piątek, 30 listopada 2012

Bayern - Borussia. W sobotę starcie gigantów Bundesligi!

W sobotni wieczór (godz. 18.30) oczy większości sympatyków Bundesligi będą skierowane na Allianz Arena w Monachium, gdzie lider rozgrywek Bayern zmierzy się z aktualnym mistrzem - Borussią Dortmund. Czy Lewandowski i spółka znajdą sposób na wywiezienie ze stolicy Bawarii trzech oczek, pozwalających marzyć o obronie tytułu mistrzowskiego? 


Nierówna forma Borussi w Bundeslidze 

Podopieczni Juergena Kloppa w rozgrywkach ligowych prezentują bardzo niestabilną formę. Pomimo tego, że w ostatnim czasie całkiem nieźle wygląda ich gra - ostatnią porażkę ligową zanotowali 20 października w prestiżowym meczu z Schalke, to obecnie zajmują dopiero trzecie miejsce w tabeli. Bayern zwiększył nad nimi przewagę do 11 punktów, a jakby tego było mało, to o 1 punkt przed klubem z Singal Iduna Park jest także Bayer Leverkusen, który w 14. serii gier odniósł efektowną wyjazdową wygraną 4:1 z Werderem Brema.

Natomiast dortmundczycy we wtorkowym meczu Bundesligi zaledwie zremisowali 1:1 na Signal Iduna Park z bardzo defensywnie ustawionym beniaminkiem Fortuną Düsseldorf. Ozdobą tego spotkania był cudowny gol Jakuba Błaszczykowskiego, zdobyty strzałem z woleja. Po tym remisie jeszcze bardziej oddaliła się od BVB szansa na dogonienie Bawarczyków, którzy w środę uporali się na wyjeździe z SC Freiburgiem, zwyciężając 2:0 po golach Thomasa Muellera i Anatoliya Tymoshchuka.

Westfalczycy, aby zachować jeszcze jakikolwiek cień szansy na obronę mistrzostwa Niemiec, nie mogą sobie pozwolić na sobotnią porażkę w Monachium. Przegrana z FCB zwiększyłaby stratę do podopiecznych Juppa Heynckesa do aż 14 punktów na niemal półmetku sezonu2012/13. Wydaje się, że byłaby to przewaga nie do odrobienia i pogrzebałaby najprawdopodobniej możliwości zdobycia przez BVB trzeci rok z rzędu mistrzowskiej patery.

Fantastyczny ligowy start Bayernu Monachium

Prezes Bayernu Uli Hoeness nie wyobraża sobie innego scenariusza, niż zdobycie w sezonie2012/13 mistrzostwa Niemiec przez Bawarczyków. Gracze prowadzeni przez Heynckesa po imponującej serii 8 ligowych zwycięstw z rzędu, swojego pogromcę znaleźli dopiero w 9. kolejce Bundesligi, ulegając niespodziewanie na własnym stadionie Bayerowi Leverkusen 1:2. Była to jedyna porażka monachijskiego klubu w całych rozgrywkach! Ponadto zaledwie raz podzieli się punktami z Norymbergą 1:1. Dotychczas zgromadzili w tabeli 34 punkty i zdecydowanie prowadzą. Grają niezwykle widowiskowy, ofensywny i atrakcyjny futbol dla oka, a przy tym niebywale skuteczny. Ostatnimi ofiarami Bawarczyków były Hannover 96 (wygrana 5:0) oraz wspomniany wyżej Freiburg (2:0). W niemieckiej lidze zdobyli już 38 bramek i zdecydowanie wyprzedzają drugą w tym zestawieniu Borussię Dortmund - 29 goli. Wniosek z tego jest taki, że Bawarczycy są najskuteczniejszą drużyną w Niemczech, a oprócz tego mogą także pochwalić się najszczelniejszą defensywą, która dopuściła do straty zaledwie pięciu bramek!

Mario Mandžukić vs Robert Lewandowski 

Ozdobą tego spotkania może być pojedynek dwóch najskuteczniejszych snajperów Bundesligi Mario Mandžukića i Roberta Lewandowskiego. Obaj trafiali do siatki dziewięciokrotnie, wspólnie z Niemcem Alexandrem Meierem z Eintrachtu Frankfurt.

Chorwat po kapitalnym początku sezonu i seryjnie strzelanych golach, w ostatnim czasie nieco stracił impet i skuteczność pod bramką przeciwników. Swoją poprzednią bramkę zdobył 17 października i było to jego pierwsze trafienie od trzech tygodni.

W dodatku po kontuzji do pełnej dyspozycji wrócił jego imiennik Mario Gomez, który w sobotnim meczu ligowym z Hannoverem popisał się nieprawdopodobnym wyczynem, zdobywając gola zaledwie po 30 sekundach od wejścia na murawę! W środowym spotkaniu z Freiburgiem to właśnie Gomez grał w podstawowym składzie i został zmieniony w 58. minucie przez Claudio Pizzaro. Natomiast Chorwat nawet na chwilę nie podniósł się z ławki i przesiedział cały mecz w rezerwie, oglądając kolegów z boksu. Ciężko jest zatem stwierdzić, na którego Mario zdecyduje się postawić Heynckes w meczu z mistrzami Niemiec.

Natomiast Lewandowski w ostatnich dwóch tygodniach prezentuje nieprawdopodobną skuteczność i zdobywa bramki z zadziwiającą powtarzalnością! W czterech meczach z rzędu ustrzelił cztery dublety! Dopiero we wtorkowym spotkaniu z Fortuną przerwana została jego znakomita passa. Dodatkowo 24-letni napastnik ma patent na monachijczyków, ponieważ w ubiegłym sezonie aż pięciokrotnie pokonywał bramkarza Manuela Neuera. Potrzebował do tego zaledwie trzech meczów. W finale pucharu Niemiec był bohaterem spotkania w Berlinie, zaliczając hat-tricka, a BVB upokorzyli Bawarczyków 5:2. Oprócz tego zdobył także honorową bramkę w przegranym 1:2 meczu o Superpuchar Niemiec, a także był autorem trafienia na wagę trzech oczek (wygrana 1:0) w ostatniej ligowej konfrontacji obu drużyn na Signal Iduna Park. Warto także wspomnieć o tym, że spośród pięciu najsilniejszych lig europejskich, Lewandowski jest aktualnie drugim strzelcem za cały listopad z 8 bramkami, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Reprezentant Polski znajduje się tylko za Leo Messim, który dziewięciokrotnie umieszczał piłkę w siatce.

Neutralizacja środkowej strefy monachijczyków kluczem do zwycięstwa Borussii

Kluczem do wygranej BVB w Monachium jest zneutralizowanie poczynań ofensywnych nieprawdopodobnie silnej linii pomocy klubu z Allianz Arena. Ciekawie zapowiada się walka w środkowej strefie boiska, gdzie Mario Goetze, wyceniany przez mistrza Niemiec na 37 mln euro, będzie starał się potwierdzić swoją wartość w sobotnim hicie. To właśnie niemiecki pomocnik był strzelcem jedynego gola (wygrana Borussii 1:0) w ligowym meczu na Allianz Arena, który miał miejsce ponad rok temu. Goetze co prawda nie grał w ostatnim meczu z Fortuną, ponieważ Klopp nie chciał ryzykować pogłębienia się lekkiego urazu swojej gwiazdy, ale Niemiec ma być już gotowy na sobotnie starcie z monachijczykami. W ostatnich tygodniach imponował bardzo dobrą formą. Był bohaterem potyczki w Lidze Mistrzów z Ajaksem, zakończonym rozbiciem rywala z Amsterdamu 4:1 (jedna bramka reprezentanta Niemiec i aż trzy asysty). Natomiast w ubiegłą sobotę zaliczył asystę przy golu Lewandowskiego w wygranym wyjazdowym meczu 2:1 z ekipą FSV Mainz. W całym sezonie ligowym 2012/13 jego statystyki wyglądają oszałamiająco - pięć bramek w jedenastu spotkaniach i do tego trzy asysty!

W monachijskiej drużynie cała linia pomocy spisuje się w bieżących rozgrywkach fantastycznie. Można powiedzieć, że każdy trener na świecie chciałby być na miejscu Heynckesa i mieć przynajmniej dwóch tak wysokiej klasy pomocników w swoim zespole, jakich posiada niemiecki szkoleniowiec. Zarówno Bastian Schweinsteiger, Javi Martinez, Toni Kroos, Thomas Mueller czy też Franck Ribery prezentują kapitalną formę na półmetku sezonu. Wrażenie muszą robić ich bramki i asysty, nawet dla tych osób, które na co dzień niespecjalnie interesują się ligą niemiecką. Najlepiej w tym zestawieniu wypada Mueller, który zdobył już 8 bramek i zaliczył 6 asyst. Pozostali gracze także starają się nie odstawać od reprezentanta Niemiec. Kroos umieszczał piłkę w siatce pięciokrotnie, natomiast Ribery i Schweinsteiger po cztery razy. Dodatkowo, debiutanckiego gola zdołał także strzelić Martinez, transferowy rekordzista Bundesligi, sprowadzony latem z Athletiku Bilbao za oszałamiająco sumę 40 mln euro. Hiszpan dołożył także dwie asysty. Jakby tego było mało, to siła rażenia linii pomocy jest jeszcze większa, bowiem do składu na mecz z Borussią wraca Arjen Robben, który ostatnio był kontuzjowany i nie grał przez kilka tygodni.

Kapitalna passa BVB w ostatnich potyczkach z Bayernem

Klub z Zagłębia Ruhry ma patent na Bayern Monachium. Każda z czerech ostatnich ligowych potyczek między obiema drużynami kończyła się wygraną BVB, czy to w Dortmundzie, czy w Monachium. W poprzednim sezonie Borussia dwa razy pokonała Bawarczyków po 1:0. Z kolei Bayern ostatnie ligowe zwycięstwo odniósł z żółto-czarnymi ponad dwa i pół roku temu, kiedy to na własnym obiekcie wygrał 3:1 po golach van Bommela, Robbena i Gomeza. Honorowe trafienie dla BVB zaliczył wtedy Mohammed Zidan. Natomiast w meczu tych drużyn z sierpnia tego roku, rozpoczynającym bieżący sezon, którego stawką był Superpuchar Niemiec, zawodnicy Heynckesa ograli Borussię 2:1 po golach Muellera i Mandzukića. Honorowe trafienie dla dortmundczyków zaliczył nasz reprezentacyjny napastnik.

Gdzie będzie transmisja z meczu Bayern - Borussia ?

Bezpośrednią transmisję przeprowadzi stacja Eurosport 2. Początek w sobotę o 18.30!

Czy Dortmundczycy zachowają po meczu z Bayernem szanse na obronę mistrzowskiego tytułu, zmniejszając do monachijskiego klubu stratę punktową w tabeli Bundesligi? Czy Borussia zdoła zatrzymać rozpędzonych monachijczyków? Jak się spisze polskie trio? Czy Lewandowski po raz kolejny pokona Neuera?

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/bayern_borussia_w_sobote_starcie_gigantow_bundesligi_252433-1--1-d.html

czwartek, 29 listopada 2012

Dwa oblicza Borussii. Dlaczego zachwycają w LM, a zawodzą w lidze?



Borussia Dortmund w sezonie 2012/13 prezentuje dwa odmienne oblicza w rozgrywkach niemieckiej Bundesligi i elitarnej Lidze Mistrzów. Za nami niemal półmetek rozgrywek ligi niemieckiej, a mistrzowie Niemiec tracą już 11 punktów do lidera z Monachium. Z czego wynika tak słaba postawa podopiecznych Juergena Kloppa na własnym podwórku, w porównaniu do europejskich pucharów, w których radzą sobie wyśmienicie?

BVB w Bundeslidze swoją grą w bieżącym sezonie niemieckiej ekstraklasy nie rozpieszczają fanów, a często doprowadzają ich nawet do frustracji. Styl prezentowany przez Borussię w lidze niemieckiej bardzo różni się od tego, którym zachwycali się wszyscy kibice w ubiegłym sezonie.

Natomiast Bayern niczym wytrawny bokser punktuje każdego swojego rywala, posyłając go na deski, niejednokrotnie demolując kilkoma bramkami. W ten sposób sukcesywnie powiększa swoją przewagę nad dortmundczykami w ligowej tabeli, która po 14. kolejce urosła już do 11 punktów.

Westfalczycy w zeszłym sezonie grali w Bundeslidze bardzo szybką, ofensywną, atrakcyjną dla oka piłkę, wplatając w to elementy zaskoczenia, finezji i polotu. Kombinacyjne wymiany podań między Lewandowskim, Goetze, a Kagawą kończące się bramkami, były wisienką na torcie w wielu meczach. Tego ostatniego zawodnika już jednak nie ma w Borussii, bowiem latem odszedł do Manchesteru United.

Wydaje się, że pozbycie się Japończyka jest jednym z efektów ubocznych i powodów słabszej gry Borussii w tegorocznym sezonie Bundesligi. Sprowadzony za śmieszne pieniądze w 2010 roku z drugiej ligi japońskiej z zespołu Cerezo Osaka, 23-letni pomocnik zrobił furorę w Bundeslidze, niemal z miejsca stając się jej gwiazdą. Każda akcja przeprowadzana przez dortmundczyków przechodziła przez niewysokiego, niezwykle dynamicznego reprezentanta Japonii, który umiał podać piłkę w niekonwencjonalny sposób, mając oczy niemal dookoła głowy. To właśnie po jego zagraniach większość bramek zdobywał Lewandowski. Kagawa był przy tym także niesamowicie skuteczny, ponieważ w 49 ligowych występach w barwach "żółto-czarnych" w ciągu dwóch sezonów zdobył aż 21 bramek!

