczy porównać jego strzeleckie osiągnięcia z zeszłego sezonu z tym obecnym.

Otóż w poprzednich rozgrywkach ekipa z The Hawthorns finiszowała co prawda na odległym 13. miejscu, ale aż trudno sobie wyobrazić, co by było, gdyby nie bramki Berahino, który tamten sezon ligowy ukończył z 14 trafieniami na koncie i jedną asystą, a licząc wszystkie fronty – uzbierał aż 20 goli i 6 ostatnich podań! Obecna kampania dla 22-latka, pod względem skuteczności, wygląda fatalnie. Zaledwie 7 strzelonych bramek, w tym marne 4 w lidze angielskiej świadczą o tym, że piłkarz nieco się pogubił, a głowę, zamiast grą w piłkę, miał zaprzątniętą publicznymi przepychankami w mediach społecznościowych z właścicielem The Baggies, Jeremy’m Peace’m.

Zapaść formy Berahino ma również swoje konsekwencje w ligowej tabeli dla ekipy West Bromu, który zajmuje aktualnie odległe 15. miejsce w Premier League (stan na 23 kwietnia 2016 – dod. red.)

Poniżej zestawienie porównujące statystyki Berahino z tego i poprzedniego sezonu Premier League. Wnioski nasuwają się automatycznie – wszystkie wskaźniki i elementy gry snajpera WBA uległy dramatycznej obniżce:

źródło: Squawka
Trudno oprzeć się wrażeniu, że snajper The Baggies wyraźnie rozmienił się na drobne, a kurz po incydencie sprzed paru miesięcy jeszcze całkowicie nie opadł i wciąż się wokół niego unosi. Niejako synonimem marnego w jego wykonaniu sezonu jest niechlubny wyczyn w ligowej konfrontacji z Watfordem. Saido zmarnował dwa rzuty karne! Dołączył tym samym do Juana Pablo Angela (luty 2005 r.) i Darrena Benta (kwiecień 2010 r.), którzy także po 2 razy nie potrafili pokonać z „wapna” bramkarzy w Premier League w jednym spotkaniu.

Poniżej sytuacje wideo z obu nieudanych prób z jedenastek w meczu z Watfordem:


Dwa niewykorzystane karne spinają klamrą bardzo nieudany sezon 22-latka. Jego przyszłość w ekipie z West Midlands, pomimo wielu zawirowań, wcale nie rysuje się w czarnych barwach. Szkoleniowiec The Baggies, Tony Pulis, po nieudanej sadze transferowej, namawia napastnika, aby podpisał z West Bromem nowy kontrakt. 58-letni trener odniósł się także do zmarnowanych jedenastek przez reprezentanta Anglii U-21, w starciu z Heurelho Gomesem.
„Dobrzy napastnicy marnują karne, a Saido właśnie do nich należy. To tylko go wzmocni i sprawi, że stanie się silniejszy. Berahino chciał wykonać także drugą jedenastkę. Mam nadzieję, że jeśli nadarzy się następna okazja za kilka spotkań, to Saido już ją wykorzysta” – zakończył Pulis
Zainteresowanie niewątpliwie utalentowanym, ale z drugiej strony bardzo krnąbrnym napastnikiem, po ostatnich wydarzeniach, o dziwo, wcale nie osłabło. Berahino, wyceniany na 15 mln £, cały czas znajduje się na radarach takich klubów, jak Newcastle United, Stoke City, Everton czy też Tottenham, które na bieżąco monitorują jego sytuację.

Burzliwe losy napastnika West Bromu w ostatnich miesiącach i sportowa degrengolada mogą świadczyć o tym, że gracz The Baggies się nieco zatracił. Pozytywnym aspektem tej całej sprawy jest fakt, że to przecież zawodnik dopiero 22-letni. Z pewnością Berahino wyciągnie wnioski ze swojej dotychczasowej postawy, która bardzo negatywnie odbiła się na jego wizerunku. Jednocześnie historia chłopaka rodem z Bużumbury może posłużyć za przykład dla wielu innych młodych piłkarzy, będących wciąż na dorobku, jak nie sterować swoją karierą sportową. Tylko od samego piłkarza zależy, czy zdoła sobie poradzić ze swoim wybuchowym usposobieniem i czy ponownie stanie na nogi, aby zachwycać na boiskach Premier League, tak jak było to rok temu.

Artykuł został także opublikowany na portalu Naszfutbol.com.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Dramatyczny zjazd Roberto Martíneza w Evertonie

Dobre wyniki uzyskiwane przez Roberto Martíneza w pierwszym sezonie pracy na Goodison Park i rewelacyjna 5. pozycja na mecie rozgrywek pozostały już tylko miłą refleksją. Poprzednia i obecna kampania jest niczym koszmar wyjęty ze snów, w niczym nieprzypominająca dawnego oblicza Evertonu. Po zajęciu odległego 11. miejsca przez The Toffees w zeszłorocznych rozgrywkach Premier League, na głowę hiszpańskiego szkoleniowca posypało się wiele negatywnych komentarzy. Część kibiców, ekspertów, a nawet jego podopiecznych zaczęła mu zarzucać, że metody szkoleniowe i styl uprawiany przez 42-latka jest nie tylko mało atrakcyjny, ale przede wszystkim nie przynosi pożądanych rezultatów, co w ostatecznym rozrachunku prowadzi do tego, że grę zespołu z Liverpoolu momentami ogląda się z wielkim bólem serca. Pytanie na dzisiaj brzmi: czy Roberto Martínez w przyszłym sezonie powinien dalej pracować na Goodison Park? Poniżej przedstawiamy serię błędów, jakie Hiszpan popełnił podczas trwającej kadencji w ekipie z niebieskiej części Merseyside i analizujemy, co szwankuje w grze zespołu z Liverpoolu.

źródło: Wikimedia Commons, CC 2.0, Jon Candy
Droga obrana przez Martíneza i sztywne przywiązanie do koncepcji taktycznych sprawia, że w bieżącym sezonie wyniki Evertonu wołają o pomstę do nieba i wyglądają jeszcze gorzej, niż w poprzedniej ligowej kampanii.
„Piłkarze prosili trenera, aby postawił na grę bardziej bezpośrednią. Zapytałem ich i wszyscy z nich powiedzieli zgodnie menedżerowi: Czy możemy grać czasem piłkę bezpośrednią? Mamy odpowiedni styl do tego, aby przetrzymać częściej piłkę, zastosować arytmię gry, zmienić sposób rozegrania akcji oraz zagrać czasem dłuższą piłkę do przodu. Wiemy, że potrzebujemy wziąć na siebie większą odpowiedzialność”
Wspomniane na wstępie gorzkie słowa są autorstwa czołowego snajpera Evertonu, ale również jednego z najlepszych napastników całych rozgrywek ligi angielskiej – Romelu Lukaku. Belg odniósł się jakiś czas temu na łamach serwisu internetowego dziennika TheGuardian do taktyki stosowanej przez Roberto Martíneza i dał w ten sposób jasny przekaz, że The Toffees potrzebują nagłego impulsu, odmiany, aby gra zespołu ponownie mogła cieszyć oczy kibiców i sprawiać im przyjemność.

Sprowadzony na Goodison Park z Chelsea za rekordową sumę 28 mln £ Lukaku podkreślił także, że tylko taki sposób gry, jak przedstawiony powyżej, będzie dla silnego fizycznie napastnika znacznie bardziej korzystny, dzięki czemu wykorzysta swoje atuty, gdy znajdzie się w sytuacji sam na sam z rywalem.

Słowa byłego gracza Anderlechtu Bruksela Martínez powinien wziąć sobie szczególnie do serca. W rozgrywkach 2013/14 Everton, zamiast ataków pozycyjnych, przeprowadzał częste kontrataki, które przynosiły odpowiednie rezultaty w postaci bramek Lukaku.

Wracając do samego trenera, który przychodził na Goodison Park z łatką utalentowanego szkoleniowca, a dodatkowo opromienionego sukcesem i zbierającego zewsząd gratulacje za zdobycie sensacyjnego Pucharu Anglii z ekipą Wigan Athletic w sezonie 2012/13 (zwycięstwo w finale z Manchesterem City 1:0 – przyp. red.), w Evertonie zastał zupełnie inną rzeczywistość, a narastające problemy z biegiem czasu po prostu go przerosły.

Hiszpański szkoleniowiec, trzymający się kurczowo swojej taktyki 1-4-2-3-1 i bezgranicznie do niej przywiązany, w grudniu 2014 roku mówił na łamach portalu mirror.co.uk, że nie zamierza niczego zmieniać:
„Nasz styl jest oczywisty. W poprzednim sezonie (2013-14) był bardzo skuteczny. Dał naszemu klubowi najwięcej punktów w historii swoich występów w Premier League. Nie jestem kimś, kto pracuje dla korzyści i dla bicia rekordów w defensywie. Skupiamy się na innych aspektach i chciałbym mieć utalentowanych chłopaków, którzy będą wygrywać mecze. Ponadto, to nie jest kwestią naszego stylu, ale bycia dobrym w tym, co się wykonuje” – Roberto Martinez
Wracając do aktualnych źródeł problemu i bardzo słabej gry Evertonu w obecnym sezonie, należy spojrzeć przede wszystkim na błędne decyzje podejmowane przez 42-letniego trenera z Katalonii. Martinez ustawia zespół nie zwracając kompletnie uwagi na opinie z zewnątrz, nie reagując na żadne głosy mówiące, że powinien coś zmienić w strategii ekipy z Liverpoolu.

