środa, 27 lipca 2016

Nowe rozdanie na Villa Park. Di Matteo gwarancją szybkiego powrotu do Premier League?

Wszyscy fani Aston Villi chcieliby poprzednie rozgrywki jak najszybciej wymazać z pamięci. Ekipa z Birmingham zanotowała koszmarny sezon (zaledwie 3 wygrane mecze i 17 punktów), z hukiem spadając do Championship. Włodarze AV po relegacji postanowili zatrudnić nowego trenera, Roberto Di Matteo, który ma być gwarancją przywrócenia ładu i jakości w zespole. The Villans w ciągu jednego bądź dwóch sezonów mają znowu zagościć w Premier League. Czy 46-letni Włoch, który przejął Villę w niezwykle trudnej rzeczywistości, z nawarstwiającymi się dookoła coraz to nowymi problemami, osiągnie cel, jaki wyznaczył przed nim zarząd?

Źródło: Row17, CC 2.0
Di Matteo podejmie się wyzwania, które wcale nie musi zakończyć się fiaskiem. Już nie raz Włoch udowadniał, że potrafi dokonywać rzeczy wielkich, a najlepszym potwierdzeniem jego trenerskich umiejętności jest dość niespodziewanie wywalczenie w 2012 roku z ekipą Chelsea Pucharu Mistrzów, po wygranej w rzutach karnych z faworyzowanym Bayernem Monachium, w dodatku na jego terenie.

Przebudowa Aston Villi pod wodzą Di Matteo z pewnością nie będzie łatwym zadaniem, zważywszy na problemy, którym wraz ze swoim szkockim asystentem Stephene’m Clarke’em (byłym menedżerem Reading – przyp. red.), będą musieli stawić czoła. Dla 46-latka awans do Premier League nie byłby zjawiskiem obcym, bowiem już raz wprowadził do elity West Bromwich Albion w sezonie 2009/10.

Włoski szkoleniowiec tuż po przekroczeniu bram Villa Park zdał sobie sprawę, że dla niezwykle zasłużonego w historii ligi angielskiej zespołu z Birmingham (7 mistrzowskich tytułów – przyp. red.) zaczyna się zupełnie nowy rozdział, którego głównym autorem ma być on sam. Były menedżer Chelsea zamierza wyburzyć wszystkie dotychczasowe struktury i postawić The Villans na nowych fundamentach. Aston Villa, przynajmniej przez najbliższy rok, będzie rywalizować w innej rzeczywistości, pierwszy raz od 1987 roku.

Di Matteo zastąpił na stanowisku trenera Francuza Remiego Garde’a, który został zwolniony już w marcu. Włodarze AV potrzebowali ponad dwóch miesięcy aby znaleźć odpowiedniego kandydata do wypełnienia wakatu.
W Pekinie 46-letni Włoch w rozmowie z angielskim dziennikiem The Guardian, w towarzystwie nowego właściciela AV Tony’ego Xii, podkreślił, że praca w Birmingham niesie za sobą pewien cel:
„To wspaniałe wyróżnienie dla mnie, że będę prowadził tak wielki klub. Nie mogę się doczekać, aby realizować wyzwanie, jakim jest powrót Aston Villi na właściwe jej miejsce w ciągu dwóch lat”
Di Matteo znalazł się w nowej i ekstremalnie trudnej roli. Przed Włochem wiele wyzwań, a także palących problemów, które trzeba będzie błyskawicznie rozwiązać.

Priorytetową kwestię stanowi reorganizacja klubu, ściśle związana ze zmianą właściciela (co rozpoczęło się jeszcze przed objęciem funkcji menedżera przez Di Matteo – przyp. red.). W Aston Villi doszło niedawno do sporych przetasowań na szczycie. Ostatecznie drużyna z Birmingham trafiła w ręce chińskiego biznesmena Dr Tony’ego Xii, który odkupił klub od Amerykanina Randy’ego Lernera za 75 mln £.
Poprzedni główny inwestor AV nie cieszył się zbytnią sympatią fanów. Nowy właściciel z Państwa Środka uważa jednak, że krytyka, która spadła na Lernera, nie była do końca sprawiedliwa.
„W rzeczywistości on jest miłym facetem, a klub był jego pasją. Bardzo chciał, aby Villa była lepszym zespołem. Zainwestował w to przecież sporo pieniędzy”Tony Xia
Chińczyk ma bardzo ambitne plany. W mniej niż 10 lat zamierza zbudować na Villa Park jedno z najsilniejszych piłkarskich imperiów oraz… wygrać Ligę Mistrzów.
“Moją ambicją jest wprowadzić Aston Villę do czołowej szóstki Premier League w mniej niż pięć lat i mam nadzieję, że będzie to jeden z trzech czołowych zespołów świata w ciągu 10 lat. Zapomnijcie o przeszłości i myślcie o tym, że wstępujemy w nową erę!”
Dodatkowo dzięki tej „dobrej zmianie” i pod wodzą zaprawionego w bojach o najwyższą stawkę Di Matteo The Lions mają także podbić rynek azjatycki, stając się jednym z najpopularniejszych klubów na świecie.

 Co ciekawe, Aston Villa jest pierwszym klubem ze Starego Kontynentu w całości przejętym przez kapitał chiński. Dotychczas Azjaci słynęli raczej z wykupowania mniejszościowych pakietów udziałów, m.in. w takich zespołach jak Atlético Madryt (20%) czy Manchester City (13%). Wielu fanów Villi na wieść o oddaniu klubu w ręce przedstawiciela z Dalekiego Wschodu wyraziło swoje obawy przed zagranicznym inwestorem. 
 Podstawą do takiego myślenia może być sytuacja związana z oligarchami, którzy dorobili się majątku na ropie i pomimo tego, że włożyli swoje pieniądze w angielskie kluby, takie jak Portsmouth czy Fulham, zespoły te nie podbiły Premier League.

Kolejną kwestią do rozwiązania, już bezpośrednio dotyczącą Roberto Di Matteo, jest poszerzenie kadry. Zespół z Villa Park, jeśli myśli o szybkim powrocie do elity, potrzebuje natychmiastowych wzmocnień. Ostatni, kompromitujący sezon spowodował, że wielu piłkarzy Aston Villi wpadło w psychiczny dołek i zatraciło pewność siebie, co oczywiście przełożyło się na jakość ich gry.

W Di Matteo, który objął stanowisko pierwszego trenera AV w trudnym momencie, pokładane są naprawdę spore nadzieje. Cały zarząd klubu, na czele z Dr Tony’m Xią, wierzy, że Włoch jest optymalnym wyborem. Znamienne są słowa dyrektora generalnego klubu Keitha Wynessa, który widzi w Di Matteo idealnego przywódcę ekipy z Birmingham:
„Lew był uśpiony przez ostatnie 4 czy 5 lat, ale chcemy być pewni, że z Roberto zostanie obudzony. Mamy bardzo utalentowanego menedżera, o trzeźwym spojrzeniu na futbol i chcemy zaadaptować jego styl grania. Każda wielka futbolowa dynastia zaczyna się właśnie od określenia stylu gry. My też chcemy rozwinąć swoją własną taktykę, aby pójść do przodu”
Chiński właściciel klubu zapewnia, że nowy menedżer dostanie gotówkę na wzmocnienie kadry zespołu pomiędzy 20 a 50 mln £, w zależności od tego, ilu graczy będzie potrzebował.
“Myślę, że pozyskamy 6-7 piłkarzy na 6 lub 7 pozycji przed startem sezonu i zamierzamy również wprowadzić młodych utalentowanych piłkarzy z naszej akademii do pierwszego składu. Uważam, że wielu z nich może grać na dobrym poziomie w Championship”Tony Xia
Pierwsze ruchy transferowe już zostały przez ekipę z Birmingham poczynione, ale nie rzucają one na kolana. Wśród kibiców pojawiło się sporo wątpliwości, czy rzeczywiście pozyskani zawodnicy będą wartością dodaną i znacząco podniosą jakość gry AV. Nazwiska Tommy’ego Elphicka – obrońcy Bournemouth i zarazem byłego kapitana ekipy Wisienek, który w poprzednim sezonie nie dostawał zbyt wielu szans w Premier League, czy też Pierlugiego Golliniego, za którego zapłacono aż 5 mln €, a przyszedł ze zdegradowanego przecież z Serie A Hellasu Verona, nie rzucają nikogo na kolana. 21-letni bramkarz miał zresztą najgorszy wskaźnik skutecznych obron (62,2%) spośród wszystkich graczy stojących między słupkami w poprzednim sezonie ligi włoskiej.

