wtorek, 26 lutego 2013

Hiszpańska wojna gigantów! Barca czy Real w finale Copa del Rey?

Dzisiaj (początek o 21.00) rozegrany zostanie rewanżowy pojedynek półfinału Pucharu Króla, w którym FC Barcelona podejmie Real Madryt na Camp Nou. Stawką ekscytująco zapowiadającego się starcia gigantów jest awans do finału tych rozgrywek.

Zawodnicy Barcelony myślami już są przy rewanżu
Nie ma zdecydowanego faworyta
W ostatniej kolejce ligowej Primera Division oba zespoły nie zachwyciły formą. Real w rezerwowym składzie długo męczył się z czerwoną latarnią ligi Deportivo La Coruna. Dopiero w 88. minucie zwycięstwo 2:1 zapewnił "Królewskim" Gonzago Higuain. W drugiej połowie na placu gry pojawili się na ostatnie pół godziny Mesut Oezil, Cristiano Ronaldo i Sami Khedira, oszczędzani na mecz z Barcą.

Natomiast w korespondencyjnym pojedynku rozegranym dwie godziny później FC Barcelona nie bez kłopotów pokonała Sevillę także 2:1 po golach Davida Villi i Leo Messiego. Dla Argentyńczyka było to już trafienie numer 38 w bieżących rozgrywkach ligowych! 

W nadchodzącym wielkimi krokami El Clasico trudno wskazać faworyta. Oba zespoły mają wiele atutów w garści i niesamowicie silny potencjał kadrowy, ale wydaje się, że o awansie do wielkiego finału Pucharu Króla zadecydować może po prostu lepsza dyspozycja dnia.

Real Madryt pod większą presją?
FC Barcelona w lidze hiszpańskiej prowadzi w tabeli z olbrzymią przewagą 14 punktów nad trzecim w tabeli Realem i 12 nad ich lokalnym rywalem Atletico. Podopieczni Jose Mourinho ligowy sezon mają chyba już z głowy, dlatego dzisiejszy mecz na Camp Nou będzie dla nich szansą rehabilitacji za rozczarowującą postawę w lidze. Awans do finału Copa del Rey byłby najlepszym prezentem dla całego sztabu trenerskiego, piłkarzy i fanów Realu. Na boisko "Los Blancos" wyjdą podwójnie zmotywowani, aby osiągnąć sukces, jakim z pewnością byłoby wyeliminowanie zespołu z Barcelony. Wydaje się zatem, że na zawodnikach Realu będzie ciążyć większa presja niż na "Blaugranie". Starcie gigantów zapowiada się pasjonująco i będzie meczem o wysoką stawkę, znacznie wyższą niż mecz ligowy pomiędzy obiema drużynami, który odbędzie się zaledwie cztery dni po pucharowym starciu, tym razem na Santiago Bernabeu.

Kaka zagra w pierwszym składzie?
Kaka w bieżącym sezonie nie cieszy się dużym zaufaniem Jose Mourinho i bardzo rzadko pojawia się na murawie. W sobotnim ligowym meczu z Deportivo La Coruna Brazylijczyk dostał w końcu swoją szansę od 1. minuty i znakomicie ją wykorzystał. To głównie dzięki niemu Królewscy zawdzięczają wywiezienie trzech punktów ze stadionu w La Corunii. Swój znakomity występ ofensywny pomocnik udokumentował najlepiej jak mógł. Najpierw idealnie przymierzył, pokonując technicznym strzałem bramkarza Deportivo, a następnie w końcowych minutach meczu brał udział w akcji, która skończyła się bramką na wagę trzech cennych punktów dla Realu. Kaka swoją gra potwierdził, że jest nietuzinkowym graczem i warto na niego stawiać. Dzięki sobotniemu występowi znacznie przybliżył się do gry w wyjściowym składzie Realu w dzisiejszej konfrontacji z Barceloną. Na tle bezbarwnego Angela Di Marii, który w bezsensowny sposób w ciągu zaledwie 10 sekund otrzymał dwie żółte kartki, Kaka wyglądał jak prawdziwy lider zespołu.

Bilans potyczek obu zespołów jest niemal identyczny!
Będzie to już 223. Gran Derbi w historii pomiędzy obiema drużynami i drugie w tym roku. W dotychczasowych meczach pomiędzy Barceloną, a Realem jest niemal idealny remis. "Blaugrana" odniosła 87 wygranych, "Los Blancos" o jedno więcej, a 48 razy padł wynik remisowy. W pierwszym meczu 1/2 Copa del Rey, który odbył się w Madrycie 30 stycznia padł remis 1:1.

Messi przejdzie do historii w meczach Gran Derbi?
Messi w bieżących rozgrywkach prezentuje niesamowitą formę. Już 38 razy pokonywał bramkarzy rywali w Primera Division i tylko cztery zespoły w całej stawce zdobyły więcej goli niż…Argentyńczyk! Dodatkowo "La Pulga" stoi przed szansą ustanowienia kolejnego rekordu strzeleckiego - zdobytych bramek podczas meczów Barcelony z Realem. Dotychczas Argentyńczyk 17 razy pokonywał bramkarza Królewskich i dzieli go tylko jeden gol od wyrównania osiągnięcia najlepszego w tym zestawieniu legendarnego Alfredo Di Stefano. W pierwszym spotkaniu półfinałowym w Madrycie nie udało mu się umieścić piłki w siatce Diego Lopeza, zastępującego kontuzjowanego Ikera Casillasa. Na Camp Nou Messi będzie chciał poprawić swój bilans i po raz kolejny zapisać się w annałach hiszpańskiego futbolu. Czy uda mu się tego dokonać? 

Bezpośrednią transmisję z meczu przeprowadzi kanał TVP1 i TVP Sport. Początek o 20.55.

czwartek, 21 lutego 2013

LM. Co zadecydowało o sensacyjnej wygranej Milanu nad Barceloną?

Wczorajszy sensacyjny triumf Milanu nad Barceloną 2:0 w 1/8 finału Ligi Mistrzów dobitnie pokazał, że hiszpański gigant nie jest wcale taki wielki jak go większość ekspertów przedstawiała. Jakie czynniki zadecydowały zatem o wyższości "Rossonerich" nad Blaugraną?

Kevin Prince-Boateng był motorem napędowym Milanu 
AC Milan wygrał z Barceloną po raz pierwszy od dziewięciu lat. W środowy wieczór włoski zespół udowodnił, że powoli wraca na właściwe tory po katastrofalnym początku sezonu. Wyeliminowanie w dwumeczu Barcy już na tak wczesnym etapie 1/8 finału byłoby czymś niesamowitym, a cały Mediolan pewnie długo by świętował ten sukces.

FC Barcelona prowadzona przez Jordiego Rourę nie miała nic do powiedzenia we wczorajszej konfrontacji. Wyglądała jak nowicjusz, który rozgrywa pierwszy mecz na arenie międzynarodowej i próbuje skonstruować jakąś składną przemyślaną akcję. Te słowa brzmią nieprawdopodobnie, ale tak słabego meczu jak wczoraj, Barca nie rozegrała prawdopodobnie przez kilka minionych lat.

Fatalna postawa "Dumy Katalonii" była z pewnością szokiem nie tylko dla samych zawodników i całego sztabu trenerskiego, ale także dla sympatyków klubu z Katalonii. Czy można mówić o słabszym dniu wicemistrzów Hiszpanii? Z jednej strony wydaje się, że tak, ponieważ drugiego tak słabego meczu prawdopodobnie Barcelona już nie rozegra w tym sezonie i w rewanżu zrobi wszystko, aby osiągnąć korzystny wynik, premiujący "Blaugranę" do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Jednak będzie to piekielnie trudne zadanie. Z taką formą jaką wczoraj zaprezentowali wszyscy gwiazdorzy hiszpańskiego teamu, Barcelona nie ma czego szukać 12 marca na Camp Nou.

Jednak z drugiej strony wydaje się, że nie jest to przypadek, że Barca była bezradna w konfrontacji z Milanem. Przykłady takich zespołów jak: Inter Mediolan, Chelsea Londyn, Celtic Glasgow, które rywalizowały z Dumą Katalonii na przestrzeni ostatnich lat pokazują, że problemy Barcy są znacznie poważniejsze niż mogłoby się wydawać. Wszystkie wymienione wyżej zespoły wygrywały z "Blaugraną", stosując bardzo prostą taktykę, polegającą na szczelnej, skomasowanej obronie połączonej z agresywnym pressingiem na całym boisku i przerywaniem, blokowaniem akcji i wszystkich strzałów Katalończyków. Natomiast w grze ofensywnej wyprowadzały zabójcze, a przy tym skuteczne do bólu kontrataki, które kończyły się golami.

Jakie czynniki zadecydowały zatem o wyższości "Rossonerich" nad "Blaugraną"?

Po pierwsze Massimilliano Allegri fantastycznie ustawił swój zespół, który kondycyjnie wytrzymał cały mecz nie dając wcale miejsca, wolnej przestrzeni na boisku na rozpędzenie się zawodnikom Barcelony i zawiązanie składnej szybkiej akcji będącej zagrożeniem pod polem karnym rywala. Wspaniała gra w destrukcji "Rossonerich" i przy tym wypełnianie wszystkich założeń taktycznych okazało się barierą nie do sforsowania dla podopiecznych Jordiego Roury. Jakby tego było mało to Barca nie miała choćby jednej klarownej sytuacji do zdobycia gola w meczu z bezbłędną tego dnia formacją obronną Milanu! Wymiana setek krótkich podań "tiki-taka" było bezproduktywne i kończyło się przeważnie przed szesnastką Christiana Abbiatiego. Jeśli już "Duma Katalonia" znajdowała się w polu karnym Milanu, to defensywa Milanu grała na nieprawdopodobnie wysokim poziomie, blokując wszystkie strzały albo zażegnując niebezpieczeństwo poprzez wybijanie piłki na rzut rożny.

Po drugie znakomita gra w ofensywie włoskiego zespołu także mogła wprawiać w zachwyt. Kontrataki Milanu były perfekcyjne i organizowane na pełnej szybkości. Dynamiczne akcje Milanu sprawiały "Blaugranie" mnóstwo problemów. Obrońcy Barcelony wyglądali jak dzieci we mgle, nie będąc w stanie nadążyć za akcjami Mediolańczyków. Kontrataki "Rossonerich" były zabójcze i powodowały duże zagrożenie pod bramką Victora Valdesa. Można śmiało napisać, że wynik 2:0 jest najniższym wymiarem kary dla słabej, bezradnej tego wieczora Barcelony.

Po trzecie Milan obnażył Barcelonę, upokorzył w sposób bezlitosny. Kluczem do tego było całkowite wyłączenie z gry Leo Messiego, który był cieniem gracza, który czterokrotnie zdobywał Złotą Piłkę. Argentyńczyk non stop był pilnowany i nie mógł wiele zdziałać w pojedynkach z agresywnie grającymi zawodnikami Milanu, którzy go podwajali, a czasem nawet potrajali. "La Pulga" kompletnie był bezradny w starciu z włoskimi obrońcami. Gdy już udawało mu się dojść do sytuacji strzeleckiej, to wszystkie jego strzały były blokowane. Dawno nie oglądaliśmy tak słabego Messiego, który nie miał w przekroju całego spotkania choćby jednej dobrej sytuacji, którą mógłby zamienić na bramkę! Mało tego, cały zespół hiszpański nie stworzył sobie ani jednej 100 proc. sytuacji do zdobycia gola. Strzały Xaviego – anemiczny i prosto w ręce Abbiatiego, a także niecelny Iniesty to jedyne i najpoważniejsze zagrożenia, na jakie było stać Barcę środowego wieczoru na San Siro!

Po czwarte znakomity występ duetu AC Milan prosto z Ghany: Sulley Muntari - Kevin-Prince Boateng. Obaj zawodnicy z Afryki zagrali kapitalne zawody, strzelając po bramce. Prym wiódł zwłaszcza Boateng, który był najlepszym zawodnikiem na placu gry. Poza golem, Ghańczyk był bardzo aktywny w ofensywie, raz po raz stwarzając zagrożenie w polu bramkowym Barcelony. Sam mógł wpisać się na listę strzelców jeszcze raz, kiedy to jego znakomite uderzenie o centymetry minęło lewy słupek bramki Valdesa. Wydaje się, że Boateng ma patent na Barcę, ponieważ w ubiegłorocznej edycji Ligi Mistrzów przy okazji meczu grupowego obu zespołów to właśnie reprezentant Ghany strzelił jedną z bramek w przegranym 2:3 meczu na San Siro.

Po raz kolejny okazało się, że Barcelona nie jest zespołem z innej planety, którym większość ekspertów zachwycała się jeszcze przed meczem, a drużyną, która może być zdominowana przez teoretycznie słabszego rywala. Natomiast Messi jest tylko człowiekiem, a nie maszyną, który ma prawo mieć także słabsze mecze i chwile słabości. Milan wykorzystał to w 100 proc. i teraz to Włosi wydają się być bliżsi awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów przed rewanżowym meczem, który zostanie rozegrany 12 marca na Camp Nou.

środa, 20 lutego 2013

LM: AC Milan vs FC Barcelona. "Rossoneri" zatrzymają Messiego?

AC Milan podejmie dzisiaj wieczorem o 20.45 na San Siro FC Barcelonę w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów. Zdecydowanym faworytem tej konfrontacji jest Blaugrana i każdy inny wynik niż ich zwycięstwo będzie sukcesem "Rossonerich".

Leo Messi - największy postrach każdej defensywy świata
Recepta na wygraną Milanu z Barcą?
Kluczem do wygranej AC Milan może być powstrzymanie najlepszego piłkarza świata, zdobywcę czterokrotnie z rzędu złotej piłki, Argentyńczyka Leo Messiego. Wydaje się, że zadanie to jest niewykonalne, ponieważ już nie jedna klasowa drużyna próbowała tej sztuki, ale wykraczało to wyraźnie ponad stan jej umiejętności. Najprostszą metodą i najbardziej skuteczną na zneutralizowanie "La Pulgi" może stanowić stosowanie wysokiego pressingu przez cały mecz, połączony z agresywnym odbiorem i przerywaniem akcji Katalończyków, a także nieustannym pilnowaniem Argentyńczyka jednocześnie przez dwóch-trzech zawodników "Rossonerich". Parę tygodni temu, inny hiszpański zespół - Valencia udowodniła, że jest to możliwe, kiedy "Nietoperze" zdołały urwać "Blaugranie" punkty, wywalczając cenny remis 1:1. W ten sposób Valencia została dopiero trzecią ekipą w bieżących rozgrywkach Primera Division, która zdołała zabrać Barcelonie jakiekolwiek oczka!

Bukmacherzy nie mają wątpliwości kto jest faworytem
Według bukmacherów Katalończycy prowadzeni obecnie przez asystenta Tito Vilanovy - Jordi Rourę są murowanym faworytem do wygranej w Mediolanie. Wydaje się, że nie jest to bezpodstawne. Ten sezon dla FC Barcelony jest póki co fenomenalny. Lider tabeli Primera Division nie zwalnia tempa ani na chwilę, nokautując w lidze hiszpańskiej swoich kolejnych przeciwników. W tabeli prowadzi z olbrzymią przewagą, grając przy tym niesamowicie skutecznie i widowiskowo. Na 24 spotkania La Ligi Barca odniosła aż 21 wygranych i nie ma takiego drugiego zespołu, biorąc pod uwagę najsilniejsze ligi europejskie.

Natomiast AC Milan jest obecnie cieniem zespołu, który odnosił sukcesy zarówno na arenie krajowej, jak i w europejskich pucharach. Podopieczni Massimiliano Allegriego, swoją pozycję po nieudanym początku sezonu włoskiej Serie A małymi kroczkami zaczynają odbudowywać, pnąc się coraz wyżej w tabeli rodzimych rozgrywek, gdzie wskoczyli po ostatniej kolejce na najwyższą, czwartą pozycję.

Brak gwiazd w Milanie i cała plejada gwiazd w Barcelonie
Patrząc na składy obu zespołów wydaje się, że Milan nie powinien mieć żadnych szans w starciu z FC Barceloną. W klubie ze stolicy Lombradii brakuje gwiazd światowego formatu. Choćby kogoś takiego kim był Zlatan Ibrahimović, sprzedany przed sezonem do francuskiego PSG. W kadrze Allegriego powołanej na mecz z "Blaugraną" ciężko znaleźć choćby jednego zawodnika, który wziąłby cały ciężar gry na swoje barki, będąc przywódcą, który jest w stanie poprowadzić „Rossonerich" do wygranej nad FC Barceloną. Takie nazwiska jak: Riccardo Montolivo, Robinho czy też Giampaolo Pazzini należą już do melodii przeszłości i nie rzucają na kolana. Dodatkowo z powodów regulaminowych, najbardziej medialny w tej chwili i największy gwiazdor Milanu Mario Balotelli nie będzie mógł wystapić już w bieżącym sezonie Ligi Mistrzów. Włoch w fazie grupowej reprezentował barwy Manchesteru City i wobec tego nie mógł zostać zgłoszony do rozgrywek przez Mediolańczyków.

