sobota, 31 grudnia 2016

Zachwiana kariera Anthony'ego Martiala na Old Trafford

źródło: Дмитрий Голубович, CC 2.5
Francuski napastnik został kupiony przez Manchester United niemal 16 miesięcy temu nie tylko jako wielki talent o ponadprzeciętnych umiejętnościach, ale przede wszystkim najdroższy nastolatek w historii futbolu. Anthony Martial miał być przyszłością ekipy z Old Trafford na długie lata, tymczasem po nastaniu rządów José Mourinho jego pozycja w ekipie Red Devils zaczęła słabnąć z dnia na dzień i coraz częściej mówi się, że to koniec kariery 21-latka na Wyspach. Czy jedyną szansą na odbudowanie formy jest zimowe wypożyczenie?

Start w ekipie United reprezentant Les Bleus miał wymarzony. Jeszcze za kadencji Louisa Van Gaala brawurowe rajdy na skrzydle Martiala połączone z nieprzewidywalnością i swobodą stanowiły nieodłączny, a także niezwykle efektywny atrybut MU. Nieszablonowy drybling wyłamujący się z taktycznych schematów, wygrywanie na wielkim luzie indywidualnych pojedynków – to elementy, które na stałe wpisały się w charakterystykę gry wychowanka Olympique’u Lyon. Sezon 2015/16 Anthony zakończył nawet jako najlepszy strzelec Czerwonych Diabłów – jego dorobek 11 ligowych goli w 31 meczach uzupełniały również 4 asysty.

Wraz z przyjściem na Old Trafford José Mourinho na początku obecnych rozgrywek sytuacja młodego atakującego uległa diametralnej zmianie. Portugalczyk zmarginalizował rolę Martiala, niemal całkowicie odstawiając go na boczny tor. W trwającym sezonie Francuz tylko 11 razy pojawiał się na murawie w rozgrywkach angielskiej ekstraklasy, przez co uzbierał w sumie 556 minut, a do siatki rywala trafił zaledwie raz. Nieustanna presja, której był poddawany 21-latek, a także duża powściągliwość Mourinho w stosunku do swojego podopiecznego sprawiły, że od pewnego czasu były piłkarz Monaco jest traktowany w ekipie Czerwonych Diabłów niczym piąte koło u wozu.

Geneza słabnącej pozycji Martiala w zespole z czerwonej części Manchesteru jest jednak znacznie bardziej złożona. Mourinho uważa, że Francuz potrzebuje czasu, aby zaadaptować się do stylu gry MU, tak jak swego czasu Henrikh Mkhitaryan. Sprowadzony latem z Borussii Dortmund Ormianin nie potrafił w pierwszych miesiącach sprostać wymogom Premier League, a obecnie stanowi integralną część drużyny z Old Trafford.
„Każdy piłkarz jest inny. Miałem już w tym sezonie sytuację, która była znacznie bardziej skomplikowana. Chodzi o Mkhitaryana. On zrozumiał różnicę pomiędzy mną, a innymi szkoleniowcami, z którymi miał do czynienia. Pracował niezwykle ciężko, gdy nie mógł grać, aby osiągnąć odpowiedni poziom. Wracając do Anthony’ego, on jest bardzo młody, o czym ludzie zapomnieli. W poprzednich rozgrywkach grał zupełnie inaczej niż ma to miejsce teraz. Zespół preferował futbol oparty na pasywnym posiadaniu piłki i szukaniu wolnej przestrzeni, aby zagrać do Martiala, który potrafił wykończyć akcję. Obecna kampania jest jednak znacznie trudniejsza. On potrzebuje czasu, aby przystosować się do mojej taktyki” – stwierdził Mourinho na łamach portalu metro.co.uk wyjaśniając, dlaczego Martial nie może liczyć na taryfę ulgową i tak rzadko pojawia się w obecnych rozgrywkach w pierwszym składzie Manchesteru United
Z perspektywy czasu może się wydawać, że astronomiczne pieniądze zapłacone za Martiala odbijają się Czerwonym Diabłom czkawką. Aktualny wicemistrz Europy nie cieszy się zaufaniem Mourinho głównie ze względów taktycznych i zbyt małego przykładania się do treningów. Istotny wpływ na taki obrót sprawy miały także transfery Zlatana Ibrahimovicia, Paula Pogby i Henrikha Mkhitaryana. Wobec dużej konkurencji w ofensywie, młodemu Francuzowi niezwykle trudno wywalczyć miejsce w podstawowej jedenastce United. Tym bardziej, że ostatnio na pozycji lewoskrzydłowego coraz lepiej radzi sobie Jesse Lingaard, który zaczął dystansować Anthony’ego w wyścigu o podstawowy plac. Na niekorzyść Martiala działa także fakt, że Red Devils w ostatnich tygodniach nie przegrali 9 spotkań z rzędu i notują passę 4 kolejnych ligowych zwycięstw. W związku z rosnącą dyspozycją swoich podopiecznych José Mourinho z pewnością nie będzie chciał niczego zmieniać w coraz lepiej funkcjonującym mechanizmie, więc szanse na grę napastnika rodem z Massy są znikome.