Trzecim nabytkiem ekipy The Villans jest Aaron Tshibola, który ostatnio bronił barw Reading. Włodarze AV wydali na pomocnika aż 5,7 mln €. Wydaje się, że zakontraktowanie młodego Anglika jest najlepszym jak do tej pory ruchem klubu z Birmingham w letnim okienku transferowym. Tshibola w poprzednim sezonie spisywał się wręcz rewelacyjnie w środku pola The Royals, notując średnio jeden przechwyt na 18 minut! To zdecydowanie najlepszy wynik spośród wszystkich graczy mających przynajmniej 10 rozegranych spotkań w Championship. Co prawda na zapleczu Premier League rozegrał tylko 12 meczów, ale wpływ na to miała ciężka kontuzja stawu skokowego, która w październiku 2015 r. wykluczyła go z gry na ponad pół roku.
Sam Di Matteo jest jednak zadowolony z dotychczas poczynionych zakupów. Niedawno zresztą odniósł się do dwóch transferów w rozmowie dla lokalnego dziennika birminghammail.co.uk:
„Pierluigi Gollini to wysoko oceniany bramkarz. Jest młody, potrafi kapitalnie zatrzymywać strzały rywali i zagrać dokładnie piłkę do kolegi. Imponuje zwłaszcza grą nogami. Jest niezwykle zmotywowany, by wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie. Bardzo łatwo zaaklimatyzował się z grupą pozostałych graczy, co niewątpliwie stanowi duży plus”
„Jestem bardzo zadowolony, ze dołączył do nas Aaron [Thsibola – przyp. red.]. To potężny pomocnik posiadający dobre umiejętności techniczne, a przy tym niezwykle ambitny zawodnik, który chce się rozwijać i stawać lepszym. Jest jednym z najlepiej rokujących graczy młodego pokolenia w Anglii”
Di Matteo jest przekonany, że skład personalny, który rozpocznie pierwszoligową kampanię w Championship będzie w stanie grać na satysfakcjonującym poziomie i wywalczyć o awans do Premier League.
“Każda jednostka treningowa, którą przeprowadzam i którą później omawiamy jest po to, aby wszyscy zawodnicy rozumieli, co chcę im przekazać i w jaki sposób oczekuję, aby gracze stosowali się do moich zaleceń”
Lada chwila AV może opuścić senegalski pomocnik Idrissa Gueye na którego parol zagięła Marsylia. 26-latek w ostatnim sezonie nie spisywał się na miarę oczekiwań kierownictwa klubu z Villa Park. Co prawda w całych rozgrywkach miał średnio 4,1 bloków na mecz (najwięcej w zespole), ale zaliczył tylko jedną asystę i dodatkowo otrzymał aż 10 żółtych kartek. Klauzula jego wykupu zapisana w kontrakcie wynosi 7,1 mln £ i z pewnością nie będzie stanowiła problemu dla klubu z Lazurowego Wybrzeża.

Wracając do Di Matteo, nowy szkoleniowiec The Lions będzie musiał także uporać się z konfliktami w szatni, aby oczyścić atmosferę w zespole. Ekscesy z ostatniego sezonu, kiedy to Gabriel Agbonlahor, symbol klubu i kapitan The Villans, zaledwie kilka godzin po meczu ostatniej kolejki, nie przejmując się wcale spadkiem z Premier League ekipy, której jest przecież wychowankiem, postanowił pójść na imprezę, błyskawicznie obiegły wszystkie serwisy sportowe na Wyspach. Zdjęcia 29-letniego napastnika wdychającego gaz rozweselający rozwścieczyły rzeszę fanów Aston Villi.
 Wielu sympatyków klubu z Birmingham domagało się, aby jak najszybciej rozwiązać kontrakt z Agbonlahorem. Najłagodniejsze komentarze kibiców dotyczyły kompletnego braku profesjonalizmu ze strony angielskiego napastnika. Ostatecznie zarząd postanowił tylko zawiesić 29-latka. W meczu ostatniej kolejki Agbonlahor i tak nie wystąpił, bowiem wysłano go na dwutygodniowy urlop, podczas którego miał zadbać o siebie i szybko schudnąć. Jednak zamiast trenować w pocie czoła i realizować zalecenia przełożonych, 3-krotny reprezentant Anglii balował w luksusowym londyńskim hotelu…
Po przyjściu do klubu z Villa Park Roberto Di Matteo sytuacja krnąbrnego piłkarza uległa zmianie. Włoch zapowiedział, że Agbonlahor ma u niego czystą kartę i byłoby niesprawiedliwe osądzać go wyłącznie za to, czego dopuścił się w ostatnim roku.