Po pierwsze, porównując poprzedni i obecny sezon ligowy, należy zwrócić uwagę na to, że fatalnie spisuje się linia defensywna The Toffees. W kampanii 2014/15 gracze Evertonu stracili aż 50 bramek w 38. kolejkach i odnieśli zaledwie 12 zwycięstw. Te rozgrywki mogą się skończyć jeszcze większą klapą. Po rozegraniu 32. meczów ekipa Martíneza plasuje się na 12. pozycji z marnym dorobkiem 40 punktów i zaledwie 9 wygranych. Dodatkowo klub z Liverpoolu stracił aż 43 gole i obecnie notuje passę 5 meczów z rzędu bez triumfu! Jakby tego było mało, bardzo słabo wyglądają zwłaszcza występy przed własną publicznością. Aż trudno to sobie wyobrazić, ale statystyki klubu z Liverpoolu biją na alarm i są zatrważające dla sympatyków The Toffees – spośród całej stawki Premier League Everton stracił najwięcej goli u siebie – aż 28!

Poniżej statystyka indywidualnych błędów popełnianych przez 10 zespołów Premier League. Wysoka pozycja podopiecznych ekipy Martíneza w tej niechlubnej klasyfikacji nie powinna zatem ani trochę dziwić.


Nurtującym problemem, budzącym dodatkowo niemałe kontrowersje, jest identyczne zestawienie bloku obronnego w praktycznie każdym meczu. Może i nie byłoby do formacji defensywnej aż tak dużych zastrzeżeń, gdyby nie to, że, błędy popełniane przez każdego gracza z linii obrony są wręcz niedopuszczalne i prowadzą do coraz większej liczby straconych bramek. Młody, niezwykle utalentowany John Stones, zamiast się rozwijać, ostatnio zdecydowanie przygasł. Przyczepić można się też do jego kolegów – Phila Jagielki oraz Ramiro Funesa Moriego. Pierwszy, niezwykle doświadczony, natomiast drugi – perspektywiczny, ale „zbyt miękki” i przegrywający sporo pojedynków powietrznych. Nie najlepiej wyglądają również Seamus Coleman i Leighton Baines, ofensywnie usposobieni boczni obrońcy, których statystyki w obecnym sezonie są koszmarne. Nie dość, że słabo spisują się w defensywie, to w ataku są właściwie bezprodunktywni. Kto dzisiaj pamięta zdobywane przez nich bramki czy posyłane na nos kapitalne podania do partnerów? Obecnie na ich koncie widnieją łącznie zaledwie 4 asysty i 3 bramki w sezonie 2015/16, z czego Baines zanotował… tylko jedno ostatnie podanie.

Trudno także doszukać się jakiekolwiek logiki, biorąc pod uwagę eksperymenty taktyczne przeprowadzane przez Martíneza w linii pomocy i ataku. Gerard Deulofeu, który na jesieni grał porywająco, nagle zatracił gdzieś swój główny atut, czyli idealne dośrodkowanie na nogę bądź głowę kolegów. Kevin Mirallas i Aaron Lennon dostają bardzo mało szans na grę, ale również nie wnoszą nic pozytywnego do ekipy The Toffees

W ostatnich tygodniach pozycję na skrzydle zajmuje Arouna Kone. Piłkarz z Wybrzeża Kości Słonowej blokuje niejako nominalnym skrzydłowym okazję do częstszego zaprezentowania się na boisku. Przynosi to raczej mierny skutek. Jedynym znaczącym osiągnięciem gracza z Afryki był hat-trick zdobyty w starciu ze słabym Sunderlandem, ale miało to miejsce prawie pół roku temu…

Zastanawia również pewien inny, niezwykle istotny fakt. Decyzja Katalończyka o kupnie w zimowym okienku transferowym za 13,5 mln € Oumara Niasse z Lokomotiwu Moskwa okazała się kompletnie nieprzemyślana. Senegalczyk, sprowadzony za spore pieniądze, jest kandydatem do miana niewypału roku. W trwającym sezonie zagrał w sumie… 19 minut, a swoimi umiejętnościami nie przekonał Hiszpana. Może to dziwić, zważywszy na fakt, że w poprzednim klubie imponował formą i w rosyjskiej Premier Lidze trafił do siatki 8 razy w 15 meczach. Wydaje się, że problem leży znacznie głębiej. Należy go szukać w konserwatywnym podejściu Martíneza.

Kolejnym problemem, któremu Katalończyk musi stawić czoła, jest liczba remisów – największa w lidze. W przeważającej większości z tych meczów Everton zwycięstwo miał na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło utrzymać koncentrację, aby dowieźć prowadzenie do końcowego gwizdka. Stało się jednak inaczej, bowiem w aż 6 spotkaniach, będąc na prowadzeniu, ekipa The Toffees dała sobie wydrzeć, zdawałoby się, pewną wygraną. Wystarczy chociażby wspomnieć o meczach z Chelsea (3:3, pomimo prowadzenia 2:0), Bournemouth (3:3 i identyczna sytuacja) oraz czterech spotkaniach, w których jednobramkowe prowadzenie okazało się niewystarczające (za każdym razem kończyło się remisem w stosunku 1:1)

Następnym aspektem, któremu należy się uważniej przyjrzeć jest to, że Roberto Martínez za bardzo przywiązuje się do tych samych nazwisk, gra niemal „żelazną jedenastką”. Przez to praktycznie nie stosuje żadnych rotacji, a skutki takich decyzji są opłakane. Przykłady? Nie trzeba długo szukać. Od wielu lat bramkarz Tim Howard był nie do ruszenia. Na Wyspach wyrobił sobie solidną markę, a czas upływał i nie było widać, aby znalazł się jego godny następca. Zaawansowany wiekowo amerykański zawodnik już w poprzednim sezonie przestał dawać odpowiednią jakość ekipie z Liverpoolu. Puszczał niezwykle dużo goli, a za część z nich z pewnością ponosi sporą winę. Przytwierdzony do ławki rezerwowych Joel Robles cierpliwie czekał na swoją szansę i gdy takowa się nadarzyła, to w 3 meczach z rzędu zachował czyste konto. W obecnym sezonie sytuacja na korzyść 25-letniego Hiszpana zmieniła się diametralnie. Howard w zimowym okienku transferowym niespodziewanie postanowił po długich niespełna 9 latach odejść do grającego w MLS Colorado Rapids. Dodajmy, że w 23 meczach trwających rozgrywek reprezentant USA zachował zaledwie 6 czystych kont, natomiast Robles w 9 spotkaniach już 3 i zdaje się, że gdyby nie decyzja 37-latka, to Martínez dalej korzystałby z usług Howarda. Przykłady takie jak powyższy można tylko mnożyć.

Absurdalne decyzje hiszpańskiego szkoleniowca pogrążają go coraz bardziej. Wystarczy wspomnieć, że wybory personalne dokonywane przez byłego menedżera Swansea są kompletnie niezrozumiałe i działają na niekorzyść Evertonu. W ekipie z Goodison Park miejsce w linii pomocy mają na stałe dwaj defensywni pomocnicy – Gareth Barry (opisywany przez trenera jako… jeden z najlepszych Anglików w historii!) i James McCarthy. Trzymanie obu graczy o podobnej charakterystyce i parametrach na murawie zdaje się nie mieć żadnego sensu. Nie dość, że zarówno Anglik, jak i Irlandczyk ograniczają się tylko do przerywania akcji w strefie obronnej, to w ataku są kompletnie bezużyteczni.

W ogóle patrząc na całą kadrę zespołu z niebieskiej części Merseyside, można pokusić się o stwierdzenie, które nie będzie ani trochę na wyrost, że między formacją obronną, a siłą ofensywną The Toffees są ogromne dysproporcje. Oczywiście to nie wina graczy, którzy tworzą team Evertonu, ale trenera przekonanego o swoich racjach, co do podstawowej „11”, skostniałego aż do bólu oraz niesłuchającego żadnych rad czy podpowiedzi.

Fala krytyki i protesty kibiców, domagające się zwolnienia Martineza, przybierają z każdym tygodniem coraz bardziej na sile.

Chris Sutton, była gwiazda Celticu Glasgow i Blackburn Rovers, posunął się jeszcze dalej i opublikował jakże znamiennego Tweeta, mówiącego wiele o pracy 42-letniego trenera The Toffees:
Były znakomity napastnik na antenie BBC Radio niepochlebnie wypowiedział się o Katalończyku:
„Martínez po każdym meczu obwinia każdego dookoła, tylko nie siebie. A jego wywiady to jeden wielki żart, przynoszący mu tylko wstyd” – podsumował Sutton
Roberto Martínez nie zraża się ani trochę nieprzychylnymi mu opiniami i wykonuje swoją pracę najlepiej jak potrafi. Porównując statystyczne zestawienie byłego trenera Evertonu, Davida Moyesa, z obecnym, można dojść do wniosku, że filozofia Hiszpana i obecna gra klubu z Goodison Park różnie się tym, iż polega na wzmożonej intensywności i wymianie większej liczby podań, co jednak w konsekwencji prowadzi do spadku liczby strzałów i kreowanych okazji bramkowych.

źródło: SkySports

Hiszpański szkoleniowiec ma także swoich zwolenników. Arsener Wenger, menedżer Arsenalu Londyn, podkreśla, że Katalończyk ma odpowiednie umiejętności i predyspozycje, aby stać się trenerem wysokiej klasy.

