wtorek, 12 stycznia 2016

Armada Stoke City płynie w kierunku pucharów

Tegoroczny sezon Premier League jest pełen niespodzianek i zaskakujących rezultatów. Nie będzie ani trochę przekłamaniem, jeżeli napiszę, że rywalizacja dostarcza niebywałych emocji ze względu na wystrzały kapitalnej formy klubów, po których nikt przy zdrowych zmysłach absolutnie by się tego nie spodziewał. Dobre wyniki osiągane przez Leicester City, Watford F.C. czy też Stoke City pokazują, że nie trzeba być mocarzem, aby zyskać rozgłos, zdobyć posłuch i uznanie rzeszy nowych fanów w niezwykle wymagających rozgrywkach ligi angielskiej. Wszystkie wymienione kluby budują pozytywny wizerunek, a formą sportową potwierdzają swoje aspiracje nie do roli przysłowiowych „chłopców do bicia”, a drużyn, które trzeba traktować jak najbardziej serio w Premier League. Poniżej zajmiemy się ostatnimi rewelacyjnymi wyczynami ekipy ze Stoke-on-Trent, która pod wodzą Marka Hughesa nabrała wiatru w żagle i coraz częściej rozdaje karty w konfrontacjach z ekipami znacznie silniejszymi kadrowo. Garncarze znakomicie odnajdują się w sezonie 2015/16, a na morskich wodach PL dryfują coraz pewniej i z dużą dozą śmiałości zmierzają w kierunku tabliczki z napisem „Liga Europy”.

Ronnie Macdonald, CC BY 2.0

Ubiegły sezon i zajęcie przez Stoke City najwyższego miejsca w historii występów w angielskiej elicie (9. pozycja), z rekordowym dorobkiem w Premier League (54 punkty), narobiło apetytu wszystkim kibicom i zarządowi The Potters. Spora w tym zasługa 51-letniego Marka Hughesa, który objął ekipę z Britannia Stadium w lipcu 2013 roku i z każdym rokiem systematycznie notuje progres.

W bieżącym sezonie Stoke City ma znacznie bardziej ambitne plany, które zakładają włączenie się do walki o europejskie puchary. Podopieczni walijskiego menedżera, po solidnych wzmocnieniach składu, mieszają szyki rywalom i powoli zaczynają się liczyć w grze o przyszłoroczną edycję rozgrywek Ligi Europy. Przeanalizujmy w siedmiu krokach, dlaczego The Potters rzeczywiście mają na to szansę i czy można upatrywać zespół z północnej Anglii w roli ekipy, która do maja będzie walczyć w PL o poprawienie swojego historycznego wyniku z zeszłego roku?

Po pierwsze, Mark Hughes. Odkąd Walijczyk (były menedżer m.in. Blackburn i QPR – przyp. red.) przejął schedę po Tonym Pulisie, gra Stoke City uległa diametralnej poprawie. 51-latek zerwał z dotychczasowym wizerunkiem i stylem Garncarzy, który wcześniej opierał się na metodach ‚kick and rush’, czyli kopnij i biegnij. Polegał on na dość ubogich i prostych środkach, na graniu długich, kilkudziesięciometrowych piłek do rosłych napastników. Elementem charakterystycznym dla taktyki Pulisa były także stałe fragmenty gry, po których The Potters strzelali sporo bramek, ale z biegiem czasu manewry te były coraz łatwiejsze do rozszyfrowania dla rywali. Znak firmowy stanowiły dalekie wyrzuty piłki z autu przez jednego z najlepszych wykonawców w historii angielskiego futbolu, Rory’ego Delapa. Nic nie trwa jednak wiecznie i strategia oparta na wyżej opisanych elementach powoli zaczynała odchodzić do lamusa. Gdy taktykę Pulisa można było określić jako archaiczną, siermiężną i toporną, to zespół Hughes’a ma z tym niewiele wspólnego. Aktualnie gra Garncarzy to wysublimowany futbol, w którym często dominuje gra na jeden kontakt z wykorzystaniem szybkich skrzydłowych i budowanie płynnych akcji po ziemi. Dzisiaj często futbol Stoke City kojarzy się z nieprzewidywalnością, fantazją oraz różnorodnością.

Walijczyk zbudował na Britannia Stadium ekipę złożoną z wielu utalentowanych, aczkolwiek niespełnionych piłkarzy, którzy mają w dorobku aż 5 triumfów w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Mowa o Xherdanie Shaqirim, Marcu Muniesie, Bojanie Krkiciu, Ibrahimie Affelayu oraz Marko Arnautoviciu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jeśliby przyznawano Stoke punkty za same wartości artystyczne, to z pewnością byliby oni na wyższym miejscu w tabeli, a filmową akcję, po której bramkę strzelił Shaqiri w meczu z Evertonem na Goodison Park (zwycięstwo gości 4:3 – przyp. red.), można oglądać bez końca.


