wtorek, 27 maja 2014

Legia - nagi mistrz Polski z Łazienkowskiej 3

Michał Żyro (na zdj.) to jeden
z najlepszych graczy Legii na wiosnę,
Roger Gorączniak, CC 3.0
Legia Warszawa wywalczyła 10. w swojej historii tytuł mistrzowski. Stało się to bez… wychodzenia na boisko. Wszystko za sprawą Lecha Poznań, który w sobotę bezbramkowo zremisował na własnym obiekcie z Pogonią Szczecin.

Niedzielny mecz z Ruchem Chorzów miał być spotkaniem, w którym legioniści potwierdzą swoją klasę i sięgną w sposób łatwy i przyjemny po trzy punkty. Gracze Jana Kociana dla obrońców tytułu przed rozpoczęciem zawodów utworzyli szpaler. Na trybunach Pepsi Arena zasiadł komplet widzów. Wszystko wydawało się zatem sprzyjać stołecznemu zespołowi.

Od samego początku legioniści grali bardzo niedokładnie, wykonując dużą liczbę dośrodkowań, które nie przynosiły żadnego rezultatu. Znakomite sytuacje strzeleckie marnowali na potęgę, kolejno Rzeźniczak, Radović czy też Jodłowiec. Oglądając niedzielne spotkanie miało się wrażenie, że Legia pogodziła się z losem. Chęci, owszem zawodnikom nie brakowało, ale jakość gry pozostawała bardzo wiele do życzenia.

Największą bolączka i głównym materiałem do przemyśleń na przyszłość (w kontekście europejskich pucharów) dla szkoleniowca wojskowych Henninga Berga powinna być gra obrony, która po raz drugi z rzędu dopuściła do straty dwóch bramek. Dusan Kuciak nie był w stanie obronić karnego wykonywanego przez Filipa Starzyńskiego (10 trafienie w rozgrywkach). Był także bezradny przy główce Piotra Stawarczyka (trzeci gol w bieżącym sezonie Ekstraklasy). Najbardziej gole obciążają konto Bartosza Bereszyńskiego, który w bezsensowny sposób sprokurował rzut karny, zagrywając piłkę ręką oraz Kuby Rzeźniczka. Blondwłosy stoper Legii nie upilnował we własnym polu karnym rosłego obrońcę Niebieskich. Warszawian stać było tylko na honorowego gola autorstwa Radovicia (14 w sezonie) po asyście (także 14) rewelacyjnego wiosną Michała Żyro, który jest liderem tej klasyfikacji.

Porażka Legii 1:2 (pierwsza na własnym stadionie od sierpnia zeszłego roku) nieco popsuła fetę, która trwała do późnych godzin nocnych i przeniosła się najpierw na Starówkę, a następnie na Agrykolę. Po meczu legioniści przejechali odkrytym busem spod samego stadionu na Stare Miasto. Towarzyszył im niezwykle żywiołowo dopingujący tłum fanów.

Legia zdobyła 10. mistrzostwo Polski, ponieważ w ekstraklasie nie miała praktycznie żadnej konkurencji. Do pewnego momentu starał się ją gonić Lech Poznań, ale silna ławka rezerwowych i dużo wyższy budżet były czynnikami, które zadecydowały o tym, że to warszawianie mogli świętować kolejny tytuł.

W wielu spotkaniach Legia mnie nie przekonywała. Często wystarczało zagrać tylko jedną dobrą połowę, w większości przypadków drugą, aby pokonać kolejnych ligowych rywali. Spora liczba wygranych meczów była odniesiona w słabym stylu i przy dużym łucie szczęścia. Oczywiście nie można zabierać zasług i imponującej passy 8 ligowych zwycięstw z rzędu pod wodzą Berga. Swoją cegiełkę do tego mistrzostwa dołożył także Jan Urban, który został z zwolniony z Legii pod koniec roku. 

Statystyki przemawiają za norweskim szkoleniowcem, który prowadził Legię w 14 meczach ligowych. Wygrał z nich aż 10 i po 2 zremisował i przegrał ( włączając w to walkower za spotkanie z Jagiellonią).

Najlepszym meczem Wojskowych w 2014 roku było spotkanie z Wisłą Kraków. Legia urządziła sobie wtedy festiwal strzelecki i odprawiła Krakowian z bagażem pięciu goli. Warszawianie przez pełne 90 minut panowali na boisku i udowodnili, jak duży drzemie w nich potencjał. Rozmach akcji ofensywnych niosący za sobą jakiś nowy element zaskoczenia dla przeciwnika, a przy tym, szybka i kombinacyjna gra pozwoliły odnieść bardzo przekonywujące zwycięstwo. Szkoda, że tak rzadko mogliśmy oglądać Legię grającą z takim polotem i zaangażowaniem.

Berg rzadko rotował składem, w którym niemal przez całą rundę radził sobie bez nominalnego napastnika, z Radoviciem na szpicy. Co ciekawe, wariant ten był bardzo dobrym rozwiązaniem, a Serb z polskim paszportem na 2 kolejki przed końcem rozgrywek ma na koncie już 14 trafień.

Do końca sezonu zostały dwa mecze , które dla Legionistów będą już tylko „meczami sparingowymi” i głównym przetarciem przed eliminacjami Ligi Mistrzów, które rozpoczną się już w drugiej połowie lipca.

Podopieczni Berga mistrzostwo zdobyli w cuglach, jednak swoją grą nie rozpieszczali kibiców. Na skuteczną grę w lidze to starczyło, jednak na puchary może okazać się za mało. Cały sztab Legii ma niecałe dwa miesiące, aby dokonać kupna wartościowych i solidnych piłkarzy, którzy pomogliby wywalczyć awans, jeśli nie do fazy grupowej Ligi Mistrzów, to przynajmniej do Ligi Europy. Czy nagi mistrz krajowego podwórka założy szaty (w tym wypadku poczyni wzmocnienia), które pomogą zaprezentować się z dobrej strony na europejskiej arenie?

Artykuł został opublikowany na portalu neomedia.info.

sobota, 24 maja 2014

Derby Madrytu w wielkim finale Ligi Mistrzów! Atletico czy Real?

Czy Cristiano Ronaldo znajdzie sposób
na pokonanie Thibauta Courtoisa w dzisiejszym 

finale Ligi Mistrzów?, fot. laurahale, CC 3.0
Już dzisiaj o 20.45 rozpocznie się wielki finał Ligi Mistrzów, który będzie wewnętrzną sprawą dwóch hiszpańskich drużyn z Madrytu. Na Estadio da Luz w Lizbonie zmierzą się zespoły Atletico i Realu. Czy wybitny strateg Diego Simeone przechytrzy starego wygę Carlo Ancelottiego?


Atletico lepsze od Realu w lidze hiszpańskiej

Przez lata Atletico miało kompleks Realu na wielu płaszczyznach. Począwszy od budżetów (niemal pięciokrotnie wyższy jest Los Blancos), a kończąc na sukcesach sportowych i zdobywanych trofeach. Ponadto Królewscy co sezon zatrudniali przynajmniej jedną gwiazdę światowego formatu, płacąc za nią astronomiczne sumy. Natomiast Atletico z trudem wiązało koniec z końcem, balansując często na granicy strefy spadkowej albo w środkowej części tabeli i sprowadzając piłkarzy za kwoty rzędu, zaledwie kilku milionów euro.

Wszystko się zmieniło niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w trwającym sezonie, w którym do rozegrania został jeszcze ostatni mecz w postaci wielkiego finału Ligi Mistrzów. Tym razem to Real musiał oglądać plecy Atletico w wyścigu o mistrzostwo Hiszpanii. Banda Simeone zdobyła pierwszy od 1996 roku tytuł ligowy Primera Division, natomiast Los Blancos zakończyli rozgrywki dopiero na trzecim miejscu w tabeli.

Obsesja Los Blancos

Dla Realu zdobycie „La Decimy”, czyli 10. Pucharu Europy w swojej historii, jest traktowane niczym obsesja czy też choroba, która ciąży na madrytczykach przez długie 12 lat. Natomiast Atletico nigdy nie wygrało najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek i wszyscy fani Rojiblancos liczą, że w swoim drugim finale w historii (poprzedni miał miejsce 40 lat temu), sięgną po raz pierwszy w swoich dziejach po upragniony Puchar Mistrzów.

Cudowne ozdrowienie Diego Costy?

Walkę z czasem, prawdopodobnie aż do rozpoczęcia sobotniego meczu, będzie toczył najlepszy snajper Atletico - Diego Costa, autor 36 goli w bieżącym sezonie, we wszystkich rozgrywkach. Brazylijczyk zmaga się z kontuzją I stopnia mięśnia dwugłowego w prawym udzie. Cały sztab Atletico robi wszystko, aby reprezentant Hiszpanii był zdolny do gry w finale LM. Diagnozy stawiane przy tego typu urazach zazwyczaj wiążą się z dwutygodniową przerwą w grze. 

Piłkarz poleciał specjalnie aż do Belgradu do lekarki Marijany Kovacević, która słynie w środowisku piłkarskich z niekonwencjonalnych metod leczniczych. Polegają one na regeneracji mięśni za pomocą… końskiego łożyska i lekkich elektrowstrząsów. W przeszłości Serbka uzdrowiła m.in. Franka Lamparta i Robina Van Persiego. 

Tuż po powrocie z Serbii Costa trenował razem z pozostałymi zawodnikami z zespołu. Były to ostatnie zajęcia Atletico przed wylotem do Lizbony. Najlepszy snajper Los Colchoneros uczestniczył nie tylko w rozgrzewce, ale także kopał piłkę! Czy jest to zwiastunem tego, że reprezentant Hiszpanii zagra jednak w Lizbonie?

Niepewny występu w finale LM jest także pomocnik Atletico Arda Turan, który już po 22 minutach zmuszony był opuścić mecz z Barceloną, decydującym o mistrzowskim tytule. Rekonwalescent w czwartek także brał udział w treningu razem z pozostałymi graczami.

Ronaldo i Bale gotowi, a Pepe i Benzema niepewni?

Diametralnie inaczej wygląda sytuacja kadrowa w obozie Realu Madryt, który jest w znacznie lepszej sytuacji. Największą stratą w finale będzie z pewnością brak defensywnego pomocnika Xabiego Alonso, który pauzuje za żółte kartki. Błyskawicznie do zdrowia wraca za to Cristiano Ronaldo, nieobecny w sobotnim meczu ligowym z Espanyolem. Co prawda jeszcze w poniedziałek nie uczestniczył w treningu wspólnie z całym zespołem, ale miał zabiegi indywidualne z fizykoterapeutą.

- Jestem w dobrej dyspozycji, a w sobotę będę przygotowany w 100 procentach. Mówią, że oni są faworytami? Bardzo dobrze, sprawdzimy to na boisku – zapowiedział Portugalczyk.

Znakomitą wiadomością dla trenera Realu Ancelottiego jest powrót do gry Garetha Bale’a, który w meczu z Espanyolem wpisał się raz na listę strzelców oraz Karima Benzemy, borykającego się ostatnio z urazem pachwiny.

- Mam nadzieję, że powtórzę swój wyczyn z finału Pucharu Króla. To będzie niezwykle ważny mecz, ale przybyłem do Madrytu właśnie po to, aby takie spotkania rozgrywać – powiedział Waljczyk.

Jedyną niewiadomą wydaje się być stan zdrowia Pepe, filara obrony Los Blancos, który od 2 tygodni zmaga się z kontuzją. Gdyby Portugalczyk nie mógł wystąpić w finale, to zastąpi go młody i niezwykle utalentowany stoper Raphael Varane. 

Do całej sytuacji odniósł się również trener Realu Ancelotti, który powiedział:

- To jedyni piłkarze, co do których mamy wątpliwości. Nie chcę być optymistą czy pesymistą. Dziś zagrać by nie mogli, ale ja podejmę decyzję w sobotę. Jeśli Pepe nie będzie mógł zagrać, pojawi się Varane. Ronaldo i Bale zagrają – poinformował Ancelotti.

Włoch uważa, że wielki finał LM będzie niezwykle zaciętym widowiskiem, a o zwycięstwie zadecydują detale.

- Nie mamy żadnych sekretów. Znamy się bardzo dobrze, finał będzie wyrównany, ja żadnej presji nie czuję, a jedynie szczęście... w końcu tak wiele ekip obejrzy to spotkanie tylko w telewizji – zakończył trener Realu.

Artykuł został opublikowany na portalu neomedia.info.

niedziela, 18 maja 2014

Atletico Madryt na piedestale. Zespół Simeone mistrzem Hiszpanii!

Bez Diego Costy (na zdj.) mistrzostwo Atletico
nie byłoby możliwe, fot. Carlos Deglado CC 3.0
W ciągu dwóch i pół roku Diego Simeone zbudował w Madrycie zespół, który po wielu długich latach zdołał przerwać w lidze hegemonię Barcelony i Realu Madryt. Po heroicznym, wręcz wyniszczającym boju zdziesiątkowane Atletico resztkami sił i tchu zdobyło mistrzostwo Hiszpanii w najlepszy z możliwych sposobów, bo w ostatniej ligowej kolejce. I to w samej jaskinii lwa, czyli na obiekcie Camp Nou, głównego konkurenta - Barcelony, która z 19 meczów na własnym obiekcie nie zdobyła kompletu punktów w zaledwie trzech spotkaniach!

Kilka miesięcy temu pisałem tekst o Atletico zatytułowany: "Wspaniały sezon Atletico Madryt. Strącą z tronu Barcelonę?”. Teraz mogę odpowiedzieć na to pytanie z pełnym przekonaniem, że ta sztuka im się udała i to z nawiązką. Rojiblancos zdobyli w sezonie 2013/14 aż 90 punktów i o trzy oczka wyprzedzili Blaugranę. 

Takie czynniki jak: determinacja, zespołowość, wola walki, pełne poświęcenie, heroizm, zaangażowanie, hart ducha, upór i wkładanie w każdy mecz całego serca okazały się niezawodne, do bólu skuteczne, a przede wszystkim kluczowe w walce o tytuł Primera Division dla zawodników Diego Simeone. 

Ekipa argentyńskiego szkoleniowca pokazała swój charakter i niezwykłą dojrzałość, a także odporność psychiczną oraz wręcz nadludzkie przygotowanie fizyczne w kluczowych momentach wielu spotkań, które decydowały o tytule. Natomiast Simeone podejmował wiele konsekwentnych i słusznych decyzji w przekroju całego sezonu 2013/14. Najczęściej ustawiał zespół w formacji 4-4-2 i praktycznie od początku rozgrywek korzystał z grupy składającej się z zaledwie 11-15 zawodników! Każdy z nich miał niemal żelazne płuca i był znakomicie przygotowany pod względem motorycznym do kolejnych meczów. Im bliżej końca sezonu tym morale całej drużyny wzrastało z każdy kolejnym zwycięstwem. Argentyńczyk poznał smak mistrzostwa bardzo szybko, bo zaledwie po dwuipółletniej pracy na stanowisku trenera Rojiblancos.

Wydawało się, że po nagłych i niespodziewanych kontuzjach na początku spotkania z Barceloną, najpierw lidera zespołu Diego Costy w 16. minucie, a następnie wojownika środka pola Ardy Turana w 23. minucie, cały misterny plan taktyczny Simeone i jego bandy legnie szybko w gruzach. Po nieprawdopodobnym golu życia strzelonym w 33. minucie przez Alexisa Sancheza Barcelona objęła prowadzenie 1:0 i w pełni mogła kontrolować mecz. Duma Katalonii mimo przygniatającej przewagi w posiadaniu piłki, biła głowa w mur i nie potrafiła po raz drugi skierować piłki do siatki, nie licząc sytuacji kontrowersyjnej, zakończonej nieuznaną bramką. Sędzia dopatrzył się pozycji spalonej Leo Messiego w momencie oddawania strzału. Innych klarownych sytuacji team Martino nie potrafił sobie stworzyć. 

Wiara w zawodnikach Simeone była tak silna, a dążenie do zdobycia mistrzostwa tak duże, że nawet przez moment nie przeszła zawodnikom myśl, że mogą tego tytułu nie wywalczyć. Był on głęboko zakorzeniony w ich świadomości. Sami wiedzieli, że są zależni tylko od siebie i takiej okazji nie mogą zaprzepaścić. 

„El Cholo” po raz kolejny sam przeszedł siebie i okazał się wybitnym strategiem, a jego armia zaczęła realizować wszystkie jego polecenia w sposób perfekcyjny, niemal bezbłędny. Atleti wcale nie załamało się stratą bramki na 0:1,ale mozolnie wdrażało swoją strategię, mającą na celu zdobycie wyrównującego gola. 