Dodatkowo, już po przyjściu Ibrahimovicia na Old Trafford w letnim okienku transferowym, Martial musiał odstąpić Szwedowi swoją ulubioną koszulkę z numerem „9”, a sam dostał „11”, co stanowiło dla młodziana pewnego rodzaju dyshonor. Pojawił się zatem kolejny punkt zapalny w trudnych relacjach z klubem i samym „Mou”, bowiem nikt wcześniej nie porozmawiał z samym zainteresowanym o tej sytuacji. Martial w odwecie… przestał obserwować profil swojego klubu na Facebooku, czym zamanifestował swoje niezadowolenie. Francuz jest wyraźnie sfrustrowany tym, że dostaje tak mało szans od José Mourinho:
„To jest irytujące siedzieć cały czas na ławce, ale z drugiej strony stanowi to próbę, którą trzeba przezwyciężyć, aby dokonać postępu. Jest to niezwykle trudne, bowiem wszystko, czego chcesz, to pomóc zespołowi. Jednak nie możesz tego zrobić, jeśli jesteś na rezerwie. Ale to są wybory trenera i trzeba je zaakceptować” – zakończył Martial w rozmowie ze Sky Sports
Francuz nie może liczyć na regularne występy w zespole 20-krotnych mistrzów Anglii, dlatego najlepszą opcją wydaje się być w tej chwili wypożyczenie do innego klubu w styczniowym okienku transferowym, o czym wspomina agent piłkarza:
„Rzeczywiście, rozważamy opcję z Sewilli, a przecież rozmawiamy o wielkim klubie. Sevilla FC jest na wysokiej pozycji w lidze hiszpańskiej i ma wspaniałego szkoleniowca. W tym momencie nie mogę powiedzieć nic więcej” – zakończył Philippe Lamboley
Ekspert ESPN i były obrońca Liverpoolu Steve Nicol uważa, że zmiana klimatu byłaby dla Martiala rozsądnym wyborem.
“Nie jestem pewny, czy pozostanie w MU byłoby dla niego dobrym ruchem. Odejście gdziekolwiek i regularne granie mogłoby mu pomóc. To jasne, że Martial nie mieści się w planach Mourinho. W tej chwili ma szczęście, jeśli w ogóle podniesie się z ławki”
Wraz z przyjściem José Mourinho hierarchia w ofensywie Czerwonych Diabłów została z góry ustalona. Pierwsze skrzypce miał grać Zlatan Ibrahimović (i rzeczywiście, Szwed ma w trwającym sezonie już 17 trafień na wszystkich frontach, a więc tyle samo co Francuz w całym poprzednim w barwach United – przyp. red.), mając do pomocy Paula Pogbę – transferowego rekordzistę świata. Rola Martiala, najdroższego nastolatka w historii futbolu, została w ekipie z Old Trafford znacząco zredukowana. Portugalski menedżer od pewnego czasu nie daje mu się zbytnio wykazać, wpuszczając przeważnie na kilkanaście ostatnich minut. Może zatem Francuz rzeczywiście powinien poważnie rozważyć ofertę z Sevilli i przenieść się do słonecznej Andaluzji, gdzie sukcesywnie odbudowuje już swoją formę jeden z piłkarzy Premier League – Samir Nasri (wypożyczony z Manchesteru City – przyp. red.), zamiast wegetować w deszczowym, mało atrakcyjnym do życia, przemysłowym Manchesterze i walczyć uporczywie o minuty w ekipie United? Minione półrocze może już bowiem uznać za stracone…
Tekst ukazał się również na portalu NaszFutbol.com.

sobota, 24 grudnia 2016

Virgil Van Dijk - najbardziej pożądany stoper świata?

Kto jest obecnie najbardziej rozchwytywanym środkowym obrońcą w Europie, a może i na świecie? Odpowiedź na to pytanie z pewnością dla wielu będzie wielkim zaskoczeniem. Ostatnie tygodnie i niemal perfekcyjna gra ekipy Southampton w defensywie, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę rozgrywki Premier League, sprawia, że nie sposób przejść obojętnie obok popisów Virgila van Dijka, lidera obrony Świętych, który urasta do miana najbardziej kompletnego stopera na Starym Kontynencie i zbiera zewsząd mnóstwo komplementów.

25-letni zawodnik Southamptonu rośnie piłkarsko z miesiąca na miesiąc, ale dopiero teraz kibice na Wyspach mogą podziwiać pełen wachlarz jego niezwykłych umiejętności gry w defensywie. Przygoda van Dijka z ekipą z St. Mary’s Stadium rozpoczęła się 1 września 2015 roku po tym, jak Celtic z rosłym obrońcą w składzie nie zdołał awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów, wobec czego postanowił go wytransferować do zespołu The Saints za sumę 15 mln €. W barwach mistrza Szkocji Holender w ciągu dwóch lat wyrobił sobie niezwykle wysoką markę i dał się poznać nie tylko ze sporych zdolności destrukcyjnych, ale także wysokiej skuteczności pod bramką rywali. W barwach The Bhoys środkowy obrońca rozegrał ponad 100 spotkań, w których trafił do siatki aż 15 razy!

Najlepszą rekomendacją dla Holendra były dodatkowo wyróżnienia indywidualne. Na szkockich boiskach przez 2 lata z rzędu był wybierany do najlepszej jedenastki sezonu oraz uznano go najlepszym piłkarzem Celticu w kampanii 2013/14. Warto także wspomnieć o tym, że The Hoops we wspomnianych rozgrywkach ustanowili ligowy rekord bez straty bramki wynoszący aż 1215 minut!

Z perspektywy czasu, wiele dały van Dijkowi występy w elitarnej Lidze Mistrzów, gdzie najpierw mógł się sprawdzić na tle renomowanych firm na czele z Milanem czy Barceloną, a następnie doświadczył niezwykle bolesnego zderzenia z rywalami pokroju Legii oraz Mariboru, które mocno zaszły Celtikowi za skórę. Dzięki tym doświadczeniom z najlepszych klubowych rozgrywek na Starym Kontynencie Holender nie tylko wzmocnił się fizycznie, ale także nabrał dużo większej pewności siebie.

