Cristiano Ronaldo miał być pierwszoplanową postacią wielkiego finału mistrzostw Europy pomiędzy Portugalią, a Francją, ale niezwykła agresywność Dimitra Payeta szybko pozbawiła go tej możliwości. Już po 25. minutach gry ze łzami w oczach został zniesiony na noszach z murawy Stade de France. Wydawało się, że Tricolores po wyeliminowaniu asa Portugalii będą mieli łatwą przeprawę. Tymczasem finałowe starcie pokazało, że nawet bez trzykrotnego zdobywcy Złotej Piłki szkoleniowec Seleção das Quinas Fernando Santos potrafił wyciągnąć z rękawa gracza niemal z trzeciego szeregu, który dotychczas na Euro 2016 odegrał marginalną rolę, a w dogrywce zdołał przesądzić o losach rywalizacji. Tym kimś okazał się Eder, jedyny nominalny napastnik kadry z Półwyspu Iberyjskiego.
Aż trudno w to uwierzyć, że na
całym turnieju rosły napastnik Portugalii przed wejściem na murawę miał na koncie… zaledwie 13 minut rozegranych
w finałach Euro 2016. Wejście snajpera Lille okazało się majstersztykiem
taktycznym Fernando Santosa. Eder nie tylko świetnie się ustawiał i grał tyłem
do bramki, ale potrafił w fantastyczny sposób utrzymać się przy piłce, a jak
trzeba było to dał się faulować i praktycznie nie zanotował ani jednej straty.
W 109. minucie dostał podanie od kolejnego rezerwowego od Joao Moutinho i
przeprowadził akcję, jakiej nie powstydziłby się sam Cristiano Ronaldo. Długimi
susami przemierzał kolejne metry, w tyle dość łatwo pozostawił Laurenta
Koscielnego, co ciekawe wybranego przez wiele serwisów do najlepszej jedenastki
ME oraz jedno z największych objawień formacji obronnej Samuela Umtitiego, za
którego Barcelona wydała bagatela 25 mln euro i kapitalnym mierzonym strzałem w
sam róg zaskoczył Hugo Llorisa. Portugalia oszalała ze szczęścia, a kamery
błyskawicznie skierowały swoje obiektywy na twarz Ronaldo, który znowu się
popłakał, ale tym razem były to łzy szczęścia.
CR7 tymczasem wyraźnie kulejąc, dyrygował
z ławki rezerwowych swoimi kolegami z prostokąta przeznaczonego dla trenerów,
mocno zagrzewając ich do walki, a także przyjacielsko poklepując,
będąc dla nich niczym dobry ojciec. Przez chwilę miało się wrażenia, że to
Ronaldo jest trenerem Portugalii, a Fernando Santos jedynie jego asystentem.
źródło: sportowememy.pl |
Tuż po końcowym gwizdku łzy
Ronaldo okazały się mieć wymiar symboliczny. Jego autentyczna reakcja, gdy
doznał kontuzji a potok łez wylewał się z niego strumieniami świadczyły o tym,
że niczego bardziej nie pragnął niż zdobyć brakujące mu w kolekcji trofeum, a
więc mistrzostwo Europy. Ze złości cisnął kapitańską opaskę z całej siły o murawę. Pomimo tego, że nigdy nie byłem jego fanem
zrobiło mi się go zwyczajnie szkoda. Jego cierpienie i ból mocno na mnie
oddziaływały. CR7 wtedy być może stracił ostatnią szansę na wywalczenie złota
mistrzostw Europy. Tymczasem joker Eder w talii Santosa sprawił, że Ronaldo
odetchnął z niesamowicie wielką ulgą.
W pamięci z tego finału utkwił mi
jeszcze jeden obrazek, gdy Ronaldo podczas ceremonii wręczania medali uścisnął
Marka Clattenburga, jakby chciał mu podziękować, że pomimo błędnej decyzji i
pozwolenia momentami na zbyt ostrą grę Francuzów, w konsekwencji czego Ronaldo
doznał kontuzji i słabego poziomu sędziowskiego, Anglik nie przeszkodził jednak
Porugalii w sięgnięciu po pierwsze złoto w historii mistrzostw Europy. W studiu
Polsatu tymczasem eksperci zastanawiali się, jak byłaby reakcja CR7, gdyby to
Francja wygrała ten finał, a Ronaldo być może wtedy zamiast objąć zmuszony
byłby… dusić Clattenburga.
Ronaldo zawsze był niezwykle
ekspresyjny, a swoimi niezbyt ładnymi
gestami dawał więcej do zrozumienia niż słowami. Jego zachowanie na boisku
owszem pozostawia od zawsze wiele kontrowersji, ale w tym finale zyskał
odrobinę mojej sympatii, zwłaszcza po tym, jak niemal przejął rolę trenera i
żywo komentował, a także biegał, mocno utykając wzdłuż linii bocznej, wcielając
się w rolę pierwszego trenera Portugalii.
Kontuzja, placz a pozniej juz tylko kapitan, kapitan kapitan i asystent trenera. Kolejna lekcja futbolu od "narcyza" pic.twitter.com/D7AML1CeM9— Rafal Lebiedzinski (@rafa_lebiedz24) 11 lipca 2016
Tytuł tekstu „Łzy Ronaldo” ma
wymiar nie tylko symboliczny, ale także zatacza koło i zarazem spina klamrą
wydarzenia z 2004 roku, kiedy młodziutki zaledwie 19-letni Cristiano rozpaczał
po sensacyjnej finałowej porażce z Grecją. Teraz role się odwróciły. Po
zakończeniu dogrywki mogliśmy ujrzeć również piłkarza płaczącego, ale już nie
nastolatka, ale dojrzałego i w pełni świadomego zawodnika Realu Madryt, tego co
się właśnie wydarzyło. Tym razem ze szczęścia i zdobycia tytułu Mistrza Europy.
Jego zachowanie przy linii bocznej, kiedy już nie mógł pomóc swoim kolegom i
wbiec na murawę świadczą o tym, że żył z tą reprezentacją 24h na dobę i był nie
tylko emocjonalnie z nią związany, ale także dzięki ciężkiej pracy i pomimo
początkowemu nieszczęściu w tym finale, w końcu wywalczył upragniony tytuł
starego kontynentu, odnosząc największy sukces z reprezentacją w historii. A
już w styczniu prawdopodobnie odbierze czwartą Złotą Piłkę, bowiem do tytułu ME
dorzucił przecież w maju kolejny triumf w Lidze Mistrzów z Realem Madryt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz