piątek, 28 grudnia 2012

Dziurawe defensywy europejskich gigantów

Dwa giganci europejskiego futbolu, FC Barcelona i Manchester United w obecnym sezonie zdecydowanie dominują w swoich ligach, odpowiednio w hiszpańskiej i angielskiej. Oba kluby w połowie sezonu wypracowały sobie pokaźną zaliczkę punktową nad kolejnymi rywalami. W przypadku Barcy jest to aż 9 pkt przewagi nad madryckim Atletico, natomiast Czerwone Diabły mają 7 pkt więcej niż lokalny rywal – Manchester City. Zatem wydaje się, że w obu zespołach wszystko funkcjonuje sprawnie, niczym w szwajcarskim zegarku. Jednak rzeczywistość wygląda inaczej, a największym mankamentem Barcelony i Manchesteru jest często niefrasobliwa gra pod własną bramką, która ma konsekwencje w postaci seryjnie traconych bramek. Z czego to może wynikać?

Zacznijmy od FC Barcelony. Podopieczni Tito Vilanovy w rozgrywkach ligowych nie ponieśli jeszcze ani jednej porażki, jednak ich gra defensywa nie idzie w parze z jakością, jaką prezentują Katalończycy w ofensywie. Bieżące rozgrywki są najgorsze dla Blaugrany pod względem straconych bramek od sezonu 2000/01!

Obrońcy Barcy grają niezwykle widowiskowo w ofensywie, ale  w defensywie dopuścili już do straty 19 bramek w Primera Divison
W poprzednich latach linia obrony Barcelony stanowiła żelazny monolit, który funkcjonował bez żadnych zarzutów i grał bardzo pewnie, rzadko kiedy dopuszczając do straty więcej niż jednej bramki w meczu. Jakby tego było mało to w wielu przypadkach cała defensywa grała na czysto z tyłu.

Jakże zgoła odmiennie wygląda gra Barcelony w obronie w bieżących rozgrywkach. Duma Katalonii w 17. kolejkach rozgrywek Primera Division straciła aż 19 bramek i wynik ten plasuje Katalończyków poza pierwszą trójką, wspólnie z zajmującą przedostatnie miejsce w tabeli Osasuną Pampeluna! Nie jest to bynajmniej powodem do chwały, więc postanowiłem się przyjrzeć temu problemowi nieco głębiej. Z czego może wynikać tak słaba postawa Katalończyków w linii defensywnej?

Powodów jest zapewne kilka. Po pierwsze wpływ na to ma plaga kontuzji, która od początku sezonu 2012/13 prześladuje Barcelonę. Kontuzję eliminowały z gry m.in. takich zawodników jak: Adriano, Dani Alves, Carles Puyol czy też Gerard Pique. Rzadko kiedy zdarzało się, aby obecny lider Primera Division wystawiał taką samą linię defensywną w kolejnym meczu. Duże rotacje w składzie odbijają się na formie obrońców Barcelony. Ponadto wystawianie różnych linii obronnych ma wpływ na słabsze zgranie tej formacji, a także brak płynności i pewności siebie wśród zawodników.

Kolejnym powodem świadczącym o dużej liczbie traconych goli jest całkowicie niezrozumiała dekoncentracja całej defensywy, która w momencie wysokiego prowadzenia z niewytłumaczalnych powodów nagle rozluźnia szyki obronne, które rywal w błyskawiczny i bezlitosny sposób potrafi skruszyć. Przykładem doskonałym są tutaj mecze z Deportivo ( "hokejowa" wygrana 5:4) czy też Mallorcą (zwycięstwo 4:2). W obu spotkaniach prowadząc 3:0 w zbyt szybki i łatwy sposób defensorzy katalońscy dopuszczali do straty bramek.

Innym czynnikiem jest taktyka Barcelony, która pod wodzą Tito Vilanovy już nie jest taka agresywna w obronie, jak miało to za czasów Pepa Guardioli. Pressing na własnej połowie nie jest nawet w połowie tak dobry i szybki, jak pod wodzą Guardioli. Ponadto obrońcy Barcelony tracą wiele bramek po stałych fragmentach gry, a brak krycia i asekuracji jest aż nadto widoczny.

Ostatnim powodem jest według mnie bardziej ofensywne ustawienie zespołu. Obrońcy Barcy często starają się grać niezwykle ofensywnie do przodu, wchodząc w pole karne rywali. Jednak zapominają przy tym o zabezpieczeniu dostępu do własnej bramki. Zapędzenie się pod pole karne przeciwnika powoduje przykre konsekwencje w linii obronnej, gdzie powstaje duża luka i wolna przestrzeń, której nie ma kto zapełnić i najczęściej groźna sytuacja rywala pod bramką Katalończyków kończy się stratą gola.

Drugim zespołem, który ma podobny problem i należy do jednych z najlepszych na Starym Kontynencie jest Manchester United. Największym mankamentem Czerwonych Diabłów jest także gra linii obronnej, która w bieżących rozgrywkach, na półmetku sezonu dopuściła już do straty 28 bramek! Jest to niechlubny wynik, bowiem gorszą grę w defensywie prezentuje zaledwie siedem drużyn w całej Premier League!

Johnny Evans cieszy się razem z kolegami po strzelonym golu
Powody są podobne jak w przypadku Barcelony. Należy tutaj wymienić przede wszystkim kontuzje czołowych defensorów, ciągłe rotacje na bramce i wybór pomiędzy Andersem Lindegaardem, a Davidem De Geą, a także częste włączanie się obrońców do akcji ofensywnych. W obecnym sezonie ligowym obrońcy Czerwonych Diabłów już 10 razy pokonywali bramkarzy rywali! W spotkaniach z udziałem podopiecznych Aleksa Fergusona pada cztery bramki na mecz, więc na brak emocji kibice nie mają prawa ani trochę narzekać. Ponadto w zaledwie trzech meczach bieżących rozgrywek Premier League, Manchester zachował czyste konto bramkowe!

Podsumowując, zarówno Barcelona, jak i Manchester United postawiły na ofensywę, często zapominając o bronieniu dostępu do własnej bramki. Ma to odzwierciedlenie w traceniu dużej liczby bramek przez bramkarzy obu teamów. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, ponieważ dzięki temu można mieć niemal 100 proc. pewność, że widowiska z udziałem hiszpańskiego czy też angielskiego zespołu będą zawsze niezwykle emocjonujące, a poziom dramaturgii będzie trzymać  widzów niemal do ostatnich sekund prawie każdego spotkania.

niedziela, 23 grudnia 2012

Premier League. Lider z Manchesteru przyjeżdża do Swansea!

Arcyciekawie zapowiada się niedzielne przedświąteczne popołudnie na Liberty Stadium, gdzie nieobliczalny, walijski zespół Swansea City zmierzy się z liderem rozgrywek, drużyną Manchesteru United, który za wszelką cenę będzie chciał osiągnąć dobry wynik i utrzymać bezpieczną przewagę punktową nad grupą pościgową w angielskiej Premier League. Początek starcia o 14.30!