Największą zadrą pozostaje dla van Dijka dwumecz w 3. rundzie kwalifikacji Champions League z sezonu 2014/15, kiedy rywalem The Bhoys była Legia Warszawa. W pierwszym spotkaniu rozegranym przy Łazienkowskiej środkowi defensorzy gości zaliczyli koszmarny występ – Nigeryjczyk Efe Ambrose otrzymał czerwoną kartkę, a Van Dijk był niemiłosiernie ogrywany przez Michała Kucharczyka, co w ostatecznym rozrachunku doprowadziło do wysokiej porażki Celtów 1:4.


W rozegranym w Edynburgu rewanżu wychowanek Willem II Tilburg także wypadł znacznie poniżej oczekiwań (wyróżnił się jedynie żółtym kartonikiem), a jego zespół schodził z murawy pokonany 0:2. Mimo ogromnej przewagi Wojskowych na boisku, to jednak Celtic mógł cieszyć się z awansu do decydującego etapu kwalifikacji LM, a to z powodu pamiętnego występu w zespole Legii nieuprawnionego do gry Bartosza Bereszyńskiego i przyznania walkowera dla Szkotów. W play-offach The Hoops wcale nie zaprezentowali się lepiej i sensacyjnie ulegli w dwumeczu słoweńskiemu Mariborowi 1:2

Virgil wcale nie zniechęcił się jednak tymi niepowodzeniami i postanowił szukać szczęścia gdzie indziej, zwłaszcza że Celtic w kolejnym sezonie po raz kolejny potknął się w ostatniej rundzie eliminacyjnej, tym razem uznając wyższość szwedzkiego Malmö FF. Po transferze na Wyspy Holender bezboleśnie zaaklimatyzował się w zespole Świętych i szybko wskoczył do podstawowego składu. W kampanii 2015/16 rozegrał aż 34 mecze, a w obecnych rozgrywkach Premier League wybiegał na murawę we wszystkich spotkaniach. W sumie nie opuścił choćby minuty, biorąc pod uwagę czas, jaki spędził na boiskach angielskiej ekstraklasy w ostatnich dwóch latach!

Już w poprzednich rozgrywkach van Dijk pokazywał w wielu meczach, że ma zadatki na obrońcę światowej klasy, natomiast w trwającym bezapelacyjnie wyrósł na pierwszoplanową postać formacji defensywnej Southamptonu, stając się jej liderem przez duże L, nawet większym niż niegdyś Dejan Lovren czy też jego obecny partner José Fonte. To w głównej mierze zasługa 25-latka, że Southampton po 17. kolejkach zajmuje wysoką, 7. pozycję w tabeli i stracił zaledwie 16 goli (trzeci wynik w lidze). Mało tego, rywale The Saints uderzali celnie na bramkę Forstera zaledwie 45 razy! Defensywa S’oton stanowi teraz niezwykle trudną do sforsowania ścianę, którą przez ostatnie 4 tygodnie udało się skruszyć jedynie Hapoelowi Beer Szewa w Lidze Europy oraz Bournemouth w Premier League.

Obecny kontrakt van Dijka obowiązuje do połowy 2022 roku, ale wobec fantastycznej postawy w ostatnich miesiącach, Holender zapewne długo miejsca na St. Mary’s Stadium nie zagrzeje. Zdaniem legendy Świętych Matthew’a Le Tissiera suma odstępnego za holenderskiego stopera będzie zawrotna:
„Patrząc na jego grę śmiało można powiedzieć, że van Dijk jest wart od 40 do 50 mln £. Byłbym jednak zaskoczony, gdyby odszedł, bo podpisał długoterminową umowę” – stwierdził Le Tissier na łamach dziennika „Daily Mail”
Obserwując co tydzień występy van Dijka w Premier League można zauważyć wiele podobieństw w stylu gry do Jaapa Stama, byłego reprezentanta Oranje i Manchesteru United, a obecnie trenera pracującego w Reading. VVD imponuje na angielskich boiskach nie tylko odwagą i skuteczną, bezpardonową walką z czołowymi napastnikami, ale także niezwykle wysokimi wskaźnikami efektywności w pojedynkach z rywalami, bowiem wygrał ich już w tym sezonie 124!

Stoper Southamptonu króluje nie tylko na ziemi, ale również w powietrzu. W lidze podopieczny Claude’a Puel’a nie ma sobie równych w tym elemencie gry. Poniżej znakomite liczby van Dijka na tle innych obrońców angielskiej ekstraklasy:

źródło: Squawka
Van Dijk w ciągu dwóch sezonów z solidnego obrońcy wyrósł na czołowego stopera na Wyspach. Nic dziwnego, że zaczął wzbudzać zainteresowanie potężnych angielskich klubów. Menedżer zawodnika nie może się opędzić od ofert napływających niemal co chwilę, bowiem w swoich szeregach defensora The Saints chciałyby mieć wszystkie topowe drużyny Premier League na czele z Manchesterami: United i City, Liverpoolem czy Chelsea. Obok znakomitej formy reprezentanta Holandii nie przechodzą obojętnie również inne europejskie zespoły. Ostatnio w spekulacjach prasowych coraz częściej przewijała się nazwa Paris Saint-Germain, ale kwestią sporną pozostawała klauzula odejścia van Dijka z ekipy z St. Mary’s Stadium, która miała wynosić 25 mln £. Wątpliwości rozwiał trener Southamptonu Claude Puel:
„To nie jest prawda. Po wszystkich plotkach, które pojawiały się w ostatnich dniach, nie będę już tego więcej komentował. Virgil jest dla nas najważniejszym graczem. Dla mnie nie ma możliwości, aby mógł odejść teraz”
Szczególną uwagę potencjalnych nowych pracodawców zwróciły z pewnością fenomenalne występy van Dijka przeciwko Liverpoolowi, Evertonowi, Stoke oraz Middlesbrough, w których Święci nie stracili ani jednej bramki. Te spotkania okazały się być jednocześnie punktami kulminacyjnymi dla dynamicznego rozwoju stopera The Saints.
Mierzący aż 193 cm wzrostu Holender we wspomnianych spotkaniach zachwycił swoją grą niemal wszystkich ekspertów na Wyspach. Już trzy razy był wybierany na gracza meczu, a w całosezonowej klasyfikacji Premier League według serwisu WhoScored.com zajmuje okazałe 11. miejsce ze średnią not 7,53. Szkoleniowiec Świętych nie ma żadnych wątpliwości, że jego najlepszy obrońca cały czas się rozwija i w przyszłości może stać się jednym z najlepszych defensorów świata:
„Myślę, że Virgil od początku sezonu zanotował wielki postęp. Imponuje pod względem taktycznym, jak i technicznym. Wygrywane przez niego pojedynki są fantastyczne! Dla mnie on ma na tyle dużo jakości, aby stać się obrońcą doskonałym. Musi tylko kontynuować swoją pracę, aby robić stałe postępy” – wychwalał swojego podopiecznego Claude Puel
Bardzo pochlebnie o van Dijku wypowiada się również ekspert Sky Sports Jamie Redknapp:
„Polubiłem go odkąd był w Celticu. Przyszedł do Premier League i sprawia, że wszystko staje się proste. On ma te cechy, które powinien posiadać klasowy obrońca. Jest nie tylko wysoki, ale również szybki. To nowocześnie grający środkowy defensor, który dodatkowo potrafi szarżować z piłką przy nodze. W przyszłości wielkie kluby stoją przed nim otworem, włącznie z Realem Madryt czy Barceloną”
Były pomocnik reprezentacji Anglii i Liverpoolu w programie „Super Sunday” emitowanym na antenie Sky Sports odniósł się także do słabych stron Holendra:
„Jest często zbyt wyluzowany, ponieważ mecz jest dla niego zbyt łatwy”
Już w sezonie 2015/16 Virgil van Dijk udowodnił, że ma ogromny potencjał. W poprzednich rozgrywkach wygrał bowiem aż 163 pojedynki, czyli aż o 30% więcej niż inni czołowi piłkarze odpowiedzialni za destrukcję! W trwającej kampanii tylko potwierdza swoje walory, zwłaszcza w grze powietrznej. Jedyne, czego mu brakuje, to gole, gdyż w lidze nie zdobył jeszcze ani jednej bramki. Holender rekompensuje to sobie jednak w Lidze Europy, gdzie w 6 meczach grupowych już dwukrotnie posyłał piłkę do siatki rywali.

Stoper rodem z Bredy w ciągu kilkunastu miesięcy wyrósł na największą gwiazdę ekipy z St. Mary’s Stadium. Swoimi efektownymi interwencjami oraz pewnością siebie powoli zbliża się klasą do najlepszych obrońców na Starym Kontynencie. Nieprzypadkowo w kontekście ewentualnego transferu 25-latka w brytyjskiej prasie przewijają się sumy oscylujące w granicach 40 mln £. Holender trzyma obecnie w ryzach całą defensywę Southamptonu, dlatego określenie „najlepszy stoper na Wyspach” zaczyna nabierać coraz bardziej realnych kształtów. Pytanie na teraz brzmi, nie czy Święci zdołają utrzymać go w swoim zespole, tylko jak długo?

Tekst ukazał się również na portalu NaszFutbol.com.

sobota, 17 grudnia 2016

Sunderland znowu walczy o utrzymanie. Defoe i Anichebe ostatnią deską ratunku

źródło: CC 4.0, Egghead06
Prawdziwą huśtawkę nastrojów przeżywają w obecnych rozgrywkach Premier League fani Czarnych Kotów. Po koszmarnym początku sezonu i serii 10 meczów z rzędu bez zwycięstwa, Sunderland dopiero w 11. kolejce przełamał niekorzystną passę odnosząc premierowe zwycięstwo w kampanii 2016/17. W miniony weekend Czarne Koty ponownie osunęły się na samo dno ligowej tabeli. Ekipie Davida Moyesa mocno zatem zagląda w oczy widmo degradacji. Czy szkocki trener znajdzie skuteczne antidotum, aby uratować miejsce w angielskiej elicie dla klubu z hrabstwa Tyne and Wear?

Sunderland obudził się z letargu dopiero na początku listopada. Wygrane nad Bournemouth i Hull zwiastowały, że The Black Cats na dobre porzucili miano czerwonej latarni Premier League. Co prawda efektowną wygraną 3:0 na ekipą Mike’a Phelana przedzieliła porażka 0:2 z Liverpoolem, ale kolejny triumf nad wciąż panującym mistrzem Anglii Leicester City rozbudził apetyty i wlał nadzieję w serca sympatyków ze Stadium of Light, że sezon nie jest jeszcze stracony.

Dopiero ostatnia konfrontacja, nazwana starciem na szczycie dna ligowej tabeli, boleśnie zweryfikowała tę tezę. Porażka aż 0:3 z pikującą wówczas Swansea City ponownie zepchnęła ekipę Davida Moyesa na ostatnie miejsce w lidze. Obecna sytuacja jak żywo przypomina poprzednie rozgrywki, kiedy Czarne Koty również rozpaczliwie broniły się przed degradacją, ale bramki strzelane przez Jermaina Defoe okazały się być na wagę złota i pozwoliły ostatecznie zachować ekstraklasę dla hrabstwa Tyne and Wear (inny reprezentant tego regionu, Newcastle United, spadł w poprzednim sezonie – przyp. red.).