Jeśli chodzi o ekipę FC Barcelony to praktycznie każdy piłkarz jest gwiazdą. Trzeba by wymienić większość zespołu, żeby pokazać jaką niesamowicie silną kadrą dysponuje obecnie hiszpański gigant. Ograniczę się do trzech nazwisk, po pierwsze Leo Messi, którego nie trzeba przedstawiać nikomu i każdy wie na co stać Argentyńczyka na boisku. Po drugie Andres Iniesta, który w tym sezonie gra chyba jeszcze lepiej niż podczas ostatnich Mistrzostwa Europy w Polsce i Na Ukrainie, czarując wszystkich. I po trzecie Xavi Hernandez. Mając tych trzech graczy FC Barcelona ma niesamowity komfort. To właśnie dwaj ostatni regulują tempo gry, a ich nieprawdopodobna technika i podania robią spustoszenia w każdej defensywie świata.

Ostatnimi nadziejami dla Milanu El Shaarawy i Bojan?
Ostatnią nadzieją dla "Rossonerich" na korzystny wynik z Barceloną na San Siro może być Stephan El-Shaarawy, który skończył niedawno zaledwie 20 lat , a zachwyca w tym sezonie swoją grą. W Serie A strzelił już 15 goli, natomiast w Lidze Mistrzów dorzucił dwa trafienia. Jeszcze w piątek młodziutki Włoch leczył kontuzję prawego kolana, jednak ostatecznie znalazł się w kadrze na mecz z FC Barceloną i ma być do dyspozycji Allegriego. Martwić może jego ostatnia forma, bowiem w ciągu ostatnich dwóch miesięcy strzelił tylko dwie bramki. W ostatnim czasie bardzo blado wygląda jego dorobek na tle Mario Balotellego, sprowadzonego do „Rossonerich” w zimowym okienku transferowym. „Balo” znakomicie wprowadził się do klubu ze stolicy Lombardii, strzelając cztery gole w trzech meczach. Wydaje się więc, że jego nieobecność w meczu z Barceloną będzie niepowetowaną stratą.

Drugim zawodnikiem, który ma coś do udowodnienia Blaugranie jest Bojan, który w latach 2006-11 był zawodnikiem Barcelony. Później został wypożyczony, a nastepnie sprzedany do Romy, w której spisywał się bardzo przeciętnie. Obecnie przebywa na wypożyczeniu w Milanie i tutaj także nie może się odnaleźć. W dotychczasowych 24 rozegranych spotkaniach w barwach Milanu zdobył zaledwie trzy gole.

Początek spotkania zaplanowano na godz. 20.45. Czy zawodnicy Milanu znajdą skuteczną receptę na zatrzymanie Leo Messiego? Czy dzisiejsza konfrontacja będzie spacerkiem dla Barcelony?

poniedziałek, 18 lutego 2013

Arsenal vs Bayern. Kanonierzy powstrzymają niemiecką nawałnicę?

We wtorek w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów, Arsenal podejmie w Londynie ekipę Bayernu Monachium, finalistę zeszłorocznej edycji. Czy Kanonierzy będą w stanie podjąć równorzędną walkę z rozpędzoną ekipą Juppa Heynckesa?

Stadion Arsenalu - Emirates Stadium w całej okazałości
Chude lata Kanonierów

W ostatnich latach "Kanonierzy" regularnie sprawiają zawód swoim fanom, odpadając przedwcześnie z walki zarówno o mistrzostwo Anglii, jak i o Ligę Mistrzów. W ostatni weekend czar goryczy i rozpacz fanów dopełniła sensacyjna porażka na własnym obiekcie z Blackburn Rovers 0:1, oznaczająca pożegnanie się z Pucharem Anglii już na etapie 1/8 finału!  

Ostatni raz podopieczni Arsene Wengera cieszyli się z wywalczenia jakiegokolwiek trofeum w sezonie 2004/05, kiedy to wywalczyli Puchar Anglii. Od wywalczenia tego skalpu nastały w ekipie "Kanonierów" bardzo chude lata, przepełnione bolesnymi i często kompromitującymi wpadkami. W bieżącym sezonie Arsenalowi pozostały już tylko ciężkie boje z Bayernem Monachium w ramach 1/8 finału LM, a także walka o minimum czwarte miejsce na mecie sezonu Premier League, dające prawo gry w kwalifikacjach do przyszłorocznej edycji o Puchar Mistrzów.