Podopieczni Michaela Laudrupa w bieżących rozgrywkach napsuli sporo krwi wielu zespołom uchodzących za faworytów. Wystarczy wspomnieć chociażby sensacyjną wyjazdową wygraną z Arsenalem Londyn 2:0 czy tez remis z innym londyńskim teamem Chelsea 1:1. W tabeli Łabędzie zajmują 11 miejsce ze stratą aż 19 punktów do zespołu Aleksa Fergusona. Jednak na mecze z teoretycznie mocniejszymi rywalami podopieczni Laudrupa wznoszą się na wyżyny swoich umiejętności.

Manchester United w ostatnich tygodniach prezentuje wyśmienitą formę, ponieważ wygrał już pięć spotkań z rzędu i ponadto jest najlepiej grającym zespołem w meczach wyjazdowych Premier League. Na 9 spotkań wygrał aż 7 i na Liberty Stadium z pewnością zrobi wszystko, aby podtrzymać tę znakomitą passę.

Ozdobą tego spotkania będzie pojedynek dwóch najskuteczniejszych aktualnie snajperów Premier League - Michu i Robina Van Persiego, którzy dotychczas trafiali do siatki po 12 razy. Hiszpański napastnik Swansea bardzo szybko zaadaptował się do warunków panujących na Wyspach i swoją dobrą grą potwierdza, że Swansea zrobiła doskonały interes wykupując go w letnim okienku transferowym za zaledwie 2,5 mln euro z hiszpańskiego Rayo Vallecano. Już w tej chwili Michu wart jest kilka razy więcej. W samych superlatywach o grze Hiszpana wypowiada się sir Aleks Ferguson, który stwierdził, że wcześniej wcale nie słyszał o tym zawodniku. Hiszpan według Szkota jest uniwersalnym zawodnikiem, który może grać na szpicy, ale często cofa się też do pomocy.

Głównym żądłem MU odpowiedzialnym za strzelanie goli jest Robin Van Persie, który po przejściu z Arsenalu do MU nie zatracił ani trochę swoich walorów strzeleckich. W meczu z Chelsea na Stamford Bridge to właśnie Holender zdobył w ostatniej minucie spotkania bramkę z rzutu wolnego na wagę trzech punktów.

Swansea pod wodzą Laudrupa gra bardzo otwartą i widowiskową piłkę, często z wykorzystaniem szybkich skrzydłowych - Wayne'a Routledga i Nathana Dyera. Najgroźniejszą bronią walijskiego teamu są błyskawicznie wyprowadzane szybkie kontry. W główniej mierze ciężar zdobywania goli spoczywa na Michu, jednak są także inny zawodnicy, którzy pełnią w zespole ważną rolę. Warto zwrócić uwagę na Hiszpanów - obrońcę, Angela Rangela oraz Pablo Hernandeza, pomocnika, który potrafi w sposób niekonwencjonalny zagrać piłkę. Jednak obaj zawodnicy są aktualnie kontuzjowani i Laudrup prawdopodobnie nie będzie mógł z nich skorzystać w meczu z Manchesterem United, co wydaje się być bardzo dużym osłabieniem.

W obozie Manchesteru z powodu kontuzji na pewno nie zagrają Rafael da Silva, Shinji Kagawa oraz dwaj pomocnicy Nani oraz Anderson. Sir Aleks Ferguson może za to liczyć na rekonwalescentów Nemanję Vidica oraz Johhny'ego Evansa, którzy powracają do składu i będą do dyspozycji.

Transmisja ze spotkania Swansea - Manchester United o 14.25 na antenie Canal Plus.

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/premier_league_lider_z_manchesteru_przyjezdza_do_swansea_255139.html

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Arsenal wyda w styczniu na transfery przynajmniej 49 mln euro!

Arsenal Londyn zamierza wydać w styczniowym okienku transferowym kwotę 49 mln euro, która ma pomóc w poprawieniu pozycji zespołu w rozgrywkach Premier League. Jednak sprowadzenie nowych zawodników za tak oszałamiającą sumę może okazać się niewystarczające w kontekście walki o czołową czwórkę w lidze angielskiej.


Po obfitującym lecie, kiedy to Arsenal przeznaczył na wzmocnienia ogromne pieniądze wydane lekką ręką, w styczniu Kanonierzy muszą rozważnie przeanalizować wszystkie za i przeciw kogo należy sprowadzić na Emirates Stadium. Wydanie 49 mln euro na nowych zawodników ma na celu wzmocnić skład i zachować szanse na walkę o pierwszą czwórkę na mecie sezonu Premier League.

Spekuluje się, że na Emirates Stadium w styczniowym okienku transferowym zostaną sprowadzeni, snajper Atletico Madryt Adrian oraz Wilfried Zaha – cudowne dziecko Crystal Palace. Zarząd Arsenalu planuje wydać na tych zawodników przynajmniej 40 milionów funtów. Jednak nawet tak pokaźna suma może okazać się zbyt mała, aby zapobiec kryzysowi, w którym jest pogrążony obecnie zespół Arsenalu prowadzony przez Arsene'a Wengera już od 16 lat.

63–letni francuski szkoleniowiec ma nie lada zadanie, aby w najbliższym czasie sprostać oczekiwaniom fanów i ponownie zyskać ich przychylność po ostatnich przykrych wpadkach londyńskiego zespołu. Czy wydanie 40 mln funtów na styczniowe wzmocnienia pomoże Arsenalowi w poprawieniu swojej pozycji w rozgrywkach Premier League? Czy Arsene Wenger dzięki sprowadzeniu nowych zawodników ponownie zyska autorytet wśród wszystkich sympatyków Kanonierów?

niedziela, 16 grudnia 2012

FC Barcelona - Atletico Madryt. Czy Falcao przyćmi Messiego?

Pasjonująco zapowiada się niedzielny wieczór w rozgrywkach Primera Division. W meczu na szczycie aktualny lider tabeli FC Barcelona zmierzy się z goniącym Katalończyków, ekipą Atletico Madryt. Która z gwiazd obu zespołów, będzie lepsza – Leo Messi, czy też może Radamel Falcao? Początek o godz. 21.



Czy Barca zwiększy przewagę nad Atletico?

FC Barcelona pod wodzą Tito Vilanovy jeszcze nie zaznała goryczy porażki w ligowych rozgrywkach, notując najlepszy start w historii La Liga. W 15. kolejkach Katalończycy wygrywali 14-krotnie i zanotowali zaledwie jeden remis! W tabeli Blaugrana wyprzedza podopiecznych Diego Simeone o sześć oczek. Duma Katalonii w przypadku zwycięstwa zwiększy swoją przewagę nad Atletico do 9 punktów. Natomiast Atletico postara się wypaść lepiej niż przed dwoma tygodniami w starciu z innym hiszpańskiem gigantem – Realem Madryt, który z pewnością wykorzystałby potknięcie Los Lochoneros, zrównując się z nimi punktami.

Atomowa Pchła czy El Tigre?