Drugim powodem słabszej gry BVB w Bundeslidze niż w Lidze Mistrzów jest mentalność i nastawienie zawodników. Gracze klubu z Signal Iduna Park jakże inaczej wyglądają w Lidze Mistrzów, gdzie wygrali niezwykle trudną grupę D, nazywaną "grupą śmierci", zostawiając w pokonanym polu takie firmy jak Real Madryt, Manchester City i Ajax Amsterdam. W europejskich rozgrywkach potrafią się zmobilizować, grając z teoretycznie silniejszymi przeciwnikami, natomiast wracając na krajowe podwórko i mecze ligowe, wyglądają jakby mieli rozładowane akumulatory.

Innym powodem jest także w mojej opinii lekceważenie teoretycznie słabszego rywala, tak jak to miało miejsce w ostatnim meczu ligowym z Fortuną Düsseldorf, gdzie prowadząc 1:0 nie starali się zdobyć za wszelką cenę drugiej bramki, aby dobić rywala, tylko zadowolili się tym co mają. Sytuacja ta zemściła się na nich 12 minut przed końcem spotkania, kiedy beniaminek doprowadził do remisu i wywiózł z Signal Iduna Park jeden punkt.

Ostatnim czynnikiem, który decyduje o tym, że mistrzowie Niemiec nie radzą sobie równie dobrze w ligowej rzeczywistości, co w europejskich pucharach jest element taktyki zwany pressingiem. Oglądając mecze Ligi Mistrzów ma się wrażenie, że każdy zawodnik BVB chce z siebie dać jeszcze więcej niż jest w stanie, grając nie na 100 proc., a na 150 albo i nawet 200. Cały zespół atakuje już na połowie przeciwnika, starając się odzyskać jak najszybciej piłkę. Pressing ten często przynosi efekty, wobec czego rywale się gubią i prokurują groźne sytuacje pod własnym polem karnym. Podopieczni Kloppa oprócz tego grają zdecydowanie szybciej i bardziej kombinacyjnie, niż ma to miejsce w rodzimych rozgrywkach. Akcje przeprowadzane przez dortmundczyków w LM, często zapierają dech w piersiach i nie są jednorazowe, tylko regularnie powtarzane. Polot, fantazja, niesamowita technika, piękne indywidualne, pełne finezji zagrania, wyznaczają jakość Borussii w rozgrywkach pucharowych, natomiast w Bundeslidze należą do rzadkości.

W lidze Borussia nie gra na 100 proc. swoich możliwości i bardzo często traci głupie, bezsensowne bramki, często po indywidualnych błędach obrońców w kryciu. Wynika to z braku koncentracji, maksymalnego zaangażowania i nastawienia, które prawdopodobnie ma miejsce w głowach zawodników, którzy myślą sobie, że jak grają ze słabszym rywalem, to jakoś to będzie i dowiozą korzystny wynik do końca spotkania.

Podopieczni Juergena Kloppa mają niesamowity potencjał ofensywny, który przy odpowiednim nastawieniu, tzw. mentalności zwycięzcy, powinien być wykorzystywany nie tylko w Lidze Mistrzów, ale także w Bundeslidze. Jeżeli trener zaszczepi w graczach te cechy, a także regularność i powtarzalność zagrań to z czasem przyjdą także dużo lepsze wyniki mistrzów Niemiec w rodzimej lidze.

Najbliższa okazja będzie niepowtarzalna, bowiem w sobotę BVB zmierzy się w Monachium z rozpędzonym Bayernem. Czy będziemy oglądać przebudzenie Borussii i ich nową-starą ligową jakość, która była znakiem rozpoznawalnym poprzedniego sezonu?

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/dwa_oblicza_borussii_dlaczego_zachwycaja_w_lm_a_zawodza_w_252291-1--1-d.html

środa, 28 listopada 2012

Everton - Arsenal. Mecz o "sześć punktów" w Premier League!


W najciekawszym spotkaniu 14. kolejki Premier League, jedna z rewelacji rozgrywek Everton zmierzy się z Arsenalem Londyn na Goodison Park. Mecz określany jest mianem starcia o "sześć oczek", ponieważ oba kluby sąsiadują ze sobą w tabeli, odbędzie się dzisiaj wieczorem o 20.45. Czy Wojciech Szczęsny zachowa czyste konto? Czy Kanonierzy podtrzymają dobrą passę z ostatnich spotkań na obiekcie "The Toffees"?

Everton - specjaliści od remisów

W przeciągu 7. kolejek Premier League podopieczni Davida Moyes'a szczególnie upodobali sobie wyniki remisowe. Dzielili się w nich punktami z przeciwnikami aż pięciokrotnie! "The Toffees" po imponującym początku sezonu i pokonaniu na własnym obiekcie Manchesteru United w ostatnich tygodniach nieco spuścili z tonu, notując zaskakująco dużą liczbę remisów (już sześć w sumie!) i gubiąc, wydawałoby się pewne trzy punkty w końcowych fragmentach spotkań (stracone gole w remisowych potyczkach z Fulham - gol Sidwella w 90. minucie oraz w sobotnim starciu z Norwich - bramka Bassonga już w doliczonym czasie gry). W ostatnich pięciu kolejkach podopieczni Davida Moyesa wygrali zaledwie raz, jeden mecz przegrali i aż trzy zremisowali. Mimo tych wpadek w tabeli plasują się na wysokim piątym miejscu z dorobkiem 21 oczek na koncie, wyprzedzając o jeden punkt swojego najbliższego rywala, czyli zespół londyńskiego Arsenalu.

Fatalna postawa Kanonierów w defensywie

Kanonierzy w ostatnich tygodniach prezentują bardzo niestabilną formę. Dobre spotkania przeplatają słabszymi. Nierówna forma podopiecznych Arsene Wengera spowodowana jest fatalnymi błędami obrońców, którzy często popełniają niewytłumaczalne kiksy i prokurują groźne sytuacje strzeleckie pod swoim polem karnym, a także plagą kontuzji. Rzadko kiedy Wegner ma komfort, aby miał do dyspozycji w pełnym komplecie zdrową linię obrony przed meczami ligowymi, czy też pucharowymi. Wahania formy i kosztowne pomyłki zdarzały się już w tym sezonie takim graczom jak: Laurent Koscielny, Thomas Vermaelen czy też Per Mertesacker. Wydaje się, że wybawieniem z tych kłopotów może być podpisanie umowy sponsorskiej z liniami lotniczymi Fly Emirates, które w zamian za miejsce na koszulkach wypłaci klubowi z Emirates Stadium 150 mln funtów do sezonu 2018/19. Część otrzymanej gotówki już w styczniowym okienku transferowym będzie można przeznaczyć na wzmocnienie defensywy Kanonierów.

Arsenal traci szanse na tytuł co sezon w listopadzie

Arsenal co roku przed startem sezonu ligowego na Wyspach jest wymieniany w gronie głównych faworytów, jednak jak przychodzi co do czego, to mniej więcej na przełomie listopada i grudnia marzenia o zdobyciu tytułu musi zawsze odkładać na następny sezon. Nie inaczej jest w obecnych rozgrywkach. Kanonierzy zajmuje 6. miejsce w tabeli, mając aż 10 punktów straty do lidera Manchesteru United. W ostatni weekend po bezbarwnym meczu zaledwie zremisował w wyjazdowej potyczce z Aston Villą 0:0. Duża w tym zasługa Wojciecha Szczęsnego, który w kapitalny sposób sparował strzał Holmana na poprzeczkę i zapobiegł utracie gola w 80. minucie gry.

Sympatycy Arsenalu mają dość trenera Wengera?

Najjaśniejszym ogniwem Kanonierów na Villa Park był Oliver Giroud, który został zmieniony przez trenera w ostatnich minutach spotkania przez pomocnika Francisa Coquelina. Bardzo długo przebiegał proces aklimatyzacyjny Francuza w zespole z Londynu. Jednak wydaje się, że najgorsze ma już za sobą, ponieważ w ostatnich pięciu spotkaniach zdobył cztery bramki. Zdjęcie francuskiego napastnika z boiska bardzo nie spodobało się fanom Kanonierów, którzy z wielkim oburzeniem krzyczeli i śpiewali w stronę francuskiego menedżera Londyńczyków słowa o treści: "Arsene, nie wiesz co robisz".

Wegner piastujący funkcję szkoleniowca Arsenalu już od 15 lat, na konferencji prasowej tuż po meczu odniósł się do tego nieprzyjemnego zdarzenia: "Nie chcę tego komentować. Wykonuję swoją pracę najlepiej jak potrafię. Zostawiam to do waszej oceny. Staram się tak jak mogę. Czy jest to szkodliwe? Udało mi się wykonywać tę robotę przez 30 lat na najwyższym poziomie i mam wam jeszcze udowadniać, że potrafię zarządzać zespołem?. Jak dużo meczów poprowadziliście? Obiecuję, że jeśli uda się wam chociaż jeden, będę siedział na trybunach i śpiewał: "Wiesz, co masz robić" - skwitował wyraźnie poddenerwowany francuski trener, którego słowa są cytowane przez portal gunners.com.pl.

Obiekt Goodison Park szczęśliwy dla Kanonierów

W ostatnim czasie stadion Evertonu jest bardzo przyjazny dla podopiecznych Arsene Wengera. W trzech ostatnich konfrontacjach Londyńczycy zdobyli pełną pulę, wygrywając 6:1, 2:1 i 1:0 w marcu bieżącego roku po bramce Vermaelena. Ostatnią porażkę zanotowali natomiast pięć lat temu 0:1 po golu Andy Johnsona w 91. minucie gry! Statystyki przemawiają zatem za klubem z Emiratem Stadium, jednak podopieczni Moyesa tanio skóry nie sprzedadzą i będą chcieli się zrehabilitować za ostatnią domową wpadkę z Norwich City. Biorąc pod uwagę wszystkie starcia w historii między obiema drużynami zdecydowanie górą są także Londyńczycy , którzy na 197 spotkań rozstrzygnęli na swoją korzyść 98 z nich. Ponadto 41 zakończyło się podziałem punktów i 58 wygraną klubu z Liverpoolu.

Absencje i powroty w obu zespołach

W obozie Evertonu wszyscy cieszą się z powrotu do składu po jednomeczowej absencji z powodu nadmiaru żółtych kartek największej gwiazdy Marouane'a Fellainiego, który w trwającym sezonie w największym stopniu decyduje o obliczu zespołu Davida Moyesa. Belg zadziwia wszystkich swoją fantastyczną dyspozycją strzelecką. Zdobył już sześć goli w Premier League i jest najskuteczniejszym zawodnikiem The Tofees, a ponadto zanotował cztery asysty. Głównym powodem niesamowitej metamorfozy strzeleckiej Fellainiego jest zmiana jego pozycji na boisku w porównaniu do poprzednich sezonów, kiedy to miał zadanie tylko defensywne, ograniczające się do przerywania ataków rywali. W obecnym belgijski pomocnik gra tuż za plecami chorwackiego napastnika Jelavića. Swoje walory ofensywne Fellaini potwierdza, nie tylko poprzez kapitalne warunki fizyczne i gole strzelane głową. Ostatnio zaczął także zdobywać seryjnie bramki po ładnych uderzeniach z dystansu. Już teraz jest wyceniany na około 30 milionów euro i wszystko wskazuje na to, że sezon 2012/13 będzie dla Belga najlepszym w całej karierze.

W zespole The Toffees na pewno nie zagra kapitan Phil Neville, który cały czas leczy kontuzjowane kolano. Niepewny jest także występ Kevina Mirallasa, który narzeka na uraz scięgna uda.

W zespole Arsenalu do składu wraca po dwumeczowej absencji Theo Walcott, który miał kontuzję barku. Po długotrwałej rekonwalescencji, prawdopodobnie na ławce rezerwowych zasiądzie czeski pomocnik Tomas Rosicky, który nie gra już w piłkę niemal pół roku, od czasu Euro 2012 z powodu kontuzji ścięgna Achillesa. W kadrze na spotkanie z Evertonem zabraknie natomiast narzekających na urazy Abou Diabego (udo), Andre Santosa (mięśnie brzucha) oraz Łukasza Fabiańskiego (plecy).

Gdzie oglądać starcie Everton - Arsenal?

Pojedynek 14. kolejki Premier League pomiędzy The Toffees, a Kanonierami będzie można obejrzeć na żywo o 20.40 na antenie stacji Canal+ Sport HD.

Czy Arsenal wywiezie trzy oczka z Goodison Park? Czy Wojciech Szczęsny zachowa czyste konto? Czy duet londyńskich snajperów Podolski - Giroud pokona Tima Howarda?

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/everton_arsenal_mecz_o_szesc_punktow_w_premier_league_252197-1--1-d.html

wtorek, 27 listopada 2012

Džeko i Hernandez - super-rezerwowi w Premier League!

W angielskiej Premier League gra wielu zawodników wysokiej klasy, jednak nie dla wszystkich z nich jest miejsce w wyjściowej jedenastce. Do tego grona zaliczają się świetni snajperzy sąsiadów zza miedzy, obu Manchesterów. W City wyśmienitym dżokerem w talii Roberto Manciniego jest Edin Džeko, natomiast w United podobną funkcję pełni Javier Hernandez.


Bośniak w bieżących rozgrywkach ligowych 2012/13 na Wyspach kapitalnie się czuje w roli zawodnika wchodzącego z ławki rezerwowych. Manchester City z pewnością nie byłby obecnie wiceliderem tabeli ligi angielskiej, gdyby nie bramkostrzelny napastnik. Džeko strzelił dla "The Citizens" już sześć bramek i mimo tego, że jest zazwyczaj graczem rezerwowym, może poszczycić się największą liczbą goli w swoim zespole, wspólnie z Carlosem Tevezem. Bośniacki snajper w sumie od początku kariery w barwach City zdołał trafić aż 31 razy w 80 spotkaniach (średnia 0,38 gola na mecz). Ponadto w 36 meczach będąc rezerwowym aż 13-krotnie umieszczał piłkę w siatce rywali i może pochwalić się znakomitą średnią 0,36 bramki na jedno spotkanie.