Rozpędzona monachijska maszyna

Faworytem wtorkowej konfrontacji w Londynie będą Bawarczycy, którzy w tym sezonie olśniewają formą na każdym froncie. W przeciwieństwie do Arsenalu, Bayern liczy się w walce o mistrzostwo Niemiec, gdzie prowadzi z przygniatającą przewagą 15 punktów w tabeli Bundesligi nad drugą Borussią Dortmund. Na pozostałych frontach także radzi sobie doskonale, bowiem jest już w ćwierćfinale Pucharu Niemiec, a w Lidze Mistrzów jest stawiany jako jeden z głównych faworytów do triumfu.

Od dyspozycji Francka Ribery'ego może wiele zależeć we wtorkowym meczu
Zanim w lipcu swoją szkoleniową przygodę z Bayernem rozpocznie Pep Guardiola, celem Bayernu jest zdobycie w tym sezonie potrójnej korony. Patrząc na grę Monachijczyków i styl w jakim rozbijają kolejnych rywali, taka możliwość jest bardzo prawdopodobna. Gwarantuje to bardzo szeroka kadra, w której roi się od gwiazd światowego formatu. Wystarczy wspomnieć choćby Francka Riberye'go, Arjena Robbena czy też Mario Gomeza. Niewątpliwym atutem jest także bardzo silna linia obrony oraz bramkarz Manuel Neuer, który we wszystkich pięciu meczach rundy rewanżowej Bundesligi zachował czyste konto! Jakby tego było mało to w całym sezonie ligi niemieckiej bawarska ekipa straciła zaledwie siedem goli!

Kto nie zagra w pierwszym meczu 1/8 finału?

W obu drużynach większość zawodników jest zdrowych. Wyjątek stanowi kontuzjowany obrońca Arsenalu - Kieran Gibbs. Natomiast w zespole Bayernu jedynymi nieobecnymi będą: Holger Badstuber - wyłączony z gry na wiele miesięcy, Jerome Boateng - pauzujący za czerwoną kartkę z meczu grupowego z BATE Borysów oraz Claudio Pizzaro, który jest przeziębiony.

Historia potyczek Arsenalu z Bayernem

Bilans obu zespołów przemawia minimalnie za ekipą monachijską. W czterech spotkaniach między obiema drużynami, Bayern wygrał dwa razy, raz zremisował i poniósł jedną porażkę. Ostatnia potyczka między Arsenalem, a niemiecką drużyną miała miejsce w 2005 roku na etapie ćwierćfinału Ligi Mistrzów, kiedy to Bawarczycy wygrali 3:1 u siebie, a na wyjeździe minimalnie lepszy okazał się Arsenal odnosząc zwycięstwo 1:0.

Początek wtorkowej konfrontacji zaplanowano na godz 20.45 w Londynie. Natomiast rewanż zostanie rozegrany w środę 13 marca na Allianz Arena. Czy Arsenal będzie w stanie odeprzeć ataki niemieckiej maszyny z Monachium? Czy Lukas Podolski udowodni, że pozbycie się go z Monachium było błędem i strzeli bramkę Bayernowi?

piątek, 15 lutego 2013

Primera Division. Fantastyczna forma Espanyolu pod wodzą Aguirre!

W ostatnich tygodniach furorę robi zespół Espanyolu Barcelona. Głównym architektem metamorfozy "Papużek" jest nowy szkoleniowiec - Javier Aguirre, który po przejęciu "Los Pericos" pod koniec listopada zeszłego roku, notuje świetne wyniki.

Gra Espanyolu pod wodzą meksykańskiego trenera zmieniła się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jeszcze w listopadzie Papużki zajmowały ostatnią 20 pozycję w ligowej tabeli Primera Division, z dorobkiem zaledwie dziewięciu punktów w 13 meczach i dwóch oczek straty do będącego nad kreską Deportivo La Coruna. Klubowi z Barcelony zaczęło zaglądać w oczy widmo degradacji. 

Javier Aguirre kapitalnie zaczął swoją pracę w Espanyolu
Wszystko zmieniło się za sprawą Javiera Aguirre, który w 10 kolejkach ligi hiszpańskiej uzbierał aż 19 oczek, przegrywając w tym czasie zaledwie raz z nie byle kim, bo ekipą FC Barcelony. Jedynymi zespołami, które lepiej spisywały się w tym okresie są tylko dwaj hiszpańscy giganci - wspomniany wyżej lokalny rywal oraz Real Madryt. 