Mecz zapowiadany jest jako pojedynek, najlepszego piłkarza świata Leo Messiego z rewelacyjnym Kolumbijczykiem, Radamelem Falcao, który w zeszły weekend przeszedł do historii, strzelając jako pierwszy piłkarz w historii Atletico pięć bramek w jednym spotkaniu Primera Division! Obaj gwiazdorzy znajdują się na czele najskuteczniejszych strzelców rozgrywek. Messi ma na koncie już 23 gole w zaledwie 15 grach i zdecydowanie przewodzi w tym rankingu, natomiast El Tigre zdobył dla Los Colchoneros 16 bramek.

Cesc Fabregas nie zagra

W zespole Barcelony nie wystąpi Cesc Fabregas, który w ostatnich tygodniach imponował formą, bowiem strzelał bramki i asystował przy golach kolegów, niemal w każdym meczu. Jednak strata hiszpańskiego pomocnika prawdopodobnie nie będzie praktycznie wcale zauważalna w dzisiejszej konfrontacji, ponieważ Barca ma tak silny zespół kadrowo, że bez problemu znajdzie się inny zawodnik będący w stanie zastąpić Cesca.

Fatalna passa Los Colchoneros na stadionie Camp Nou

Ostatnie starcia Barcelony z Atletico na stadionie Camp Nou kończyły się wysokimi i pewnymi zwycięstwami Katalończyków. Jednak warto zwrócić uwagę na fakt, że podopieczni Diego Simeone dawno nie znajdowali się tak wysoko w tabeli, jak obecnie. Czy Madrytczycy przełamią swoja fatalną passę na stadionie Barcelony?

Gdzie oglądać hit 16.kolejki Primera Division?

Zapowiada się fantastyczne spotkanie, z którego transmisję przeprowadzi od 20.55 stacja Canal+ Sport.

Czy Leo Messi wyśrubuje jeszcze bardziej swój nieprawdopodobny rekord, wynoszący 88 goli, strzelonych w 2012 roku? Czy Radamel Falcao potwierdzi swoją wielką klasę na tle wielce utytułowanego rywala i wzniesie się na wyżyny?

sobota, 8 grudnia 2012

Wielkie derby Manchesteru już w niedzielę! City czy United?

W niedzielne popołudnie (godz. 14.30) w derbach Manchesteru zmierzą się ze sobą dwaj odwieczni rywale i jednocześnie sąsiedzi zza miedzy. Na Etihad Stadium City podejmie United. Zapowiada się ekscytujące widowisko piłkarskie. Która część miasta będzie się cieszyła ze zwycięstwa - niebieska czy też może czerwona?


Derby Manchesteru - starcie mistrza Anglii z aktualnym liderem tabeli

Będzie to mecz na szczycie Premier League 2012/13 i pierwsza konfrontacja obu zespołów w bieżącym sezonie ligowym. Dwa teamy z Manchesteru zdecydowanie górują w Anglii, znajdując się na dwóch pierwszych miejscach po 15. ligowych kolejkach. United wyprzedza City zaledwie o trzy punkty w tabeli. Należy podkreślić także fakt, że "Obywatele" jako jedyny zespół w lidze angielskiej nie ponieśli jeszcze ani jednej przegranej - dotychczas 9 zwycięstw i 6 remisów!

"The Citizens" pozostała walka tylko na ligowym froncie

Manchester City w środku tygodnia przeżył wielkie rozczarowanie, związane z odpadnięciem z Ligi Mistrzów. Podopieczni Roberto Manciniego mają już z głowy w tym sezonie europejskie puchary, bowiem nie zdołali się nawet zakwalifikować do wiosennej fazy Ligi Europy, więc mogą się skupić tylko na krajowych rozgrywkach.

Problemy kadrowe w obu zespołach przed derbami Manchesteru

"The Citizens" do starcia z ekipą Alexa Fergusona przystąpią mocno osłabieni kadrowo, bowiem Mancini nie będzie mógł skorzystać z usług takich zawodników jak: David Silva - uraz ścięgna udowego, James Milner - również podobna kontuzja, Aleksander Koralov - pachwina oraz Gael Clichy - dolegliwości związane ze stopą. Ponadto na pewno nie zagra Micah Richards, który już od kilku tygodni zmaga się z kontuzją kolana.

Zespół "Czerwonych Diabłów" także będzie nieco osłabiony personalnie. Zabraknie portugalskiego pomocnika - Naniego i Brazylijczyka Andersona (obaj zmagają się z urazem ścięgna udowego) oraz Japończyka Shinjiego Kagawy, który ma problemy z kolanem.
Najważniejszy pojedynek dla sir Alexa Fergusona w karierze szkoleniowej

Bardzo poważnie do niedzielnej konfrontacji podchodzi opiekun Manchesteru United Ferguson, który stwierdził: "Jeśli wygramy, będzie to jedno z najważniejszych zwycięstw za mojej kadencji, ale nie możemy grać w obronie, jak z Reading (4:3)" - zakończył trener, piastujący funkcję menedżera United już od 26 lat, którego słowa są cytowane na łamach Przeglądu Sportowego.

Mimo klęski United w sezonie 2011/12 statystki przemawiają wciąż na ich korzyść

United po zeszło sezonowych niepowodzeniach z City - upokarzająca porażka na Old Trafford 1:6 (najwyższa derbowa klęska Manchesteru w historii) i wyjazdowa przegrana 0:1 naEtihad Stadium, zakończonych w końcowym rozrachunku zdobyciem mistrzostwa Anglii przez podopiecznych Manciniego, teraz przystąpi do derbów Manchesteru z przewagą trzech oczek nad lokalnym rywalem i ogromną żądzą zrewanżowania się. Na przestrzeni ostatnich 20 lat statystyki są jednak znacznie korzystniejsze dla "Czerwonych Diabłów", którzy zwyciężali w 17 spotkaniach derbowych, a "Obywatele" zaledwie siedmiokrotnie. Ponadto sześć potyczek zakończyło się podziałem punktów.

Teamy z Manchesteru faworytami w wyścigu po tytuł Premier League 2012/13

Oba zespoły są głównymi kandydatami do wygrania mistrzostwa Anglii. Zapowiada się fantastyczny spektakl na Etihad Stadium. Po pierwsze dlatego, że zmierzą się ze sobą dwa aktualnie najlepsze teamy w rozgrywkach, a po drugie United grają w tym sezonie najlepiej na wyjeździe ze wszystkich zespołów w stawce (już sześć wygranych na osiem prób), Jakby tego było mało to obiekt City zostaje niezdobytą twierdzą już od 20 grudnia 2010 roku, kiedy to "Obywatele" ponieśli ostatnią porażkę na Etihad Stadium z Evertonem 1:2!

Czy "Czerwone Diabły" będą pierwszym zespołem od prawie dwóch lat, który wywiezie komplet punktów z gorącego obiektu Etihad Stadium? Czy Manchester City podtrzyma swoją niesamowitą passę bez porażki w rozgrywkach ligowych sezonu 2012/13? Kto znajdzie się po tym spotkaniu w niebie, a kto w piekle?