Jednym z najważniejszych atrybutów klubu z Vicente Calderon w całym sezonie były stałe fragmenty gry, zwłaszcza rzuty rożne, po których Rojiblancos strzelali wiele bramek. To właśnie po dośrodkowaniu Gabiego z rzutu rożnego gola na wagę remisu 1:1. a tym samym tytułu mistrzowskiego, zdobył głową w 49. minucie stoper Atleti, Diego Godin. Paradoksalnie, najskuteczniejsza broń Rojiblancos była jedną z największych pięt achillesowych Barcelony w sezonie 2013/14. 

Atletico po raz 6 mierzyło się z Barcą w rozgrywkach i w ani jednym z tych meczów nie dali się pokonać! Osiągnięcie doprawdy niebywałe. 

Siłą zespołu Atletico w meczu z Barceloną był po raz kolejny kolektyw zespołu, który stanowiła szczelna, zwarta, żelazna defensywa w osobach stoperów o żelaznych płucach Diego Godina oraz Mirandy, którzy przerywali raz po raz groźne akcje zespołu Gerardo Martino. 

Wyznacznikiem klasy zespołu Simeone było także znakomite przygotowanie fizyczne graczy. Argentyński trener w przekroju całego sezonu bardzo rzadko stosował rotacje w składzie, grając praktycznie w większości spotkań stałą jedenastką. W sobotnim meczu z Barceloną było to widoczne i w kościach niektórzy zawodnicy odczuwali trudy całej wyczerpującej dla nich batalii. Najpierw dwie szybkie kontuzje odniesione przez czołowych zawodników Atleti, następnie skurcze m.in. Davida Villi, który w ostatnich fragmentach meczu niemal słaniał się na nogach. 

Wysiłek i trud włożony przez każdego z zawodników Atletico, którzy swoje serce do gry zostawili na Camp Nou zaprocentowało zdobyciem pierwszego tytułu mistrzowskiego od 18 lat. Co ciekawe w 1996 roku Diego Simeone, cieszył się z ostatniego mistrzostwa zdobytego w barwach… Rojiblancos. Można więc śmiało napisać, że historia zatoczyła koło. Zaangażowanie, a także niebywałe poświęcenie, niemal heroiczna walka o każdą piłkę, o każdy centymetr boiska zaowocowały 10-tym w historii triumfem w La Liga. 

Sobotni mecz był wyniszczającą walką dla podopiecznych Simeone. Nie obyło się bez ofiar. Kontuzje Diego Costy i Ardy Turana, a także zejście z boiska rezerwowego Adriana, który wcześniej zastąpił przecież na placu gry Brazylijczyka z hiszpańskim paszportem pokazały, że nie ma piłkarzy niezastąpionych i trzeba sobie radzić w każdej sytuacji. 

Jakże wymownym obrazkiem całego spotkania były łzy Costy i Turana, którzy schodzili z boiska kontuzjowani, nie mogąc kontynuować dalej gry. Jak się później okazało rozpacz i bezsilność tych dwóch graczy, którzy nie mogli pomóc swoim kolegom na boisku, przerodziły się we łzy szczęścia i triumfu, a sportowa złość tchnęła w zespół Simeone nowego ducha, który był z nimi przez cały mecz i czuwał na stadionie Camp Nou. 

Swój 10. tytuł w historii ligi hiszpańskiej Atletico zdobyło całkowicie zasłużenie. Kwestia ta nie podlega żadnej dyskusji. Rojiblancos pierwszy zwycięski finał mają już za sobą, ale to jeszcze nie koniec emocji. 24 maja czeka ich drugi, jeszcze ważniejszy niż ten pierwszy. W wielkim finale Ligi Mistrzów w Lizbonie Rojiblancos zmierzą się z ekipę Realu Madryt i wcale nie stoją na straconej pozycji. Zdobycie w jednym sezonie, oprócz mistrzostwa także Pucharu Europy przypieczętowałoby fenomenalny sezon, najlepszy w historii madryckiego klubu, który może się szybko nie powtórzyć. 

Tytuł La Liga wywalczony przez Rojiblancos oklaskiwało 90 tysięcy kibiców Barcelony, którzy w ten sposób oddali hołd, szacunek i uznanie graczom Diego Simeone. Główną kwestią pozostaje teraz czy Atleti pójdzie za ciosem i pomimo kontuzji dwóch czołowych graczy – Costy, który na pewno nie zagra w finale Ligi Mistrzów oraz Turana, który ma cień szansy na występ, będzie w stanie wznieść się jeszcze raz na wyżyny swoich umiejętności i podbić Lizbonę, aby zdobyć pierwszy w historii klubu Puchar Mistrzów. Ostatni raz w finale byli 40 lat temu.

sobota, 17 maja 2014

Finał Pucharu Niemiec: Borussia - Bayern. Ostatni mecz Lewandowskiego w BVB!

Czy Robert Lewandowski (na zdj.)
godnie się pożegna z BVB?
fot. Eastfrisian, CC. 30
W sobotni wieczór (początek o godz. 20.00) Borussia Dortmund zagra z Bayernem Monachium w finale Pucharu Niemiec na stadionie Olimpijskim w Berlinie. Będzie to ostatni mecz Roberta Lewandowskiego w czarno-żółtym trykocie przed przeprowadzką do zespołu prowadzonego przez Pepa Guardiolę.