Już w poprzednim sezonie reprezentant Bośni był bardzo ważnym ogniwem dla klubu z Etihad Stadium. To właśnie, nie kto inny jak właśnie Džeko zdobył niezwykle ważną bramkę wyrównującą na 2:2 w elektryzującym meczu ostatniej kolejki poprzedniego sezonu Premier League (wygrana z Queens Park Rangers 3:2 na wagę tytułu mistrzowskiego).

W obecnych rozgrywkach także wiele zależy od dyspozycji Džeko w meczach Premier League. 26-letni napastnik ratował już nie raz skórę Obywatelom w lidze angielskiej, zdobywając niezwykle cenne gole na wagę zwycięstwa w meczach z West Bromwich (dwa trafienia), Fulham (jedna bramka) oraz Tottenhamem (jeden gol). Ponadto trafiał także z Southamptonem i Queens Park Rangers.

Pomimo, że konkurencja w ataku The Citizens jest ogromna, bowiem Bośniak musi walczyć o miejsce w składzie z takimi tuzami jak: Carlos Tevez, Sergio Aguero i Mario Balotelli to za swoją grę, zazwyczaj będąc rezerwowym odwdzięcza się w najlepszy z możliwych sposobów zdobywając wiele ważnych goli.

Drugim zawodnikiem, który zasługuje na miano super dżokera w angielskiej ekstraklasie jest Javier Hernandez, na co dzień zawodnik Manchesteru United. Meksykanin jest tylko rezerwowym, który wchodząc na murawę zawsze znajdzie się tam gdzie trzeba i trafi do bramki rywala w najmniej spodziewanym momencie. W barwach klubu z Old Trafford występuje od sezonu 2010/11, kiedy to będąc kompletnie anonimowym zawodnikiem przybył na Wyspy z meksykańskiego zespołu CD Chivas de Guadalajara. Pod okiem Alexa Fergusona rozwinął się niesamowicie jego talent piłkarski i Szkot odkrył w nim także jego niebywały instynkt strzelecki i smykałkę do strzelania bramek, zwłaszcza w decydujących fragmentach spotkań.

W swoim debiutanckim sezonie ligowym w barwach Czerwonych Diabłów zdobył aż 13 goli, w drugim 10, natomiast w obecnym jest na najlepszej drodze do poprawienia swojego osiągnięcia z pierwszego sezonu w Premier League. Meksykanin będąc graczem rezerwowym zdołał już zaaplikować przeciwnikom pięć goli w obecnych rozgrywkach. 24-letni napastnik wyśmienicie czuje się w roli rezerwowego, bowiem w sumie grając zaledwie niespełna 300 minut (dziewięć występów, w tym siedem z ławki) pokonywał bramkarzy Wigan, Queens Park Rangers oraz zapewnił trzy oczka w potyczkach z Chelsea (jeden gol) oraz odwrócił losy meczu z Aston Villą ( wygrana 3:2 i dwa trafienia, w tym decydujące o zwycięstwie w 87. minucie gry!). Chicharito w 95 spotkaniach MU zdobył już 41 bramek przy imponującej średniej 0,43 na występ. Dodatkowo w 40 z tych gier wchodził na murawę z ławki rezerwowych i będąc zmiennikiem strzelił aż 14 bramek!

Kluby obydwu graczy zmierzą się ze sobą w bezpośrednim starciu już 9 grudnia w derbach Manchesteru na Etihad Stadium. Kto tym razem będzie górą ? Grający znakomicie głową i tyłem do bramki Džeko, czy też może lis pola karnego Hernandez?

poniedziałek, 26 listopada 2012

Rekordowe passy FC Barcelony i Leo Messiego!

FC Barcelona rozgromiła Levante, czwartą siłę Primera Division w 13. kolejce ligi hiszpańskiej, umacniając się tym samym na pozycji lidera rozgrywek z przewagą aż 11 oczek na zajmującym trzecie miejsce Realem Madryt. Wygrana ta była dla Katalończyków już dwunastą w tym sezonie, dzięki czemu "Blaugrana" jest o krok od ustanowienia rekordu wszechczasów otwarcia La Ligi! Natomiast Leo Messiego dzielą już tylko cztery gole od stania się najlepszym strzelcem w historii, biorąc pod uwagę jeden rok kalendarzowy!

Zespół Levante to ubogi krewny Valencii, bowiem oba kluby wywodzą się z tego samego miasta. Podopieczni Juana Ignacio Martineza w tym sezonie wiążą ledwo koniec z końcem z powodu problemów finansowych, a mimo tego zadziwiają wspaniałą postawą w rozgrywkach Primera Division. Przed 13. serią gier Levante znajdowało się na czwartym miejscu w tabeli. Duża w tym zasługa trenera, który kapitalnie poukładał zespół. Znakiem firmowym Levante jest doskonała organizacja gry w defensywie i szybko wyprowadzane kontrataki. Do składu doskonale wkomponował się nowy nabytek Obafemi Martins, który przyszedł przed tym sezonem na zasadzie bezgotówkowego transferu z rosyjskiego Rubina Kazań i z miejsca stał się najlepszym snajperem zespołu. Do tej pory zdobył już pięć goli.

FC Barcelona przyjechała do klubu z Valencii z myślą powiększenia przewagi nad odwiecznym rywalem Realem Madryt, który dzień wcześniej poległ sensacyjnie w Sevilli z Betisem 0:1. "Blaugrana" wywiązała się z tego planu wzorowo i bezbłędnie. Gracze Levante byli tylko tłem dla podopiecznych Tito Vilanovy, a wynik 0:4 odzwierciedla różnicę klas jaka dzieliła w niedzielny wieczór obydwa zespoły. Bohaterem potyczki był Andres Iniesta, który zanotował genialny występ, okraszony trzema aystami i jedną przepiękną bramką. Na to wszystko potrzebował zaledwie piętnastu minut w drugiej części gry! Między 47, a 62. minutą gole dla "Dumy Katalonii" zdobywali, dwie Messi, jedną Cesc Fabregas i wspomniany wyżej Iniesta. W końcówce spotkania Victor Valdes obronił rzut karny wykonywany przez Barkero.

Zwycięstwo Barcelony sprawiło, że aktualnie przewaga nad Realem Madryt urosła aż do 11 punktów po rozegraniu 1/3 rozgrywek! Co prawda nie przesądza to jeszcze walki o tytuł, ale sprawia, że podopieczni Jose Mourinho chcąc myśleć cały czas o obronie tytułu nie będę mogli sobie już pozwolić praktycznie na żadną stratę punktów w pozostałych kolejkach i będą musieli liczyć także na potknięcia Barcy w dalszej fazie rozgrywek Primera Division.

Barcelona, pokonując Levante na Ciutat de Valencia odniosła już dwunaste zwycięstwo na trzynaście potyczek (jedyny remis z Realem Madryt) i tym samym wyrównała historyczny rekord otwarcia La Ligi ustanowiony w sezonie 1991/92 przez "Królewskich", którzy mieli wtedy identyczny dorobek punktowy po rozegraniu 13. kolejek. 

Okazja do zostania samodzielnym rekordzistą będzie już w sobotę, kiedy to na Camp Nou przyjedzie Athletic Bilbao. Barcelona zdobyła w sezonie 2012/13 aż 37 punktów na 39 możliwych i jedynym jej poważnym konkurentem w walce o mistrzostwo jest w tym momencie Atletico Madryt, które ma tylko trzy oczka mniej.

Warto także podkreślić fakt, że od 14. minuty po kontuzji odniesionej przez Dani Alvesa i wprowadzeniu Martina Montoi na murawie cała jedenastka Barcelony była złożona z samych wychowanków, którzy swoje pierwsze kroki stawali w słynnej katalońskiej akademi "La Masii".

Oprócz wyrównania rekordu "Blaugrany" innym, który jest już zaledwie o włos od pobicia, jest indywidualne osiągnięcie Leo Messiego. Argentyńczykowi, zdobywcy dwóch bramek z Levante, brakuje zaledwie czterech goli, aby stać się najlepszym snajperem w historii, biorąc pod uwagę jeden rok kalendarzowy. "Atomowa Pchła" strzeliła w 2012 roku już 82 gole, więc rekord legendarnego Gerda Muellera z 72' roku (85 trafień) jest mocno zagrożony. Ponadto Messi z 19 bramkami na koncie zdecydowanie prowadzi w klasyfikacji najlepszych snajperów La Ligi z przewagą siedmiu goli, nad zajmującym drugą pozycję Cristiano Ronaldo.

czwartek, 22 listopada 2012

Borussia Dortmund miażdży Ajax w Amsterdamie. Dwa gole Lewego!

Borussia Dortmund nadspodziewanie łatwo poradziła sobie w Amsterdamie z miejscowym Ajaxem przy bardzo żywo reagującej publiczności, wygrywając aż 4:1 po dwóch golach Robert Lewandowskiego oraz po jednym Mario Goetze i Marco Reusa. Gwiazdą wieczoru był Goetze, który miał udział przy wszystkich bramkach Dortmundczyków! Wygrana ta przy remisie w korespondencyjnym meczu Manchesteru City z Realem Madryt zapewniła Borussi awans z pierwszego miejsca w grupie śmierci do najlepszej "16". 

Podopieczni Juergena Kloppa całkowicie panowali na Amsterdam Arena, prezentując niezwykle dojrzały, poukładany i wyrachowany futbol. Westfalczycy stosowali niesamowity pressing na połowie rywala, z którym kompletnie nie mogli poradzić sobie zawodnicy Franka de Boera.

Pierwszy gol padł już w 8. minucie spotkania, kiedy to dwójkową, kombinacyjną akcję przeprowadzili między sobą wielkie nadzieje niemieckiej reprezentacji: Goetze i Reus. Pierwszy podawał, a drugi umieścił piłkę w siatce Vermeera po uderzeniu z pięciu metrów.

Na kolejną bramkę kibice zgromadzeni na Amsterdam Arenie czekali do 36. minuty. Fantastyczną akcję przeprowadził Goetze, który przy biernej postawie obrońców wymanewrował całą defensywę gospodarzy i płaskim strzałem po krótkim rogu podwyższył prowadzenie Westfalczyków.

Zaledwie pięć minut później Borussia cieszyła się z trzeciego gola. Swoją bramkę dołożył Lewandowski, który z bliskiej odległości dobił strzał Goetze. Prowadzenie podopiecznych Kloppa po 41 minutach to był już nokaut, którego nikt z sympatyków Ajaxu zupełnie się nie spodziewał.

Druga połowa toczyła się także pod dyktando Dortmundczyków, ale gospodarze również mieli swoje szanse. Jednak w bramce BVB dobrze spisywał się Roman Weidenfeller. W 67. minucie, bohater tego meczu Goetze z lewego skrzydła dograł idealnie piłkę do napastnika reprezentacji Polski Lewandowskiego, który mimo tego, że przyjął ją trochę niedokładnie zdołał zmieścić w bramce Vermeera. Był to już czwarty gol Lewego w tegorocznych rozgrywkach Ligi Mistrzów. W 70. minucie za bohatera spotkania Goetze wszedł polski skrzydłowy Jakub Błaszczykowski.

Bramkę na otarcie łez dla podopiecznych Franka de Boera na cztery minuty przed końcem gry zdobył rezerwowy Hoesen, wprowadzony na boisku w drugiej połowie. Piłka po drodze odbiła się jeszcze od nogi obrońcy Subotića i wpadła tuż przy słupku do bramki Weidenfellera.

Borussia zagrała kapitalny mecz udokumentowany czterema bramkami. Solidny występ zaliczyłŁukasz Piszczek, który często włączał się w akcje ofensywne swojego zespołu. W obronie nie popełnił żadnego błędu, kilka razy zażegnując niebezpieczeństwo. Robert Lewandowski popisał się z kolei bardzo dobrą skutecznością, można powiedzieć, że 100 proc. bowiem obie sytuacje, które Polak miał w tym meczu zamienił na bramki. Jednak niekwestionowaną gwiazdą wieczoru był Mario Goetze, który rozegrał wspaniałe zawody, uczestnicząc w każdej akcji ofensywnej Dortmundczyków. Niemiecki pomocnik miał udział we wszystkich czterech golach dla BVB. Zdobył jedną bramkę i dołożył ponadto aż trzy asysty!

Borussia Dortmund, gromiąc Ajax w Amsterdamie jako pierwsza niemiecka drużyna w historii wygrała w stolicy Holandii. Ponadto zapewniła sobie awans do wiosennej fazy 1/8 finału Ligi Mistrzów z pierwszego miejsca, nie ponosząc w 5. kolejkach ani jednej porażki i zdobywając 11 punktów! Zwycięstwo w "grupie śmierci" jest wielkim sukcesem Dortmundczyków, którzy po nieudanym, zeszłorocznym podejściu do LM, w sezonie 2012/13 wyciągnęli z niego wnioski, prezentując bardzo dojrzałą i wyrachowaną grę, podpartą znakomitym pressingiem i grą z kontry. W ostatniej serii spotkań, która dla BVB nie będzie miała już żadnego znaczenia, zmierzy się z Manchesterem City na Signal Iduna Park.

Ajax Amsterdam - Borussia Dortmund 1:4

Bramki: Hoesen (86.) - Reus (8.), Goethe (36.), Lewandowski (41.,67.)

Składy:

Ajax: Vermeer - Van Rhijn, Alderweireld, Moisander, Blind - Enoh (64. Hoesen), Poulsen (46. Schone), Eriksen - Lukoki, De Jong, Boerrigter (73. Fischer)

Borussia: Weidenfeller - Piszczek, Subotić, Hummels, Schmelzer - Bender (63. Perisić), Gundogan - Goetze (70. Błaszczykowski), Reus (79. Schieber), Grosskreutz - Lewandowski

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/borussia_dortmund_zmiazdzyla_ajax_w_amsterdamie_dwa_gole_251413.html

środa, 21 listopada 2012

LM. Ajax - Borussia. Czy polskie trio da Niemcom awans z grupy?