Przekonamy się o tym, oglądając transmisję z derbów Manchesteru w niedzielę o 14.30 na antenie Canal Plus Sport HD (studio przedmeczowe już od 14.10), a także Canal Plus 3D od 14.25.

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/wielkie_derby_manchesteru_juz_w_niedziele_city_czy_united_253337.html

piątek, 7 grudnia 2012

Śląsk - Legia. Hit na pożegnanie jesieni w T-Mobile Ekstraklasie!

W piątkowy wieczór na Stadionie Miejskim we Wrocławiu, aktualny mistrz Polski Śląsk Wrocław podejmie lidera tabeli, warszawską Legię w najciekawszym spotkaniu 15. kolejki T-Mobile Ekstraklasy. Dla obu zespołów będzie to ostatnie starcie w tym roku przed trzymiesięczną zimową przerwą w rozgrywkach polskiej ekstraklasy.


Mocnym akcentem zakończy się runda jesienna T-Mobile Ekstraklasy. Na stadion Miejski we Wrocławiu przyjeżdża bowiem rozpędzona Legia Warszawa, która będzie chciała zapewnić sobie bezpieczny komfort punktowy na półmetku sezonu nad resztą stawki, a zawodnicy w spokoju rozjechać się do domów na zbliżające się wielkimi krokami święta Bożego Narodzenia.

Śląsk Wrocław w tabeli zajmuje obecnie szóstą pozycję, ze stratą aż 10 punktów do Wojskowych. Podopieczni Stanislava Levy'ego wprawili w zachwyt wszystkich swoich sympatyków w poprzedniej kolejce kiedy to zdeklasowali w Poznaniu aż 3:0 miejscowego Lecha po golach Ćwielonga, Diaza i Soboty. Gra Śląska jest jednak w bieżącym sezonie bardzo nierówna, bowiem często po fantastycznych spotkaniach zdarzają się kompromitujące wpadki. Liderem Wrocławian jest Sebastian Mila, który w całym sezonie zaliczył już osiem asyst i zdecydowanie prowadzi w tej klasyfikacji w rozgrywkach T-Mobile Ekstraklasy.

Zespół Jana Urbana prezentuje za to bardzo równą formę. W 14. kolejkach przegrał zaledwie raz, w domowym spotkaniu z Jagiellonią Białystok 1:2. Ta przegrana wydaje się być jednak tylko chwilową słabością, bowiem w przekroju całej rundy Legia gra bardzo przyjemną i atrakcyjną piłkę dla wszystkich kibiców. W warszawskim zespole bryluje w ostatnim czasie Jakub Kosecki, który w trzech meczach z rzędu strzelił cztery bramki, a Legia odniosła w nich komplet trzech zwycięstw z rzędu. Bardzo dobrze układa się współpraca Kosy z Danielem Ljuboją (lider klasyfikacji strzelców - 10 bramek) oraz Miroslavem Radovićem (sześć asyst w sezonie)

W zespole Śląska na pewno nie wystąpi Sylwester Patejuk, narzekający na uraz uda oraz Patrik Mraz, z którym klub z Dolnego Śląska rozwiązał kontrakt z powodu afery "GikiewiczGate". Przypomnijmy, że cała sprawa obiła się szerokim echem w mediach. Jeden z braci Gikiewiczów - Łukasz na treningu powiedział, że nie będzie trenował ze Słowakiem z powodu jego problemów alkoholowych. Sytuacja szybko dotarła do władz Śląska i postanowiono natychmiast z powodu tego incydentu rozwiązać kontrakt z Mrazem. Nie jest to jeszcze koniec tej afery, bowiem bracia Gikiewiczowie zostali odsunięci od drużyny i prawdopodobnie także pożegnają się z wrocławskim klubem. Jednak konflikt wśród zawodników i napięta atmosfera w drużynie nie wpłynęła demobilizująco na zawodników, którzy przed tygodniem pokonali w wielkim stylu Lecha w Poznaniu w stosunku 3:0.

Natomiast Warszawianie przystąpią do meczu ze Śląskiem bez Michała Żyry, który w poniedziałek przeszedł zabieg związany z kontuzjowanym udem. Ponadto we Wrocławiu nie zagrają kontuzjowany już od wielu miesięcy Rafał Wolski, Marek Saganowski – mający problemy kardiologiczne oraz Ivica Vrdoljak. Niepewny udziału w meczu jest także Michał Żewłakow - problemy rodzinne.

Legia Warszawa ma bardzo miłe wspomnienia z ubiegłego sezonu i meczu we Wrocławiu, kiedy to zdemolowała gospodarzy w lutym br., wygrywając aż 4:0 po dwóch golach Janusza Gola oraz po jednej Inaki Astiza i Daniela Ljuboji. Jaki tym razem będzie scenariusz tego meczu? Czy Legia zachowa bezpieczną przewagę nad reszta stawki? Czy to może Śląsk zrewanżuje się Legionistom i pokusi się o wygraną?

Początek meczu we Wrocławiu już dzisiaj o godz. 20.45. Transmisja na antenie Canal+ Sport.

czwartek, 6 grudnia 2012

Najwięksi wygrani i przegrani fazy grupowej Ligi Mistrzów 2012/13

Faza grupowa Ligi Mistrzów 2012/13 dobiegła końca. Sześć kolejek było niezwykle ciekawych i obfitujących w wiele emocjonujących i niejednokrotnie sensacyjnych rozstrzygnięć. W wielu spotkaniach oprócz niezwykle wysokiego poziomu gry, nie zabrakło także dużej dozy dramaturgii. Które zespoły okazały się największymi wygranymi, a które najbardziej zawiodły? 


Najwięksi wygrani fazy grupowej LM

Borussia Dortmund - mistrzowie Niemiec we wspaniałym stylu wygrali grupę D, określaną "grupą śmierci", zostawiając w pokonanym polu takie firmy jak: Real Madryt, Ajax Amsterdam czy też Manchester City. Podopieczni Juergena Kloppa wyciągnęli wnioski z ubiegłorocznej edycji, kiedy to zajęli ostatnie miejsce w grupie. W tegorocznej edycji prezentowali kawał dobrego futbolu. Szybka kombinacyjna gra z pierwszej piłki połączona z agresywnym pressingiem już na połowie przeciwników okazała się skuteczną bronią w walce z mistrzami Hiszpanii, Anglii i Holandii. Gwiazdą BVB był Robert Lewandowski, który strzelił w 6 meczach aż cztery gole. Swoją cegiełkę do zdobycia 14 punktów w grupie (4 zwycięstwa i 2 remisy!) dołożyli także Mario Goetze i Marco Reus. Ponadto z dobrej strony pokazali się Łukasz Piszczek, a także Jakub Błaszczykowski.

Malaga CF - hiszpański zespół sprawił nie lada sensację wygrywając w cuglach bardzo silną grupę z Milanem, Zenitem oraz Anderlechtem. Mogła zachwycać zwłaszcza gra defensywna podopiecznych Manuela Pellegriniego, którzy stracili zaledwie pięć bramek. Duża w tym zasługa argentyńskiego golkipera Willy'ego Caballero, a także całej linii obronnej złożonej z mieszanki hiszpańsko-argentyńsko-brazylijskiej. Malaga zdobyła aż 12 punktów, nie przegrywając ani jednego meczu! Największą gwiazdą tego zespołu był hiszpański pomocnik Isco, który kapitalną grą w środku pola, a także technicznymi fajerwerkami wprawiał w zachwyt wszystkich kibiców, zarówno przed ekranami TV, jak i zasiadających na stadionach.

Celtic Glasgow - mistrzom Szkocji przed rozpoczęciem rozgrywek praktycznie nikt nie dawał żadnych szans na wyjście z grupy, składającej się także z takich zespołów jak: FC Barcelona, Benfika Lizbona oraz Spartak Moskwa. Jednak teoria to nie to samo co praktyka. Podopieczni Neila Lennona szczególnie zaimponowali w starciach z FC Barceloną. Jedno z nich udało im się sensacyjnie wygrać 2:1, natomiast w meczu na Camp Nou polegli minimalnie 1:2 po golu w 94 minucie... Wzorowa dyscyplina taktyczna i wspaniała organizacja gry w defensywie połączona z nielicznymi, szybko wyprowadzanymi kontrami to broń, która okazała się dla "The Bhoys" kluczem do sukcesu i tym samym wyjścia z grupy!

Szachtar Donieck - mistrzowie Ukrainy w bardzo mocnej grupie z Juventusem i Chelsea prezentowali się kapitalnie od samego początku. Już po 5 seriach gier zapewnili sobie awans do 1/8 finału. Mircea Lucescu stworzył świetnie funkcjonującą maszynkę, w której prym wiedli Brazylijczycy. "Górnicy z Doniecka" swoje wspaniałe występy i rezultaty zatarli nieco w ostatnim meczu, ulegając na własnym obiekcie z Juventusem 0:1. Ostatecznie zajęli drugie miejsce w grupie i wiosennej fazie pucharowej nie stoją na straconej pozycji, bez względu na to kogo wylosują.

Najwięksi przegrani fazy grupowej LM

Manchester City - mistrz Anglii po raz drugi z rzędu odpadł z kretesem z pucharowych rozgrywek LM i nie zagra nawet w pucharze pocieszenia za jaki uchodzi Liga Europy. Obywatele zajęli kompromitujące, ostatnie miejsce w grupie D, zdobywając zaledwie 3 punkty! Jest to najgorszy start angielskiego zespołu w historii w rozgrywkach elitarnej Ligi Mistrzów! Roberto Mancini po raz kolejny musiał przełknąć gorzką pigułkę, bowiem do tej pory ani razu nie udało mu się z równie dobrymi sukcesami co na polu krajowym, prowadzić drużyny w rozgrywkach pucharowych. Ogromne pieniądze zainwestowane w City przez szejków można wyrzucić w błoto, a wielomilionowe transfery gwiazd okazały się wyblakłe i po raz kolejny nie sprostały wyzwaniu w walce o Puchar Europy.

Chelsea Londyn - obrońcy trofeum sprzed roku już po fazie grupowej musieli się pożegnać z rozgrywkami, zajmując trzecie miejsce w grupie, co zapewnia im start w wiosennej fazie Ligi Europy. Jest to pierwszy przypadek w historii, aby zdobywca Ligi Mistrzów z poprzedniego sezonu odpadł już po pierwszej fazie rozgrywek! Zawirowania związane ze zmianą trenera, zwolnieniem Roberto Di Matteo i zatrudnieniu awaryjnie Rafy Beniteza nie przyniosły skutku. "The Blues" grali bardzo nierówno, bowiem w Turynie polegli aż 0:3, natomiast w ostatniej kolejce pokonali na Stamford Bridge mistrza Dani - zespół FC Nordsjaelland aż 6:1, jednak w końcowym rozrachunku było to tylko pyrrusowe zwycięstwo.

Dinamo Zagrzeb - mistrzowie Chorwacji po raz kolejny zanotowali kompromitujący występ, zdobywając zaledwie 1 punkt w sześciu meczach (remis w 6. kolejce z Dynamem Kijów). Jakby tego było mało to strzelili tylko jednego gola, a stracili aż 14! Chorwatów dzieliły zaledwie sekundy od wyrównania niechlubnego rekordu LM należącego do Anderlechtu Bruksela, który w sezonach 2003/05 przegrał w LM 12 spotkań z rzędu. Od kompromitacji uratował jednak Dinamo Krstanović - autor gola wyrównującego z Kijowianami w 5. minucie doliczonego czasu gry!

FC Nordsjaelland - zdecydowanie najsłabszy uczestnik grupowej fazy Ligi Mistrzów. Mistrzowie Danii byli kompletnym outsiderem rozgrywek. W 6 meczach zdobyli zaledwie jeden punkt (remis u siebie z Juventusem 1:1). Ponadto strzelili cztery gole, ale ich obrona była dziurawa niczym szwajcarski ser, bowiem stracili aż 22 bramki, czyli średnia prawie cztery trafienia na mecz! Był to dla nich debiut w tych elitarnych rozgrywkach, który zakończył się blamażem. 

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/najwieksi_wygrani_i_przegrani_fazy_grupowej_ligi_mistrzow_253185-1--1-d.html

środa, 5 grudnia 2012

El Shaarawy robi furorę w AC Milanie! Godny następca Ibrahimovića?

Po odejściu Zlatana Ibrahimovića wydawało się, że AC Milan długo będzie czekał na jego następcę. Napastnika, który seryjnie zdobywałby gole, niejednokrotnie w sposób widowiskowy, przesądzające o końcowym rezultacie. W bieżących rozgrywkach tym kimś stał się 20-letni napastnik Stephan El Shaarawy, który po 15. kolejkach włoskiej Serie A jest liderem klasyfikacji strzelców!


Stephan  mimo, że urodził się we Włoszech to jego ojciec pochodzi z Egiptu i właśnie stąd może zawdzięczać swoje nazwisko "El Shaarawy". 20-latek na głęboką wodę wypłynął w Serie A dawno, bo już w 2008 roku, kiedy to mając zaledwie 16 lat i 55 dni zadebiutował w barwach FC Genoi w meczu z Chievo Werona. Jego przygoda z klubem z Genui trwała jednak tylko trzy spotkania.

Pierwszy raz z bardzo dobrej formy i dyspozycji strzeleckiej młodzieniec dał się poznać w swoim następnym klubie, którym była Padova, zespół Serie B. W sezonie 2010/11 El Shaarawy trafił do siatki aż dziewięć razy i dzięki temu zwrócił na siebie uwagę wielkiego Milanu, który zapłacił aż 7,5 mln euro za 18-letniego wówczas gracza! Wiele osób sceptycznie podchodziło do kwoty jaką "Rossoneri" przelali na konto klubu z Padvy. Jednak po zaledwie dwóch latach można śmiało powiedzieć, że nie była to suma ani trochę przepłaconaa Włoch przez te dwa lata niesamowicie dojrzał piłkarsko, stając się zawodnikiem, od którego Allegri rozpoczyna ustalanie składu.

