środa, 1 sierpnia 2018

Nadszedł czas zmian. Legia potrzebuje prawdziwego fachowca!

Dean Klafurić zwolniony z posady trenera Legii Warszawa. Nie było to wielkie zaskoczenie zwłaszcza, że wczoraj mistrz Polski pomimo wielkich ambicji i zaangażowania nie dał rady wyeliminować mistrza Słowacji. 

źródło: Wikimedia Commons, CC 4.0, bronceb
Wprawdzie w "9" wygrał z "11" graczami Spartaka Trnava 1:0, ale w dwumeczu okazał się gorszy o jedną bramkę. Już w 2. rundzie pożegnał się z marzeniami o występach w rozgrywkach Champions League. 

Chorwacki szkoleniowiec po meczu przyznał, że był niezwykle ... dumny z postawy swoich podopiecznych. Nie od dziś wiadomo, że był opcją tymczasową. W takim razie zachodzę w głowę, dlaczego nie podziękowano mu przed startem sezonu, biorąc trenera z doświadczeniem i odpowiednim warsztatem szkoleniowym. 

Legia po raz kolejny płaci za błędy i w ciągu ostatniego roku będzie miała już 4 trenera! Kto nim będzie? Póki co nie jest to w tej chwili jasne, ale uważam, że czas skończyć z anonimami, tylko zatrudnić fachowca z prawdziwego zdarzenia, który nie będzie ciałem obcym, kompletnie niepasującym do Wojskowych, ale trenerem żyjącym klubem 24 h na dobę, będącym z każdym z graczy w symbiozie, za którym wszyscy piłkarze pójdą w ogień, a swoim rygorem taktycznym i zmysłem szkoleniowym wyprowadzi ją z wielkiego dołka na arenie europejskiej. Przecież awans do fazy grupowej Ligi Europy to obowiązek Legii! Inaczej kolejny rok zostanie stracony, a dziura budżetowa będzie ogromna, liczona w kilkudziesięciu milionach złotych, którą ciężko będzie zasypać. Zatem Panie prezesie Mioduski czas najwyższy znaleźć odpowiedniego kandydata, który uratuje dla Legii, bądź co bądź, ale europejskie puchary tyle, że drugiej kategorii.

środa, 25 lipca 2018

Stan przedzawałowy Legii

Legia Warszawa we wczorajszym spotkaniu 2. rundy eliminacji Ligi Mistrzów została ośmieszona przez zespół Spartaka Trnava (porażka 0:2), w składzie którego znalazło się miejsce dla kilku zawodników będących do niedawna za słabych, aby grać w podstawowych jedenastkach… polskich drużyn klubowych. Słowacy górowali nad Warszawianami w każdym elemencie gry i tylko postawa Arkadiusza Malarza uratowała mistrzów Polski od sromotnej klęski 0:5.

źródło zdjęcia: Facebook, fanpage Legionisci.com
Wydawać by się mogło, że Legia gorzej już wyglądać nie może niż na początku sezonu 2018/19. Tymczasem oglądając wczorajsze „popisy” Wojskowych w konfrontacji z ekipą Radoslava Latala mam nieodparte wrażenie, że to co najgorsze jest dopiero przed graczami Deana Klafuricia. 

Legioniści po raz kolejny nie wyciągnęli żadnych wniosków z zeszłosezonowej europejskiej katastrofy, kiedy najpierw zostali wypunktowani przez kazachską Astanę w rozgrywkach Champions League, a później okazali się słabsi od Sheriffa Tyraspol w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Europy.
W nowym rozdaniu ekipa z Warszawy prezentuje nie tylko mizerną formę sportową, ale większość graczy wygląda, jakby wciąż była na wakacjach. Legia odstaje od każdego zespołu nie tylko pod względem fizycznym i taktycznym, ale wydaje się być kompletnie nieprzygotowana do gry w sezonie 2018/19 zarówno na podwórku krajowym, jak i europejskim. 

Pomysł Deana Klafuricia, który z uporem maniaka cały czas ustawia zespół w formacji 1-3-5-2 kompletnie nie zdaje egzaminu. Każdy z graczy wychodząc na murawę w powyższej taktyce kompletnie głupieje, nie wypełnia swoich boiskowych zadań, a w obronie popełnia niewytłumaczalne błędy w postaci bezsensownych fauli, strat, braku odpowiedniego krycia i asekuracji czy też biernego przyglądania się, kto pierwszy zapobiegnie nieszczęściu i wybije piłkę z własnej strefy obronnej.