Di Matteo wkroczył właśnie na Villa Park – niezwykle grząski grunt, na którym czekają go nie lada wyzwania. Uporządkowanie spraw w szatni, umiejętne przemeblowanie składu poprzez jakościowe wzmocnienia i dotarcie do głów każdego z graczy, a także dobra współpraca z nowym właścicielem Tony’m Xią – to najważniejsze kwestie, z którymi przyjdzie mu się zmierzyć. Poprzeczka została zawieszona Włochowi bardzo wysoko. Kluczowe może okazać się jego spore doświadczenie, aby wydźwignąć klub z tarapatów, sprostać skali wyzwań i w jak najkrótszym czasie (czyli w przeciągu jednego, a najdalej dwóch sezonów) ponownie wrócić do angielskiej elity z Aston Villą.

Artykuł został także opublikowany na portalu NaszFutbol.com.

wtorek, 19 lipca 2016

Wielki powrót Middlesbrough do Premier League - gwiezdny szał letnich zakupów

Middlesbrough FC jako świeżo upieczony beniaminek angielskiej Premier League wkracza na salony po długich 7 latach przerwy – z wielką pompą, w oszałamiającym stylu oraz z niespotykanym dotąd rozmachem na rynku transferowym. Ekipa prowadzona przez Aitora Karankę jest niezwykle aktywna w letnim okienku – pozyskano już kilku niezwykle wartościowych graczy, dobrze znanych wielu fanom, szczególnie na Półwyspie Iberyjskim. Boro nie powiedziała jeszcze w tej kwestii ostatniego słowa. Oznaczać to może jedno – na Riverside niezwykle poważnie traktują grę w najwyższej klasie rozgrywkowej i nie zadowolą się utrzymaniem. Celem klubu z północno-wschodniej Anglii będzie walka o jak najwyższą pozycję na mecie sezonu Premier League, prawdopodobnie nawet o górną połowę tabeli.

źródło: Julia, CC 2.0
Dużo wody upłynęło w rzece Tees, odkąd ostatni raz Middlesbrough rywalizowało w angielskiej elicie. Miało to miejsce w sezonie 2008/09, który zakończył się relegacją do niższej klasy rozgrywkowej. Włodarze Boro, nie chcąc powtórki z przeszłości, po awansie do Premier League (2. miejsce w Championship z dorobkiem 89 pkt. – przyp. red.) szybko zabrali się do pracy, czego efektem kilka niezwykle ciekawych transferów, którym należy przyjrzeć się nieco bliżej.

Rozmach prezesa Steve’a Gibsona na rynku transferowym i skuteczność wzmacniania kadry beniaminka jest imponująca. Najbardziej popularnym kierunkiem poszukiwań jest Hiszpania. Nie jest to wielkim zaskoczeniem, jeśli spojrzymy, że za sznurki w klubie pociąga Aitor Karanka, pierwszy w historii MFC menedżer spoza Wysp Brytyjskich. Po przyjściu na Riverside Stadium 42-letniego Hiszpana, w przeszłości byłego zawodnika Realu Madryt, polityka budowy ekipy z hrabstwa North Yorkshire uległa diametralnym zmianom. Karanka stworzył w Middlesbrough wielokulturowy tygiel. Niemal połowę kadry stanowią gracze zagraniczni, przedstawiciele nacji takich jak Hiszpania, Szkocja, Belgia, Urugwaj, Kolumbia, Czechy, Dania, Ghana, Gwinea Równikowa czy Grecja.