Klub z Cornella-El Prat dzięki ostatnim dobrym rezultatom systematycznie pnie się w górę ligowej tabeli i obecnie zajmuje już 13 miejsce. Nikt nie ma wątpliwości, że zatrudnienie Meksykanina było strzałem w dziesiątkę. Aguirre tknął w zespół nowego ducha i z tych samych piłkarzy, których miał do dyspozycji jego poprzednik Mauricio Pochettino umiał wykrzesać maksimum umiejętności i woli walki. 

"Papużki" pod wodzą Aguirre prezentują niezwykle widowiskowy, ofensywny i skuteczny futbol. Najbardziej wartościowym wynikiem "Los Pericos" jest remis 2:2 wywalczony na Santiago Bernabeu z mistrzem Hiszpanii Realem Madryt. Ostatnią porażkę podopieczni 54-letniego Aguirre ponieśli 6 stycznia, przegrywając w derbach Barcelony z lokalnym rywalem 0:4. Od tego czasu gra "Los Pericos" przechodzi najśmielsze oczekiwania nawet dla najbardziej zagorzałych fanów, ponieważ w pięciu ostatnich kolejkach zdobyli aż 13 punktów, wygrywając w tym czasie aż cztery mecze. Na uwagę zasługuje zwłaszcza ostatni wyjazdowy triumf na San Mames, kiedy po grze pełnej polotu i fantazji odprawili z kwitkiem Basków z Bilbao, wygrywając aż 4:0!

Javier Aguirre nie boi się podejmowania ryzyka i zmiany pozycji na boisku niektórym zawodnikom. W ostatnim meczu z Athletikiem na plac gry wprowadził za Portugalczyka Simao, niespełna 20-letniego Victora Alvareza, który jest nominalnym lewym obrońcą, a w tym meczu po raz pierwszy wystąpił na nowej dla siebie pozycji. W roli skrzydłowego sprawdził się znakomicie, zaliczając dwie asysty przy bramkach kolegów i będąc jednym z najlepszych graczy na boisku. 

Meksykański szkoleniowiec renomę w Primera Division zdobył kilka lat wcześniej. Prowadził m.in. takie zespoły jak Osasuna, Atletico Madryt czy też Real Saragossa. W przeszłości był także dwukrotnie trenerem reprezentacji Meksyku, z którą w 2002 roku na MŚ w Korei i Japonii doszedł do 1/8 finału, a w 2009 roku wygrał Złoty Puchar Concacaf oraz wywalczył awans do MŚ 2010 w RPA, gdzie odpadł w 1/8 finału. Jednak jego największym sukcesem w karierze jest doprowadzenie Osasuny do sensacyjnego czwartego miejsca na mecie sezonu 2005/06 w Primera Division oraz mistrzostwo Meksyku z 2009 roku z CF Pachucą. 

Teraz wszyscy sympatycy Espanyolu zastanawiają się czy Aguirre w 15 kolejkach La Ligi, które pozostały do końca sezonu zdoła dokonać kolejnego cudu w postaci awansu do europejskich pucharów. Obecnie Papużki tracą do szóstego miejsca gwarantującego start w przyszłorocznej edycji Ligi Europejskiej tylko dziewięć punktów.

środa, 13 lutego 2013

Dlaczego PSG zdobyło stadion Mestalla w Valencii?

Wpompowane  przez szejków z Bliskiego Wschodu ogromne pieniądze w klub z Parc Des Princes zaczynają powoli się spłacać i przynosić efekty nie tylko na arenie klubowej, ale także międzynarodowej.

Paris Saint Germain po triumfie z ekipą Valencii 2:1 w pierwszym spotkaniu 1/8 finału Ligi Mistrzów jest już jedną nogą w ćwierćfinale tych elitarnych rozgrywek.

Obecny skład PSG to mieszanka rutyny z młodością. Wystarczy wymienić tutaj chociażby Zlatana Ibrahimovića – największą gwiazdę zespołu, któremu coraz lepiej się współpracuje z młodziutkimi, zaledwie 20-letnimi zawodnikami – Marco Verrattim, a także sprowadzonym w styczniu Lucasem Mourą. Carlo Ancelotti ma w Paryżu do dyspozycji prawdziwą konstelację gwiazd, bowiem o sile ofensywnej lidera Ligue 1 stanowi także zaciąg argentyński w osobach niezwykle szybkich i przebojowych Argentyńczyków – Ezequiela Lavezziego, a także Javiera Pastore. Jakie czynniki były kluczem do sukcesu francuskiego zespołu na Estadio Mestalla w Valencii?
Lucas Moura był jednym z najlepszych  zawodników wczorajszego meczu