W defensywie zespół z Warszawy przypomina wielkie dziurawe sito, które przepuszcza wszystko, co tylko się da. Linia środkowa istnieje tylko na papierze, a zawodnicy zostawiają wolne ogromne boiskowe przestrzenie i pozwalają swoim rywalom na całkowity luz w rozgrywaniu piłki, a także niebezpieczne strzały zza pola karnego. Nie dość, że Legioniści nie wracają po kolejnych stratach i nie pomagają partnerom w przerwaniu akcji przeciwników, to w ofensywie nie potrafią wymienić ze sobą choćby 2-3 celnych podań, aby posunąć akcję do przodu.

Jedynym zawodnikiem - pomijając będącego w formie reprezentacyjnej Arkadiusza Malarza - który widać, że się stara i chce strzelać bramki jest nowy nabytek Carlos Lopes, czyli najlepszy piłkarz poprzedniego sezonu Lotto Ekstraklasy. Nie oszukujmy się, ale hiszpański snajper próbujący w pojedynkę kreować szansę bramkowe, bez jakiegokolwiek wsparcia swoich kolegów, nie jest w stanie nic wielkiego osiągnąć.

Patrząc na występy Legii u progu nowego sezonu wydaje się, że właśnie osiągnęła stan przedzawałowy. Mistrz Polski w rewanżu na Słowacji musi wygrać aż 3:0, aby wywalczyć awans do 3. rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów, gdzie ze spokojem już czeka Crvena Zvezda po pewnej wiktorii 3:0 w 1. meczu z litewską Suduvą Marijampole. W tej chwili wydaje się to absolutnie niemożliwe, aby Legioniści byli w stanie zagrać wielki mecz, choć nie należy zapominać, że europejski futbol był  już wielokrotnie świadkiem niesamowitych rzeczy, które nie śniły się nawet filozofom. Jednak na ten moment nie są one absolutnie zarezerwowane dla grającej wolno, schematycznie i bez jakiegokolwiek polotu ekipy Deana Klafuricia.

Dodatkowo tłumaczenia chorwackiego szkoleniowca dotyczące problemów zdrowotnych wielu piłkarzy podstawowej „11” w noc poprzedzającą starcie z mistrzem Słowacji nie brzmią ani trochę wiarygodnie i logicznie. Mogą być odbierane jako kiepski żart, a trener z Bałkanów swoją absurdalną wypowiedzią pogrąża się coraz bardziej w czarnej otchłani wraz ze swoimi podopiecznymi.

źródło zdjęcia:  https://www.facebook.com/LegiaLive/photos/a.138152042456.138067.113549107456/10156459668702457/?type=3&theater

poniedziałek, 4 czerwca 2018

Moje mundialowe wspomnienia #5: Wstrząsy Janasa vs równowaga Nawałki, czyli o powołaniach na mundiale

Dosłownie kilka godzin temu poznaliśmy ostateczny skład reprezentacji Polski na mundial 2018 w Rosji. Selekcjoner Adam Nawałka tuż po 14:00 ogłosił kadrę Biało-Czerwonych złożoną z 23 nazwisk. 

Oto wybrańcy trenera na Mistrzostwa Świata 2018:

Wśród powołanych nie ma praktycznie żadnych zaskoczeń w porównaniu z tym, czego dokonał w 2006 r. w hotelu Sheraton Paweł Janas, ujawniając listę piłkarzy na World Cup 2006 w Niemczech.

Poniżej zapraszam na film, w którym dzielę się swoimi spostrzeżeniami z decyzji podjętych przez Nawałkę oraz wspominam szokujące wybory Janasa na Mistrzostwa Świata 2006.


czwartek, 31 maja 2018

Moje mundialowe wspomnienia #4: Wielkie oczekiwania i szybki powrót do domu

W najnowszym odcinku "Moich wspomnień mundialowych" opowiadam o kolejnym, jakże bolesnym zderzeniu reprezentacji Polski ze ścianą. Na turnieju finałowym w 2006 roku w Niemczech zawodnicy Pawła Janasa po raz kolejny w XXI wieku już po trzech meczach musieli wracać do domu. Serdecznie zapraszam do poniższego filmu.



niedziela, 27 maja 2018

Moje mundialowe wspomnienia #3: O początkach fascynacji futbolem i powrocie Brazylii na tron

W 3. odcinku "Moich mundialowych wspomnień" przenosimy się do 1994 roku, kiedy to ekipa Brazylii po niezwykle emocjonującym spotkaniu triumfowała już po raz 4. w turnieju finałowym Mistrzostw Świata, po długich 24 latach przerwy! Poniżej opowiadam w nim o moich początkach fascynacji futbolem, a także powrocie Canarinhos na światowy tron po finałowym starciu z Włochami, zakończonym wynikiem 0-0 po dogrywce i zwycięskim konkursie rzutów karnych podopiecznych Carlosa Alberto Parreiry.