Wracając do trwającego okienka transferowego, Middlesbrough wpadło w letni szał zakupów. Ekipę z północno-wschodniej Anglii zasilił już środkowy obrońca Bernardo Espinosa, którego pozyskano bezgotówkowo ze Sportingu Gijón. W poprzednim sezonie Kolumbijczyk miał spore problemy z wywalczeniem miejsca w podstawowym składzie zespołu z El Molinón. Kolejnym nabytkiem beniaminka jest Victor Fischer. Skrzydłowy Ajaxu Amsterdam kosztował 3,8 mln £ i podpisał 3-letni kontrakt. Duńczyk w barwach holenderskiego klubu w 79 meczach ligowych trafił do siatki 24 razy, natomiast w zespole narodowym rozegrał do tej pory 8 spotkań.

Nowym graczem na którego należy zwrócić szczególną uwagę jest również Marten de Roon. Na mało znanego defensywnego pomocnika Middlesbrough wydało aż 12 mln £. W poprzednim sezonie Holender bronił barw Atalanty Bergamo, gdzie pokazał się z bardzo dobrej strony. Znakomicie czytał grę, przerywał wiele ataków rywali, a przy tym włączał się także do akcji ofensywnych.
W Serie A zdobył jednego gola i wykreował kolegom aż 8 szans bramkowych. Zanim 25-latek wyemigrował do Włoch, grał w rodzimej lidze, reprezentując Heerenveen i Spartę Rotterdam. Dopiero grając we Serie A Holender wyrobił sobie markę i nieprzypadkowo dorobił się ksywki „Bergamo Bulldog”, ze względu na wygrywanie dużej liczby pojedynków w środku pola – 92 z 256, czyli więcej od pomocników MFC: Adama Claytona (o 16) oraz kapitana Boro – Granta Leadbittera (o 53).

źródło: gazettelive.co.uk
Kolejnym wzmocnieniem, przy którym z pewnością warto się na chwilę zatrzymać, jest dobrze znany Victor Valdés – były bramkarz Barcelony, z którą święcił swego czasu same triumfy. Ostatnie lata dla doświadczonego Hiszpana nie były jednak udane. Najpierw ciągnący się za nim kompletnie nieudany epizod w Manchesterze United, a następnie pobyt w Standardzie Liege znacząco wyhamowały jego karierę. 34-latek z własną kartą na ręku zdecydował się przejść do klubu z Riverside Stadium, aby odbudować swoją pozycję i pomimo dość zaawansowanego wieku pokazać, że jest w stanie wciąż grać na wysokim poziomie.
„Nie możecie sobie wyobrazić, jak zadowolony jestem z przyjścia Victora. To nie jest powszechna sytuacja, by tak uznany zawodnik trafił do drużyny, która dopiero wywalczyła awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii” – powiedział Karanka po sprowadzeniu byłego bramkarza Barcelony

Middlesbrough na trzech wymienionych wyżej transferach nie zamierza wcale poprzestawać. Na celowniku beniaminka Premier League znalazły się także inne znaczące nazwiska. Prawdziwą bombą transferową ma być sprowadzenie hiszpańskiego snajpera – Alvaro Negredo. 30-latek już występował na Wyspach Brytyjskich w ekipie Manchesteru City. Jego pobyt w zespole The Citizens nie był usłany różami, ale pomimo wielu rozczarowań udało mu się zdobyć aż 23 bramki w 48 spotkaniach. Nie spełnił jednak oczekiwań włodarzy City i po roku bez żalu został oddany do Valencii. Transfer Negredo jest na ostatniej prostej, bowiem piłkarz osiągnął już porozumienie z ekipą Middlesbrough, a do pełni szczęścia brakuje tylko sprawnego przejścia testów medycznych. Doświadczony napastnik ma zostać wypożyczony do Boro, a angielski klub dodatkowo ma pokrywać jego uposażenie.

Do MFC dołączył również niedawno inny hiszpański gracz – Antonio Barragan, który w poprzednich rozgrywkach był kolegą klubowym Negredo. Prawy obrońca nie cieszył się jednak dużym zaufaniem trenera Gary’ego Neville’a i wystąpił w zaledwie 15 meczach Primera División. Pozyskanie Barragana ma zamknąć się w kwocie 3 mln £.

Lista nazwisk, którymi są zainteresowani działacze z Riverside może robić spore wrażenie. Znajdują na niej m.in. Gaston Ramirez, rozgrywający Southampton oraz obrońca Borussii Dortmund Neven Subotić. Serba wycenianego na około 8 mln £ zabrakło na ostatnim treningu BVB, bowiem udał się do Teeside, aby negocjować warunki umowy z prawdopodobnym przyszłym pracodawcą.