"Faraon" jak jest nazywany El Shaarawy z racji swoich egipskich korzeni, w zespole Milanu zadebiutował we wrześniu 2011 roku w meczu z Napoli. Kontuzja Alexandra Pato stworzyła młokosowi szansę zaistnienia w barwach mediolańczyków. W swoim drugim występie w Serie A El Shaarawy wpisał się na listę strzelców, pokonując golkipera Udinese. Jednak w następnych miesiącach musiał pogodzić się z rolą rezerwowego i tylko po cichu mógł liczyć na to, że w przypadku kontuzji podstawowych zawodników Allegri ponownie da mu szansę gry.

Dodatkowo trener "Rossonerich" nie wyraził zgody na wypożyczenie nastolatka do słabszego klubu włoskiego. Już runda wiosenna poprzedniego sezonu rozgrywek włoskiej ekstraklasy  była sygnałem, że El Shaarawy będzie dostawał coraz więcej szans na grę w pierwszej jedenastce.

Przed rozpoczęciem sezonu 2012/13 AC Milan po wielkiej czystce w zespole i całkowitym przemeblowaniu składu poprzez sprzedaż m.in. Antonio Cassano, a także największej gwiazdy Zlatana Ibrahimovića "Rossoneri" szukali zawodnika, który mógłby ich zastąpić. Wybór padł na Gianpaolo Pazziniego, jednak Włoch po hat-tricku w początkowej fazie rozgrywek włoskiej Serie A bardzo spuścił z tonu i stracił miejsce w składzie na rzecz niesamowitego El Saarawy'ego, wokół którego kręci się cała gra Milanu.

Swój niesamowity festiwal bramkowy 20-latek rozpoczął, jakżeby inaczej ze swoim ulubionym rywalem - Udinese. Następnie  dwukrotnie pokonał bramkarzy Cagliari oraz po razie Parmy, Lazio, Genoi, Palermo i Chievo. "Faraon" pokazał się także z bardzo dobrej strony w rozgrywkach Ligi Mistrzów, gdzie w wyjazdowym meczu z Zenitem Sankt Petersburg, ustrzelił dublet, a "Rossoneri" pokonali rywala 3:2. Przed dwoma tygodniami Stephan kolejny raz zdobył dwie bramki w Serie A, tym razem na gorącym boisku w Neapolu, zakończonym remisem 2:2. Swoją strzelecką passą kontynuował w LM, gdzie trafił do siatki Anderlechtu. Natomiast w ubiegły weekend ponownie jego dwie bramki dały niezwykle cenną wygraną Milanu 3:1 w Catanii. Jakby tego było mało to w towarzyskim starciu reprezentacji Włoch z Francją zdobył swojego premierowego gola dla "Azzurich".

El Shaarawy gra w każdym meczu na boisku z charakterystycznym na głowie irokezem. Gracz o egipskich korzeniach ma zaledwie 20 lat i jest dopiero u progu wielkiej kariery. Sam wielokrotnie w wywiadach przyznawał, że to dzięki sprzedaży Ibrahimovića i Cassano wykorzystał swoją szansę, wskakując do podstawowego składu i stając się bardzo ważnym ogniwem w układance Allegriego. "Faraon" doskonale czuje się w ataku włoskiego zespołu. Nieźle gra tyłem do bramki, a ozdobą wielu jego meczów były gole zdobywane w bardzo efektowny sposób, w sposób niesygnalizowany i zaskakujący bramkarzy rywali.

Młodzieniec przebojem wdarł się do pierwszej jedenastki "Rossonerich" i nic nie wskazuje na to, aby miał je komukolwiek oddać. W 15. kolejkach Serie A zdobył w trwającym sezonie już 12 bramek i o dwa wyprzedza zajmującego drugą pozycje Edinsona Cavaniego. Ponadto został nominowany do nagrody najlepszego piłkarza grającego w Europie w kategorii do 21 lat. Czy dalsza część sezonu będzie równie udana dla Włocha i pełna w strzeleckie popisy?

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Hit-kit Bundesligi i mizerny występ Atletico na Santiago Bernabeu

Z utęsknieniem, dużą niecierpliwością i wielkimi nadziejami, licząc na fantastyczne widowiska czekałem w sobotę na dwa hitowe starcia w Europie. Pasjonująco zapowiadały się bowiem derby Madrytu, a także mecz na szczycie Bundesligi pomiędzy Bayernem, a Borussią Dortmund. Czy sprostały moim oczekiwaniom?


Najpierw obejrzałem sobotnie starcie Bundesligi pomiędzy zdecydowanym liderem rozgrywek – Bayernem Monachium, a mistrzem Borussią Dortmund. Moje oczekiwania co do tego starcia były ogromne. Spodziewałem się w tym pojedynku bardzo dużo emocji, wielu pięknych, szybkich akcji rozgrywanych na najwyższych obrotach, wzbogaconych o elementy artystyczne do jakich należą niekonwencjonalne zagrania, podania, sztuczki techniczne itp. Liczyłem po prostu na wielkie piłkarskie widowisko z ładnymi golami, w którym będzie emocji co nie miara i nie będzie można odkleić wzroku od ekranu TV, zachwycając się gra obu zespołów.

Jednak co innego oczekiwania, a co innego rzeczywistość. Jakże srodze się zawiodłem po starciu, zapowiadanym jako najważniejszy mecz sezonu. Zabrakło jednak nie tylko ładnych kombinacyjnych akcji, wymian szybkich podań z pierwszej piłki, ale także powiewu świeżości. Oba zespoły miały także problem ze stwarzaniem sobie sytuacji do zdobycia goli, zwłaszcza w pierwszych 45. minutach. Pierwsza połowa była bardzo słabym widowiskiem, biorąc pod uwagę poziom atrakcyjności dla kibiców zasiadających, zarówno na Allianz Arena, jak i przed TV. Liczyłem również na dobry występ reprezentacyjnego tria, grającego na co dzień w barwach BVB. Jednak, ani Lewandowski, ani Błaszczykowski czy też Piszczek byli jakby w cieniu tego meczu, dostosowując się poziomem gry do większości swoich kolegów. Mecz zakończył się remisem 1:1 (gole Kroosa dla FCB i Goetze dla BVB) ze wskazaniem na Bayern, który w drugiej połowie mocno naciskał Westfalczyków, dążąc do strzelenia zwycięskiego gola.

Jednak Borussia, miała w swoich szeregach Romana Weidenfellera, który kilka razy świetnymi interwencjami zapobiegł utracie bramki. Mimo jego fantastycznych parad, to trochę za mało, aby powiedzieć o tym spotkaniu coś więcej niż poniżej średniego. Od meczu pomiędzy aktualnym mistrzem Niemiec, a liderującym rozgrywkom Bayernem wymaga się więcej, jednak piłkarze obu zespołów nie uraczyli widzów porywających widowiskiem, ograniczając się jedynie do walki i gry głównie w środkowej strefie boiska. Czy właśnie tak powinien wyglądać hit sezonu w Bundeslidze? Wydaje mi się, że absolutnie nie tędy droga. Poprzez zachowawczy styl obu ekip, bardzo straciło na tym widowisko, a najbardziej zawiedzeni byli z pewnością kibice, którzy zapłacili za bilety niemałe pieniądze i opuszczali stadion Allianz Arena nie do końca usatysfakcjonowani.