3 szybkie refleksje po finale Ligi Mistrzów 2018: Real Madryt - Liverpool

Emocje jeszcze nie opadły po finałowym starciu Ligi Mistrzów pomiędzy Realem Madryt, a Liverpoolem. Poniżej na gorąco dzielę się swoimi refleksjami z tego kijowskiego starcia, które elektryzowało kibiców na całym świecie.




czwartek, 24 maja 2018

Moje mundialowe wspomnienia #2: Koreańska katastrofa na World Cup 2002

W kolejnym, już 2. odcinku "Moich mundialowych wspomnień" zabieram Was do 2002 roku i pierwszego awansu reprezentacji Polski do turnieju finałowego Mistrzostw Świata od 16 lat! 

Podopieczni Jerzego Engela na azjatyckie boiskach jechali niezwykle pewni siebie i mocno wierzyli, że grupa do której trafili wspólnie z Portugalią, Koreą Południową i USA, będzie dla nich bułką z masłem. Oczekiwania całego narodu co do udanego występu Biało-Czerwonych na Dalekim Wschodzi również były ogromne Jak było w rzeczywistości, zapraszam poniżej do mojego videobloga, gdzie dzielę się swoimi refleksjami.


poniedziałek, 21 maja 2018

Moje mundialowe wspomnienia #1: Wyjątkowy mecz Polski z USA na World Cup 2002

źródło: wikimedia commonc, waka77, cc 1.0
Reprezentacja Polski zapisała na kartach historii Mistrzostw Świata wiele niezapomnianych spotkań. Dla mnie jedynym w swoim rodzaju był mecz Biało-Czerwonych z USA rozegrany 14 czerwca 2002 roku w środkowej części Korei Południowej na „Purple Arena” w mieście Daejeon. Dlaczego?

Podopieczni Jerzego Engela po przegranych z Koreą Płd. 0-2 i Portugalią aż 0-4, w trzecim i zarazem ostatnim meczu grupowym stanęli naprzeciwko Amerykanów. Spotkanie to zapamiętam z jednego szczególnego powodu.

Polska po 16 latach wróciła na turniej mistrzowski, dlatego nauczyciele w liceum skracali lekcje, aby każdy mógł spokojnie zdążyć i obejrzeć to wielkie wydarzenie piłkarskie w domu na ekranie TV bądź na wielkim telebimie w szkole. Wybrałem tę 2. opcję i jechałem szybko, żeby tylko nie przegapić ani jednej minuty! Wpadłem do domu, włączyłem odbiornik w 5. minucie gry i ku mojemu zdziwieniu Polska prowadziła już 2:0! Byłem tak zły, że przegapiłem początek i prawie się we mnie gotowało. Oczywiście później fenomenalne 5 minut wielokrotnie odtwarzałem sobie na kultowych kasetach VHS.

Potyczka z Jankesami była dla nas pożegnaniem z azjatyckim turniejem MŚ 2002. Jerzy Engel dał zagrać zmiennikom, którzy na pełnym luzie i bez żadnej presji stworzyli fantastyczne widowisko. Piorunujący początek dał im dwubramkowe prowadzenie po trafieniach Emmanuela Olisadebe i Pawła Kryszałowicza. Tempo i rozmach akcji ofensywnych zrobiły na mnie ogromne wrażenie. W drugiej połowie gracze Engela stwarzali kolejne akcje bramkowe i po raz trzeci trafili do siatki Brada Friedela za sprawą Marcina Żewłakowa. Honorową bramkę dla USA zdobył Landon Donovan.

Był to dla mnie niepowtarzalny mecz naszej reprezentacji na MŚ nie tylko ze względu na powyższą sytuację, emocje i dobrą grę, ale również dlatego, że cały naród, łącznie ze mną, był spragniony występów Biało-Czerwonych na turnieju rangi World Cup, bowiem od poprzedniej wiktorii Polski na MŚ minęło długich 16 lat!