Middlesbrough kontynuuje swoją transferową ofensywę i nie zamierza zwalniać choćby na chwilę. Obecnie beniaminek z północno-wschodniej Anglii stanowi bardzo popularny kierunek dla wielu klasowych graczy. Letni projekt Gibsona ma na celu zadomowienie się Boro w Premier League na znacznie dłużej, niż tylko jeden sezon. Pozyskanie odpowiedniej jakości graczy o uznanych nazwiskach wskazuje, że ta misja może się powieść.

 Styl preferowany przez Aitora Karankę oparty jest na szybkich kontratakach. Według eksperta Sky Sports i byłego piłkarza m.in. Stoke City Danny’ego Higginbothama ekipa MFC ma wszelkie predyspozycje ku temu, aby poprzez swoją taktykę wpasować się błyskawicznie do obecnych standardów Premier League:
„Oni sprowadzili kilku zagranicznych graczy, ale już funkcjonują dobrze jako zespół. Uważam, że Karanka jest dobry trenerem, a ustawienie taktyczne jego drużyny może pasować do Premier League, ponieważ „Boro” jest ekipą, która świetnie czuje się w kontratakach. Hiszpański menedżer odniósł sukces awansując do elity, a swoją pozycję wzmacnia poprzez sprowadzanie dobrych piłkarzy”
Wydaje się zatem, że dla takich graczy jak Negredo czy też Valdés Riverside Stadium może być miejscem wręcz idealnym. Czy Boro stanie się rewelacją Premier League? Sprowadzenie wartościowych zawodników z nazwiskami na różne pozycje może tylko w tym pomóc. W pierwszych meczach przygotowujących do ligowego sezonu trener Karanka może już mieć pierwsze powody do optymizmu. Wysoka i przy tym niezwykle efektowna  wygrana w spotkaniu kontrolnym z York City F.C. 6:0, reprezentującym na co dzień Football League Two, jest dobrym prognostykiem przed rozpoczynającym się 13 sierpnia kampanią ligową Premier League w sezonie 2016/17.

Powyższy tekst, a także wiele innych można również przeczytać na portalu sportowym NaszFutbol.com.

poniedziałek, 11 lipca 2016

Symboliczne łzy Ronaldo

Cristiano Ronaldo miał być pierwszoplanową postacią wielkiego finału mistrzostw Europy pomiędzy Portugalią, a Francją, ale niezwykła agresywność Dimitra Payeta szybko pozbawiła go tej możliwości. Już po 25. minutach gry ze łzami w oczach został zniesiony na noszach z murawy Stade de France. Wydawało się, że Tricolores po wyeliminowaniu asa Portugalii będą mieli łatwą przeprawę. Tymczasem finałowe starcie pokazało, że nawet bez trzykrotnego zdobywcy Złotej Piłki szkoleniowec Seleção das Quinas Fernando Santos potrafił wyciągnąć z rękawa gracza niemal z trzeciego szeregu, który dotychczas na Euro 2016 odegrał marginalną rolę, a w dogrywce zdołał przesądzić o losach rywalizacji. Tym kimś okazał się Eder, jedyny nominalny napastnik kadry z Półwyspu Iberyjskiego.

źródło: sportowememy.pl

Aż trudno w to uwierzyć, że na całym turnieju rosły napastnik Portugalii przed wejściem na murawę  miał na koncie… zaledwie 13 minut rozegranych w finałach Euro 2016. Wejście snajpera Lille okazało się majstersztykiem taktycznym Fernando Santosa. Eder nie tylko świetnie się ustawiał i grał tyłem do bramki, ale potrafił w fantastyczny sposób utrzymać się przy piłce, a jak trzeba było to dał się faulować i praktycznie nie zanotował ani jednej straty. W 109. minucie dostał podanie od kolejnego rezerwowego od Joao Moutinho i przeprowadził akcję, jakiej nie powstydziłby się sam Cristiano Ronaldo. Długimi susami przemierzał kolejne metry, w tyle dość łatwo pozostawił Laurenta Koscielnego, co ciekawe wybranego przez wiele serwisów do najlepszej jedenastki ME oraz jedno z największych objawień formacji obronnej Samuela Umtitiego, za którego Barcelona wydała bagatela 25 mln euro i kapitalnym mierzonym strzałem w sam róg zaskoczył Hugo Llorisa. Portugalia oszalała ze szczęścia, a kamery błyskawicznie skierowały swoje obiektywy na twarz Ronaldo, który znowu się popłakał, ale tym razem były to łzy szczęścia.