Świeżo upieczony król strzelców ligi niemieckiej (20 goli w sezonie) po raz drugi w ciągu tygodnia zagra na stadionie w Berlinie, na którym ma same miłe wspomnienia. W ubiegłą sobotę napastnik reprezentacji Polski zdobył tam dwie bramki w potyczce z Herthą Berlin w ramach 34. serii gier i tym samym przypieczętował zdobycie statuetki, przedstawiającej armatę Bundesligi dla najlepszego strzelca całych rozgrywek.

Jakby tego było mało to dokładnie 2 lata temu Dortmundczycy zmierzyli się z Bayernem Monachium w finale Pucharu Niemiec właśnie na… stadionie Olimpijskim w Berlinie, upokarzając Monachijczyków 5:2. Katem Bayernu był wtedy, jakżeby inaczej… Robert Lewandowski, który zaliczył hat-tricka.
Dodatkowo sobotnie starcie Lewego przeciwko swojemu przyszłemu pracodawcy będzie pożegnalnym występem w barwach BVB. 25-letni napastnik już nie może się doczekać finałowego starcia, w którym z pewnością będzie chciał zdobyć gola.

- Zawsze powtarzałem, że bardzo chciałbym pożegnać się z Borussią Dortmund, zdobywając tytuł wraz z całą drużyną. Wygrana przeciwko Bayernowi Monachium w finale Pucharu Niemiec byłaby wspaniałym zakończeniem mojej czteroletniej przygody w zespole czarno-żółtych – powiedział Lewandowski.

Ponadto Polak odniósł się także do Mario Goetze, który dwa lata temu wspólnie z Lewym cieszył się z wywalczenia Pucharu Niemiec. Teraz obaj staną po przeciwnej stronie jako rywale na boisku.

- To będzie świetny mecz, już nie mogę się doczekać pojedynku z Mario. On jest niesamowitym piłkarzem. Miałem szansę przekonać się o tym podczas naszej 3-letniej współpracy w BVB. Świetnie rozumieliśmy się na boisku jak i poza nim. Mario niejednokrotnie przyczynił się do zdobywanych przeze mnie goli. Mam szczerą nadzieję, że już wkrótce to wszystko powróci – cytuje Lewandowskiego niemiecki „Bild”

Im bliżej końca sezonu tym forma podopiecznych Juergena Kloppa zwyżkuje. Od początku kwietnia i przegranej z Realem Madryt 0:3 w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów, czarno-żółci wygrali następne 9 z 11 spotkań we wszystkich rozgrywkach i ani razu nie schodzili z boiska pokonani!

Natomiast zgoła odmiennie wygląda sytuacja Bayernu Monachium, który od czasu wywalczenia najszybszego w historii mistrzostwa Bundesligi, przegrał aż 4 mecze, po dwa w lidze - z Augsburgiem 0-1 i właśnie z Dortmundem aż 0-3, a także dostał 2 niezwykle bolesne ciosy od Realu Madryt 0-1 i aż 0-4 na własnym stadionie w ćwierćfinale LM.

W finałowym meczu Pucharu Niemiec na pewno w zespole Pepa Guardioli nie wystąpi Thiago Alcantara (zerwane wiązadła), a pod znakiem zapytania stoi występ Francka Ribery’ego, narzekającego na uraz pleców oraz Bastiana Schweisteingera, któremu dokucza ból w kolanie. Sensacyjnie w kadrze na ten mecz, decyzją Pepa Guardioli nie znalazło się miejsce dla drugiego w klasyfikacji strzelców Bundesligi, autora 18 goli - Mario Mandżukicia!

Wśród drużyny Juergena Kloppa ostatnio narzekali na drobne urazy Mats Hummels, Marco Reus i Nuri Sahin, ale wszyscy powinni być raczej do dyspozycji trenera w finale.

Ciekawostkę stanowi fakt, że główne trofeum DFB-Pokal, o które powalczą zawodnicy Borusii i Bayernu wniesie na stadion trzykrotna mistrzyni olimpijska w narciarstwie alpejskim Maria Hoefl-Riesch.

Artykuł został opublikowany na portalu neomedia.info.

piątek, 16 maja 2014

Pojedynek tytanów Primera Division: Barcelona vs Atletico. Stawką mistrzostwo Hiszpanii!

Leo Messi (po prawej) i Xavi (w środku) są gotowi do gry w sobotnim
szlagierze, natomiast Puyol (po lewej) żegna się 

z Barceloną, fot. Christopher Johnson, CC. 2.0
W najbliższą sobotę FC Barcelona stanie przed szansą wywalczenia 23. mistrzostwa Hiszpanii w swojej historii. W spotkaniu decydującym o tytule zagra przeciwko Atletico Madryt, które w bieżącym sezonie 2013/14 w pięciu konfrontacjach z Katalończykami ani razu nie zaznało goryczy porażki! Areną wspaniałej walki będzie stadion Camp Nou.

Statystyki przemawiają za Atletico
Diego Simeone, szkoleniowiec Rojiblancos w powoli kończących się rozgrywkach notuje niesamowitą passę w meczach przeciwko Barcelonie. Atleti cztery razy remisowało mecze z Blaugraną, po dwa razy 0:0 i 1:1. Natomiast w tym najważniejszym podejściu, rewanżowym starciu w ćwierćfinale Ligi Mistrzów podopieczni argentyńskiego szkoleniowca wygrali na Vicente Calderon 1:0 po golu Koke. Tym samym wyrzucili ekipę Gerardo Martino za burtę tych rozgrywek już na tym etapie, po raz pierwszy od sezonu 2006/07, kiedy to Barca odpadła w 1/8 finału po dwumeczu z Liverpoolem.