Licząc, że to się zmieni i nie zawiodę się poziomem gry, zasiadłem do drugiego hitowego starcia weekendu w sobotni wieczór, czyli derbów Madrytu, pomiędzy Realem, a Atletico. Mecz zapowiadał się pasjonująco z dwóch powodów. Po pierwsze, Atletico wyprzedzało lokalnego rywala przed tym spotkaniem aż o osiem punktów i było wiceliderem tabeli Primera Division. Natomiast po drugie byłem ciekawy, czy Real wzniesie się na wyżyny swoich umiejętności i czy zniweluje stratę do pięciu punktów.

Moje oczekiwania były ogromne zwłaszcza do podopiecznych Diego Simeone, po których spodziewałem się, że nawiążą walkę z Realem i postarają się o sprawienie niespodzianki. Niestety Rojiblancos nawet przez chwilę nie podjęli walki z utytułowanym lokalnym rywalem. Przez cały mecz byli tylko tłem dla Królewskich, którzy w pierwszej połowie także się prezentowali bezbarwnie.


Druga połowa była już ciut ciekawszym widowiskiem, jednak tylko z perspektywy kibiców Realu, który po podwyższeniu prowadzenia na 2:0 po bramce Mesuta Oezila (pierwszego gola strzelił przepięknym strzałem z wolnego Cristiano Ronaldo) grał już na luzie, z pierwszej piłki, stwarzając sobie groźne sytuacje pod bramką Courtoisa. Jednak po meczu nie byłem usatysfakcjonowany, głównie tym, że tylko jedna drużyna i tylko w drugiej części gry prezentowała się ładnie dla oka. Podopieczni Jose Mourinho nadawali wydarzeniom ton na boisku i wynik 2:0 wydaje się najniższym wymiarem kary w tych jednostronnych derbach Madrytu.

Po Atletico, jak na wicelidera tabeli przystało spodziewałem się dużo więcej, jednak po raz kolejny okazało się, że są po prostu słabsi od lokalnego rywala. Gwiazdor ekipy  trenera Simeone – Radamel Falcao był cieniem zawodnika, który jeszcze w sierpniu w Superpucharze Europy demolował londyńską Chelsea niemal w pojedynkę, strzelając jej hat-tricka. Dobrą formę prezentował także w La Liga, jednak mecz z Realem go przerósł i nie zrobił nic, aby udowodnić, że zasługuje na transfer do innego potężnego klubu. Jedna dobra sytuacja, zresztą zmarnowana koncertowo, to trochę za mało jak na napastnika takiego wielkiego formatu, o którego starają się topowe kluby z Europy. Zatem seria Rojiblancos bez zwycięstwa z Królewskimi wynosi już 13 lat i 24 spotkania z rzędu i nic nie zapowiada, aby w przyszłości miało się to zmienić!

sobota, 1 grudnia 2012

Real - Atletico. Już dzisiaj elektryzujące derby Madrytu!

W sobotni wieczór (godz. 22) odbędą się derby Madrytu, w których Real podejmie na Santiago Bernabeu Atletico, rewelację sezonu 2012/13! Zapowiada się fantastyczne widowisko z udziałem trzeciego zespołu w tabeli i sensacyjnego wicelidera rozgrywek Primera Division. Czy Real zniweluje przewagę w tabeli do lokalnego rywala na dystans pięciu punktów, a może to "Rojiblancos" pokuszą się o niespodziankę na obiekcie "Królewskich"?


Real musi wygrać, natomiast Atletico tylko może. Mourinho na wylocie?

Nastroje w ekipie Królewskich przed meczem z Atletico nie są zbyt optymistyczne. W ubiegłą sobotę Real poległ sensacyjnie w Sevilli w starciu z miejscowym Betisem 0:1. Stolica Andaluzji jest w bieżącym sezonie zmorą Madrytczyków, którzy przegrali już drugi mecz w tym mieście. W sumie w całych ligowych rozgrywkach Real przegrał już trzykrotnie. Przypomnijmy, że kilka tygodni wcześniej ich katem okazała się Sevilla FC, która także odniosła minimalną wygraną 1:0, a także Getafe, które wygrało 2:1. Limit błędów w drużynie Jose Mourinho zdaje się być już na wyczerpaniu i w prasie madryckiej, poranny dziennik "El Pais" spekuluje, że ewentualna porażka Królewskich w derbach z "Rojiblancos" sprawiłaby, że posada Mourinho wisiałaby na włosku.

Dowodem na to, że nie ma najlepszej atmosfery między sympatykami "Los Blancos", a portugalskim szkoleniowcem Realu jest fakt, iż kibice klubu z Madrytu wygwizdali go przy okazji wtorkowej konfrontacji w wygranym 3:0 spotkaniu z trzecioligowym CD Alcoyano na Santiago Bernabeu. Madrytczycy, grając rezerwami mocno rozczarowali w tym meczu i dopiero wejście na murawę na co dzień podstawowych zawodników rozwiązało worek z bramkami.

Doszło nawet do tego, że w obronie portugalskiego trenera stanął Iker Casillas, który stwierdził, że powodem słabszej dyspozycji zespołu wcale nie są personalne decyzje Mourinho, który w maju przedłużył kontrakt do 2016 roku. Kapitan Królewskich powiedział, że: "bycie najlepszym szkoleniowcem na świecie nie jest czymś prostym. Oczekiwania kibiców i otoczenia są naprawdę ogromne i to czasami może przerodzić się w problem. Biorąc pod uwagę to, jak wiele nam dał, krytyka pod jego adresem jest trochę niesprawiedliwa" - zakończył bramkarz reprezentacji Hiszpanii, którego słowa są przytaczane na łamach portalu primeradivision.pl.

Część osób twierdzi, że zerwanie współpracy z Portugalczykiem oczyściłoby napiętą atmosferę na linii Jose Mourinho - Florentino Perez (prezes Realu), która w opinii wielu postronnych obserwatorów nie jest nawet poprawna.

Ubiegłoroczne sukcesy Realu to już przeszłość

Po ubiegłorocznym nieprawdopodobnym sezonie obfitym w rekordy strzeleckie - 121 zdobytych goli i punktowe - 100 oczek, pozostało już tylko wspomnienie i zapis w statystykach. W bieżącym Real nie może nawiązać do poprzedniego, ponieważ stracił już 13 punktów (w całym poprzednim zgubił zaledwie 14 oczek!), notując wiele słabych i bezbarwnych spotkań, zakończonych przykrymi wpadkami. Zatem derby Madrytu urastają dla Realu do rangi jednego z najważniejszych meczów w pierwszej części sezonu, bowiem już teraz Królewscy tracą do wicelidera Atletico 8 punktów i przegrana prawdopodobnie oznaczałaby pogrzebanie jakichkolwiek szans na doścignięcie swojego lokalnego rywala, a także włączenie się do walki o mistrzostwo Hiszpanii z będącą na czele tabeli FC Barceloną.