Dzisiaj wieczorem (godz. 20.45) na amsterdamskiej Arenie odbędzie się najważniejszy dla trzech Polaków występujących w barwach żółto-czarnych mecz, w którym Ajax zmierzy się z Borussią Dortmund w 5. kolejce Ligi Mistrzów. Jeśli mistrzowie Niemiec przynajmniej zremisują, będą pewni awansu do fazy pucharowej tych elitarnych rozgrywek, która wystartuje w lutym.

Grupa D - grupa śmierci Ligi Mistrzów 2012/13

Po losowaniu pod koniec sierpnia grup Ligi Mistrzów wydawało się, że podopieczni Juergena Kloppa będą bez szans w starciu z Manchesterem City i Realem Madryt. Wśród większości ekspertów przeważały opinie, że powalczą o 3. miejsce w grupie z Ajaksem Amsterdam, które da zaledwie awans do rozgrywek pocieszenia, czyli Ligi Europy. Jednak po 4. kolejkach najlepszych klubowych rozgrywek w Europie, sytuacja wygląda zgoła odmiennie. To właśnie Westfalczycy rozdają w karty w grupie, będąc jej liderem z ośmioma punktami na koncie i wyprzedzając o jedno oczko Real Madryt i aż o cztery amsterdamczyków. Grupę zamykają niespodziewanie podopieczni Roberto Manciniego, którzy do tej pory zgromadzili zaledwie dwa punkty, remisując u siebie z mistrzami Holandii i Niemiec.

Dekoncentracja BVB i wyjazdowe remisy w starciach z gigantami z Anglii i Hiszpanii

W 4. dotychczasowych kolejkach BVB nie poniosła ani jednej porażki, wywożąc niezwykle cenne i korzystne bramkowe remisy z gorących terenów w Madrycie i Manchesterze. Jakby tego było mało, to gdyby nie dekoncentracja mistrzów Niemiec w końcowych fragmentach obu meczów, to już dzisiaj Robert Lewandowski i spółka mogliby się cieszyć z awansu do 1/8 finału. Przypomnijmy, że na Etihad Stadium stracili prowadzenie w 88. minucie po rzucie karnym Mario Balotellego, natomiast na Santiago Bernabeu komplet punktów wyszarpał im Mesut Oezil, który fenomenalnym strzałem z rzutu wolnego doprowadził do wyrównania w 90. minucie spotkania!

Rewanż za 1. kolejkę Ligi Mistrzów?

Podopieczni Franka de Boera pałają żądzą rewanżu za minimalną porażkę w 1. kolejce rozgrywek z września, kiedy to przegrali na Signal Iduna Park 0:1 po "złotym golu" Robert Lewandowskiego w 87. minucie gry. W zespole z Amsterdamu szczególną uwagę defensorzy BVB powinni zwrócić na młodziutkiego, zaledwie 20-letniego Christiana Eriksena, który zachwyca swoją grą i talentem wszystkich kibiców przychodzących na Amsterdam Arenę. W holenderskiej drużynie na pewno zabraknie w dzisiejszym meczu ofensywnego Ryana Babela oraz Kolbeinna Sigthorssona. Amsterdamczycy chcąc zachować szansę awansu do fazy pucharowej, muszą koniecznie wygrać z mistrzami Niemiec.

Jednak z pewnością nie będzie to łatwym zadaniem, bowiem do gry w składzie mistrza Niemiec wrócił polski skrzydłowy Jakub Błaszczykowski po 5 tygodniach przerwy spowodowanych kontuzją stawu skokowego. Polak w ostatni weekend był jednym z najlepszych graczy na boisku w ligowym starciu z Greuther Fuerth, zaliczając asysty przy dwóch bramkach. Ponadto w bardzo dobrej dyspozycji są aktualnie Mario Goetze oraz najlepszy snajper BVB Robert Lewandowski (autor siedmiu goli w Bundeslidze i dwóch w Lidze Mistrzów). Mistrzom Niemiec brakuje zaledwie jednego oczka do awansu do czołowej "16" wiosennej fazy rozgrywek LM.

Dodatkowym powodem do zadowolenia jest fakt, że trener Klopp będzie miał do dyspozycji w dzisiejszym starciu z amsterdamczykami wszystkich swoich najlepszych zawodników. Wobec tego wydaje się, że miejsca w podstawowym składzie zabraknie dla Ivana Perisića, Kevina Grosskreutza oraz Sebastiana Kehla, którzy zasiądą na ławce rezerwowych.

Gdzie oglądać mecz Ajax Amsterdam - Borussia Dortmund?

Bezpośredni przekaz z 5. kolejki Ligi Mistrzów pomiędzy holenderskim klubem, a Westfalczykami będzie możliwy dzięki TVP1 (od 20.20). Spotkanie to będzie także można zobaczyć w platformie N, studio już od 20.00 na kanale nPremium HD.

W jakich składach (przewidywalnych) zagrają obie jedenastki?

Ajax: Vermeer - van Rhijn, Alderweireld, Moisander, Blind - Poulsen, Eriksen - Sana, Schoene, Boerrigter - de Jong.

Borussia: Weidenfeller - Piszczek, Subotić, Hummels, Schmelzer - Gundogan, Bender - Błaszczykowski, Goetze, Reus - Lewandowski.

Zapowiada się fantastyczne widowisko z udziałem tercetu Polaków. Czy po meczu będą się cieszyć na Amsterdam Arenie z awansu do 1/8 finału Ligi Mistrzów? Czy Lewandowski powiększy swój dorobek strzelecki w tych elitarnych rozgrywkach?

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/lm_ajax_borussia_czy_polskie_trio_da_niemcom_awans_z_grupy_251363.html

wtorek, 20 listopada 2012

Dwa oblicza Roberta Lewandowskiego. Ligowa i reprezentacyjna

Robert Lewandowski prezentuje w tym sezonie dwa, jakże odmienne oblicza. Z jednej strony coraz lepiej wygląda jego gra w niemieckiej Borussi Dortmund. Natomiast z drugiej może martwić jego słaba postawa w reprezentacji Polski i bijący licznik bez gola, już 702 minuty w barwach narodowych! Z czego to może wynikać?

Postanowiłem przyjrzeć się trochę bliżej tej sytuacji, ponieważ 24-letni snajper uznawany za największą gwiazdę biało-czerwonych wzbudza niemal codziennie spore zainteresowanie swoją osobą topowych klubów europejskich takich jak: Manchester United, Juventus Turyn czy też Real Madryt.

Polski napastnik mistrza Niemiec po słabym początku sezonu w barwach Westfalczyków ostatnio prezentuje się znakomicie, będąc w dwóch kolejkach z rzędu niemieckiej Bundesligi jednym z najlepszych zawodników na placu gry.

Od snajpera wymaga się regularnego strzelania bramek, a Lewandowski w ostatnich dwóch ligowych kolejkach (11 i 12) Dortmundczyków w ciągu zaledwie jednego tygodnia zdobył aż cztery gole. Polak ustrzelił po dwa dublety, najpierw z Augsburgiem, a następnie z Greuther Fürth. Głównie dzięki jego dobrej grze i tym trafieniom oba mecze zakończyły się zwycięstwem Dortmundczyków, a reprezentant Polski znalazł się nawet przed tygodniem w jedenastce kolejki Bundesligi. Było to drugie tego typu wyróżnienia dla polskiego napastnika w sezonie 2012/13. Gra Lewandowskiego w zespole mistrza Niemiec wygląda coraz lepiej po nie najlepszym początku sezonu. 24-letni zawodnik zdobył w tym sezonie już siedem goli w Bundeslidze i dołączył do ścisłej ligowej czołówki snajperów. Obecnie zajmuje piąte miejsce w klasyfikacji i traci zaledwie dwa gole do lidera tego zestawienia, Chorwata Mario Mandzukića z monachijskiego Bayernu. Z czego wynika tak dobra skuteczność polskiego napastnika w zespole klubowym i tak kiepska w reprezentacji Polski?

Odpowiedź na to pytanie wynika z faktu, że Polak grając w BvB ma ogromne wsparcie ze strony partnerów, którzy w niekonwencjonalny sposób potrafią często obsłużyć Polaka znakomitym podaniem. Marco Reus, Mario Goetze czy też Kuba Błaszczykowski są w stanie jedną indywidualną akcją podać piłkę Robertowi w taki sposób, aby bez najmniejszych problemów umieścił ją w siatce. W zespole mistrza Niemiec Lewandowski nie ma zadań defensywnych, grając na szpicy jest od nich całkowicie odciążony. Za destrukcję odpowiedzialni są inni zawodnicy np. Marcel Schmelzer czy też Sebastian Kehl. Dzięki temu Polak nie musi się wracać do tyłu, aby pomagać kolegom w rozgrywaniu akcji ze środka boiska. Kolejnym argumentem jest także to, że w zespole klubowym Robert ma zdecydowanie lepszych jakościowo graczy niż w reprezentacji Waldemara Fornalika.

Natomiast oglądając niejednokrotnie obrazki z meczów biało-czerwonych można dojść do wniosku, że Lewandowski w ataku jest bardzo osamotniony. Bardzo rzadko ma jakiekolwiek wsparcie w ataku ze strony innych reprezentantów Polski, którzy wolą podać piłkę na skrzydło do  jednego z pomocników, zamiast prostopadle do wychodzącego na czystą pozycję Lewego. Gracz Borussi często musi sam walczyć, czy to z trzema, czy też z czterema rywalami na plecach. Robert w pojedynkę sam niewiele może wskórać, ponieważ polscy pomocnicy raczej ograniczają się do grania górnych piłek, które nie powodują żadnego zagrożenia dla przeciwników, niż do prostopadłych zagrań w akcjach ofensywnych, które mają miejsce sporadycznie, a jeśli już to bardzo rzadko dochodzą do Lewandowskiego.

Ponadto reprezentacja Polski nie ma aż tak dobrze wyszkolonych technicznie zawodników, którzy jednym podaniem byliby w stanie rozmontować obronę rywala. Wobec tego polski snajper często musi się wracać do strefy środkowej boiska i pomagać innym kadrowiczom w rozgrywaniu piłki. Czasem dochodzi nawet do jeszcze bardziej paradoksalnej sytuacji, kiedy to Polak jest widziany w obronie, powstrzymując ataki przeciwnika! Zgoła odmiennie wygląda to w BvB, gdzie każdy zawodnik wie, czym ma się zajmować i w jakiej strefie boiska poruszać. Dzięki temu Lewy jest odciążony od zadań defensywnych i może skupić się tylko na grze w ofensywie, w której czuje się jak ryba w wodzie.

Wydaje się, że trener biało-czerwonych Waldemar Fornalik powinien starać się coś zmienić w grze reprezentacji Polski. Optymalnym rozwiązaniem według mnie byłoby położenie większego nacisku na dostarczanie do Lewandowskiego większej ilości piłek zwłaszcza ze strony pomocników, którzy powinni częściej włączać się w akcje zaczepne i starać się dostrzegać dobrze ustawionego Polaka. Potrzeba do tego trochę pomysłu, kreatywności i odwagi. Linia pomocy reprezentacji Polski nie prezentuje tej klasy co mistrzowie Niemiec, ale większe zaangażowanie tej formacji procentowało by z korzyścią nie tylko dla samego Lewandowskiego, ale także zwiększyłoby możliwości manewru w grze kombinacyjnej, a także poprawiło grę całego zespołu. Zmiana taktyki Biało-czerwonych na bardziej ofensywną z naciskiem na odważniejsze rozgrywanie piłki przez pomocników na połowie rywala,  dużą ruchliwość strefy pomocy i jej zdecydowanie większe zaangażowanie we współpracę z Lewym poprzez dogrywanie mu dużej liczby prostopadłych piłek to czynniki, które zdecydowanie należałoby wprowadzić w życie. Grzechem byłoby nie wykorzystać wszystkich walorów ofensywnych reprezentacji z taką formą jaką Lewy prezentuje aktualnie w Borussi. Szkoda, że trener nie widzi tego, ponieważ w tej sytuacji można tylko współczuć Lewandowskiemu, który nie jest w stanie rozwinąć swoich skrzydeł w reprezentacji, a jego licznik wynosi już 8 spotkań bez gola w kadrze, co nie działa na korzyść reprezentacji i obniża nawet jej jakość gry. Miejmy jednak nadzieję, że z czasem to się zmieni i gwiazda Lewandowskiego zaświeci jeszcze nie raz pełnym blaskiem także w biało-czerwonych barwach!

poniedziałek, 19 listopada 2012

Lech - Legia 1:3. Zabójcze kontry legionistów!

W meczu na szczycie 12 kolejki T-Mobile Ekstraklasy Legia Warszawa rozstrzelała poznańską Lokomotywę, wygrywając przy komplecie publiczności 3:1. Kluczem do sukcesu podopiecznych Jana Urbana okazały się wzorowo wyprowadzane zabójcze kontry, po których warszawiacy zdobyli wszystkie bramki. 

Legia wyszła na prowadzenie już w 11. minucie, kiedy to kapitalnym podaniem z głębi pola został obsłużony niezwykle dynamiczny Jakub Kosecki. Pomocnik Warszawian znalazł się sam na sam z Jasminem Burićem i ze stoickim spokojem przerzucił piłkę nad wychodzącym bramkarzem Lecha.

Wyraźnie widać było, że obrona Lecha nie stanowiła monolitu po tym jak dzień wcześniej spadł na cały sztab szkoleniowy potężny cios, niczym grom z jasnego nieba. Okazało się, że więzadła krzyżowe zerwał dotychczasowy filar defensywy Manuel Arboleda, którego pauza w grze może potrwać nawet pół roku! Brak Kolumbijczyka był bardzo zauważalny i odczuwalny w niedzielnym hicie. W składzie bez niego obrona Kolejarza nie czuła się już tak pewnie i popełniała sporo prostych błędów, które zostały obnażone w bezlitosny sposób przez koncertowo dysponowany niedzielnego popołudnia tercet: Kosecki - Wawrzyniak - Radović. Wszyscy ci trzej gracze wpisali się na listę strzelców.