 Po pierwsze bardziej dojrzała kultura gry od swojego hiszpańskiego rywala. Zawodnicy PSG ustawieni przez Ancelottiego w systemie 4-4-2 swoje ataki przeprowadzali najczęściej skrzydłami i najlepiej czuli się w grze z kontry. Największe zagrożenie pod bramką Augity stwarzał filigranowy Lavezzi, który był jednym z najlepszych zawodników na placu gry, a także dwójka skrzydłowych Moura oraz Pastore, którzy szaleli na obu flankach.

Po drugie o sukcesie podopiecznych Ancelottiego z Valencią przesądziły wyższe umiejętności techniczne poszczególnych zawodników, którzy jednym podaniem, zwodem umieli zrobić różnicę i spowodować zagrożenie pod hiszpańską bramką. Prym w tym wiedli piłkarze z Ameryki Południowej – wspomniani wyżej Lavezzi, a także skrzydłowi Moura i Pastore. To właśnie ich dryblingi i akcje siały największy popłoch w strefie obronnej zespołu Nietoperzy. Moura  popisał się znakomitą akcją na 2:0, wykładając piłkę jak na tacy Pastore, natomiast Argentyńczyk oprócz gola także zanotował podanie do Lavezziego, który w 10. minucie meczu otworzył wynik meczu na stadionie Mestalla. Zatem indywidualności południowo-amerykańskie sprowadzone za olbrzymie pieniądze okazały się strzałem w dziesiątkę i pokazały, że na tle silnego przeciwnika potrafią wznieść się na wyżyny swoich umiejętności.

Po trzecie – solidna obrona PSG, która na tle defensywy Valencii prezentowała się lepiej niż poprawnie, rzadko kiedy dopuszczając do zagrożenia we własnym polu karnym, a jeśli już do tego dochodziło to sprzyjało im szczęście, ponieważ podopieczni Ernesto Valverde niemiłosiernie pudłowali. Warto wspomnieć także fakt, że w tym meczu nie mógł zagrać brazylijski filar obrony Thiago Silva, który znakomicie potrafi zrobić użytek głową ze stałych fragmentów gry. Jednak jego nieobecność była prawie niezauważalna. Jakby tego było mało to cały mecz na ławce przesiedział Gregory van der Wiel, który także zdążył już wyrobić sobie solidną markę, będąc w przeszłości zawodnikiem Ajaksu Amsterdam.

Czwartym argumentem przemawiającym o wyższości PSG nad Valencią był bramkarz. Salvatore Sirigu, który jest pewnym punktem paryskiego zespołu od początku bieżącego sezonu. Z dobrej strony dał się już poznać we francuskiej Ligue 1, gdzie wyśrubował niesamowity rekord bez puszczenia gola do 948 minut! Ta wspaniała passa została przerwana dopiero w ostatnim meczu z Bastią, kiedy puścił jednego gola. W meczu z Valencią nie miał może dużo do roboty, ponieważ strzały zawodników hiszpańskich były w większości niecelne. Jednak przez cały czas zachował czujność i koncentrację, a swój kunszt pokazał w 52. minucie, kiedy ładnie wypiąstkował strzał Canalesa. Na tle swojego hiszpańskiego vis a vis – Vicente Guaity, włoski golkiper wypadł znakomicie. Hiszpański bramkarz nie popisał się przy pierwszym puszczonym golu, kiedy nie zrobił praktycznie nic, aby obronić strzał Lavezziego.

Podopieczni Carlo Ancelottiego jako pierwszy klub francuski od 1980 roku zdobyli stadion Mestalla. Poprzednim razem ta sztuka udała się Nantes. W rewanżu, który zostanie rozegrany 6 marca na Parc des Princes są murowanymi kandydatami do awansu, jednak w końcówce wczorajszego meczu dostali za jednym zamachem dwa ciosy, które mogą budzić lekki niepokój przed rewanżem. Najpierw honorowego gola strzelił stoper Valencii – Alid Rami, a chwilę później z boiska za bezsensowny faul wyleciał z czerwona kartkę Ibrahimović. W Paryżu oprócz Szweda zabraknie także defensywnego pomocnika Verrattiego i z pewnością stanowi to w tej chwili największe zmartwienie dla Ancelottiego.