Bez konspiracji, podejrzeń, ukrytego celu i strachu, a także bez jakiejkolwiek drugiej szansy. W sobotę o godz. 18 rozpocznie się na Camp Nou spotkanie, które zadecyduje o tym, kto zdobędzie mistrzostwo Hiszpanii w sezonie 2013/14.

Barca czy Atletico?
Z pasjonującego wyścigu o tytuł w rozgrywkach Primera Division ostatecznie odpadł w ubiegłą niedzielę Real Madryt, który poległ sensacyjnie w Vigo z Celtą 0:2. Na głównym froncie walki zostały już tylko dwa zespoły, które w sobotę wystawią przeciwko sobie najcięższą artylerię, jaką mają do dyspozycji. Na czele ze swoimi największymi działami - dwoma czołowymi strzelcami La Ligi. Leo Messi z 28 golami, aktualny wicelider tabeli strzelców stanie na przeciwko Diego Costy, autora 27 trafień w Primera Division. Argentyńczyk stoczy z Brazylijczykiem z hiszpańskim paszportem heroiczną walkę, której stawką jest zdobycie mistrzostwa ligi.

Atletico na tytuł czeka już długie 18 lat. Niewiarygodna szansa zdobycia go nadarzyła się w poprzedniej serii
David Villa na pierwszym planie ma wiele do udowodnienia
w meczu przeciwko Barcelonie, której był graczem jeszcze
w poprzednim sezonie
, fot. Carlos Delgado, CC 3.0
gier, kiedy to Rojiblancos podejmowali u siebie przeciętną Malagę. Była 93. minuta gry na boiskowym zegarze, kiedy to na indywidualną akcję zdecydował się skrzydłowy Atleti – Adrian. Hiszpan ściął do środka, wpadł w pole karne i położył zwodem jednego z obrońców, oddając mierzony strzał w kierunku bramki Andaluzyjczyków. Piłka leciała w samo okienko i nagle stało się coś niesamowitego. Przepiękna, niemal kosmiczna parada, prawdopodobnie najlepsza w sezonie, bramkarza Malagi Willego Caballero uratowała paradoksalnie… Barcelonę, która wciąż pozostaje w grze o tytuł. 

Blaugrana już żegnała się z jakimikolwiek szansami na obronę mistrzostwa La Ligi, a zawodnicy mieli dość, delikatnie mówiąc, niezbyt udanego sezonu i czuli ulgę, że już powolutku dobiega on do końca. Remis Atletico z Malagą 1:1 spowodował, że w całej Katalonii nadzieje znowu odżyły. Na trzy dni przed meczem z Atletico wydaje się, że właśnie akcje Barcelony stoją trochę wyżej. Na korzyść Blaugrany z pewnością przemawia fakt, że decydujący mecz rozegrają na własnym obiekcie Camp Nou, który będzie wypełniony po brzegi.

Natomiast Atletico zabrakło, używając terminologii z biegów lekkoatletycznych dosłownie milimetra, pokonania ostatniego płotka, aby już w ubiegłą niedzielę mogli świętować wywalczenie mistrzostwa ligi hiszpańskiej. Teraz droga do tego wydaje się być znacznie trudniejsza i wyboista, bowiem Los Colchoneros muszą przynajmniej zremisować na Camp Nou, aby obronić swoją przewagę w ligowej tabeli i cieszyć się na koniec rozgrywek z mistrzostwa Hiszpanii.

Trzeci taki przypadek w historii
Dotychczas zaledwie dwa razy w historii zdarzyło się, aby walka o tytuł w rozgrywkach La Liga miała swoje rozstrzygnięcie w ostatniej kolejce pomiędzy dwiema zainteresowanymi drużynami. Po raz pierwszy w 1946 roku, kiedy to… Barca grała z Sevillą. Mecz skończył się wtedy remisem 1:1, który dał pierwszy i ostatni tytuł w historii Andaluzyjczykom. Druga taka sytuacja miała miejsce w 1951 roku, kiedy ponownie grała Sevilla, tym razem z… Atletico. W kontrowersyjnych okolicznościach padł bramkowy remis 1:1. Tytuł powędrował wtedy do Rojiblancos. Czy w najbliższą sobotę sytuacja się powtórzy na korzyść madrytczyków, tym razem w konfrontacji z Barceloną?

Simeone wraz ze swoją bandą nic jeszcze w bieżących rozgrywkach nie wygrał pomimo znakomitego sezonu. Ma jednak szansę na dwa triumfy, bowiem tydzień po konfrontacji z Barcą, Atletico zmierzy się w wielkim finale Ligi Mistrzów ze swoim lokalnym rywalem Realem. Można więc śmiało powiedzieć, że będą to dwa „finałowe mecze” dla Los Colchoneros, którzy swoją grą w przekroju całego sezonu zasłużyli na zdobycie, jeśli nie dwóch to co najmniej jednego trofeum.

Dodatkowo argentyński szkoleniowiec w perfekcyjny sposób umiał znaleźć „złoty środek” na barcelońską “tiki-takę”, której zagrożenie zminimalizował do absolutnego minimum. Atletico broni się wynikami z Barcą w trwającym sezonie, bowiem z pięciu spotkań nie przegrało żadnego, tracąc w nich zaledwie dwie bramki!