Drugą bramkę dołożył w 14. minucie po kapitalnym solowym rajdzie lewy obrońca reprezentacji Polski Wawrzyniak. Mało brakowało, a defensor Wojskowych wcale by nie wystąpił w tym meczu ze względu na kontuzje kolana. Jednak w końcu wrócił do zdrowia i pełni sił i znalazł się w wyjściowej jedenastce. W meczu z Lechem był najlepszym aktorem tego widowiska. Oprócz ładnej bramki, zaliczył także fenomenalną asystą przy golu Koseckiego. Trzecią bramkę strzelił za to Miroslav Radović, który po kolejnej kontrze i indywidualnej szarży wpadł w pole karne i w strzałem w krótki róg zaskoczył Burića. Była to zaledwie 33. minuta i w tym momencie mecz mógłby się w zasadzie zakończyć. Prowadzenie Legionistów trzema golami po pół godzinie gry to był nokaut dla podopiecznych Mariusza Rumaka.

Pewne zwycięstwo Legii może być nieco mylące, bowiem Kolejorz też miał swoje szanse na bramki. Jednak nieskuteczność i nieporadność Poznaniaków pod bramką Legii aż kłuła w oczy. Szczególnie w marnowaniu doskonałych okazji strzeleckich brylował, powracający po kontuzji Bartosz Ślusarski, który w samej tylko pierwszej części gry mógł ustrzelić hat-tricka. Jednak na przeszkodzie stawał mu słupek, bramkarz Legionistów Dusan Kuciak albo fatalnie ustawiony celownik.

W drugiej połowie podopieczni Urbana mieli wszystko pod kontrolą i rzadko kiedy atakowali bramkę Poznaniaków. Doskonała sytuację zmarnował wprowadzony ma murawę Michał Kucharczyk.

Natomiast Lech mimo długiego utrzymywania się w posiadaniu piłki nie był cały czas w stanie pokonać dobrze spisującego się Kuciaka. W końcu w 74 minucie bramkę honorową zdobył bardzo nieskuteczny tego dnia Ślusarski. Ten jeden gol, to było wszystko na co było stać Niebiesko-białych w tym spotkaniu. Jednym z jaśniejszych graczy Kolejorza był młody i niezwykle utalentowany, zaledwie 17-letni pomocnik Kolejarza Karol Linetty, który miał wielki udział przy golu Ślusarskiego, kiedy to odegrał kapitalnie piłkę piętą do wchodzącego w pole karne Huberta Wołąkiewicza. Mariusz Rumak zaufał niedoświadczonego pomocnikowi i wydaje się, że w przyszłości może mieć jeszcze z tego chłopaka wiele pożytku.

Warto wspomnieć, że Wojskowi wygrali w Poznaniu po raz pierwszy od ośmiu lat! Legia po zwycięstwie z Lechem 3:1 umocniła się na pozycji lidera T-Mobile Ekstraklasy. Obecnie ma przewagę trzech punktów nad drugim stołecznym klubem Polonią oraz czterech oczek nad Poznaniakami.

Lech Poznań - Legia Warszawa 1:3

Bramki:
Bartosz Ślusarski (74.) - Jakub Kosecki (11.)Jakub Wawrzyniak (14.), Miroslav Radović (32.)

Składy:
Burić, Ceesay, Kamiński (Mateusz Możdżeń 74.), Wołąkiewicz, Henriquez, Trałka (Ivan Djurdjević 62.), Murawski, Lovrencsics (Aleksandyr Tonew 46.), Linetty, Ubiparip, Ślusarski

Kuciak, Wawrzyniak, Żewłakow, Jędrzejczyk, Rzeźniczak, Gol (Daniel Łukasik 89.), Furman, Kosecki (Michał Kucharczyk 65.), Radović, Żyro (Jorge Salinas 80.), Ljuboja

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/lech_legia_1_3_zabojcze_kontry_legionistow_250925.html

piątek, 16 listopada 2012

Lech - Legia. Wielki szlagier 12. kolejki T-Mobile Ekstraklasy!

W niedzielę o 14.30 w 12. kolejce T-Mobile Ekstraklasy, w meczu na szczycie zmierzą się ze sobą w Poznaniu, trzecia siła rozgrywek Lech i aktualny lider tabeli Legia Warszawa. Zapowiada się elektryzujące spotkanie na wypełnionym po brzegi Stadionie Miejskim w liczbie 41,5 tysiąca kibiców! Kto wyjdzie zwycięsko z tej konfrontacji? 

Rekordowa frekwencja w Poznaniu 

Obiekt przy ulicy Bułgarskiej zmodernizowany specjalnie na turniej Euro 2012 tylko trzy razy dotychczas zapełniał się w komplecie. Miało to miejsce przy okazji meczów Lecha w rozgrywkach Ligi Europy, kolejno z Red Bullem Salzburg, Juventusem Turyn i Manchesterem City. Gorzej wygląda frekwencja w przypadku rozgrywek rodzimej T-Mobile Ekstraklasy. Stadion Miejski przy ul. Bułgarskiej w lidze nigdy nie odnotował kompletu, natomiast średnia z trwającego sezonu wynosi tylko 21 tys. ludzi. Jednak, gdy do Poznania przyjeżdża Legia to wywołuje to dodatkowe emocje, a bilety sprzedają się zawsze jak świeże bułeczki. Dwa sezony temu, gdy przy Bułgarskiej grali Warszawianie, na obiekcie zasiadło 36 tys. fanów. Natomiast w sezonie 2011/12 było ich około 33 tys. Teraz frekwencja ma być rekordowa, bowiem wszystkie wejściówki na to spotkanie zostały w błyskawicznym tempie wyprzedane. W niedzielę o 14.30 spotkanie Lecha z Legią ma oglądać widownia licząca 41,5 tys. kibiców! Będzie to najwyższa frekwencja w Poznaniu, jakiej nie widziano tu od 28 lat i meczu Lecha z Pogonią Szczecin.

Zadyszka Legionistów i pogoń Kolejorza

W ostatnich tygodniach podopieczni Jana Urbana usadowili się na pozycji lidera T-Mobile Ekstraklasy. Po serii czterech ligowych triumfów z rzędu, Warszawianie w ubiegłą sobotę doznali przykrej wpadki na własnym stadionie, ulegając niespodziewanie Jagiellonii Białystok 1:2. W Poznaniu za wszelką cenę będą chcieli zatrzeć niekorzystne wrażenie z poprzedniego tygodnia i udowodnić, że był to tylko zwykły wypadek przy pracy. Była to pierwsza przegrana Wojskowych w sezonie 2012/13.

Natomiast Lech Poznań w ostatnich tygodniach prezentuje dość solidną grę, podpartą znakomitą grą w defensywie i konsekwentnym ciułaniem punktów w rozgrywkach, zbliżając się coraz bardziej w ligowej tabeli do Legii. Kolejarz obecnie plasuje się na trzecim miejscu w T-Mobile Ekstraklasie z 23 punktami na koncie i zaledwie jednym oczkiem straty do klubu ze stolicy. Lecha wyprzedza jeszcze tylko lepszą różnicą bramek, drugi stołeczny zespół Polonia. W pięciu ostatnich gra podopieczni Mariusza Rumaka wygrali aż czterokrotnie, ponosząc tylko jedną porażkę, co ciekawe z pogromcą Legii... Jagiellonią Białystok.

Najlepsza obrona kontra najlepszy atak

Mecz Lecha z Legią będzie spotkaniem najlepszej defensywy w T-Mobile Ekstraklasie z najbardziej skutecznym atakiem. Podopieczni Mariusza Rumaka w dotychczas rozegranych 11 kolejkach rozgrywek stracili zaledwie 6 bramek! Duża w tym zasługa Jasmina Burića, który niejednokrotnie swoimi kapitalnymi paradami musiał wybawiać Poznaniaków z opresji. Ponadto bardzo solidną i równą formę prezentuje cały blok obronny podopiecznych Rumaka. Do dobrej formy powrócił Manuel Arboleda, który jest liderem defensywy i w obecnych rozgrywkach nie zdarzają mu się już głupie błędy z zeszłego sezonu. Ponadto doskonale prezentuje się nowy nabytek Kolejorza, Kebba Ceesay, sprowadzony w letnim okienku transferowym. Gambijczyk doskonale wkomponował się do składu i oprócz niezłej gry obronnej pokazuje także swoje spore walory ofensywne. Częste włączanie się do akcji zaczepnych, zaowocowało zdobyciem już dwóch ligowych goli przez tego czarnoskórego zawodnika. Ponadto dobre mecze rozgrywa także Luis Henriquez, który swoimi przebojowymi rajdami na lewej flance stwarza często partnerom dogodne okazje strzeleckie. Panamczyk zanotował już kilka asyst. Linię defensywną uzupełniają ponadto Hubert Wołąkiewicz oraz Marcin Kamiński, sprawdzany swego czasu w reprezentacji Polski. Warto wspomnieć także o tym, że Lech aż w siedmiu meczach nie stracił ani jednej bramki!

Na przeciwległym biegunie siła ofensywna Legii Warszawa, która od początku sezonu imponuje wyśmienitą skutecznością. W 11 kolejkach T-Mobile Ekstraklasy podopieczni Urbana zaaplikowali swoim rywalom już 25 goli. Motorem napędowym Warszawian jest imponujący kapitalną dyspozycją strzelecką Daniel Ljuboja, otwierający klasyfikację najlepszych snajperów ekstraklasy z 9 bramkami na koncie. Ofensywna siła rażenia klubu ze stolicy jest znacznie większa, bowiem dobrą formę prezentują także, szybki i niezwykle dynamiczny Jakub Kosecki, który strzela bramki i zalicza asysty a także Miroslav Radović - najlepszy asystent całej ligi. Serb ma już w dorobku sześć podań otwierających kolegom drogę do bramki. Swoje trzy grosze wnosili już także nieraz, skrzydłowy Michał Kucharczyk oraz Jorge Salinas i Michał Żyro. Dodatkowo kontuzjowani i niezdolni do gry są wciąż Marek Saganowski (zdobywca 4 ligowych bramek), mający cały czas problemy kardiologiczne oraz wiecznie kontuzjowany Rafał Wolski (objawienie poprzedniego sezonu ekstraklasy).

Słabe punkty Lecha i Legii

Paradoksalnie, Lech ma kłopoty z napastnikami. Podopiecznym Rumaka brakuje typowego egzekutora, kogoś takiego jakim był w poprzednim sezonie król strzelców Artjom Rudnevs. W nie najlepszej formie jest Bartosz Ślusarski, który co prawda ostatnio był kontuzjowany, ale rzadko trafiał do siatki. Ponadto Serb Vojo Ubiparip także, delikatnie mówiąc nie jest wyborowym snajperem. Ostatnio próbowani byli młodzi i utalentowani Bartosz Bereszyński oraz Patryk Wolski, jednak trudno oczekiwać, aby zagrali z tak wymagającym przeciwnikiem za jaki uchodzi warszawski zespół. Ponadto w odwodzie zostaje jeszcze Piotr Reiss. Jednak 40 lat na karku sprawia, że jest on jedynie uzupełnieniem składu, a nie poważnym wzmocnieniem. W 11 kolejkach Lechici strzelili zaledwie 15 bramek.

Problemem Legii jest natomiast linia defensywna. W poprzednim sezonie grali w podobnym składzie, ale legijna obrona stanowiła monolit i straciła jedynie 17 bramek w całych rozgrywkach! Jednak w obecnym sytuacja ta uległa diametralnej zmianie i Dusan Kuciak musiał już wyciągać piłkę z siatki jedenastokrotnie! Czym to jest spowodowane? Wydaje się, że brakiem koncentracji i zbyt dużą liczbą błędów indywidualnych, często nawet kiksów, które mają często przykre konsekwencje. Takie błędy jak w ostatnim meczu ligowym z Jagiellonią (fatalna dyspozycja Marko Sulera) nie powinny przytrafiać się na poziomie okręgówki, a co dopiero w najwyższej klasie rozgrywkowej. Legia traci bardzo dużo bramek także na skutek kłopotów personalnych, bowiem nieczęsto się zdarza, aby Urban desygnował do gry takie same ustawienie w kilku kolejkach z rzędu. Bardzo wymowną puentą gry obronnej Legii jest fakt, który wydaje się aż nieprawdopodobny, że tylko w trzech meczach ligowych sezonu 2012/13 ( z Koroną, Bełchatowem i Pogonią) Kuciak zachował czyste konto.

Wielkie problemy kadrowe w kadrze Legii

Jan Urban ma nie lada kłopot przed konfrontacją z Kolejorzem, jeśli chodzi o zestawienie defensywy. Lewy defensor Jakub Wawrzyniak, któremu wciąż doskwiera ból w kolanie, a także dodatkowo wykartkowany środkowy obrońca defensor Inaki Astiz to nie jedyni zawodnicy niezdolni do gry w szlagierze 12 kolejki. Słaba gra Wojskowych w obronie m.in. fatalne błędy Astiza i Marko Sulera z Jagiellonią kosztowały stratę kompletu punktów. W miejsce Wawrzyniaka alternatywą mógłby być doświadczony Tomasz Kiełbowicz, jednak Urban zdaje sobie sprawę, że brak rytmu meczowego u leciwego zawodnika może być aż nadto widoczny w konfrontacji z Lechem. Ponadto kontuzjowany jest wciąż Dickson Choto. Wobec tego wydaje się, że Legia zagra w Poznaniu w linii obronnej z Rzeźniczakiem, Jędrzejczykiem i Żewłakowem.

Na urazy narzekają także Ivica Vrodljak oraz Daniel Ljuboja, którzy nie trenowali w tym tym tygodniu. Wydaje się, że sztab medyczny postawi na nogę snajpera Legii, jednak gorzej wygląda sytuacja z defensywnym pomocnikiem Vrdoljakiem, który może nie zdążyć dojść do pełnej sprawności przed meczem w Poznaniu, bowiem narzeka na uraz ścięgna Achillesa. Jakby tego było mało to w czwartek Michał Kucharczyk zachorował i miał wysoką gorączkę.