Poniżej rozpisanie bajecznej akcji The Potters na czynniki pierwsze:
W całej Europie gra Stoke zaczyna wzbudzać coraz większy podziw i jest określana w Anglii mianem „Stokelony”, natomiast w Niemczech definiuje się ich styl jako „Bayern Potters".
Po drugie, innym znamiennym czynnikiem, który niejako definiuje grę Stoke pod wodzą Hughesa, jest znaczne ograniczenie liczby otrzymywanych kartek. Dotychczas The Potters kojarzyli się z brutalną grą i wieloma karami w postaci czerwonych kartoników. Taka typowa ligowa „młóćka”, nastawiona na przerwanie ataku rywali i skutkująca wykluczeniem. Trend gry nawet w tym aspekcie uległ zdecydowanej poprawie. Wystarczy porównać statystyki z ostatnich sezonów, aby dojść do prostego wniosku. Jeszcze 3 lata temu Garncarze popełnili aż 484 przewinienia, które zakończyły się 85. żółtymi kartonikami i 4. czerwonymi. W poprzednim sezonie otrzymali co prawda podobną liczbę żółtych kartek (84), ale zredukowali przy tym liczbę wykluczeń do jednego, zatem postęp jest zauważalny gołym okiem.

Hughes bije na głowę poprzednika

Nie można przejść obojętnie także obok dorobku punktowego, porównując Marka Hughes’a i Tony’ego Pulisa. Pod wodzą Anglika najlepszym osiągnięciem The Potters było wywalczenie 47. oczek w sezonie 2009/10, natomiast Walijczyk, już w swoim pierwszym sezonie na Britannia Stadium, wyprzedził swojego konkurenta i uzbierał ze Stoke aż 50 punktów, a przed rokiem jeszcze wyśrubował to osiągnięcie do 54 oczek. Za 51-letnim Hughes’em przemawia także pozycja Garncarzy w ligowej tabeli. Dwukrotnie udało mu się wywalczyć 9. miejsce w Premier League. W obecnym sezonie ma być jeszcze lepiej.

Po trzecie, piłkarze, których ma obecnie do dyspozycji Mark Hughes, znacznie podnoszą jakość nie tylko klubu z Britannia Stadium, ale także całej Premier League. Strzałem w dziesiątkę okazało się sprowadzenie w letnim okienku transferowym (za rekordową w historii klubu kwotę blisko 17 mln €) Xerdana Shaqiri’ego (2 trafienia i 3 asysty). Ważnymi ogniwami są także trzej inni gracze, odpowiadający za formację ataku. Silny jak tur Marko Arnautović (7 goli i 3 otwierające podania), mający przy tym piekielne uderzenie z dystansu, Bojan Krkić, wszędobylski, filigranowany i niezwykle zaawansowany technicznie (5 trafień i asysta) oraz Ibrahim Affelay, który po nieudanej przygodzie z Barceloną powoli odzyskuje swój blask.
Zmiana filozofii gry i postawienie na wyżej wymienionych piłkarzy coraz częściej zaczyna przynosić owocne plony. Nieprzypadkowo Shaqiri i Arnautović, ustawiani często na skrzydłach, swoimi dynamicznymi rajdami i niesztampowymi dryblingami rozrywają szeregi obronne rywali, prezentując przy tym świeżość, nieprzewidywalność oraz precyzję najwyższych lotów przy dograniach do kolegów. Zaangażowanie minimum czterech piłkarzy w grę ofensywną sprawia, że zespół Hughes’a ma wiele wariantów rozegrania akcji. Organizowanie natarć zaczepnych przez większą liczbę piłkarzy, błyskawiczne wymiany podań, gra na jeden kontakt, częste wykorzystanie skrzydeł, zmiana pozycji oraz ruchliwość graczy sprawiają, że Stoke City jest zespołem nieobliczalnym, którego żaden zespół nie powinien już lekceważyć.

Po czwarte, wielki wkład w dobre wyniki Garncarzy ma także znakomity bramkarz Jack Butland, który mocno naciska na numer jeden w reprezentacji Anglii, Joe Harta. 22-letni golkiper Stoke City wskoczył między słupki po sprzedaży do Chelsea Asmira Begovicia i w każdym tygodniu PL zachwyca swoimi umiejętnościami, udowadniając, że jest materiałem na bramkarza międzynarodowej klasy. Zawodnik The Potters w 20. meczach zanotował aż 8 czystych kont i z pewnością nie zamierza na tym poprzestać, a ostatnio wywalczył nagrodę dla najlepszego piłkarza w Anglii do lat 21.