Powoli zbliżający się do końca sezon Premier League jest dla Evertonu bardzo bolesnym przeżyciem, pełnym upokorzeń, naznaczonych błędami w defensywie. Praca Roberto Martíneza coraz bardziej może utwierdzać wszystkich w przekonaniu, że formuła hiszpańskiego szkoleniowca nie zdaje egzaminu i powoli się wyczerpuje. Los 42-latka zawisł na włosku, a jego taktyczne koncepcje i pomysł na prowadzenie The Toffees rozsypał się niczym domek ułożony z kart. Ostatnie decyzje personalne przynoszą koszmarne skutki, a błędy popełnione przez ostatnie dwa lata są wyraźnym sygnałem, że zbliża się nieuchronnie moment, aby włodarze klubu podjęli jedyną słuszną decyzję i zwolnili Hiszpana.

Martínez znalazł się w bardzo trudnym położeniu i stąpa po grząskim gruncie, a swoim zachowaniem i wyborami personalnymi coraz bardziej naraża się nie tylko kibicom, ale również włodarzom klubu z Liverpoolu. W ciągu dwóch sezonów z zespołu walczącego w europejskich pucharach, Everton stał się średniakiem Premier League. Drużyna z niebieskiej części Liverpoolu, pozbawiona wyrazu i charakteru, musi powoli zacząć rozglądać się za nowym trenerem. Na następcę Martineza typuje się obecnie Marcelo Bielsę, który w styczniu był niezwykle blisko dostania angażu na Wyspach (w Swansea – przyp. red.), a ostatnio pracował w Olympique Marsylia, z którym również jest łączony. Wydaje się, że w aktualnej sytuacji wybór Chilijczyka byłby idealnym rozwiązaniem.

Artykuł został również opublikowany na nowym portalu sportowym NaszFutbol.com.

piątek, 15 kwietnia 2016

Vardy vs Kane – ekscytujący wyścig o tytuł króla strzelców Premier League

Już dawno rywalizacja o miano najlepszego snajpera ligi angielskiej nie budziła aż tak dużych emocji i ogromnego zainteresowania. W fascynującej walce o koronę króla strzelców bierze udział kilku świetnych napastników. Ale na szczególną uwagę zasługują zwłaszcza dwa nazwiska. Mowa o przewodzącym stawce Harry’m Kane’ie oraz mocno depczącym mu po piętach Jamie’m Vardy’m. Dodatkowo szczególnym smaczkiem, podgrzewającym jeszcze rywalizację tych dwóch zawodników, jest fakt, iż obaj są Anglikami i stoją przed wielką szansą, aby stworzyć podstawową linię ataku Synów Albionu na Euro 2016, jednocześnie odgrywając na turnieju finałowym jedne z pierwszoplanowych ról w kadrze Roya Hodgsona. Poniżej przedstawiamy charakterystyki obydwu graczy i prezentujemy ich dotychczasowe osiągnięcia w sezonie 2015/16.

źródło: Wikimedia Commons, Pioeb, CC 4.0
Na początek warto przypomnieć jedno niezwykle ciekawe zdarzenie, z perspektywy toczącej się aktualnie walki o tytuł najlepszego strzelca rozgrywek w Premier League. Ostatnim piłkarzem zasiadającym na snajperskim tronie i wywodzącym się z Anglii, a więc kraju, który położył podwaliny pod rozwój futbolu, był Kevin Phillips. Napastnik w przeszłości związany m.in. z Sunderlandem, Birmingham City, Southamptonem czy też Crystal Palace w sezonie 1999/2000 swoimi strzeleckimi popisami zaszokował całą ligę angielską i niespodziewanie został najlepszym snajperem Premier League. Jego osiągnięcie nabiera jeszcze większej wartości, kiedy spojrzymy, że to wszystko udało mu się uczynić w swoim premierowym sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej (30 trafień w 36 meczach!), wyprzedzając drugiego w tej klasyfikacji Alana Shearera z Newcastle United (23 gole). Jakby tego było mało, to ówczesny gracz Czarnych Kotów zgarnął również Złotego Buta, nagrodę przyznawaną dla najskuteczniejszego piłkarza, grającego w europejskich ligach. Jego statystyki w tamtych rozgrywkach były imponujące, ale jakże blado wyglądały w zestawieniu z dorobkiem w reprezentacji Anglii, gdzie w 8 meczach ani razu nie zdołał posłać piłki do siatki.

Pasjonująca angielska walka o koronę po 16 latach

Aż 16 lat musieli czekać wszyscy kibice na Wyspach, aby ponownie emocjonować się wyścigiem o koronę króla strzelców pomiędzy dwoma reprezentantami Anglii. Tegoroczna rywalizacja jest szczególna z kilku powodów.

Harry Kane i Jamie Vardy są snajperami obdarzonymi niesamowitym instynktem strzeleckim, ale ich charakterystyka i sposób poruszania – dodajmy, że diametralnie inne – sprawiają, że obrońcy każdego zespołu PL muszą się mieć na baczności, aby ich upilnować. Chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe. Obaj reprezentanci Anglii opanowali niemal do perfekcji sztukę strzelania kolejnych goli. Ich statystyki budzą w trwającym sezonie ligi angielskiej szczególne uznanie.
22-letni Kane uwielbia grać tyłem do bramki, z obrońcą na plecach, aby przetrzymać piłkę i w najmniej niespodziewanym momencie błyskawicznie obrócić się z nią i oddać niesygnalizowany strzał. Jego mocną stroną jest siła fizyczna, a takie parametry, jak wzrost i umiejętność poruszania się w polu karnym, powodują, że często jest nieuchwytny dla obrony rywali. Cechą charakterystyczną dla reprezentanta Anglii jest to, że w większości przypadków sam szuka rozwiązania sytuacji strzeleckiej w polu karnym, bez udziału swoich kolegów. Zupełnie podobnie, jak to swego czasu robił Alan Shearer, wybitny napastnik Premier League, który w 2006 roku zawiesił buty na kołku.

źródło: Wikimedia, Catherine Kõrtsmik, CC 2.0

Wracając do Kane’a, to takich trafień zapisał już na swoim koncie bez liku. Jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że snajper Kogutów znakomicie czuje się na boisku, kiedy wokół niego biega Dele Alli. Młodziutki, ledwie 19-letni pomocnik Spurs, rozumie się niemal bez słów ze starszym kolegą. Często kapitalnym zagraniem z głębi pola, albo prostopadłym podaniem, uruchamia Kane’a, który umiejętnie wywalcza pozycję w polu karnym i znajduje się w ciągu kilku sekund sam na sam z bramkarzem rywali. Alli wypracował aż 7 okazji strzeleckich „Hurricane’owi” i jest to najlepszy wynik, biorąc pod uwagę czołowe ligi europejskie. Znamiennym faktem jest, iż Kane oddaje najwięcej strzałów spośród całej stawki piłkarzy Premier League oraz dodatkowo może pochwalić się świetnym wskaźnikiem 63% skuteczności uderzeń na bramkę, średnio posyłając piłkę do siatki przeciwników co 133 minuty.

Z kolei profil Vardy’ego i jego zmysł do zdobywania kolejnych goli jakże różni się od tego, w jaki sposób robi to Kane. 29-letni snajper Lisów to żywo wyjęty młody Michael Owen, który w przeszłości imponował niesamowitym wybieganiem, a solowe akcje na przebój były jego znakiem rozpoznawczym. Vardy robi dokładnie to samo, czyli w trakcie odzyskania piłki przez Leicester inteligentnie porusza się po boisku, a do zagranej futbolówki wylatuje z ponaddźwiękową prędkością, niczym proca wystrzelona z łuku albo sprinter wyskakujący z bloków startowych. Jego imponująca szybkość i przyspieszenie powodują, że praktycznie w całej Premier League trudno szukać jakiegokolwiek zawodnika, który byłby z nim w stanie wygrać pojedynek biegowy.

Oprócz tych zalet Vardy pokazuje się także z jak najlepszej strony biorąc pod uwagę inny aspekt, a mianowicie jego współpracę z kolegami, zwłaszcza z Riyadem Mahrezem. Algierczyk często szuka w polu karnym Anglika albo posyła go w bój podczas kontrataku, a napastnik Lisów robi świetny użytek ze swojej szybkości, wpada w pole karne, najczęściej z lewego skrzydła i bezbłędnie wykańcza akcje aktualnego lidera Premier League. Należy wspomnieć, że Vardy, w przeciwieństwie do Kane’a (tylko jedno otwierające podanie – przyp. red.), uwielbia wymieniać piłki z partnerami, grać na jeden kontakt. Oprócz 21 goli, ma także na koncie już 6 asyst. Kolejne trafienia dokłada co 138 minut oraz legitymuje się wskaźnikiem celności na poziomie 58%. W całej lidze angielskiej tylko dwóch napastników częściej uderza na bramkę od snajpera Lisów (103 razy)- mowa oczywiście o Kane’ie (134 strzały) oraz Romelu Lukaku (106). Dodatkowo napastnicy Leicester i Tottenhamu większość trafień zdobywają z obrębu „szesnastki”.

Walka o Złotego Buta (Golden Boot – nagroda przyznawana dla najlepszego strzelca Premier League – przyp. red.) wchodzi w decydującą fazę. Obecnie minimalnie lepszy jest „Hurricane” – 22 gole (4,1 strzału na mecz), natomiast dorobek Vardy’ego to 21 bramek (3,1 uderzenia na spotkanie).

Poniżej grafika Squawki przedstawiającą rywalizację dwóch czołowych snajperów Premier League, na tle najlepszej dwudziestki ligowych strzelców.