Gdzie oglądać mecz Lech - Legia?

Hit 12 kolejki T-Mobile Ekstraklasy będzie można obejrzeć na żywo w TV na TVP1. Transmisja w niedzielę o 14.30. Ponadto także na platformie Cyfry+, na kanale Canal+ Sport, a także w platformie Polsatu na Polsacie Sport. Arbitrem spotkania będzie Hubert Siejewicz.

Czy Lech Poznań potwierdzi po raz kolejny swoją solidną grę w obronie? Czy Legia przełamie fatum i wygra w Poznaniu, pierwszy raz od 2004 roku? Kto będzie lepszy w "Derbach Polski"? Odpowiedź poznamy już w niedzielę od 14.30!

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/lech_legia_wielki_szlagier_12_kolejki_t_mobile_ekstraklasy_250675.html

czwartek, 15 listopada 2012

Zlatan Superstar! Cały świat wstrzymał oddech po bramce Ibrahimovića z Anglią! (Wideo)

Środowego wieczoru Zlatan Ibrahimović wpisał się do historii światowego futbolu. W meczu towarzyskim reprezentacji Szwecji z Anglią zdobył wszystkie cztery gole dla swojego zespołu (wygrana "trzech Koron" 4:2). Każdy gol był wyjątkowej urody, jednak czwarte trafienie Szweda zdecydowanie przyćmiewa wszystkie wcześniejsze. Czy był to gol sezonu, dekady a może stulecia? 

Zlatan Ibrahimović zdobył wczoraj jedną z najbardziej efektownych, niesamowitych bramek w swojej karierze, a także prawdopodobnie w całej historii futbolu. Była 91 minuta spotkania, kiedy to niepotrzebnie z własnej bramki wyszedł poza szesnastkę Joe Hart. Angielski golkiper próbował wybić piłkę głową . Zrobił to na tyle nieudolnie, że obok niego był Ibra, który nie oglądając się i nie czekając na nikogo, zdecydował się na uderzenie przewrotką z ponad 25 metrów, stojąc całkowicie tyłem do bramki. Piłka wpadła do siatki idealnie tuż przy słupku! Było to coś nieprawdopodobnego, uderzenia takie zdarzają się prawdopodobnie raz na 100 lat. Sam Szwed w taki sposób skomentował całą sytuację: "Pierwsza rzecz, o której pomyślałem, to: czy mam czekać aż Joe Hart dotknie piłki? On ją wybił, a ja po prostu próbowałem trafić do bramki. Leżąc na ziemi widziałem obrońcę, który chciał sięgnąć piłki, ale nie dał rady. Byłem bardzo szczęśliwy" - zakończył gwiazdor PSG.

We wszystkich serwisach sportowych i w Internecie nie milkną echa tego w jaki sposób "Ibrakadabra" strzelił czwartego gola w meczu z Anglią. Wszyscy są pod ogromnym wrażeniem jego bramki. Dziennikarze z całego świata zachwycają się przewrotką Szweda. Komentarze, które się powtarzają są w stylu:  "To coś nieprawdopodobnego", "Tego nie da się opisać słowami. To trzeba zobaczyć", "To bramka stulecia". "Co za akrobacja", "Co za występ" "Szokujące uderzenie. Wow. Po prostu wow". "Strzał nie z tej ziemi" - prześcigają się dziennikarze z całego świata, komentując bramkę Ibry.

Teraz można tylko żałować, że tak przepiękna bramka zdobyta przez Szweda padła tak późno, ponieważ właśnie wczoraj zamknięto listę dziesięciu bramek-kandydatek do gola roku i nagrody im. Ferenca Puskasa. Wydaje się, że gdyby została ona włączona do konkursu to nie miałaby żadnej konkurencji i rozstrzygnięcie byłoby już znane. Czy Zlatan Superstar zadziwi jeszcze w przyszłości jakimś swoim kolejnym spektakularnym trafieniem?

Poniżej wideo z niesamowitym golem Ibrahimovića z Anglią:

środa, 14 listopada 2012

Już dziś mecze Polski i Urugwaju, Holandii i Niemiec, Włoch i Francji

Już dzisiaj rozegrane zostaną mecze towarzyskie w całej Europie. Dla Polaków najważniejszym meczem będzie oczywiście konfrontacja Biało-czerwonych z Urugwajem. Jednak najatrakcyjniej zapowiadają się konfrontacje Holandii z Niemcami, Włochów z Francją oraz Szwedów z Anglikami.

Pojedynek Holandii z Niemcami będzie okazją do rewanżu za porażkę "Pomarańczowych" w fazie grupowej Euro 2012 w stosunku 1:2. Wydaje się, że podopieczni Louisa Van Gaala będą mieli ułatwione zadanie, bowiem Niemcy przyjadą do Amsterdamu mocno osłabieni bez wielu czołowych graczy. W kadrze Joachima Loewa zabraknie Samiego Khediry,Bastiana Schweisteingera, Toniego Kroosa, Mesuta Oezila, Miroslava Klose, Jerome'a Boatenga, Marcela Schmelzera oraz Holgera Badstubera. W ich miejsce trener powołał do składu debiutanta Sebastiana Junga oraz Svena Bendera. Holendrzy także przystąpią osłabieni, bowiem na pewno nie zagrają Robin Van Persie oraz Wesley Sneijder.

Drugim ciekawym starciem środowego wieczoru będzie konfrontacja Włochów z Francją. Spotkanie odbędzie się w Parmie. W zespole Cesare Prandelliego nie pojawi się na placu gry Daniele De Rossi, jeden z najlepszych pomocników ostatnich Mistrzostw Europy, które odbywały się w Polsce i na Ukrainie. Powodem absencji gracza AS Romy jest czerwona kartka, którą zawodnik obejrzał w ostatnim meczu ligowym w derbach Rzymu z Lazio. Trener Włoch wprowadził specjalny kodeks etyczny w reprezentacji, który bezwzględnie każdy z zawodników powinien przestrzegać. W przeciwnym razie skutkuje to zawieszeniem i brakiem powołania do kadry "Azzurich". Ponadto w zespole włoskim zabraknie Pablo Osvaldo.

Jedenastki Włoch i Francji ostatni raz spotkały się ze sobą w 2008 roku, kiedy to Włosi odnieśli zwycięstwo. W "Squadra Azzura" znalazło się miejsce dla Mario Balotellego i niezwykle zdolnego Stephana Al Shaarawy'ego, robiącego furorę w tym sezonie Serie A, zdobywcę 8 bramek dla Milanu. Natomiast dla opiekuna "Trójkolorowych" Didiera Deschampsa podróż do Włoch będzie czymś w rodzaju podróży sentymentalnej, bowiem szkoleniowiec Francji przez wiele lat mieszkał we Włoszech, będąc trenerem Juventusu Turyn.

Deschamps nie będzie mógł skorzystać z usług wciąż kontuzjowanego Karima Benzemy. Jego miejsce na szpicy zajmie, prezentujący w ostatnim czasie dobra formę i strzelający gole dla Arsenalu Londyn - Olivier Giroud.

Trzecim wartym uwagi wydarzeniem będzie mecz pomiędzy Szwecją, a Anglią, który będzie rewanżem za kapitalne spotkanie z Euro 2012, kiedy to "Synowie Albionu" odnieśli minimalne zwycięstwo 3:2. Pojedynek odbędzie się na nowym obiekcie Friends Arena, który powstał w miejsce sztokholmskiej Raasundy i będzie mogło na nim zasiąść 55 tys. osób.

Wyspiarze zagrają bez kilku swoich podstawowych graczy. Kontuzje wyeliminowały z gry Wayne'a Rooney'a, Theo Walcotta, Jonjo Shelvey'a, Kyle Walkera i Aaron Lennona. Roy Hodgson w ich miejsce powołał kilku graczy, którzy dotychczas praktycznie nie dostawali szansy. Będą to: Ryan Shawcross, Tom Huddlestone oraz Leon Osman.

Natomiast "Trzy Korony" zagrają w najsilniejszym możliwym zestawieniu ze Zlatanem Ibrahimovićem oraz jednym z objawień Premier League, graczem Fulham Londyn - Alexandrem Kacanikliciem.

Piękny jubileusz będzie obchodził kapitan "Trzech Lwów" Steven Gerrard dla którego będzie to już setny występ w narodowej reprezentacji, dzięki czemu dołączy do grona takich osobistości jak Bobby Charlton, Bobby Moore czy też Peter Shilton.

Początek spotkań Holandia - Niemcy i Szwedów z Anglikami zaplanowano na 20.30, natomiast Włochów z Francją o 20.45. Zapowiadają się zatem duże emocje.

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/juz_dzis_mecze_polski_i_urugwaju_holandii_i_niemiec_wloch_i_250363.html

wtorek, 13 listopada 2012

Polska - Urugwaj. Podtrzymamy dobrą passę z Celestes?

Jutro wieczorem o 20.45 reprezentacja Polski zmierzy się w Gdańsku z Urugwajem. Będzie to trzecie spotkanie towarzyskie w historii między obiema jedenastkami. Czy Robert Lewandowski przełamie w końcu swoją niemoc strzelecką w biało-czerwonych barwach i strzeli pierwszą bramkę od czerwca? Czy Polska pokona mistrza Ameryki Południowej?

Przed meczem

Reprezentanci Polski po październikowym występie w ramach el. Mistrzostw Świata 2014 z pewnością czują lekki niedosyt, bowiem z remisu z Anglią 1:1 do końca na pewno nie mogą być zadowoleni. W spotkaniu towarzyskim z Urugwajem z pewnością zechcą się pokazać z jak najlepszej strony, aby udowodnić swoją wyższość nad "Celestes". Z kolei Urugwajczycy po ostatnich niepowodzeniach w południowo-amerykańskich eliminacjach do MŚ w Brazylii zrobią wszystko, aby się zrehabilitować za ostatnie hańbiące porażki i pokonać Polaków.

Polska z Urugwajem nigdy nie przegrała

Dla podopiecznych Waldemara Fornalika spotkanie z czwartą drużyną świata z mundialu w RPA i 11. z rankingu FIFA będzie ostatnią konfrontacją w bieżącym roku. Obie reprezentacje spotkają się po raz trzeci w historii. Bilans dla naszych jest korzystny, bowiem dotychczas spotykali się oni z Urugwajem dwukrotnie w Montevideo. Najpierw w lutym 1986 r. za kadencji Antoniego Piechniczka zremisowaliśmy 2:2 po dwóch golach Krzysztofa Barana, a następnie sześć lat później (w listopadzie 1992 r.) pod wodzą Andrzeja Strejlaua wygraliśmy z "Celestes" 1:0 po trafieniu ówczesnego debiutanta Dariusza Gęsiora.

Wielkie sukcesy Urugwaju

Podopieczni Oscara Tabareza są niezwykle silnym i utytułowanym zespołem. Wystarczy przypomnieć ich dwa zdobyte tytuły Mistrzów Świata z 1930 i 1950 roku, a także piętnaście mistrzostw najlepszego teamu Ameryki Południowej, w tym ostatni wywalczony w 2011 roku. Jakby tego było mało to "Celestes" na ostatnim mundialu rozgrywanym na boiskach w RPA w 2010 roku uplasowali się na bardzo dobrym czwartym miejscu.

Demonstracja siły ofensywnej Celestes

Reprezentanci Polski szczególnie będą musieli uważać na super duet napastników: Edinson Cavani - Luis Suárez, który jest postrachem każdej defensywy świata. W prasie urugwajskiej nazywany jest on często atakiem marzeń i wydaje się, że nie sposób się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Obaj snajperzy są świetnie wyszkoleni technicznie i często w pojedynkę potrafią wygrać mecz własnej drużynie. W ostatnich tygodniach imponują regularną i wspaniałą formą strzelecką. Cavani seryjnie zdobywa bramki dla włoskiego Napoli, a w ubiegłym tygodniu popisał się nieprawdopodobnym wyczynem strzelając aż cztery gole w meczu Ligi Europy z ukraińskim Dniepropietrowskiem! Z kolei Suárez jest filarem atakuangielskiego Liverpoolu i obecnie po 11. kolejkach Premier League otwiera tabelę strzelców (wspólnie z Robinem Van Persim). Obaj trafiali do siatki rywali po 8 razy. Urugwajczyk zdobył niezwykle ważną bramkę na wagę jednego punktu w wyjazdowym meczu z Chelsea w ostatnią niedzielę.

Gwiazda z Polski - Robert Lewandowski

Wśród urugwajskich dziennikarzy można z kolei przeczytać opinie, że największą gwiazdą reprezentacji Fornalika jest Robert Lewandowski, który cały czas kuszony jest przez kluby ze światowego topu. 24-letni snajper Borussi Dortmund wciąż nie przedłużył kontraktu z mistrzem Niemiec, a w prasie niemal codziennie można znaleźć informacje o zainteresowaniu Polakiem wielu mocnych europejskich klubów. Media południowo-amerykańskie uważają, że ze strony Lewandowskiego Urugwajowi może grozić największe niebezpieczeństwo. Ostatnio znajduje się w dobrej formie, bowiem w poprzedni weekend trafił dwa razy do siatki w wyjazdowym meczu ligowym BvB z Augsburgiem (wygrana 3:1). Jednak znacznie gorzej wiedzie się Lewandowskiemu w barwach biało-czerwonych, ponieważ ostatniego gola strzelił. 8 czerwca w meczu na turnieju Euro 2012 z Grecją. W spotkaniu z Urusami powinien zrobić zatem wszystko, aby się odblokować w kadrze.

Powołania, kontuzje i nieobecności w obu zespołach

W meczu z Urugwajem na pewno nie zagra Jakub Wawrzyniak, któremu doskwiera kontuzja. W jego miejsce powołany został do kadry niespodziewanie lewy defensor Lechii Gdańsk Piotr Brożek. Jakby tego było mało to w ligowym meczu Hannoveru ze Stuttgartem urazu kości śródstopia doznał Artur Sobiech i jego występ z "Celestes" jest wykluczony. Fornalik nie zdecydował się powołać nikogo w miejsce kontuzjowanego 22-latka.