Po piąte, słowa pochwały należą się także formacji defensywnej Stoke City, która straciła dotychczas zaledwie 21 goli, czyli średnio niespełna jedną bramkę na mecz! Znakomite recenzje zbiera sprowadzony za darmo z Liverpoolu Glen Johnson, który dzięki swoim efektownym rajdom na prawej flance i dokładnym podaniom do kolegów (już 3 asysty), znalazł uznanie i jest typowany przez wielu ekspertów do najlepszej jedenastki Premier League. Ponadto solidnie wyglądają także jego kompani z formacji defensywnej, a więc wieloletni kapitan zespołu Ryan Shawcross (najdłuższy staż w zespole – 8 lat – przyp red.), Erik Pieters oraz kupiony w lecie za niespełna 4 mln € z Bayeru Leverkusen, Philipp Wollscheid. Wszyscy razem tworzą zgrany, czteroosobowy kolektyw. Jedynym mankamentem, do którego można by się przyczepić, jest duża liczba goli traconych przez The Potters ze stałych fragmentów gry, co za kadencji Pulisa byłoby nie do pomyślenia. Kwartet defensywny z pewnością ma zatem jeszcze nad czym pracować.

Po szóste, grając na aż trzech frontach w Anglii Stoke City dorobiło się też wartościowych zmienników dla graczy pierwszej jedenastki. Ławka rezerwowych ekipy z Britannia Stadium wygląda niezwykle okazale. Widnieją na niej piłkarze powszechnie znani kibicom pasjonującym się rozgrywkami Premier League. Nazwiska Charliego Adama, Stephena Irelanda, Steve’a Sidwella, Joselu (kupiony aż za 8 mln € – przyp red.), Petera Odemwingie, Mame Birama Dioufa, Jonathana Waltersa oraz przede wszystkim Petera Croucha muszą robić wrażenie. Najbardziej efektywnymi zmiennikami z tego grona, co przekłada się także na gole czy asysty, są dwaj snajperzy – Walters i Diouf, autorzy aż 6 bramek i jednego finalnego podania.

Za mocni dla potentantów, za słabi dla średniaków
 
Popularni The Potters w ostatnich tygodniach są na ustach całej Anglii. Wyspecjalizowali się w wygrywaniu spotkań z rywalami znacznie silniejszymi kadrowo. Triumfy nad zespołami z Manchesteru – City i United (oba po 2:0) – mówią same za siebie. Znacznie gorzej przedstawia się sytuacja Stoke City, jeśli weźmiemy pod uwagę mecze z tzw. „średniakami”, gdzie wyniki – mówiąc delikatnie – są dość mizerne. Porażki z West Bromwich Albion (1:2) czy też Sunderlandem (0:2) najlepiej oddają ten stan rzeczy. Wydaje się zatem, że aby walczyć o europejskie puchary, gracze Stoke potrzebują stabilizacji i większej koncentracji z rywalami z tzw. „niższej półki”. Obecnie Garncarze zajmują 10. pozycję w ligowej tabeli z 29. punktami, ustępując o zaledwie 4 oczka piątemu Manchesterowi United.

Portal Sky Sports komplementuje grę Stoke City i określa ją jako najbardziej seksowny futbol na Wyspach.

54-krotny reprezentant Anglii Glen Johnson podkreśla:

"Od przyjścia Hughesa styl gry zespołu ewoluował, a ekipa z Britannia Stadium stała się drużyną prawdziwych piłkarzy"

Po siódme, warto także zwrócić uwagę na fakt, że Stoke City pod wodzą Pulisa byli zespołem, który pod względem posiadania piłki i liczby podań zajmował ostatnie miejsce w całej stawce Premier League. Natomiast po przyjściu Hughes’a drużyna z hrabstwa Staffordshire dokonała niewyobrażalnego postępu w tych dwóch elementach gry.
 
Poniżej grafika ilustrująca statystyczne porównanie w tych aspektach za czasów Pulisa i obecnych, za kadencji Hughesa (źródło: Sky Sports):



Walijski szkoleniowiec Garncarzy czerpie pełnymi garściami ze stylu gry Barcelony, której sam przecież był zawodnikiem w sezonie 1986/87. Na Britannia Stadium postanowił wdrożyć strategię, która jest znakiem rozpoznawczym klubu z Katalonii. 51-latek ma w kadrze wielu piłkarzy z przeszłością w Blaugranie. Nazwiska Moha El Ouriachiego, Marca Muniesy, Bojana czy tez Affelay’a świadczą wyraźnie o tym, że Hughes ma swoją wizję budowy zespołu. Większa wydajność podań, efektowne, efektywne i momentami zapierające dech w piersiach akcje The Potters coraz częściej są ozdobą wielu spotkań Premier League.

Pozytywna transformacja Stoke City powoli staje się faktem, a pełne werwy, energii i młodzieńczej fantazji akcje zaczepne połączone z intensywnością podań zaczynają się wpisywać na stałe do gry klubu leżącego w północnej Anglii. A właściciel klubu Peter Coates powoli zaczyna snuć plany na przyszłość i po cichu liczy, że w przyszłym sezonie Stoke swój atrakcyjny i przyjemny dla oka futbol będzie mogło zaprezentować nie tylko w wydaniu krajowym, ale także na arenie międzynarodowej.

Artykuł można także przeczytać na portalu NaszFutbol.com.