źródło: Squawka.com



Na podstawie statystyk obu graczy można wyciągnąć niezwykle ciekawe wnioski. Zarówno Kane, jak i Vardy lubują się w posyłaniu piłki do siatki z obrębu pola karnego. Obaj są zatem typowymi łowcami goli, z jednej strony czyhającymi na choćby najmniejszy błąd rywala, a z drugiej potrafiącymi w niezwykle inteligentny sposób obrócić się z piłką (Kane) czy też minąć rywala w pełnym biegu (Vardy).

Nic zatem dziwnego, że znaleźli się w gronie nominowanych do tytułu najlepszego gracza roku. Poniżej 6 nazwisk będących w gronie pretendentów to tego zaszczytnego miana.

Harry Kane do rywalizacji o koronę króla strzelców podchodzi niezwykle poważnie, ale traktuje ją nie tylko w kategoriach walki, ale także rozrywki. Jego wypowiedź jest cytowana przez serwis FourFourTwo:
“To jest dobra zabawa i rywalizacja, aby być tutaj i walczyć o Złotego Buta. Więc zobaczymy, co się wydarzy na koniec sezonu. Widziałem Vardy’ego, że dostał powołanie do reprezentacji Anglii, ale nie napisałem mu sms-a. Jesteśmy zawodowymi graczami i zwracamy na siebie uwagę” – zakończył Kane
Do końca sezonu zostało raptem 5. kolejek Premier League i wyścig o miano najlepszego strzelca zapowiada się fascynująco. Obaj gracze zapisali się już w historii ligi złotymi zgłoskami. Kane w trwającym sezonie zdobył aż 30 goli na wszystkich frontach, co sprawia, że jest pierwszym Anglikiem od czasów legendarnego Gary’ego Linekera i jego osiągnięcia z sezonu 1991/92, mającym na koncie przynajmniej 30 trafień. Ponadto 22-latek jest ósmym Anglikiem w historii z takim wyczynem. Dołączył zatem do panteonu takich graczy, jak Ian Wright, Robbie Fowler, Alan Shearer czy Wayne Rooney. Z kolei Vardy również znalazł się na ustach całej ligi po tym, jak trafiał do siatki w 11 meczach z rzędu, bijąc rekord Ruuda Van Nistelrooya w erze Premier League. Vardy stał się jeszcze bardziej rozpoznawalny po tym, jak kilka tygodni temu zdobył wyjątkowej urody bramkę z Liverpoolem.

Mówiąc o słabych stronach obydwu zawodników – Kane’a i Vardy’ego – w zasadzie ciężko się takowych doszukać. Piłkarz Tottenhamu wydaje się być napastnikiem kompletnym, o którym wiele mocnych klubów na świecie może tylko pomarzyć. Zdaje się, że jedyne elementy, jakie mogliby obaj piłkarze poprawić, to gra w powietrzu oraz strzelanie bramek głową. Zaledwie trzy trafienia zdobyli wspólnie najlepsi w tej chwili angielscy snajperzy.

Niedawny towarzyski mecz Anglii z Niemcami utwierdził wszystkich w przekonaniu, a także dał jasny sygnał Royowi Hodgsonowi, że trener powinien zrobić wszystko, aby obu zmieścić w wyjściowej jedenastce na Euro 2016. Pomimo tego, że Vardy i Kane charakteryzują się innymi parametrami, to mecz z Die Manchschaft pokazał, jak duże umiejętności drzemią w tych piłkarzach. Skalę ich talentu najlepiej zmierzyć golami, które asy Lisów (trafienie piętą) i Kogutów zdobyły w meczu z aktualnymi Mistrzami Świata. Co ciekawe, bramki angielskich snajperów zapewniły podopiecznym Roya Hodgsona niespodziewany triumf 3:2.

Były reprezentant Synów Albionu i zwycięzca Pucharu Świata z 1966 r. Sir Geoff Hurst w rozmowie z talkSPORT stwierdził, że obaj napastnicy powinni być opcją pierwszego wyboru w kadrze Anglii na turniej finałowy Mistrzostw Europy we Francji.
“Postawiłbym na dwóch napastników, którzy mają fantastyczny sezon. Obaj zasługują na miejsce w zespole i otrzymaną szansę. Nie jestem pewny, czy razem mogą występować na boisku jednocześnie, ale z pewnością warto się temu przyjrzeć, czy będzie to funkcjonować we właściwy sposób. Oczywiście, jeśli masz dwóch piłkarzy takiej klasy, możesz być mądrzejszy i jednego z nich zostawić na ławce. Ale Vardy i Kane naprawdę zasługują na to, aby razem grać. Mecze z ich udziałem są fantastyczne. Strzelają kolejne bramki, jak nikt innych w tym fachu i muszą być w ekipie” – powiedział Hurst

Pod wielkim wrażeniem wysokich umiejętności Vardy’ego i Kane’a jest trener niemieckiej reprezentacji, Joachim Löw:
“To miało wielki wpływ na naszą defensywę, a gra Anglii wyglądała zupełnie inaczej, gdy Kane i Vardy przebywali razem na murawie”
‚Wspaniały występ. Mówiliśmy o nim (Vardy’m) przez ostatnich kilka dni. Jest on zawodnikiem, którego niesie do przodu i zawsze szuka luk w obronie, aby przedostać się pod pole karne”
Co ciekawe, z uwagi na wyczerpujący sezon w Premier League, trener Lisów Claudio Ranieri znalazł zadziwiający sposób na dyspozycję strzelecką 29-latka.
„Tak naprawdę, to nie mam jak za bardzo trenować wykończenia akcji, bo treningi strzeleckie są zwykle na początku tygodnia, więc szef chce, żeby moje nogi odpoczywały. Dlatego normalnie, kiedy jest trochę strzelania, trener mówi, żebym poszedł do rozegrania. Słucham się, bo w ten sposób oszczędzam nogi i gole na mecze” – powiedział Vardy
Oceniając szanse Vardy’ego i Kane’a na zdobycie nagrody Złotego Buta, należałoby wskazać, że minimalne większe szansę ma 22-latek z White Hart Lane. Po pierwsze, jeden gol więcej w dorobku, a poza tym Tottenham czekają starcia ze znacznie mniej wymagającymi rywalami, niż ekipę Leicester City.

Obaj snajperzy są pierwszoplanowymi postaciami trwającej kampanii ligowej na Wyspach i oprócz ich korespondencyjnego pojedynku o tytuł króla strzelców, toczą również walkę o Mistrzostwo Anglii. Bliższy tego z pewnością jest Vardy. Ekipa prowadzona przez Ranieriego ma aż 7 punktów przewagi nad Kogutami na 5. kolejek przed końcem sezonu. Nie ma żadnych wątpliwości, że Vardy koronę króla strzelców zamieniłby bez mrugnięcia okiem i chwili zawahania na sensacyjny tytuł mistrzowski, pierwszy w historii drużyny z King Power Stadium. Nie należy jednak skreślać pozostałych kandydatów do miana najskuteczniejszego snajpera Premier League. Ostatniego słowa wciąż nie powiedzieli przecież Romelu Lukaku oraz Sergio Agüero – obaj mają po 18 trafień. Napastnicy, odpowiednio Evertonu i Manchesteru City, toczą zacięty bój, pozostając nieco na uboczu, ale w dalszym ciągu zachowują szansę zdobycia Złotego Buta.

W opinii angielskiego eksperta Sky Sports i byłego piłkarza Southampton, Matta Le Tissiera, koronę zdobędzie jednak Jamie Vardy:
„Postawiłbym na Sergio Agüero, jeśli grałby w każdym meczu. Jednak czy teraz mogę mu zaufać I wydać na to pieniądze? Nie jestem taki pewny. Z kolei Vardy został zapamiętany z 11 meczów z rzędu ze strzelonym golem i w ten sposób odpowiedział w genialny sposób na to, że przydarzyło mu się kilka gier bez bramki” – prorokował kilka tygodni temu Le Tissier
Z kolei pracujący dla Sky Sport News Charlie Nicholas (były szkocki napastnik – przyp. red.) przychyla się bardziej do tego, że tytuł najskuteczniejszego napastnika w sezonie 2015/16 trafi w ręce Harry’ego Kane’a.
„Myślę, że mamy tutaj niezwykle pasjonującą walkę kilku świetnych napastników. Typowałem Harry’ego Kane’a kilka tygodni temu w programie Soccer Saturday i podtrzymuję to zdanie w tej chwili. Tottenham jest bardzo od niego uzależniony, ale dlaczego miałby nie być? Sposób w jaki grają „Koguty” jest wręcz stworzony dla 22-latka”
Walka o tytuł króla strzelców wchodzi w decydującą fazę i zadowoli niejednego wymagającego kibica, a także z pewnością będzie trwać aż do ostatniej kolejki Premier League. 13 lat temu Vardy grał w piłkę amatorsko i nawet nie marzył, że rzeczy, które są jego udziałem w tej chwili, będą mogły się ziścić. Był piłkarzem 8-ligowego Stocksbridge Park Steels i pracował po 12 godzin w fabryce, produkującej szyny medyczne z włókna węglowego. Jego historia, jak również losy Kane’a, powinny być cennym drogowskazem dla każdego, że warto mieć marzenia i dążyć do ich realizacji, a wtedy wszystko jest możliwe. Właśnie tak, jak teraz walka Vardy’ego i Kane’a o dwa tytuły – mistrzowski i króla strzelców w najbardziej medialnej i bezapelacyjnie najbogatszej lidze świata. Na koniec warto jeszcze przy tej okazji przytoczyć jeden niesamowity Tweet opublikowany… kilka lat temu przez niejakiego Sama:

Artykuł został także opublikowany na portalu Naszfutbol.com.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Wielka uczta futbolowa! Zapowiedź rewanżowych spotkań ćwierćfinałowych Ligi Mistrzów

Pierwsze mecze 1/4 finału Champions League rozegrane w ubiegłym tygodniu zagwarantowały wysoki poziom, dostarczając przy tym nie lada emocji sportowych oraz adrenaliny, ale jednocześnie nie sprawiły, żeby można było stwierdzić choćby z 50-procentową skutecznością, który z zespołów jest pewny udziału w półfinale najbardziej lukratywnych klubowych rozgrywek w Europie. Wręcz przeciwnie – sytuacja po pierwszych spotkaniach ćwierćfinałowych nastręcza jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi.
źródło: Wikimedia Commons CC 2.0, Kieran Lynam
Rewanżowe mecze LM, które odbędą się dzisiaj i jutro zapowiadają się na wielką ucztę, która z pewnością zadowoli niejednego wytrawnego kibica. Poniżej przedstawiamy sytuację kadrową w każdej z ćwierćfinałowych ekip oraz oceniamy ich szansę w decydującej walce o półfinał.