Kompletnym debiutantem w kadrze Fornalika będzie napastnik Polonii Warszawa Łukasz Teodorczyk, który swoimi imponującymi występami w T-Mobile Ekstraklasie przekonał do siebie trenera i dostał powołanie na mecz z Urugwajem.

Wielkim powodem do radości dla reprezentacji Polski jest obecność w kadrze Jakuba Błaszczykowskiego, który po pięciu tygodniach rozbratu z futbolem ma być gotowy do gry przeciwko drużynie z Ameryki Południowej. Nie wiadomo jednak, czy kapitan reprezentacji Polski zagra od pierwszej minuty. Jak sam zapowiada przyjechał na zgrupowanie po to, aby grać.

W kadrze Urugwaju wielkim nieobecnym będzie Diego Forlan, najlepszy zawodnik Mistrzostw Świata w RPA. Najlepszy strzelec "Celestes" w historii (33 gole) nie dostał powołania od Oscara Tabareza z powodu słabej dyspozycji w ostatnich meczach eliminacyjnych do MŚ w 2014 roku.

Katastrofalna forma Urugwaju w ostatnich miesiącach

Nic nie wskazywało na to, aby gra mistrza Ameryki Południowej, który dominował na kontynencie południowo-amerykańskim w dwóch ostatnich latach mogła ulec negatywnej metamorfozie. Jednak w ciągu trzech miesięcy, forma podopiecznych Tabareza poszła mocno w dół. Ciężko wytłumaczyć tak nagłe załamanie formy Urusów, którzy prezentują się fatalnie w El. do Mistrzostw Świata w Brazylii, które zostaną rozegrane w 2014 roku. Z ostatnich czterech meczów nie odnieśli ani jednej wygranej, notując jeden remis z Ekwadorem 1:1 oraz aż trzy porażki. Jakby tego było mało to były to przegrane w kompromitujących rozmiarach, kolejno z Kolumbią 0:4, Argentyną 0:3 oraz Boliwią 1:4. Obecnie Urugwaj plasuje się na piątej pozycji w południowo-amerykańskich eliminacjach, mając na koncie zaledwie 12 punktów.

Oprócz super duetu Suarez - Cavani, Tabarez powołał bardzo silną kadrę na mecz z Biało-czerwonymi. Na liście widnieją nazwiska, m.in. takich tuzów jak: Diego Godin ( filar linii obrony czy też niezwykle kreatywny pomocnik Cristian Rodriguez, obaj z madryckiego Atletico) czy też Alvaro Pereira z mediolańskiego Interu.

Transmisja z meczu Polska - Urugwaj

Mecz (początek o 20.45) będzie transmitowany bezpośrednio przez stację Polsat Sport, studio już od 18.30 oraz w TVP1 od 20.20. Dodatkowo początek studia w TVP Sport już od 19.45.

Czy blisko 40 tysięczna widownia gdańskiego PGE Arena pomoże Polakom w kontynuacji dobrej passy i pokonaniu utytułowanego zespołu Urugwaju? Czy Robert Lewandowski przełamie swoją niemoc w reprezentacji i strzeli bramkę Fernando Muslerze? Przekonamy się o tym już w środę oglądając mecz od 20.45!

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/polska_urugwaj_podtrzymamy_dobra_passe_z_celestes_250249-1--1-d.html

poniedziałek, 12 listopada 2012

Ligi zagraniczne. Polskie gole w Niemczech, Turcji i Francji!

Przed środowym meczem towarzyskim reprezentacji Polski z Urugwajem dobrą formą błysnęli polscy kadrowicze, którzy w ostatni weekend w rozgrywkach klubowych popisali się znakomitą skutecznością pod bramką przeciwników.

Jednym z najlepszych graczy spotkania Bundesligi pomiędzy Augsburgiem, a Borussią Dortmund był Robert Lewandowski, który strzelając dwa gole, walnie przyczynił się do wygranej Westfalczyków 3:1. Były to bramki numer 4 i 5 dla napastnika "Biało-czerwonych" w trwającym sezonie ligowym. Według dziennikarzy niemieckiego „Kickera” i „Bilda” zasłużył za swój występ na notę „2” w skali 1-6. Lewandowski znalazł się także po raz drugi w tym sezonie w jedenastce kolejki Bundesligi.

Innym polskim napastnikiem mającym powody do satysfakcji jest Artur Sobiech, który dał sygnał do odrabiania strat w 59. minucie spotkania, pokonując golkipera Stuttgartu. Ostatecznie jego Hannover pokonał rywala na wyjeździe aż 4:2, całkowicie odwracając losy spotkania od stanu 0:2! Na nieszczęście Polaka w 66. minucie z powodu stłuczenia kości śródstopia musiał opuścić boisko. W niemieckiej gazecie „Kicker”otrzymał notę „3” i tylko jeden z jego kolegów dostał wyższą ocenę za mecz ze Stuttgartem. Występ Sobiecha w meczu z Urugwajem stanął pod znakiem zapytania. Wszystko wyjaśni się po poniedziałkowych badania, którym 22-letni snajper zostanie poddany. W przypadku ewentualnej niedyspozycji napastnika reprezentacji Polski, w jego miejsce nie zostanie powołany żaden dodatkowy zawodnik.

Innym graczem, który zaliczył doskonały występ w ostatni weekend jest Adrian Mierzejewski, który był bohaterem meczu Trabzonsporu z Akhisarem. 26-letni ofensywny pomocnik zdobył dwie bramki wyjątkowej urody, zapewniając swojej drużynie komplet punktów i wygraną 3:1. Był to dopiero drugi występ Mierzejewskiego w tym sezonie, który nie cieszy się zbytnim zaufaniem ze strony Senola Gunesa. Obecnie w dwóch meczach ligowych ma w dorobku już trzy gole, bowiem tydzień temu także strzelił bramkę w przegranym 1:2 spotkaniu z Antalyasporem. W sobotę reprezentant Polski dzielił i rządził na boisku, jak na prawdziwego lidera przystało. Ozdobą jego występu były dwie piękne bramki, które zdobył po uderzeniach zza pola karnego. Oprócz tego miał też udział przy trzecim golu, kiedy to po jego zagraniu z rzutu rożnego, jeden z jego partnerów przedłużył piłkę, a do siatki wpakował ją obrońca Emerson.

Reprezentantem Polski, który kapitanie wypadł w ubiegły weekend był Ludovic Obraniak, który był jednym z ojców wyjazdowego zwycięstwa Bordeaux w meczu z Lorient w stosunku aż 4:0! Środkowy pomocnik Żyrondystów raz trafił do siatki, a także zaliczył jedną asystę. Od dziennikarzy francuskiego dziennika "L'Equipe" dostał notę „8”, w skali 1-10.

Wśród kadrowiczów powołanych na mecz z Urugwajem z grona zawodników występujących na co dzień w T-Mobile Ekstraklasie na szczególne słowa uznania zasłużył Szymon Pawłowski. Pomocnik lubiąskiego Zagłębia był pierwszoplanową postacią sensacyjnego zwycięstwa Miedziowych w Zabrzu z Górnikiem 2:0. Był on motorem napędowym każdej akcji swojego zespołu, a dodatkowo zdobył dwa ładne gole.

Forma reprezentantów Polski może napawać optymizmem przed środowym meczem towarzyskim z reprezentacją Urugwaju. Czy po meczu z Urusami "Biało-czerwoni" także będą mieć powody do wielkiej radości?

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/ligi_zagraniczne_polskie_gole_w_niemczech_turcji_i_francji_250085.html

środa, 7 listopada 2012

Liga Mistrzów. Czy Celtic zatrzyma rozpędzoną FC Barcelonę?

W środowy wieczór o 20.45 Celtic Glasgow podejmie FC Barcelonę w 4. kolejce Ligi Mistrzów. Mecz ten będzie doskonałą okazją do rewanżu dla podopiecznych Neila Lennona za minimalną porażkę 1:2 dwa tygodnie temu w niezwykle dramatycznych okolicznościach w stolicy Katalonii.

Przed meczem

FC Barcelona w ostatnich tygodniach kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa we wszystkich rozgrywkach. Dodatkowo w Primera Division ustanowiła w minioną sobotę rekord otwarcia La Ligi z bilansem 9 zwycięstw i 1 remisu (z Realem Madryt), umacniając się na pozycji lidera. Natomiast w Lidze Mistrzów nie straciła dotąd choćby jednego punktu i z trzema wygranymi otwiera tabelę grupy G.

Nieco inne nastroje panują w szkockim zespole. Podopieczni Neila Lennona zajmują w LM co prawda drugą pozycję, ale zdobyli dotąd zaledwie cztery punkty, odnosząc po jednym triumfie, porażce i remisie. Natomiast w szkockiej Premier League "The Boys" w ostatni weekend zaledwie zremisowali w wyjazdowym meczu z Dundee United 2:2, tracąc dwa gole w ostatniej minucie spotkania! W tabeli plasują się jednak na pozycji lidera z 21 punktami na koncie po 11 rozegranych meczach.

Szkoci pałają żądzą rewanżu za pechową porażkę sprzed dwóch tygodni

Dwa tygodnie temu w nieprawdopodobnych okolicznościach zespół Celticu stracił bramkę na Camp Nou w ostatnich sekundach spotkania, grzebiąc tym samym swoje szanse na wywalczenie choćby jednego punktu. W 94. minucie Jordi Alba uratował Katalończykom zwycięstwo. Gracze z Glasgow na stadionie Barcelony zadziwiająco dobrze się spisywali i prowadzili sensacyjnie po golu Georgiosa Samarasa w 18. minucie gry. Jeszcze przed przerwą do remisu doprowadził Andres Iniesta. Dzisiejsze zwycięstwo Celticu byłoby wspaniałym prezentem dla całego klubu, który dokładnie wczoraj obchodził swoje 125-lecie powstania!

Brak koncentracji Celticu w ostatnich sekundach spotkań

Mistrz Szkocji w ostatnim czasie ma wyraźne problemy z utrzymaniem koncentracji i korzystnego wyniku do końca spotkania. Taka chwila nieuwagi kosztowała Szkotów trzy oczka zarówno w Barcelonie, jak i wydawałoby się pewne zwycięstwo w ostatnim ligowym meczu z Dundee United. Spotkanie to przy prowadzeniu "The Boys" 2:0 skończyło się zaledwie remisem po golach zdobytych w… 89. i 93. minucie gry. Gole tracone przez podopiecznych Neila Lennona w ostatnich sekundach meczów są zmorą, która nie może się powtórzyć w kolejnych grach.

Szczególny mecz dla Leo Messiego

Dla największej gwiazdy FC Barcelony Lionela Messiego będzie to spotkanie szczególne, bowiem przed paroma dniami urodził mu się potomek Thiago i na Celtic Park będzie się z pewnością dwoił i troił, aby za wszelką cenę zdobyć bramkę, którą zadedykowałby swojemu synowi poprzez wyciągnięcie smoczka. Argentyńczyk trafiał już do siatki "The Boys" na szkockim obiekcie, kiedy stał w bramce Artur Boruc. Było to jednak cztery lata temu, a Messi pokonał wtedy Polaka dwukrotnie, zapewniając "Dumie Katalonii" wygraną 3:2. Barcelona w przypadku zwycięstwa, zapewni już sobie awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów.

Kontuzje katalońskich graczy i problemy kadrowe The Boys

Tito Vilanova już nie pierwszy raz musi się zmagać z tym, kogo wystawi w pierwszej jedenastce w linii obronnej. Z Celtikiem na pewno nie wystąpi Carles Puyol, który cały czas leczy uraz, który odniósł w pucharowym spotkaniu z Benfiką, a także Adriano, który w sobotnim spotkaniu Primera Division z Celtą Vigo naderwał mięsień przywodziciela prawego uda i jego przerwa w grze potrwa około trzech tygodni. Brazylijczyk był ostatnio w dobrej formie, a w meczu z beniaminkiem wpisał się nawet na listę strzelców, zdobywając swojego trzeciego ligowego gola. W Glasgow wykluczony jest także występ Thiago oraz Sergio Busquetsa (pauzuje za kartki).

Na szczęście dla wszystkich sympatyków Barcy po kontuzji wrócił już do gry Dani Alves, który może nie prezentuje jeszcze wyśmienitej formy, ale w ciągu niedługiego czasu powinien wrócić do swojej normalnej dyspozycji. Dodatkowym optymizmem jest zapowiadany powrót już na mecz z Celtikiem Gerarda Pique, jednak nie wiadomo jeszcze czy Tito Vilanova da mu szansę od pierwszej minuty.

Natomiast w Celticu wielką stratą będzie wielce prawdopodobna nieobecność strzelca gola sprzed dwóch tygodnia Georgiosa Samarasa. Brak greckiego snajpera będzie widoczny zwłaszcza w pojedynkach powietrznych, które są jego specjalnością i stanowiłyby wielkie zagrożenie dla bramki Victora Valdesa. Ponadto na urazy narzekają Gary Hooper, James Forrest, Thomas Rogne i Emilio Izaguirre oraz Scott Brown. 

Bilans starć Celtic – Barca w Glasgow
Będzie to piąte starcie obu zespołów na stadionie Celtic Park. Do tej pory Barcelona odniosła w Glasgow dwa zwycięstwa, zanotowała jeden remis oraz jedną porażkę. Mimo, że bilans tych spotkań jest korzystny dla katalońskiego zespołu, to o wygraną na obiekcie Celticu nigdy nie było łatwo. Ostatnie dwa mecze Duma Katalonii przechyliła jednak na swoją korzyść. Najpierw w sezonie 2004/05 wygrała 3:1, a w rozgrywkach LM 2007/08 3:2. Jedyną porażkę "Blaugrana" poniosła z Celtami bardzo dawno temu, bo w sezonie 2003/04 w stosunku 0:1.