Sunderland w 15 meczach bieżącej kampanii Premier League odniósł tylko 3 wygrane i zanotował aż 10 porażek, najwięcej ze wszystkich drużyn w stawce. Bilans bramkowy 14:27 wygląda równie koszmarnie – w tej chwili tylko Middlesbrough ma na koncie mniej zdobytych goli.

Winny trener?

Cieniem na słabą postawę zespołu SAFC kładzie się praca Davida Moyesa. Szkot w lipcu 2015 roku zastąpił na Stadium of Light Sama Allardyce’a i wówczas mogło się wydawać, że 53-latek jest trenerem, który świetnie będzie pasował do profilu klubu. I chociaż ostatnie niepowodzenia w Manchesterze United i Realu Sociedad mocno nadszarpnęły reputację Moyesa, to kilka lat temu, zasiadając na ławce Evertonu, dał się poznać jako solidny menedżer z niezłym warsztatem i metodami, które przynosiły skutek. Urodzony w Glasgow szkoleniowiec powrócił więc na Wyspy, aby udowodnić wszystkim malkontentom, którzy postawili na nim krzyżyk, że jest w stanie osiągać podobne wyniki jak z drużyną z niebieskiej części Merseysde. Tymczasem Moyes zaliczył niezwykle bolesne zderzenie z rzeczywistością. W pierwszych 10. kolejkach Sunderland pod wodzą Szkota przeszedł do annałów Premier League zaliczając najgorszy start w historii angielskiej ekstraklasy!

źródło: Daily Mail
To zresztą nie pierwszyzna, bowiem Czarne Koty już od siedmiu sezonów nie potrafią udanie zainaugurować rozgrywek ligowych:
Klucz do poprawy wyników zdaje się leżeć w udoskonaleniu pewnych aspektów rzemiosła piłkarskiego. Wskaźnik skuteczności celnych podań Sunderlandu jest bardzo niski i wynosi obecnie zaledwie 73 %, tyle samo co Leicester City i Watford. Tylko ekipy Burnley (72%) i West Bromwich (71%) mają odrobinę gorszy współczynnik.

Źródło: Squawka
Dodatkowo dramatycznie słabo wygląda liczba strzałów oddawanych przez piłkarzy The Black Cats. Ich średnia wynosi 9,9 na mecz, co oznacza, że ekipa ze Stadium of Light w tym względzie zajmuje czwarte miejsce od końca w całej Premier League. Innym zarzutem kierowanym w stronę szkockiego menedżera jest brak jakiejkolwiek stabilizacji składu. Moyes w trwających rozgrywkach ligowych korzystał z usług aż 27 piłkarzy, co niekorzystnie odbija się na formie wielu graczy. Tak znaczące rotacje i przetasowania z pewnością nie pomagają Sunderlandowi w osiąganiu dobrych wyników.

W duecie snajperów nadzieja

Wybawienia z opresji należy szukać w duecie szalenie skutecznych napastników. Kibice zasiadający na Stadium of Light wierzą, że dzięki Jermainowi Defoe i Victorowi Aniechebe scenariusz o utrzymaniu w elicie jest jak najbardziej realny. Ciemnoskórzy snajperzy mają teraz żelazne miejsce w podstawowej jedenastce SAFC i w preferowanej przez Moyesa taktyce 1-4-4-2 pełnią kluczowe role. Obaj znakomicie uzupełniają się na boisku. Defoe – filigranowy, niski, a przy tym niezwykle szybki i dynamiczny, Anichebe natomiast – silny fizycznie, wysoki, dobrze zbudowany i mocno stojący na nogach, mówiąc krótko, idealny partner dla 34-letniego Anglika. Duet atakujących Sunderlandu zdobył już w sumie 11 goli, z czego 8 sam Defoe!

Były (?) reprezentant Synów Albionu, mimo zaawansowanego wieku, przeżywa na Stadium of Light kolejną młodość. Defoe jest niczym wino, bo im starszy, tym lepszy, czyli bardziej skuteczny. W klasyfikacji wszech czasów angielskiej ekstraklasy Jermain awansował niedawno na 8. pozycję z dorobkiem 151 goli. Wychowanek West Hamu cały czas utrzymuje niezwykle wysoki poziom i strzela bramki niczym na zawołanie – po prostu rasowy snajper. W czym tkwi sekret jego doskonałej formy? Napastnik Czarnych Kotów ma swoje zasady, które wielu mogłyby zaskoczyć. Nie chodzi tu wyłącznie o jogę i zabiegi związane z krioterapią, ale przede wszystkim całkowitą abstynencję od od alkoholu, która jest ponoć kluczem do utrzymywania wysokiej dyspozycji W wywiadzie dla brytyjskiego tabloidu Daily Mail zawodnik opowiedział pewną osobistą historię:
„Nigdy tego nie mówiłem, ale mój tata nadużywał alkoholu (zmarł na raka gardła w 2012 roku – przyp. red.). Mama zawsze mi powtarzała: „Staraj się nie pić, jeżeli możesz. Nie przyzwyczajaj się do tego, ponieważ nie jest to ci potrzebne, jeżeli chcesz grać na najwyższym poziomie przez wiele lat i być w formie” – zwierzył się Defoe
źródło: The Bohs, CC 2.0
Wracając zaś do Victora Anichebe’a, Nigeryjczyk przybył na Stadium of Light w letnim okienku transferowym w formie bezgotówkowej transakcji z West Bromwich Albion i bez cienia ryzyka można pokusić się o stwierdzenie, że była to znakomita inwestycja Sunderlandu. Powrót 28-latka do piłkarskiego świata żywych po kilku miesięcznej pauzie i nagła eksplozja formy była zaskoczeniem dla całego środowiska na Wyspach. Anichebe znakomicie wkomponował się do składu Czarnych Kotów za sprawą Davida Moyes’a, pomimo tego, że przez wiele miesięcy nie trenował i przyszedł do zespołu dopiero na początku września 2015 roku. Szkocki menedżer obdarzył swojego byłego podopiecznego z Evertonu dużym zaufaniem i potraktował niczym syna marnotrawnego. Dość powiedzieć, że od maja ubiegłego roku 28-latek przez trzy miesiące opalał się w blasku kalifornijskich plaż po rozwiązaniu kontraktu z West Bromem. Zadziwiające efekty pracy piłkarza rodem z Lagos, który wcale nie zaniedbał swojej formy fizycznej i podczas pobytu w Los Angeles zatrudnił osobistego trenera Nicky’ego Holendra, znanego w świecie celebrytów fitness guru, możemy teraz podziwiać na boiskach Premier League. Afrykanin dzielnie sekunduje Defoe i jest to jeden z nielicznych pozytywów w grze Sunderlandu w trwającym sezonie. Wspaniała forma napastnika przypominającego sylwetką gladiatora nie uszła również uwadze dyrektora technicznego reprezentacji Super Orłów Gernota Rohra. Anichebe został powołany do kadry narodowej na towarzyskie mecze z WKS i Senegalem po raz pierwszy od 2011 roku!