Filozofia trenera Atletico
Diego Simeone (na zdj.) jako trener Atletico notuje najlepszy
sezon w historii klubu
, fot. nao sei, CC. 30
Simeone niemal jak mantrę powtarza swoim zawodnikom jedno zdanie, które powoli zaczyna stawać się rzeczywistością. Argentyńczyk uważa, że najważniejszy dla zespołu jest najbliższy mecz, a wszystkie pozostałe sprawy schodzą wtedy na dalszy plan. Popularne frazesy - „od meczu do meczu” czy też „od finału do finału” dotyczące zespołu argentyńskiego trenera przewijają się niemal codziennie w hiszpańskich mediach. Simeone kilka dni temu ocenił szansę swojego zespołu na zdobycie mistrzostwa:

- Będziemy finiszować na pierwszej pozycji, nie jest ważne w jaki sposób to się stanie. To czego dokonał mój zespół jest wspaniałe. Wcześniej nikt nie uwierzyłby, a teraz przed ostatnim meczem sezonu mamy trzy punkty przewagi.. i nadal nikt nie wierzy w nas – zakończył trener Atletico.

Najsłabszy sezon Barcy od 6 lat!
Barcelona rozgrywa z kolei najsłabszy sezon od dobrych kilku lat. Jeśli udałoby się Katalończykom zdobyć mistrzostwo Hiszpanii to byłby to najgorszy wynik – 90 punktów od czasu rozgrywek 2008/09, kiedy to pod wodzą Pepa Guardioli zdobyli 87 oczek. Gracze Gerardo Martino pomimo kompromitujących wpadek z Realem Valladolid czy też Granadą, wciąż mogą sięgnąć po tytuł. Jest to czymś w rodzaju cudu zesłanego wprost z niebios. Prawdopodobnie drugiej takiej okazji Blaugrana nie będzie już mieć nigdy i grzechem byłoby nie skorzystać z takiej możliwości.

Najpiękniejszy sezon w historii Los Colchoneros?
Natomiast dla Atletico jest to z pewnością najlepszy sezon w historii, który dobiega do ligowego finiszu z dwoma punktami kulminacyjnym. Najpierw na Camp Nou w najbliższą sobotę, a następnie 24 maja z Realem w wielkim finale Ligi Mistrzów. Czy zwycięskie? Czy misja Diego Simeone okaże się kompletna i będzie dane świętować fanom Atletico pod fontanną Neptuna te dwa najważniejsze wydarzenia w historii madryckiego klubu?

Artykuł został udostępniony na portalu neomedia.info.

wtorek, 13 maja 2014

Towarzysko w Hamburgu. Niemcy zmierzą się z Polską

Na Stadionie miejscowego klubu HSV zostanie rozegrany mecz
Niemcy - Polska (fot. B1mbo CC 3.0)
Już dzisiaj wieczorem o godz. 20.45 rozpocznie się w Hamburgu towarzyski mecz Niemcy – Polska. Spotkanie będzie rozgrywane poza oficjalnym terminem FIFA, więc stanowi idealną okazję zarówno dla Joachima Loewa, jak i Adama Nawałki do sprawdzenia drugiego, a nawet trzeciego garnituru piłkarzy.

Obie reprezentacje zagrają w mocno okrojonych i eksperymentalnych składach. Ma to związek z finałami pucharu Niemiec: Bayern – Borussia oraz pucharu Anglii: Arsenal – Hull City, które odbędą się 17 maja. Klubowe obowiązki uniemożliwią zatem występ w Hamburgu wielu czołowym zawodnikom obu reprezentacji. 

Wystarczy wspomnieć chociażby nazwiska Philippa Lahma, Bastiana Schweisteingera, Mario Goetze, Toniego Krossa czy też Manuela Neuera. Natomiast po stronie polskiej Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek, a także kontuzjowany wciąż Jakub Błaszczykowski oraz dwójka bramkarzy londyńskiego Arsenalu – Szczęsny i Fabiański nie zagrają 13 maja.

Adam Nawałka na spotkanie z Niemcami powołał kadrę liczącą 26 nazwisk, ale z upływem czasu wypadło mu trzech kadrowiczów. Kontuzja ze zgrupowania i meczu przeciwko Niemcom wyeliminowała Łukasza Teodorczyka, natomiast zgody od swoich klubów, odpowiednio Hoffenheim i FK Krasnodar na udział w towarzyskim meczu nie dostali Eugen Polanski i Artur Jędrzejczyk.

Z kolei Joachim Loew skompletował zespół składający się zaledwie z 18 piłkarzy – 17 z Bundesligi i rodzynek grający za granicą - Skhodran Mustafi z Sampdorii Genua. Aż 12 z nich to absolutni debiutanci, którzy nawet przez jedną minutę nigdy nie występowali w barwach Trzech Lwów. W sumie tylko 10 zawodników z kraju naszego zachodniego sąsiada jest w gronie graczy walczących o udział w kadrze Niemiec na MŚ.

Według gazety „Kicker” w pierwszym składzie Niemiec na mecz z Polską Joachim Loew desygnuje aż sześciu debiutantów. Cała, bardzo młoda wyjściowa jedenastka ma wyglądać następująco:

Zieler - Hoewedes, Mustafi, Ginter, Guenter - Bender, Goretzka, Hahn, Draxler, Meyer - Volland

W obozie polskim największą niespodzianką jest powołanie do kadry z polskim paszportem Brazylijczyka Thiago Rangela Cionka, byłego gracza Jagielonii Białystok. Obecnie obrońca występuje w Serie B w barwach Modeny, gdzie zbiera bardzo dobre recenzje. Swoją szansę na debiut dostanie także prawdopodobnie zawodnik Legii Warszawa Michał Żyro, który w ostatnich tygodniach znakomicie spisuje się w barwach mistrza Polski.