Transmisja, czyli gdzie oglądać Celtic Glasgow – FC Barcelona? 
Bezpośrednią transmisję przeprowadzi stacja TVP1 HD, studio już od 20.25. Oprócz tego mecz będzie można także obejrzeć na platformie N, na kanale nPremium3 HD od 20.40

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/liga_mistrzow_czy_celtic_zatrzyma_rozpedzona_fc_barcelone_249361.html

wtorek, 6 listopada 2012

Real Madryt - Borussia Dortmund. Czy Lewandowski przyćmi Ronaldo?

Real Madryt zmierzy się dzisiaj na Santiago Bernabeu z Borussią Dortmund w szlagierowym meczu 4. kolejki Ligi Mistrzów. Podopieczni Jose Mourinho będą chcieli zrewanżować się za minimalną porażkę 1:2 sprzed dwóch tygodni. Początek spotkania o 20.45!

Przed meczem

W potyczce między dwoma ekipami, która została rozegrana niespełna dwa tygodnie temu, podopieczni Juergena Kloppa wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności i odnieśli bardzo ważne zwycięstwo z "Królewskimi" 2:1. Architektami tamtej wygranej była dwójka Polaków, Łukasz Piszczek i strzelec bramki Robert Lewandowski. Swoją cegiełkę do tego rezultatu dołożył także Marcel Schmelzer, którego gol okazał się na wagę trzech punktów. Obecnie mistrzowie Niemiec na półmetku rozgrywek Ligi Mistrzów prowadzą w grupie D, wyprzedzając o 1 punkt podopiecznych Jose Mourinho.

Wielcy nieobecni w Realu i Borussi

Zarówno mistrzowie Hiszpanii, jak i Niemiec przystąpią do tej konfrontacji osłabieni. W zespole prowadzonym przez Mourinho na pewno zabraknie, wciąż leczących urazy lewych obrońców Marcelo i Fabio Coentrao, a także defensywnego pomocnika Samego Khediry. Jednak znacznie większą stratą będzie z pewnością nieobecność Karima Benzemy, który nabawił się kontuzji uda i jego występ w dzisiejszym meczu jest wykluczony. Co ciekawe to właśnie francuski snajper Realu znacznie lepiej spisywał się dotychczas w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Do tej pory zdążył już na półmetku fazy grupowej zgromadzić dwie bramki i dwie asysty.

Benzemę na szpicy zastąpi Gonzalo Higuain, który w ostatnim czasie wrócił do dobrej formy strzeleckiej i w trzech ligowych spotkaniach, w których pojawiał się w składzie "Królewskich" w pierwszej jedenastce zdobył cztery gole, a oprócz tego dołożył także dwie asysty.

W obozie Borussi Dortmund największym zmartwieniem dla Juergena Kloppa będzie nieobecność Jakuba Błaszczykowskiego, któremu cały czas doskwiera kontuzja stawu skokowego. Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że reprezentant Polski będzie mógł spełnić swoje marzenie i zagrać z Realem Madryt na Santiago Bernabeu. Jednak niestety przegrał walkę z czasem i nie będzie do dyspozycji Kloppa.

Poza prawo-skrzydłowym mistrza Niemiec na pewno nie zagra także Patrick Owomoyela. Natomiast pod znakiem zapytania stanął występ kapitana Westfalczyków Sebastiana Kehla, który w spotkaniu przed dwoma tygodniami popisał się kapitalnym podaniem przy golu Lewandowskiego. Pomocnik BvB w ostatnim ligowym spotkaniu z VfB Stuttgart złamał nos. Niemiec przeszedł już skomplikowaną operację i pojawił się cień szansy, że jednak zagra z Realem w specjalnej masce na twarzy. Listę nieobecnych uzupełnia ponadto Sven Bender.

Ostatni polski gol na Santiago Bernabeu

Ostatnim polskim zawodnikiem, któremu udało wpisać się na listę strzelców na Santiago Bernabeu był Damian Gorawski, który w sezonie 2004/05 strzelił gola na otarcie łez dla Wisły Kraków w spotkaniu z "Królewskimi" w ramach eliminacji Ligi Mistrzów. Najlepiej wspomina obiekt Madrytczyków obecny trener Legii Warszawa – Jan Urban, który w sezonie ligowym Primera Division w 1990 roku podbił Santiago Bernabeu, kompletując hat-tricka i prowadząc Osasunę do wygranej aż 4:0! Oprócz tego bramki na obiekcie "Los Blancos" strzelali także Piotr Jegor i Krzysztof Baran w 1988 r. dla Górnika Zabrze (porażka polskiego zespołu 2:3) oraz Roman Kosecki, trafienie w barwach Atletico Madryt w rozgrywkach ligi hiszpańskiej w sezonie 1994/95 (przegrana Los Colchoneros 2:4).

W dzisiejszym meczu Lewandowski stanie, więc przed niebywałą szansą poprawienia dorobku Polaków na Santiago Bernabeu, a także zapewnienia sobie glorii chwały w przypadku trafienia oraz wzmocnienia swojej wartości i pozycji w kontekście ewentualnego transferu do mocniejszego klubu.

Historia spotkań Real - Borussia w Madrycie

Bilans spotkań przemawia za "Królewskimi", którzy wygrali oba starcia z Dortmundczykami rozegrane na Santiago Bernabeu. Najpierw w 1/2 finału Ligi Mistrzów w 1998 roku Real wygrał 2:0. Natomiast w 2003 roku zwyciężył ponownie, tym razem w stosunku 2:1.

Ciekawostkę może stanowić fakt, że z tamtego spotkania zostało w kadrach obu zespołów tylko dwóch graczy Iker Casillas oraz Sebastian Kehl.

Czy Borussia Dortmund zdobędzie stadion Santiago Bernabeu, czy Lewandowski strzeli gola w Madrycie, czy Piszczek powstrzyma Cristiano Ronaldo? Na te wszystkie pytania poznamy odpowiedź już dzisiaj wieczorem około 22.30!

Gdzie będzie transmisja meczu Real Madryt - Borussia Dortmund?

Niestety nie wszyscy będą mieli możliwość obejrzeć hit 4. serii rozgrywek Ligi Mistrzów. Mecz pomiędzy Realem Madryt, a Borussią Dortmund będzie transmitowany na żywo na platformie N -kanał nPremium HD od 20:40. Alternatywą pozostaje oglądanie meczu przez satelitę na zagranicznych kanałach niekodowanych np. na 1TV Georgia z satelity Turksat3A albo na Iran TV3 przez Intelsat902.

źródło: http://www.wiadomosci24.pl/artykul/real_madryt_borussia_dortmund_czy_lewandowski_przycmi_249197.html

poniedziałek, 5 listopada 2012

100 triumf Mourinho w Realu i rekord Vilanovy w Barcelonie!

W miniony weekend byliśmy świadkami dwóch historycznych chwil na hiszpańskich boiskach. Pod wodzą Jose Mourinho "Królewscy" z Madrytu odnieśli swoje setne zwycięstwo. Powody do chluby miała także ekipa FC Barcelony, która zanotowała najlepszy start w historii ligi hiszpańskiej.

Szkoleniowiec Realu Madryt potrzebował zaledwie dwóch i pół roku, aby znaleźć się w gronie trenerów madryckiego zespołu z okrągłą liczbą przynajmniej 100 zwycięstw. Dołączył do grona takich trenerów jak: Munoz, Molowny, Del Bosque i Beenhaker. Jego osiągnięcie jest tym większe podkreślenia, że Portugalczyk potrzebował na to zaledwie 133 mecze!

W swoim pierwszym sezonie pracy na stanowisku trenera "Los Blancos" wygrał 44 spotkania. W ubiegłych rozgrywkach jeszcze poprawił to osiągnięcie, śrubując rekord do 46 zwycięskich potyczek!. Natomiast w obecnym już dziesięciokrotnie cieszył się z triumfu Realu Madryt.

Dodatkowo, należy zaznaczyć, że Mourinho potrzebował na wygranie 100 spotkań najmniej czasu ze wszystkich szkoleniowców, którym udała się ta sztuka, prowadząc "Królewskich".

Liderem zestawienia z największą liczbą wygranych jest obecnie Munoz, któremu udało się to aż 352 razy w roli szkoleniowca Madrytczyków. Jednak do wygrania 100 meczów potrzebował jednak o siedem spotkań więcej niż Mourinho.

Drugim, niezwykle ważnym wydarzeniem weekendu na hiszpańskich boiskach była postawa FC Barcelony, która ustanowiła nowy rekord otwarcia Primera Division. W 10 rozegranych kolejkach ligowych sezonu 2012/13 wygrywała dziewięć razy i raz podzieliła się punktami, notabene z... Realem Madryt. Rezultat ten jest najlepszym startem hiszpańskiego zespołu na początku rozgrywek La Ligi w całej jej historii!

Poprzedni rekord należał do Louisa van Gaala, pod którego przewodnictwem katalońska drużyna w 1997 roku zwyciężała 7 razy i zanotowała jeden remis. Pierwszą porażkę zanotowała dopiero w 10 kolejce ligowej.

Podopieczni aktualnego trenera Tito Vilanovy będą chcieli jak najdłużej śrubować ten rekord i pytanie brzmi, kiedy ta nieprawdopodobna passa zostanie przerwana?

niedziela, 4 listopada 2012

Koniec rekordowej passy Juventusu Turyn i Atletico Madryt!

Każda passa meczów bez przegranej prędzej czy później będzie miała swój koniec. W sobotę na własnej skórze przekonali się o tym zawodnicy włoskiego Juventusu Turyn i hiszpańskiego Atletico Madryt.

Mistrz Włoch w szlagierze 11. kolejki rozgrywek Serie A poległ na własnym obiekcie 1:3 z Interem Mediolan. Tym samym skończyła się nieprawdopodobna seria "Bianconerich" meczów z rzędu bez porażki, która zatrzymała się na 49 grach! Jest to rzecz niesamowita, ale była to pierwsza porażka Turyńczyków od 15 maja 2011 roku, kiedy lepsza okazała się FC Parma!

Początek spotkania ułożył się jednak znakomicie dla podopiecznych, wciąż zawieszonego Antonio Conte. Już w pierwszej akcji tego meczu Juventus objął prowadzenie po strzale Arturo Vidala. Jednak bramka ta nie powinna zostać uznana, bowiem na pozycji spalonej znajdował się Kwadwo Asamoah, który dogrywał piłkę do Chilijczyka.

Dalszy przebieg tego meczu nie był już tak pomyślny dla "Starej Damy". Najpierw w 59. minucie Claudio Marchisio nieprzepisowo powstrzymał w polu karnym przeciwnika i sędzia odgwizdał rzut karny, który na gola zamienił Diego Milito. Argentyńczyk dał tą bramką sygnał do bardziej zdecydowanych ataków dla mediolańskiego klubu. Po szybkim rozegraniu akcji przez "Nerazzurrich" w 75. minucie meczu na uderzenie zdecydował się Freddy Guarin. Jego próbę z największym trudem obronił Gianluigi Buffon, piąstkując piłkę do boku. Na nieszczęście włoskiego golkipera ze skuteczną dobitką zdążył Milito, który wpakował piłkę do pustej bramki.

Kropkę nad i postawił Rodrigo Palacio, który po błyskawicznej kontrze podopiecznych Andrei Stramaccioniego ustalił rezultat meczu na 3:1 w ostatniej minucie spotkania. Asystę zaliczył w tek akcji Japończyk Nagatomo. "Stara Dama" zachowała jednak pozycję lidera w lidze włoskiej.

Jednak oprócz zakończenia nieprawdopodobnej passy w postaci meczów bez porażki, innym zmartwieniem dla Turyńczyków jest fakt, że ich przewaga w tabeli Serie A zmalała do zaledwie jednego punktu nad Interem Mediolan, który odniósł siódme zwycięstwo z rzędu! Walka o "Scudetto" zaczyna się więc od nowa.

W lidze hiszpańskiej także doszło do ciekawiej konfrontacji, dotychczasowego współlidera La Ligi Atletico Madryt oraz trzeciej siły poprzedniego sezonu Primera Division Valencii. Spotkanie te miało dać odpowiedź na pytanie, czy podopieczni Diego Simeone na dłuższą metę będą w stanie zagrozić lokalnemu rywalowi - Realowi Madryt oraz FC Barcelonie w walce o tytuł La Ligi.

Na Estadio Mestalla stroną dominującą byli jednak gospodarze. Podopieczni Maurico Pellegrino odnieśli przekonujące zwycięstwo 2:0. Pierwszego gola zdobył najlepszy snajper "Nietoperzy" Roberto Soldado w 20. minucie gry. Natomiast w przedłużonym czasie Atletico pogrążył Nelson Valdez, który kilka minut wcześniej pojawił się na placu gry. Gwiazdor ekipy madryckiej - Radamel Falcao tym razem nie był w stanie zagrozić poważnie bramce strzeżonej przez Diego Alvesa i nie powiększył swojego strzeleckiego dorobku, który wynosi 10 bramek.

Porażka zespołu Atletico z zespołem "Los Che" zakończyła niesamowitą passę 23 spotkań z rzędu bez porażki, a także 13 kolejnych wygranych (8 w Primera Division, 3 w Lidze Europy, 1 w Pucharze Hiszpanii oraz 1 w Superpucharze Europy) i jednocześnie była pierwszą w obecnym sezonie 2012/13, licząc wszystkie rozgrywki. Ostatnią drużyną, która zdobyła komplet punktów w starciu z "Los Colchoeros"  był rywal zza miedzy - Real Madryt (wygrana w kwietniowych derbach 4:1 na Vicente Calderon). Porażka z Valencią nie zmieniła jednak sytuacji podopiecznych Diego Simeone w ligowej tabeli. Obecnie zajmują wciąż 2 miejsce ze stratą trzech punktów do FC Barcelony. Nad trzecim Realem Madryt w rozgrywkach Primera Division mają z kolei pięć punktów przewagi.