David Moyes właśnie od momentu pojawienia się Anichebe w pierwszym składzie (5.11.2016 r. – przyp. red.) postanowił nieco skorygować taktykę. Dotychczas formacja ofensywna Czarnych Kotów opierała się jedynie na kreatywności i skuteczności Defoe, który w ataku był osamotniony i nie miał praktycznie żadnego wsparcia ze strony pomocników. Efektem tego była koszmarna seria, którą przerwała dopiero wyjazdowa wygrana z Bournemouth. Victor wybiegł wówczas w podstawowej jedenastce i w tandemie z bardziej doświadczonym kolegą znakomicie funkcjonował – najpierw zaliczył trafienie po asyście Anglika, a następnie sam Defoe przesądził o wygranej Sunderlandu. Warto zwrócić uwagę na fakt, że ekipa ze Stadium of Light wygrała aż 3 z 5 spotkań, gdy obaj napastnicy występowali razem od pierwszej minuty.

Zachwycony ostatnimi występami byłego gracza West Bromu jest jego szkoleniowiec. Moyes podkreśla, jak ważnym i uniwersalnym graczem w jego taktycznej układance jest Anichebe, który nie tylko potrafi przetrzymać piłkę i poważne zagrozić bramce rywala, ale również, jeśli trzeba, doskonale sprawdza się w obowiązkach defensywnych. Podczas wygranego meczu z Leicester City to właśnie Nigeryjczyk wspomagał biegającego na lewej stronie obrony Patricka van Aanholta.
„On pozwala nam budować formę. Czasami zmieniamy pozycję graczy na boisku – z lewej do środka, czy też na prawą stronę. Tego niekiedy potrzebujemy, aby dostosować się do wymogów gry. Dzisiaj był jak młody Didier Drogba!” – tak David Moyes komplementował Anichebe po wygranym spotkaniu z Hull City, w którym napastnik zdobył 2 gole.
Nie jest wcale wykluczone, że Sunderland, pomimo okupowania obecnie ostatniej pozycji w ligowej tabeli, znowu zdoła cudownie uratować się przed spadkiem. Czarne Koty dysponują duetem znakomicie usposobionych napastników oraz niezwykle utalentowanym i młodym, bo zaledwie 22-letnim bramkarzem Jordanem Pickfordem (aż 58 obron, co daje drugi wynik w lidze ze średnią 72% skuteczności – dod. red.). To aktualnie wszystko, co mają najlepszego w klubie ze Stadium of Light. Światełko, które tli się w tunelu na szczęśliwe zakończenie sezonu, oznaczające utrzymanie w Premier League, za sprawą wspomnianego powyżej tercetu jest dla Sunderlandu wciąż jak najbardziej możliwe.

Tekst ukazał się również na portalu Naszfutbol.com.

sobota, 3 grudnia 2016

Niskie loty Orłów. Zapaści Crystal Palace nie widać końca

W zeszłym sezonie postawa Crystal Palace była niezwykle miłym zaskoczeniem. Orły były wynoszone pod niebiosa i momentami latały niezwykle wysoko. Oprócz pewnego utrzymania w elicie angielskiej ekstraklasy (15. pozycja), londyński zespół okrasił udaną kampanię awansem aż do finału Pucharu Anglii, gdzie w decydującej rozgrywce musiał uznać wyższość Manchesteru United. Doceniona została również praca trenera ekipy z Selhust Park Alana Pardewa, którego wybrano na najlepszego menadżera ligowych rozgrywek 2015/16. Jakże inaczej wygląda obecna sytuacja Palace, które od kilku tygodni znajduje się w poważnej zapaści.

źródło: CC 2.0, James Boyes
Sezon 2016/17 jest jednym wielkim pasmem rozczarowań i bolesnych upokorzeń. Crystal Palace po 13. kolejkach zajmuje fatalne 17. miejsce w Premier League z miernym dorobkiem zaledwie 11 punktów. W ostatnich 6 meczach gracze Alana Pardew’a nie zdobyli ani jednego punktu, tracąc przy tym aż 18 bramek!

