środa, 25 lipca 2018

Stan przedzawałowy Legii

Legia Warszawa we wczorajszym spotkaniu 2. rundy eliminacji Ligi Mistrzów została ośmieszona przez zespół Spartaka Trnava (porażka 0:2), w składzie którego znalazło się miejsce dla kilku zawodników będących do niedawna za słabych, aby grać w podstawowych jedenastkach… polskich drużyn klubowych. Słowacy górowali nad Warszawianami w każdym elemencie gry i tylko postawa Arkadiusza Malarza uratowała mistrzów Polski od sromotnej klęski 0:5.

źródło zdjęcia: Facebook, fanpage Legionisci.com
Wydawać by się mogło, że Legia gorzej już wyglądać nie może niż na początku sezonu 2018/19. Tymczasem oglądając wczorajsze „popisy” Wojskowych w konfrontacji z ekipą Radoslava Latala mam nieodparte wrażenie, że to co najgorsze jest dopiero przed graczami Deana Klafuricia. 

Legioniści po raz kolejny nie wyciągnęli żadnych wniosków z zeszłosezonowej europejskiej katastrofy, kiedy najpierw zostali wypunktowani przez kazachską Astanę w rozgrywkach Champions League, a później okazali się słabsi od Sheriffa Tyraspol w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Europy.
W nowym rozdaniu ekipa z Warszawy prezentuje nie tylko mizerną formę sportową, ale większość graczy wygląda, jakby wciąż była na wakacjach. Legia odstaje od każdego zespołu nie tylko pod względem fizycznym i taktycznym, ale wydaje się być kompletnie nieprzygotowana do gry w sezonie 2018/19 zarówno na podwórku krajowym, jak i europejskim. 

Pomysł Deana Klafuricia, który z uporem maniaka cały czas ustawia zespół w formacji 1-3-5-2 kompletnie nie zdaje egzaminu. Każdy z graczy wychodząc na murawę w powyższej taktyce kompletnie głupieje, nie wypełnia swoich boiskowych zadań, a w obronie popełnia niewytłumaczalne błędy w postaci bezsensownych fauli, strat, braku odpowiedniego krycia i asekuracji czy też biernego przyglądania się, kto pierwszy zapobiegnie nieszczęściu i wybije piłkę z własnej strefy obronnej.

W defensywie zespół z Warszawy przypomina wielkie dziurawe sito, które przepuszcza wszystko, co tylko się da. Linia środkowa istnieje tylko na papierze, a zawodnicy zostawiają wolne ogromne boiskowe przestrzenie i pozwalają swoim rywalom na całkowity luz w rozgrywaniu piłki, a także niebezpieczne strzały zza pola karnego. Nie dość, że Legioniści nie wracają po kolejnych stratach i nie pomagają partnerom w przerwaniu akcji przeciwników, to w ofensywie nie potrafią wymienić ze sobą choćby 2-3 celnych podań, aby posunąć akcję do przodu.

Jedynym zawodnikiem - pomijając będącego w formie reprezentacyjnej Arkadiusza Malarza - który widać, że się stara i chce strzelać bramki jest nowy nabytek Carlos Lopes, czyli najlepszy piłkarz poprzedniego sezonu Lotto Ekstraklasy. Nie oszukujmy się, ale hiszpański snajper próbujący w pojedynkę kreować szansę bramkowe, bez jakiegokolwiek wsparcia swoich kolegów, nie jest w stanie nic wielkiego osiągnąć.

Patrząc na występy Legii u progu nowego sezonu wydaje się, że właśnie osiągnęła stan przedzawałowy. Mistrz Polski w rewanżu na Słowacji musi wygrać aż 3:0, aby wywalczyć awans do 3. rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów, gdzie ze spokojem już czeka Crvena Zvezda po pewnej wiktorii 3:0 w 1. meczu z litewską Suduvą Marijampole. W tej chwili wydaje się to absolutnie niemożliwe, aby Legioniści byli w stanie zagrać wielki mecz, choć nie należy zapominać, że europejski futbol był  już wielokrotnie świadkiem niesamowitych rzeczy, które nie śniły się nawet filozofom. Jednak na ten moment nie są one absolutnie zarezerwowane dla grającej wolno, schematycznie i bez jakiegokolwiek polotu ekipy Deana Klafuricia.

Dodatkowo tłumaczenia chorwackiego szkoleniowca dotyczące problemów zdrowotnych wielu piłkarzy podstawowej „11” w noc poprzedzającą starcie z mistrzem Słowacji nie brzmią ani trochę wiarygodnie i logicznie. Mogą być odbierane jako kiepski żart, a trener z Bałkanów swoją absurdalną wypowiedzią pogrąża się coraz bardziej w czarnej otchłani wraz ze swoimi podopiecznymi.

źródło zdjęcia:  https://www.facebook.com/LegiaLive/photos/a.138152042456.138067.113549107456/10156459668702457/?type=3&theater