Real-Madrid-icon Real Madryt – Vfl Wolfsburg 55cb62bda36f50_43126418 

Ubiegłotygodniowe mecze przyniosły kilka zaskakujących rezultatów. Szczególną uwagę zwraca wręcz sensacyjne zwycięstwo Vfl Wolfsburg nad Realem Madryt 2:0. Wilki rozegrały znakomite spotkanie pod względem taktycznym i mentalnym, a dynamiczne kontry i akcje napędzane przez Juliana Draxlera przyniosły dwa gole, autorstwa Ricardo Rodrigueza i Maximiliana Arnolda. Dwubramkowa przewaga daje ekipie Dietera Heckinga solidną zaliczką przed dzisiejszym starciem rewanżowym, które zostanie rozegrane na Santiago Bernabéu, ale absolutnie nie powoduje, że Die Wölfe mogą czuć się nadmiernie komfortowo przed meczem w Madrycie.
W ekipie Królewskich panują dobre nastroje po sobotnim ligowym zwycięstwie z Eibar 4:0, a dodatkowo ekipa Zinedine’a Zidane’a znów na poważnie włączyła się do walki o prym w Hiszpanii, wobec sensacyjnej porażki Barcelony 0:1 z Realem Sociedad. Dobrą wiadomością przed meczem z Wolfsburgiem jest powrót do drużyny Królewskich Karima Benzemy oraz Raphaëla Varane’a. Obaj gracze wyleczyli urazy i znajdą się w kadrze na mecz z Wilkami.

Niezwykle optymistycznie do najważniejszego dla Los Blancos meczu w sezonie podchodzi największa gwiazda Realu, Cristiano Ronaldo:

„To będzie magiczny wieczór, a my musimy być perfekcyjni. Z waszym wsparciem damy z siebie absolutnie wszystko i awansujemy. Hala Madrid! Czeka nas mecz walki, w którym nikt nie może odpuścić. Musimy walczyć, biegać i starać się dwa razy mocniej niż zazwyczaj. Łatwiej będzie to wszystko osiągnąć, kiedy będziemy czuli z trybun wsparcie 80 tysięcy widzów. Musimy jednak być także gotowi na cierpienie, zachować chłodne głowy i być cierpliwi. Naszym celem jest bowiem awans do półfinału. Nic innego nas nie zadowoli” – zakończył Portugalczyk

Z kolei w obozie Wolfsburga czuć lekkie napięcie przed meczem rewanżowym. W Bundeslidze podopieczni Dietera Heckinga zajmują aktualnie dopiero 8. miejsce, będąc poza strefą europejskich pucharów. Remis w ostatniej kolejce z FSV Mainz 1:1 świadczyć może tylko o tym, że myślami ekipa spod znaku Volkswagena jest już przy starciu z Królewskimi.
Duże obawy przed rozpoczęciem dzisiejszej konfrontacji wyraża na łamach portalu sport1.de Klaus Allofs. Dyrektor sportowy Wilków dzieli się swoim niepokojem z kibicami i sugeruje, co może czekać wicemistrza Niemiec w Madrycie:
„Tam naprawdę może się zdarzyć wszystko. Myślę, że będziemy świadkami rzeczy, których obecnie nawet sobie nie wyobrażamy, na przykład błędnych decyzji arbitrów. Nie można tego wykluczyć, to może się zdarzyć i dlatego musimy być gotowi. Nie jesteśmy faworytami do awansu. Mamy dobry wynik z pierwszego meczu, ale to teraz nic nie znaczy. Czeka nas wojna i będziemy walczyć wszystkimi dostępnymi środkami” – podsumował Allofs
Na koniec, oceniając szans obu ekip, warto wspomnieć o ciekawej statystyce. Otóż Real Madryt ostatni raz dokonał skutecznej remontady, a więc odwrócenia losów dwumeczu w LM, aż 14 lat temu, dokładnie 10 kwietnia 2002 r., kiedy odrobił straty z pierwszego spotkania z Bayernem Monachium (porażka 1:2) i na Estadio Santiago Bernabéu pokonał Bawarczyków 2:0, po bramkach Ivana Helguery i Gutiego.

56 Manchester City – Paris Saint-Germain 149 

W kategoriach niespodzianki dużego kalibru należy uznać wynik pierwszego meczu ćwierćfinałowego pomiędzy zespołami PSG i Manchesteru City. Z Paryża w niezwykle dobrych nastrojach wyjeżdżali piłkarze Manuela Pellegriniego, którzy zdołali zremisować na trudnym terenie 2:2.

Obywatele, po korzystnym rezultacie wywiezionym ze stolicy Francji, podchodzą do rewanżowej konfrontacji niezwykle poważnie. Wywalczenie awansu do półfinału byłoby dla klubu z niebieskiej części Manchesteru największym sukcesem na europejskiej scenie po triumfie w sezonie 1969/70 w rozgrywkach Pucharu UEFA.

Kłopoty kadrowe i ogromny ból głowy, jakie jedenastki posłać do boju, będą mieć trenerzy obu ekip: Manuel Pellegrini i Laurent Blanc. Jednak patrząc na osłabienia kadrowe można pokusić się o stwierdzenie, że w trudniejszym położeniu znajduje się zespół z Parc des Princes. Po pierwsze, nie przemawia za Paryżanami wysoki wynik remisowy, uzyskany na własnym boisku, a po drugie, powstały ogromne wyrwy w składzie mistrza Francji. Przypomnijmy, że drużyna paryska poleciała do Anglii zdziesiątkowana. Różne powody – kontuzje czy też zawieszenia – sprawiają, że w Manchesterze nie zagrają na pewno pauzujący za żółte kartki David Luiz oraz Blaise Matuidi. Uraz mięśnia wykluczył z gry Javiera Pastore. natomiast Layvin Kurzawa złamał nos. Dodatkowo nie w pełni sprawny jest podstawowy bramkarz Paryżan, Kevin Trapp, który ligowy mecz z Guingamp zakończył przedwczesnym opuszczeniem murawy z powodu bolesnej kontuzji uda.
„Trapp został bardzo mocno kopnięty, dlatego zdjęliśmy go w przerwie meczu. Myślę, że jutro będziemy mogli powiedzieć więcej o jego kontuzji” – powiedział we francuskiej telewizji Blanc
Jedynym powodem, po którym może się pojawić delikatny uśmiech na twarzy Blanca jest znalezienie się w kadrze meczowej na mecz z City mózgu środka pola, Marco Verrattiego, mającego kluczowy wpływ na grę PSG. Włoski pomocnik ostatni raz zagrał 20 lutego.
Z kolei w ekipie Manchesteru, finansowanej przez szejków ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, panują całkiem niezłe nastroje przed meczem z ekipą ze stolicy Francji, napędzaną petrodolarami z Kataru. Cieszyć może powrót do wysokiej formy sprzed kontuzji Kevina De Bruyne oraz coraz lepsza współpraca Belga z Sergio Agüero. We wtorek obrona Obywateli zostanie poddana ciężkiej próbie, bowiem będzie musiała sobie radzić bez swojego kapitana – Vincenta Kompany’ego, który nie zdążył się wyleczyć. Belg pauzuje od połowy marca, kiedy w konfrontacji z Dynamem Kijów nabawił się urazu mięśnia łydki.
"Vincent nie jest jeszcze w stu procentach gotowy. Nie jest więc możliwe, by zagrał z Paris Saint-Germain" – powiedział na konferencji prasowej Manuel Pellegrini
Obrońca Manchesteru City Bacary Sagna nie ma żadnych wątpliwości, że Kompany’ego godnie zastąpi Eliaquim Mangala.
„Vincent jest naszym kapitanem i świetnym zawodnikiem. Ale Mangala pokazał w ostatnich meczach swoją siłę, więc nawet bez Kompany’ego mamy dobry team. Musimy być tak skupieni, jak w ostatnim meczu. Jesteśmy pewni, że możemy zakwalifikować się, jeżeli tylko zagramy bardzo dobrze”
Dodatkowo kontuzja wyeliminowała z gry na długie tygodnie Raheema Sterlinga. Z kolei David Silva, nieobecny w ostatnim meczu ligowym z West Bromem, ma być do dyspozycji Pellegriniego w rewanżowym starciu na Etihad Stadium.