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że obecna sytuacja, w której znalazła się ekipa Crystal Palace nie miała prawa się wydarzyć. Przemyślana polityka transferowa w letnim okienku (sprowadzenie do klubu Christiana Benteke, Jamesa Tomkinsa, Androsa Townsenda, Steve’a Mandandę, Loica Remy’ego oraz Mathieu Falminiego), ustabilizowana pozycja Alana Pardew’a, który sprawuje swoją funkcję od 3 stycznia 2015 roku oraz fantastyczny finisz na mecie poprzednich rozgrywek wskazywały raczej, że Orły nie będą przysłowiowym chłopcem do bicia i każdy angielski klub będzie musiał się liczyć z londyńskim zespołem. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała ten stan i okazała się być diametralnie inna. Crystal Palace znalazł się w niezwykle trudnym położeniu, bowiem po 1/3 sezonu zaledwie lepszym bilansem bramkowym wyprzedza Hull City, które zajmuje obecnie miejsce spadkowe.

Fatalna seria i ostatnie wyniki to nie jedyny powód słabej gry Orłów w sezonie 2016/17. Warto także zwrócić uwagę na fakt iż w poprzednich rozgrywkach Pardew wykrzesał spośród zawodników cały maksymalny potencjał. Obecnie trudno cokolwiek dobrego powiedzieć o formie wielu graczy z podstawowej jedenastki. Gra drużyny z Selhust Park uległa bardzo dużemu załamaniu i nie prezentuje świeżości, wystarczającego zaangażowania, którą imponowała w poprzednich rozgrywkach. Najlepszy snajper zespołu Christian Benteke – 5 ligowych trafień – w wielu spotkaniach znika na długie fragmenty, będąc cieniem gracza, który swego czasu błyszczał, jeszcze w barwach Aston Villi. Wtedy przez pełne 90 minut był pod grą, szukał wielu rozwiązań wykończenia akcji i dodatkowo był niezwykle skuteczny. Obecnie belgijskiemu snajperowi bardzo dużo brakuje do optymalnej formy. Najlepszym potwierdzeniem jest mierna postawa Benteke w spotkaniach domowych. 25-latek na Selhust Park ani razu nie trafił jeszcze do siatki, a wszystkie swoje bramki zdobył w starciach wyjazdowych! Na domiar złego w ostatniej ligowej potyczce ze Swansea fatalnej kontuzji zerwania więzadła krzyżowego doznał Connor Wickham, autor 2 ligowych trafień i w sezonie 2016/17 nie pojawi się już na boisku, co oznacza, że jeszcze większy ciężar i odpowiedzialność za strzelanie goli spadnie na Benteke, bowiem z gry wyłączony jest także Loïc Rémy, napastnik wypożyczony z Chelsea.
Pasja, dobra organizacja gry, wdzięk, zaangażowanie i poświęcenie to elementy, które określały obronną grę Orłów w poprzednim sezonie. Obecnie każdemu piłkarzowi z linii defensywnej są one całkowicie obce, nie wspominając już o cechach przywódczych. Dominuje chaos, niechlujstwo oraz niezdarność. Niskie loty Orłów i związane z tym nagłe załamanie formy obrońców jest jednym z głównych powodów obniżki jakości gry podopiecznych Alana Pardew’a. Orły spisują się znacznie poniżej oczekiwań w tej formacji,  mając jedną z najgorszych defensyw w angielskiej ekstraklasie. Popełnili aż 9 indywidualnych błędów, z których aż 3 skończyły się bezpośrednio bramką dla rywali i zajmują niechlubne pierwsze miejsce w tej klasyfikacji. Ostatnia ligowy mecz i porażka 4:5 ze Swansea uwypukliły, jak wielkie problemy mają The Eagles z utrzymaniem właściwego poziomu koncentracji, a także odpowiednim ustawianiem się podczas stałych fragmentów gry dla rywali.

Aż 4 z 5 trafień dla Łabędzi padło wówczas po dośrodkowaniach z rzutów wolnych bądź rożnych! W całej Premier League trudno znaleźć inną równie słabą drużynę, tracącą masowo gole po takich zagraniach. Poniżej statystyka, która obnaża braki defensywne Orłów przy stałych fragmentach gry.
źródło: BBC Sport
Dodatkowo obaj bramkarze Crystal Palace, Steve Mandanda i Wayne Hennessey musieli wyciągać piłkę z siatki aż 26 razy, co nie wystawia im oraz ich kolegom najlepszego świadectwa. Francuski bramkarz w 9 spotkaniach na 56 strzałów nie zapobiegł utracie 21 bramek!

Poniżej czołowa „10” klubów Premier League z największą liczbą straconych bramek w trwającym sezonie (stan po 13 kolejkach):