Poniżej prawdopodobna polska jedenastka na mecz z Niemcami:

Boruc - Olkowski, Cionek, Szukała, Wawrzyniak - Krychowiak, Peszko, Klich, Rybus,Wolski - Robak

źródło: 
http://www.neomedia.info/towarzysko-w-hamburgu-niemcy-zmierza-sie-z-polska/

niedziela, 11 maja 2014

Real Madryt pod ścianą. Korespondencyjny bój Atletico i Barcy o mistrzostwo

Piłkarze Atletico są bardzo bliscy mistrzostwa, a Real
Madryt jest w bardzo trudnej sytuacji (fot. LAuraHale, CC 3.0)
Pasjonująco zapowiada się 37. kolejka Primera Division. Walka o Mistrzostwo Hiszpanii nabiera coraz większych rumieńców. W grze o tytuł pozostają wciąż trzy wielkie firmy, kluby z Madrytu: Real i Atletico oraz FC Barcelona.

Dzisiaj podopieczni Carlo Ancelottiego zagrają trudny wyjazdowy mecz w Vigo z Celtą. Natomiast drugi madrycki klub – Atletico zmierzy się na Vicente Calderon z dołującą w ostatnich tygodniach Malaga. Z kolei Barcelona pojedzie do beniaminka Elche, który wciąż nie jest pewny utrzymania w La Liga.

Środowy, zaległy mecz Realu z przedostatnim w tabeli Valladolid, miał być łatwy i przyjemny. Jednak nieszczęścia Realu rozpoczęły się już po kilku minutach, kiedy to z boiska musiał zejść kontuzjowany Cristiano Ronaldo, lider strzelców całych rozgrywek z dorobkiem 31 goli.

Po golu Sergio Ramosa (piątym w ostatnich czterech meczach!) wydawało się, że Los Blancos są na dobrej drodze do pewnego zwycięstwa i odrobienia straty punktowej do Los Colchoneros i Blaugrany w ligowej tabeli. Nic z tych rzeczy. Tuż przed końcem, w 85. minucie gry Kolumbijczyk Humberto Ostrio doprowadził do sensacyjnego wyrównania, co w ostatecznym rozrachunku oznacza, że Królewscy praktycznie stracili jakiekolwiek szansę na zdobycie Mistrzostwa.

Dwa remisy z rzędu w ciągu czterech dni, najpierw z Valencią 2:2, a następnie z Realem Valladolid 1:1 powodują, że Królewscy mają już tylko iluzoryczne szanse na zdobycie tytułu. By tak się stało, muszą wygrać dwa ostatnie mecze w sezonie i liczyć na stratę aż pięciu punktów przez Atletico i przynajmniej jedną porażkę Barcelony z Elche, bądź w ostatniej kolejce z Atletico na Camp Nou.

Podopieczni Diego Simeone zmierzą się na własnym stadionie z będącą w bardzo słabej formie Malagą, która z ostatnich czterech ligowych meczów wygrała zaledwie jeden. Stawka tego meczu jest dla Atleti ogromna, a największym zmartwieniem wydaje się być kontuzja najlepszego zawodnika Los Colchoneros Diego Costy (27 goli), który ma problemy z mięśniem dwugłowym. Jego występ na Vicente Calderon stoi pod dużym znakiem zapytania.

Pozostali gracze Atleti nie narzekają na kłopoty zdrowotne, a po pauzie za żółte kartki do dyspozycji będzie prawy obrońca Juanfran, natomiast tym razem przymusowy odpoczynek czeka filara obrony, Diego Godina. Bardzo entuzjastycznie o zbliżającym się meczu z Malagą wypowiada się pomocnik Atletico – Adrian, który za pośrednictwem Twittera w formie krótkiego video zamieszczonego na oficjalnej stronie madryckiego klubu, wyraził swoją opinię na ten temat.

- Sytuacja, w jakiej się znajdujemy, jest wynikiem naszego zaangażowania i ciężkiej pracy, która rozpoczęła się już w trakcie przygotowań do sezonu. Jesteśmy nastawieni na to, by zakończyć rozgrywki na jak najwyższym miejscu. To jest to, czego chcemy i musimy konsekwentnie trzymać się naszej filozofii, że myślimy tylko o najbliższym meczu – powiedział.

W tej chwili głównym rywalem Atletico w walce o tytuł jest FC Barcelona, która musi odnieść dwa zwycięstwa, zarówno z Elche (w najbliższą niedzielę), jak i w meczu ostatniej kolejki na Camp Nou, właśnie z zespołem Diego Simeone, aby obronić tytuł La Liga.

Sensacyjny remis Katalończyków w poprzedniej serii gier z Getafe 2:2, potraktowano w całej Katalonii jako absolutną porażkę i pogodzenie się z utratą szansy na tytuł. Niespodziewanie dwa z rzędu remisy Realu Madryt uchyliły dla zawodników Gerardo Martino dodatkową furtkę, która jest szeroko otwarta do zdobycia Mistrzostwa. As w talii Blaugrany – Leo Messi (autor 28 goli w sezonie) ocenia szansę na obronę tytułu w bardzo entuzjastyczny sposób.

- Jesteśmy obecnie w lepszej sytuacji, niż miało to miejsce w poprzednim tygodniu. Mamy kolejną szansę, aby wygrać La Ligę i wszystko zależy teraz od nas samych. Musimy skorzystać z tej sytuacji i nie może się ona nam wymknąć – powiedział Messi.

Wszystkie spotkania trzech walczących o tytuł zespołów, czyli Realu, Atletico i Barcelony, rozpoczną się dzisiaj wieczorem o tej samej porze. Ich początek zaplanowano na godzinę 19:00.

źródło:
http://www.neomedia.info/real-madryt-pod-sciana-korespondencyjny-boj-atletico-i-barcy-o-mistrzostwo/