78135 Benfica Lizbona – Bayern Monachium Bayern-München-old-logo-128x128 

Duże emocje czekają wszystkich kibiców w konfrontacji Lizbończyków z Bawarczykami. Minimalna zaliczka Lewandowskiego i spółki z pierwszego meczu (1:0 po golu Arturo Vidala – przyp. red.) oznacza, że w rewanżu podopieczni Rui Vitórii nie stoją wcale na straconej pozycji. Za Benficą może przemawiać także pewien istotny fakt. Otóż Bayern rok temu, na tym samym etapie rozgrywek UCL, mierzył się z inną drużyną z Półwyspu Iberyjskiego – FC Porto, której uległ na jej terenie aż 1:3. Dla podopiecznych Pepa Guardioli z pewnością wspomnienia te nie są dobrą wróżbą, ale z drugiej strony, bawarski gigant jest na tyle doświadczonym zespołem, zaprawionym w bojach na arenie europejskiej, że zrobi wszystko, aby zatrzeć niezbyt korzystne wrażenie z pierwszego meczu, odzyskać skuteczność i szybko zdobyć gola, który pozwoli im na bezpieczną grę, a w efekcie – kontrolę boiskowych wydarzeń. Dodatkowo mistrz Niemiec w każdym z ostatnich czterech sezonów Ligi Mistrzów meldował się w najlepszej „4”.

Natomiast Benfica w obecnym sezonie spisuje się wręcz rewelacyjnie, nie tylko na arenie międzynarodowej, ale także krajowej. W rozgrywkach Liga Sagres, na 5. kolejek przed końcem, jest liderem, z przewagą 2 punktów nad odwiecznym rywalem ze stolicy – Sportingiem. W swoich szeregach ma strzelca wyborowego Jonasa, który będzie stanowił największe zagrożenie dla grającej ostatnio bardzo niepewnie i często popełniającej proste błędy monachijskiej obrony. Wspomniany wyżej brazylijski napastnik Orłów prowadzi w klasyfikacji Złotego Buta z dorobkiem 30 goli, wspólnie z Cristiano Ronaldo i Gonzalo Higuainem.
Kibiców Bayernu może martwić skuteczność Roberta Lewandowskiego. Polski snajper ostatni raz posłał piłkę do siatki 19 marca. Jego licznik bez gola aktualnie wynosi 432 minuty. Napastnik Monachijczyków nie potrafił pokonać, kolejno, bramkarzy takich drużyn jak Serbia, Finlandia, Eintracht Frankfurt, Benfica Lizbona i ostatnio VfB Stuttgart. Należy docenić jednak, że „Lewy” łącznie zdobył już 36 bramek na wszystkich frontach i w wielu meczach to właśnie Polak ratował skórę Bawarczykom.
Innym powodem do narzekań jest słaba gra Bayernu w ofensywie, nie tylko Polaka, ale również Thomasa Müllera, który zatracił skuteczność i na swoją bramkę czeka jeszcze dłużej, bo od 16 marca, kiedy pokonał bramkarza Juventusu Turyn, Gianluigiego Buffona. Duet snajperów pozostaje ostatnio w cieniu skrzydłowych. Prym wiodą Franck Ribéry oraz Kingsley Coman, których ważne gole konsekwentnie przybliżają Monachijczyków do celu, jakim niezmiennie pozostaje zdobycie potrójnej korony.

Przyczynę do zmartwień stanowi także dyspozycja środkowych obrońców – Davida Alaby oraz Joshuy Kimmicha. Obaj stoperzy w ostatnich tygodniach nie ustrzegli się kilku poważnych błędów, które kończyły się utratą goli. Zatem bardzo wiele będzie zależeć od ich dyspozycji w środowym meczu na Estádio da Luz.

56875 Atlético Madryt – FC Barcelona fc-barcelona 

Ostatnią parę ćwierćfinałową tworzą hiszpańskie zespoły. Po zeszłotygodniowej porażce 1:2 na Camp Nou podopieczni Diego Simeone z pewnością mogą pluć sobie w brodę. Do 35 minuty mieli wszystko pod kontrolą, prowadząc 1:0 po golu Fernando Torresa. Hiszpański snajper mocno skomplikował jednak sprawę awansu Los Colchoneros do półfinału, otrzymując dwie błyskawiczne żółte kartki, wobec czego musiał przedwcześnie opuścić boisko. Gra przez niemal godzinę w osłabieniu ekipy Cholo skończyła się dla nich minimalna porażką. Barcelonie w rewanżu wystarczy zatem remis 0:0, aby osiągnąć cel, jakim jest awans do 1/2 finału Ligi Mistrzów.

Blaugrana ostatnio wpadła w wyraźny dołek. W lidze nie wygrała trzech kolejnych meczów, a dwa ostatnie kończyły się porażkami – z Realem Madryt 1:2 i Realem Sociedad 0:1. Tym samym Duma Katalonii mocno sobie utrudniła drogę do zdobycia, jak się już wydawało, pewnego mistrzostwa Hiszpanii. Nastroje i morale zespołu Luisa Enrique mocno spadły, a Gerard Pique przed środową konfrontacją z finalistą rozgrywek z 2014 roku zapowiada, że Katalończycy stoją w obliczu najważniejszego meczu w sezonie.
„Kluczowy mecz mamy w środę w Lidze Mistrzów. To są najważniejsze dla nas rozgrywki. Teraz wyczerpaliśmy już limit błędów. Musimy myśleć o przyszłości i nie tracić wiary w ten zespół” – zakończył stoper Dumy Katalonii
Ostatnie mecze są dla Barcelony sygnałem ostrzegawczym, a jednocześnie przestrogą, że nie da się grać non-stop na najwyższych obrotach, będąc w kwiecie formy przez cały czas. Trio MSN, strzelające niedawno gole jak na zawołanie, gdzieś zatraciło swój rytm i skuteczność, która – patrząc na statystyki – wygląda i tak niezwykle imponująco: 109 goli w sezonie 2015/16, zdobytych we wszystkich rozgrywkach! Leo Messi i Neymar w meczach z Realem Madryt i Baskami z Sociedad wyglądali na zagubionych, a ich współpraca wyglądała bardzo mizernie. Szczególnie brakowało na Estadio Anoeta napastnika, który by ich nieco odciążył od akcji ofensywnych i wziął na siebie ciężar gry. Mowa oczywiście o Luisie Suárezie, który w pierwszym meczu 1/4 finału z Atleti zdobył dwie niezwykle istotne bramki i zapewnił Dumie Katalonii triumf.

Na uwagę przed środową konfrontacją zasługuje również jeszcze jedna statystyka. Aż trudno to sobie wyobrazić, ale Leo Messi – największa gwiazda ekipy z Katalonii i jednocześnie najlepszy strzelec wszech czasów rozgrywek Primera División – notuje aktualnie najdłuższą niekorzystną passę bez choćby jednego trafienia od 2011 roku!
Pod znakiem zapytania stoi na Camp Nou występ ostoi defensywy Barcelony, Gerarda Pique oraz pomocnika, Rafinhi. Pierwszy doznał urazu po zderzeniu z rywalem, a drugi dopiero co wrócił po wielomiesięcznej kontuzji i prawdopodobnie potrzebuje jeszcze czasu, aby wrócić do pełnej sprawności.

Zgoła odmienne nastroje panują przed rewanżowym w starciem z Blaugraną w drużynie Diego Simeone. Nie dość, że Fernando Torres i spółka zniwelowali w tabeli La Liga stratę do Barçy do zaledwie trzech punktów (w sobotę wygrana 3:1 z Espanyolem), to jeszcze w rewanżu z Katalończykami wystarczy im skromne 1:0, aby awansować do półfinału. Nie od dziś wiadomo, że jest to wynik, w którym team z Madrytu niejako się specjalizuje. Wystarczy przypomnieć konfrontację obu zespołów sprzed dwóch lat, kiedy Los Colchoneros w ćwierćfinale wygrali na własnym obiekcie z Blaugraną właśnie w najniższym możliwym rozmiarze, po golu Koke i tym samym wyrzucili Katalończyków za burtę Ligi Mistrzów.

Informacje, które napływają z obozu Atlético są coraz bardziej budujące dla sympatyków Los Rojiblancos. W pierwszym meczu z Barceloną nie mogli wystąpić kontuzjowani obrońcy: Stevan Savić (uraz łydki) oraz Jose Maria Gimenez (kontuzja mięśnia uda). Obaj defensorzy wznowili już treningi, ale ich udział w środę jest niepewny. Jeśli nie będą do dyspozycji trenera, to Simeone postawi prawdopodobnie ponownie na duet Diego Godin – Lucas Hernandez. Na pewno w ekipie ze stolicy Hiszpanii zabraknie Tiago Mendesa oraz zawieszonego za kartki Fernando Torresa.