źródło: squawka.com






Innym czynnikiem determinującym bardzo słabą postawę Crystal Palace jest gra linii pomocy, która dramatycznie obniżyła loty w trwających rozgrywkach. Jej jakość pozostawia wiele do życzenia, a tacy zawodnicy jak Jason Puncheon, Yohan Cabaye, James McArthur, Andros Townsend czy też Wilfried Zaha są nie tylko zbyt statyczni w przeprowadzaniu akcji ofensywnych, ale też coraz rzadziej potrafią wykreować dobrą sytuację strzelecką swoim kolegom. W sumie po 13. rozegranych seriach gracze środka pola Orłów zanotowali tylko 114 kluczowych podań, które zamieniły się na zaledwie 15 asyst. Prym w takich zagraniach wiedzie Wilfried Zaha, który jako jeden z nielicznych wznosi się na wyżyny swoich umiejętności, bowiem już 5 razy otwierał kolegom, drogę do bramki, w tym 4 finalne podania i jedną bramkę zanotował w 5 ostatnich meczach!
Jeżeli spojrzymy jednak na inną statystykę 24-latka, biorącą pod uwagę największą liczbę strat w Premier League w sezonie 2016/17 to okaże się, że świeżo upieczony reprezentant WKS-u (niespodziewanie zrezygnował z barw narodowych Anglii) przewodzi tej niechlubnej klasyfikacji ze średnią 3,6! W sumie po 12 rozegranych meczach Zaha aż 43 razy nie był w stanie utrzymać piłki przy nodze!
Kolejnym piłkarzem, od którego należy wymagać znacznie więcej jest Andros Townsend. Były gracz Tottenhamu przychodził na Selhust Park w letnim okienku transferowym za niebagatelną sumkę 13 mln € ze zdegradowanego Newcastle United. 25-letni pomocnik jest jednym z synonimów upadku Orłów w trwających rozgrywkach. W 13 spotkaniach tylko raz wpisał się na listę strzelców i nie brał udział w ani jednej kluczowej akcji swojego zespołu, zakończonego bramką. Townsend po przybyciu na Selhust Park gdzieś zatracił swoje główne walory, czyli umiejętność dryblingu oraz mocny strzał z dystansu. Dodatkowo Andros we wspomnianym wyżej rankingu zajmuje miejsce numer 4 z aż 36 stratami w 13 meczach ligowych tego sezonu!

Wyniki osiągane przez Crystal Palace w ostatnich tygodniach z pewnością nie bronią szkoleniowca. Orły nie zaznały smaku zwycięstwa w Premier League od 24 września, kiedy to w dramatycznych okolicznościach pokonały na Stadium of Light ekipę Sunderlandu 3:2. Posada 55-letniego Anglika zawisła na włosku. Prezes klubu Steve Parish powoli traci cierpliwość i w gronie ewentualnych następców widzi m.in. Roberto Manciniego, Roya Hodgsona czy też Sama Allardyce’a. W 2016 roku bilans Pardew wygląda bardzo mizernie. W 32. spotkaniach pod jego wodzą Crystal Palace odniosło zaledwie 5 skromnych wygranych, przy pokaźnej liczbie 20 porażek! Presja, która towarzyszy Pardew jest coraz większa, a z każdą kolejną przegraną jego pozycja słabnie w ekipie z Selhurst Park.

W sobotnim programie „Match of The Day” emitowanym w stacji BBC Sport Phil Neville, były zawodnik Manchesteru United, a obecnie ekspert telewizyjny, odniósł się do formy ekipy Palace, a także jej trenera, który powoli traci grunt pod nogami.
„W poprzednim sezonie pod wodzą Pardew, Orły mogły się pochwalić imponującym rekordem i niezwykle szczelną defensywą, która wspólnie z Tottenhamem straciła zaledwie 7 bramek po stałych fragmentach w 38 meczach w Premier League! Obecnie, jeśli grasz przeciwko Palace, wiadomo, że istnieje 60-70% prawdopodobieństwo, że zdobędziesz bramkę w taki sposób. Ponadto strzelanie bramek nie stanowi żadnego problemu dla ekipy Pardew’a. On posiada graczy, którzy nie tylko potrafią posłać piłkę do siatki, ale również preferuje taki system gry, w którym wykorzystywane są obie flanki i ma miejsce dużo crossowych podań. Nie sądzę, aby ostatnia porażka Palace kosztowała trenera posadę. Pardew jest szczęśliwy, a właściciel klubu Steve Parrish to rozsądny człowiek – rozumie futbol, widzi co się dzieje i wie o tym, że zespół posiada dobrego szkoleniowca” – podsumowuje Neville, którego słowa są przytaczane w portalu BBC.com
Prezes klubu Steve Parrish  doskonale zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, ale wydaje się, że da jeszcze szansę Pardew na odkupienie win, pomimo tego, że Anglik ma najgorszą passę na Wyspach w 2016 roku, biorąc pod uwagę 4 najwyższe klasy rozgrywkowe! W 32 meczach 55-latek wywalczył z ekipę z Selhust Park zaledwie 22 punkty, co daje koszmarną średnią 0,69 punktu na mecz. Najbliższy miesiąc i trudny kalendarz gier dadzą odpowiedzieć na pytanie, czy Pardew zdoła uratować swoją posadę? Po meczach z Southamptonem i Hull City, kolejne konfrontacje z silnymi przeciwnikami pokroju Man Utd, Arsenalu czy też Chelsea będą sprawdzianami najwyższej wagi, a także grą dla Pardew o pozostanie na Selhurst Park.
Anglik nie ma żadnych planów, aby opuścić klub z Londynu i w wywiadzie, którego słowa cytuje portal FourFourTwo emanuje pewnością siebie:

 Jestem doświadczonym menadżerem. W takiej sytuacji byłem już wiele razy. To mój 9 sezon w Premier League i chciałbym mieć „10” w Crystal Palace. Wiem, w jakim miejscu się znajduję. Jestem realistą. Nikt nie jest nietykalny, ale już to przerabiałem i nigdy nie pytałem o zapewnienie kierownictwa. Muszę się przyjrzeć wszystkim problemom i mieć pewność, że cały zarząd jest ze mną. Nigdy nie odszedłbym sam z tego klubu. To jest dokładnie taka sama presja, z jaką zmagałem się, pracując w Newcastle i West Hamie, kiedy przechodziliśmy przez trudny okres, ale tutaj jest to dla mnie bardziej osobiste ze względu na rodzinę i przyjaciół, którzy są kibicami Crystal Palace”Alan Pardew
 
Czy los Alana Pardew’a zostanie przypieczętowany? Przekonamy się w najbliższych tygodniach…

Tekst ukazał się roównież na portalu NaszFutbol.com.