CR7 tymczasem wyraźnie kulejąc, dyrygował z ławki rezerwowych swoimi kolegami z prostokąta przeznaczonego dla trenerów, mocno zagrzewając ich do walki, a także przyjacielsko poklepując, będąc dla nich niczym dobry ojciec. Przez chwilę miało się wrażenia, że to Ronaldo jest trenerem Portugalii, a Fernando Santos jedynie jego asystentem.
źródło: sportowememy.pl

Tuż po końcowym gwizdku łzy Ronaldo okazały się mieć wymiar symboliczny. Jego autentyczna reakcja, gdy doznał kontuzji a potok łez wylewał się z niego strumieniami świadczyły o tym, że niczego bardziej nie pragnął niż zdobyć brakujące mu w kolekcji trofeum, a więc mistrzostwo Europy. Ze złości cisnął kapitańską opaskę z całej siły o murawę. Pomimo tego, że nigdy nie byłem jego fanem zrobiło mi się go zwyczajnie szkoda. Jego cierpienie i ból mocno na mnie oddziaływały. CR7 wtedy być może stracił ostatnią szansę na wywalczenie złota mistrzostw Europy. Tymczasem joker Eder w talii Santosa sprawił, że Ronaldo odetchnął z niesamowicie wielką ulgą.

W pamięci z tego finału utkwił mi jeszcze jeden obrazek, gdy Ronaldo podczas ceremonii wręczania medali uścisnął Marka Clattenburga, jakby chciał mu podziękować, że pomimo błędnej decyzji i pozwolenia momentami na zbyt ostrą grę Francuzów, w konsekwencji czego Ronaldo doznał kontuzji i słabego poziomu sędziowskiego, Anglik nie przeszkodził jednak Porugalii w sięgnięciu po pierwsze złoto w historii mistrzostw Europy. W studiu Polsatu tymczasem eksperci zastanawiali się, jak byłaby reakcja CR7, gdyby to Francja wygrała ten finał, a Ronaldo być może wtedy zamiast objąć zmuszony byłby… dusić Clattenburga.

Ronaldo zawsze był niezwykle ekspresyjny, a swoimi  niezbyt ładnymi gestami dawał więcej do zrozumienia niż słowami. Jego zachowanie na boisku owszem pozostawia od zawsze wiele kontrowersji, ale w tym finale zyskał odrobinę mojej sympatii, zwłaszcza po tym, jak niemal przejął rolę trenera i żywo komentował, a także biegał, mocno utykając wzdłuż linii bocznej, wcielając się w rolę pierwszego trenera Portugalii. 
Tytuł tekstu „Łzy Ronaldo” ma wymiar nie tylko symboliczny, ale także zatacza koło i zarazem spina klamrą wydarzenia z 2004 roku, kiedy młodziutki zaledwie 19-letni Cristiano rozpaczał po sensacyjnej finałowej porażce z Grecją. Teraz role się odwróciły. Po zakończeniu dogrywki mogliśmy ujrzeć również piłkarza płaczącego, ale już nie nastolatka, ale dojrzałego i w pełni świadomego zawodnika Realu Madryt, tego co się właśnie wydarzyło. Tym razem ze szczęścia i zdobycia tytułu Mistrza Europy. Jego zachowanie przy linii bocznej, kiedy już nie mógł pomóc swoim kolegom i wbiec na murawę świadczą o tym, że żył z tą reprezentacją 24h na dobę i był nie tylko emocjonalnie z nią związany, ale także dzięki ciężkiej pracy i pomimo początkowemu nieszczęściu w tym finale, w końcu wywalczył upragniony tytuł starego kontynentu, odnosząc największy sukces z reprezentacją w historii. A już w styczniu prawdopodobnie odbierze czwartą Złotą Piłkę, bowiem do tytułu ME dorzucił przecież w maju kolejny triumf w Lidze Mistrzów z Realem Madryt.