Tekst został również opublikowany na portalu NaszFutbol.com.

czwartek, 7 kwietnia 2016

Nowy rozdział Antonio Contego. Cel: odbudować potęgę Chelsea

Chelsea obecny sezon Premier League może już właściwie spisać na straty. Klub ze Stamford Bridge słabymi wynikami w pierwszej części sezonu pogrzebał szansę na występ w przyszłorocznej edycji Champions League, a w tabeli ligi angielskiej zajmuje odległe 10. miejsce. The Blues co prawda walczą jeszcze o udział w Lidze Europy, ale z pewnością dla całego kierownictwa klubu na czele z właścicielem Romanem Abramowiczem jest to sytuacja niezwykle rozczarowująca, nie przystająca nie tylko do ambicji i realiów zespołu, ale także ogromnego potencjału kadrowego, jakim wciąż Londyńczycy dysponują. Czy Conte, który dotychczas nie miał styczności z Wyspami Brytyjskimi, a wyrobił sobie markę w Juventusie Turyn, gdzie święcił triumfy przez kilka lat, będzie w stanie podołać zadaniu i przywróci Chelsea blask w nowym sezonie ligowym?
źródło: Nicola Genati, CC 3.0
Po zwolnieniu José Mourinho i przejęciu sterów przez Guusa Hidinka drużyna ze Stamford Bridge nieco poprawiła swoje notowania (plasuje się na 3. miejscu, uwzględniając rozgrywki ligowe tylko za 2016 rok i jest jedyną ekipą bez porażki – dod. red.), ale w poniedziałek 4 kwietnia zapadła niezwykle ważna decyzja. Od lipca nowym trenerem The Blues zostanie Antonio Conte – aktualny selekcjoner reprezentacji Włoch. Postawienie na 47-latka jest wyraźnym sygnałem, że rosyjski magnat oczekuje szybkiego odzyskania tytułu oraz gry ofensywnej, pełnej werwy, polotu oraz młodzieńczej fantazji.

Conte, w przeszłości wybitny pomocnik Juventusu, z którym wywalczył aż 5 tytułów mistrzowskich w Serie A, wygrał Puchar UEFA w 1993 roku oraz Puchar Mistrzów w 1996, po zakończeniu kariery zawodniczej zajął się trenerką. Pierwszym znaczącym sukcesem, który błyskawicznie podniósł wartość Włocha i usadowił go półkę wyżej na trenerskiej giełdzie, było wygranie drugiego szczebla rozgrywek z ekipą AS Bari w 2009 roku i awans do elity. Wartościowy wynik osiągnięty z teamem z Apulii spowodował zainteresowanie coraz bardziej rozpoznawalnych drużyn. Kolejnymi pracodawcami 46-latka były Atalanta, Siena oraz przede wszystkim jego ukochanego Juventus, w którym znalazł swoją przystań na kilka dobrych lat.

Conte z każdym rokiem rozwijał się coraz bardziej jako trener, ale dopiero przyjście do Turynu i osiągnięcie wielu wartościowych sukcesów z drużyną Bianconerich pokazało, że jest fachowcem wysokiej klasy. Z ekipą Starej Damy wygrywał trzy razy z rzędu Scudetto w latach 2012-14 oraz dołożył do tego dwa Superpuchary Włoch, zdobywane w okresie 2012-13. W Juventusie dał się poznać z jak najlepszej strony i przy okazji ustanowił kilka spektakularnych rekordów. Po pierwsze, pobił z drużyną z Turynu rekord Serie A w liczbie kolejnych nieprzegranych meczów. Wyśrubował ten wynik do imponującej liczby 43 spotkań z rzędu (od 02.2013 – 03.2014 – przyp. red.) Ponadto zapisał się złotymi zgłoskami także z innego powodu – Conte prowadząc Juventus odniósł 72,8% zwycięstw, co stanowi najlepszy wynik w lidze włoskiej od sezonu 1971/72! Jakby tego było mało, to Włoch w ligowej kampanii 2013/14 poprowadził Juve do mistrzostwa z imponującym dorobkiem 102. punktów i 33. zwycięstw w 38. meczach! Liczby doprawdy niesamowite…

Rekordy, triumfy i osiągnięcia włoskiego trenera należy docenić, ale nie wolno również zapominać o machinacjach, które ciągną się za Contem i do dzisiaj pozostawiają pewien niesmak. Chodzi oczywiście o niesławną aferę korupcyjną z 2011 r., gdy aktualny selekcjoner Squadra Azzurra zasiadał na stanowisku pierwszego trenera Sieny. 47-latkowi stawiane są zarzuty oszustwa i dotyczą spotkania Serie B, w którym jego ówczesny klub pokonał w maju 2011 r. AlbinoLeffe 1:0. Prokurator z włoskiej Cremony domaga się pół roku więzienia w zawieszeniu dla Contego. Włoski trener we wtorek nie pojawił się na rozprawie, ale w jego pamięci wciąż świeżo tkwią wspomniane wydarzenia, za które w sierpniu 2012 był już zdyskwalifikowany na 10 miesięcy przez Włoską Federację Piłkarską. Ostatecznie kara została zmniejszona do 4 miesięcy przez Włoski Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu.

4 kwietnia 2016 roku Conte podpisał 3-letni kontrakt z Chelsea. Umowa ma obowiązywać do końca sezonu 2018/19. Według włoskiego dziennika „La Gazetta dello Sport” 47-latek zainkasuje aż 20 mln €, natomiast za pierwszy rok pracy w klubie ze Stamford Bridge zarobi około 6,5 mln €. Dodatkowo angaż w zespole The Blues otrzyma również brat utytułowanego trenera – Gianluca Conte oraz cały sztab asystentów, którzy pracowali z nim w Juventusie i reprezentacji, czyli Angelo Alessio, Massimo Carrera, Paolo Berterlli i Mauro Sandreani.

 Po nominacji na stanowisko szkoleniowca Chelsea (dodajmy: pierwszej dla Włocha poza swoim krajem), Antonio Conte udzielił wywiadu oficjalnej stronie klubowej:

 „Jestem bardzo podekscytowany perspektywą pracy w Chelsea. Już nie mogą się doczekać dnia, w którym spotkam się z moimi piłkarzami. Cieszę się, że wszystko jest już jasne i zakończą się te wszystkie spekulacje. Teraz mogą się już skupić tylko i wyłącznie na pracy z reprezentacją, a o Chelsea porozmawiamy ponownie po finałach Euro 2016”

Co ciekawe, 47-letni trener będzie już piątym szkoleniowcem z Półwyspu Apenińskiego, który poprowadzi The Blues, po Gianluce Viallim, Claudio Ranierim, Carlo Ancelottim i Roberto Di Matteo. Poprzednicy Contego zanotowali kilka spektakularnych sukcesów z klubem z zachodniego Londynu, wystarczy choćby wspomnieć o Ancelottim, który w sezonie 2009/10 wygrał mistrzostwo z rekordową liczbą 103 bramek albo o zdobyciu z Di Matteo upragnionego Pucharu Mistrzów w 2012 roku.

Celem Contego po przyjściu do Chelsea będzie odbudowanie jej potęgi i powrotu na właściwe tory. Z jednej strony wydaje się, że Włocha będzie czekać stosunkowo łatwe zadanie w pierwszym sezonie pracy na ławce 5-krotnego mistrza Anglii. Aktualny wciąż trener reprezentacji Italii będzie mógł się skupić prawdopodobnie tylko na rozgrywkach ligowych, bowiem szanse Londyńczyków na awans do przyszłorocznej edycji Ligi Europy są już tylko iluzoryczne. Natomiast z drugiej, Włoch będzie poddawany nieustannej presji, aby spełnić zachcianki Abramowicza i odzyskać tytuł błyskawicznie, po roku przerwy.
Byłego szkoleniowca Juventusu czeka jednak tylko pozornie łatwa praca, bowiem w ekipie ze Stamford Bridge będzie musiał zmierzyć się z kilkoma problemami, stawić im czoła i błyskawicznie znaleźć ich rozwiązanie. Po pierwsze, Conte wkroczy do szatni pełnej krewkich piłkarzy. Wielu z nich, jak chociażby Eden Hazard, Thibaut Courtois czy też Diego Costa od jakiegoś już czasu noszą się z zamiarem opuszczenia klubu. Wszystko spowodowane jest konfliktem z byłym menadżerem, José Mourinho. Zadra jednak w nich pozostała. Nowy opiekun The Blues będzie musiał zbudować swój autorytet poprzez ciężką pracę i skuteczne metody szkoleniowe, aby przekonać gwiazdy zespołu do pozostania w stolicy Anglii.

Wydaje się zatem, że najważniejszym zadaniem stojącym przed Contem będzie dotarcie do głów piłkarzy, oczyszczenie ich umysłów, aby przekonać, że warto dalej brać udział w projekcie o nazwie ‚Chelsea’. Wszystko to po to, aby zjednoczyć ponownie cały zespół i poprawić atmosferę wokół drużyny, aby stała się ona na nowo prawdziwym teamem, a nie zlepkiem piłkarzy, błąkających się na murawie bez jakiegokolwiek celu. Włoski szkoleniowiec już nie raz udowodnił, że potrafi udźwignąć ciężar i poradzić sobie z dyspozycją swojej ekipy, pomimo narastających problemów.

Kolejnym aspektem, który będzie wymagał natychmiastowej poprawy jest gra w defensywie. W obecnym sezonie ligowym Chelsea straciła aż 41 goli po 31. kolejkach Premier League. Dla porównania – w całym poprzednim było ich tylko 32. Cechą charakterystyczną ekip prowadzonych przez 47-letniego szkoleniowca rodem z Lecce jest to, że przywiązuje on wielką wagę do gry linii obronnej. Conte w swojej pracy znany jest z niebywałej wręcz dyscypliny taktycznej, a wszystkie jego kluby słyną z żelaznej defensywy, którą bardzo ciężko jest skruszyć.