Derby Madrytu niezwykle korzystne dla "Królewskich"

Real Madryt pod wodzą Mourinho wygrał wszystkie ligowe potyczki z Atletico, w sumie sześć konfrontacji! Może to wydawać się wprost nieprawdopodobne, ale podopieczni Diego Simone czekają na wygraną z Realem od 13 lat! Ostatni raz cieszyli się ze zwycięstwa ligowego na Santiago Bernabeu w 1999 roku, kiedy to pokonali lokalnego rywala 3:1. Po serii znakomitych występów, czy to w La Liga, czy to w Lidze Mistrzów, teraz okazja do tego nadarza się wyjątkowa i wcale nie jest powiedziane, że Rojiblancos stoją na straconej pozycji wobec ostatnich słabych występów Królewskich. Inna sprawa jest natomiast taka, że Real z sześciu domowych potyczek tego sezonu, odniósł 5 zwycięstw i stracił punkty tylko raz, remisując z Valencią 1:1. Ostatnie dwie konfrontacje obu madryckich jedenastek kończyły się upokorzeniem Atletico i wysokimi porażkami po 1:4, zarówno na Vicente Calderon, jak i na Bernabeu.

Diego Simeone - twórca odrodzenia potęgi Atletico

Diego Simone jest głównym twórcą sukcesów madryckiego Atletico. Przejął klub niespełna rok temu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia i cały rok był pasmem nieustających sukcesów "Rojiblancos". Najpierw w pięknym stylu wygrał ubiegłoroczną edycje Ligi Europy, a następnie zajął 5. miejsce w rozgrywkach La Ligi. Atletico nie udało się tylko zakwalifikować do fazy eliminacyjnej Ligi Mistrzów. Natomiast w tym sezonie, po 13. rozegranych kolejkach Primera Division, drużyna wprawia zachwyt wszystkich swoich sympatyków i stawia dzielnie czoła FC Barcelonie. Z 34 punktami znajdują się zaledwie o trzy oczka za "Blaugraną". Dodatkową satysfakcję daje im to, że "Los Colchoneros" wyprzedzają w ligowej tabeli gwiazdy z Realu aż o osiem punktów!

Ronaldo czy Falcao?

Fani madryckich jedenastek liczą na to, że głównymi aktorami sobotniego spektaklu, którzy poprowadzą swoje zespoły do wygranej, będą dwaj megagwiazdorzy - Cristiano Ronaldo z Realu i Radamel Falcao z Atletico. Obaj są najlepszymi strzelcami swoich drużyn w trwających rozgrywkach Primera Division. Portugalczyk trafiał do siatki 12 razy, natomiast Kolumbijczyk czynił to 11-krotnie. Ronaldo ostatnio nie ma dobrej passy, w listopadzie strzelił zaledwie jednego gola w La Liga. Miało to miejsce 11 listopada, czyli dobre trzy tygodnie temu. Portugalczyk wyjątkowo dobrze czuje się jednak grając w meczach przeciwko lokalnemu rywalowi, ponieważ w dwóch ostatnich konfrontacjach zdobył aż pięć bramek! W sumie we wszystkich derbowych meczach ta sztuka udała mu się aż siedmiokrotnie. Czy w sobotnim starciu z zespołem Simone przełamie swoją strzelecką niemoc?

Natomiast Kolumbijczyk także miał serię bez gola trwającą 3 kolejki ligowe. Jednak w meczu sprzed tygodnia z Valencią odblokował się, skutecznie egzekwując rzut karny, który rozpoczął demontaż Valencii w stosunku 4:0. Falcao jest obiektem westchnień wszystkich najmożniejszych europejskich klubów. Spekuluje się, że może odejść już w zimowym okienku transferowym, co byłoby znaczną stratą, ciężką do zrekompensowania w kontekście walki o mistrzostwo Hiszpanii. Poważny akces po 26-letniego napastnika zgłasza od wielu tygodni londyńska Chelsea, która kusi Atletico oszałamiającymi kwotami, liczonymi w dziesiątkach milionów euro.

Sobotniego wieczoru zapowiada się zatem fantastyczny pojedynek Ronaldo z Falcao. Dla Portugalczyka mecz z Rojiblancos będzie okazją do udowodnienia, że w starciu z mocnym rywalem jest w stanie wznieść się na wyżyny swoich umiejętności i poprowadzić Królewskich do wygranej. Natomiast dla El Tigre występ na stadionie Santiago Bernabeu będzie pierwszym w karierze. Kolumbijczyk wie już jednak, jak smakuje strzelanie goli z Realem. W meczu obu jedenastek sprzed pół roku strzelił honorowego gola na otarcie łez w przegranym meczu z Realem aż 1:4. Czy teraz poprowadzi Atletico do triumfu na obiekcie Królewskich?

Kontuzje przed derbami Madrytu

W zespole Realu na pewno nie zagra Gonzago Higuain, który zmaga się z urazem ścięgien udowych oraz Marcelo, który przed towarzyskim październikowym meczem Brazylii z Japonią we Wrocławiu doznał złamania kości śródstopia. Wykluczony jest także występ Michaela Essiena z nie do końca wyjaśnionych przyczyn. Niespełna 30-letni defensywny pomocnik podobno ma problemy alergiczne spowodowane wzięciem leku. Ghańczyk przebywa obecnie w Londynie, gdzie jest pod okiem specjalistów zespołu Chelsea. Ponadto w sobotę nie zobaczymy na murawie Raula Albiola. Obrońca Królewskich skręcił kostkę w lewej nodze podczas pucharowego meczu z Alcoyano.

Natomiast w ekipie Atletico praktycznie wszyscy będą do dyspozycji trenera, co oznacza, że Simeone będzie mógł wystawić niemal najsilniejszą jedenastkę, jaką obecnie dysponuje. Jedynie pod znakiem zapytania stoi występ Cristiana Rodrigueza, który ma problemy z prawym udem.

Gdzie oglądać derby Madrytu?

Transmisja na żywo z derbów Madrytu już w sobotę o 21.55 na antenie Canal+Gol HD. Głównym rozjemcą zawodów będzie pan Alberto Indiano Mallenco, który w tym sezonie nie przyniósł szczęścia ekipie Mourinho, ponieważ był arbitrem przegranego przez "Królewskich" 0:1 meczu z Sevillą.

Kto wygra w szlagierze 14. kolejki Primera Division? Czy Atletico Madryt przełamie swoją 13-letnią niemoc w potyczkach z "Królewskimi"? Czy Ronaldo przebudzi się i trafi do siatki po trzech tygodniach bez ani jednego gola?

źródło:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/real_atletico_juz_dzisiaj_elektryzujace_derby_madrytu_252535.html