Kwestią, która wymaga odrębnego komentarza jest strategia zespołów dyrygowanych przez Contego. W czasach, gdy zasiadał na stanowisku trenera Juventusu oraz obecnych, w kadrze Italii, Antonio często lubił eksperymentować w defensywie. Znakiem rozpoznawczym stały się dla niego dwa systemy gry: 1-3-5-2 oraz 1-5-3-2.
Zatem czy podobną strategię zastosuje w Chelsea, a obrońców będzie musiał zaadaptować, wdrożyć do nowej taktyki? Wykonawców w ekipie The Blues z pewnością mu nie zabraknie, aby zacząć funkcjonować na zadowalającym poziomie w nowym systemie. Branislav Ivanović oraz Baba Rahman mają we krwi zapędy ofensywne i do koncepcji Contego pasować będą doskonale. Serb już wiele razy udowadniał, że jest piłkarzem uniwersalnym. Nie jest dla niego obca ani trochę gra na pozycji bocznego obrońcy – potrafi podłączyć się do akcji ofensywnej ze skrzydła, ale także sprawdza się w roli środkowego defensora, więc w wariant z trzema stoperami wpasowałby się błyskawicznie. Natomiast dla 21-letniego reprezentanta Ghany optymalnym ustawieniem wydaje się być bok obrony, gdzie swoją dynamiką i niebanalną techniką często nękałby defensywy rywali.

Doskonale predestynowani do intensywnego pressingu są z kolei piłkarze inteligentni taktycznie. W zespole The Blues nie trudno znaleźć kilku o takich umiejętnościach. Wystarczy spojrzeć na Diego Costę, Cesca Fabregasa, Nemanję Maticia czy też Johna Obiego Mikela.

“Strategia Conte jest oparta na solidnym bloku defensywnym, z trzema obrońcami w linii, z których korzystał w Juventusie. Swojego stylu nie wzoruje na drużynach Pepa Guardioli, ale jest on oparty na bezpośrednim futbolu z wykorzystaniem skrzydeł oraz napastników” – mówi Augusto de Bartolo ze Sky Sports Italia 

W lecie Conte będzie chciał z pewnością znaleźć nowych piłkarzy, którzy idealnie wpasowaliby się w jego strategię i uzupełnili brakującą układankę taktyczną. Na liście transferowej, która od jakiegoś czasu wzbudza spore zainteresowanie ze strony The Blues, można znaleźć takich piłkarzy jak Arturo Vidal, Paul Pogba, Radja Nainggolan, Leonardo Bonucci, Alessio Romagnoli, Gonzalo Higuain czy też Edinson Cavani. Natomiast opuścić Stamford Bridge mogę Pedro, Oscar oraz Loïc Rémy.

Poniżej grafika przedstawiająca, jak mogłaby się zmienić „11” Chelsea, gdyby część z tych transferów udałoby się sfinalizować.

źródło: www.101greatgoals.com  

Oczywiście nie ma pewności, którą strategię postanowi zaimplementować w londyńskim zespole 47-letni szkoleniowiec. Nie można jednak wykluczyć, że bardziej skłonny będzie do ustawienia 1-4-3-3. Formacja ta dałaby ekipie Chelsea ogromny wachlarz możliwości ofensywnych, a każdemu z piłkarzy uzmysłowiłaby, że dla Contego najważniejsze jest zrozumienie taktyczne i przystosowanie się do gry, w zależności od możliwości rywala. Wielkie znaczenie ma także fakt, że Włoch zamierza stawiać na widowiskowy, pełen polotu i wigoru styl, który w połączeniu z elastycznością taktyczną ma przynosić dużo bramek.

Znamienne słowa o Contem znalazły się w autobiografii Andrei Pirlo „Myślę, więc gram”, które warto poniżej przytoczyć:
„Jestem niezmiernie szczęśliwy, że poznałem Antonio Contego. Miałem wielu trenerów, których mogę z nim porównać, ale to on najbardziej mnie zaskoczył. Oczekiwałem dobrego trenera, ale nie aż tak. Kiedy Conte mówi, to jego słowa dosłownie terroryzują Cię. One rozbijają drzwi i dostają się do twego umysłu, czasem w bardzo gwałtowny sposób i zakorzeniają się w tobie na dobre. Conte nie będzie tolerował w szatni żadnych pomyłek i nieporozumień, ponieważ jest on wyczulony na wszelkie błędy czy też niedociągnięcia” – kończy Pirlo
Szczególną cechą charakterystyczną dla pracy Włocha jest również analiza i wnikliwe obserwacje. Conte bardzo dużo wagę przywiązuje do szczegółów, a wszystko musi być u niego zapięte na ostatni guzik. 47-latek ma obsesję na punkcie ostatnich rozegranych gier. Zawsze razem z piłkarzami ogląda kilka raz taśmy video z poprzedniego spotkania i szuka rzeczy, które można jeszcze poprawić, wyciągnąć z nich coś nowego, aby później móc to wykorzystać w kolejnych meczach.

W samych superlatywach o pracy Contego wypowiadają się również inni zawodnicy, którzy mieli okazję z nim pracować. Poniżej wypowiedzi Gianluigiego Buffona, reprezentanta Włoch i bramkarza Juventusu oraz Zvonimira Bobana, byłego pomocnika Milanu.
„Sekretem naszego sukcesu są ambicje, które nasz trener posiada. Conte wprowadził do klubu nowy poziom mentalności. Popchnął nas do harowania, znalezienia w sobie siły i ciężkiej pracy, aby wymazać z pamięci dwie ostatnie rozczarowujące kampanie ligowe” – mówił w 2012 r. Buffon
“Strategia Conte 1-3-5-2 jest najlepsza w historii. Jest jedynym trenerem, który nie stosuje 1-5-3-2. On walczy przeciwko rywalom za pomocą dobrych skrzydłowych, którzy są w stanie szybko zaadaptować się do zmiany stylu gry” – charakteryzuje filozofię Contego Boban
Były bramkarz Chelsea, Carlo Cudicini porównuje włoskiego szkoleniowca do samego Mourinho. Swoimi ciekawymi spostrzeżeniami podzielił się z czytelnikami angielskiej strony express.co.uk:
„Conte jest szkoleniowcem z mentalnością zwycięzcy, który wiele wymaga od swoich podopiecznych. Jest menedżerem pełnym, z płomienną przemową, przywiązanym do drobnych szczegółów podczas przygotowań zespołu do meczu. Miał wspaniałe sukcesy w Juventusie przez trzy lata i wygrał Serie A trzy razy z rzędu. Wcześniej z powodzeniem pracował w Sienie, z którą awansował do najwyższej klasy, ale miał również ciężki rok w Atalancie Bergamo”
Również włoski dziennikarz, wspominany już Augusto de Bartolo, odnosi się do Contego i Mourinho:
„Związek między Antonio Contem i José Mourinho jest taki, że obaj szukają wrogów, aby walczyć z nimi i w ten sposób pomagają sobie oraz własnym zespołom – wyrażają siebie w najlepszy sposób, w jaki potrafią. Conte jest szkoleniowcem, który motywuje piłkarzy do najwyższego poziomu i żąda bezwarunkowej lojalności od każdego z nich”
W środowisku piłkarskim w większości pojawiają się opinie pozytywne na temat tego, że Conte po finałach Euro 2016 przejmie zespół Chelsea. Można jednak znaleźć również negatywne głosy. Na łamach BBC, obecny ekspert tej stacji – Chris Sutton, w przeszłości były napastnik londyńskiej ekipy, stwierdził, że zatrudnienie obecnego selekcjonera Italii na Stamford Bridge nie przyniesie nic dobrego, a doprowadzi jedynie do konfliktu z piłkarzami, jaki był udziałem José Mourinho, co skończyło się zwolnieniem doświadczonego Portugalczyka. Według Suttona na stanowisku powinien pozostać Guus Hiddink.
„Jeśli zawodnicy obniżyli loty wcześniej, to biorąc pod uwagę, że Conte jest bardzo podobny do Mourinho, mogą to zrobić ponownie. Czy piłkarze zareagują odpowiednio, kiedy nowy trener potraktuje ich batem? Zatrudnienie podobnego szkoleniowca do Portugalczyka nie ma dla mnie żadnego sensu”
„To pod jego wodzą zespół poczynił postępy. Hiddink to dobra opcja. Klub nie powinien z niego rezygnować” – zakomunikował Sutton
Pomimo tej ostatniej opinii wydaje się, że sięgnięcie przez Chelsea po Antonio Contego, trenera z doświadczeniem i sprawdzonego już na gruncie włoskim, może klubowi ze Stamford Bridge przynieść same korzyści. 47-latek zdaje się być odpowiednim wyborem dla włodarzy klubu z Londynu. Dzięki aktualnemu szkoleniowcowi reprezentacji Włoch, często porównywanemu z poprzednim trenerem – Jose Mourinho, klub ma szansę na stałe wpisać się do Premier League, dzięki nowemu systemowi gry 1-3-5-2 i ustabilizować formę na wysokim poziomie. Metody szkoleniowe Contego powinny szybko przynieść odpowiednie efekty, a zawodnikom dać solidny zastrzyk determinacji, motywacji oraz optymizmu na nowy sezon. Wyzwanie, jakiego Włoch się podjął sprawia, że kolejna kampania ligowa na Wyspach, biorąc pod uwagę same ławki trenerskie, zapowiada się wybornie. Tak wybitne jednostki jak Pep Guardiola w Manchesterze City, Arsene Wenger w Arsenalu, Jürgen Klopp w Liverpoolu czy Jose Mourinho, jeszcze nie wiadomo w której ekipie, gwarantują dodatkowe emocje, nie tylko na murawie, ale także wokół niej.

Artykuł można również przeczytać na portalu Naszfutbol.com.