środa, 1 marca 2017

Koguty w pogoni za sukcesem. Czy Tottenham sięgnie w końcu po upragnione trofeum?

W ostatnich sezonach ekipa Tottenhamu przyzwyczaiła swoich sympatyków do tego, że plasuje się w czołówce Premier League i walczy o upragnione mistrzostwo, ale w końcowym rozrachunku zawsze musi obejść się smakiem. Analogiczna sytuacja ma miejsce także w rozgrywkach pucharowych, gdzie nawet teoretycznie słabsze zespoły nie mają problemów z eliminowaniem The Lilywhites we wczesnych fazach. Czy jednak kibice Kogutów nie za długo czekają już na jakiekolwiek trofeum międzynarodowe lub krajowe?

źródło: Ardfern, CC 4.0
Ostatni puchar wywalczony przez Spurs trafił do klubowej gabloty w 2008 roku za zwycięstwo w mało znaczącym na Wyspach Pucharze Ligi Angielskiej, ale jeżeli głębiej przyjrzymy się dokonaniom Tottenhamu na przestrzeni ostatnich lat, okaże się, że poprzedni poważny sukces zespół z White Hart Lane odnotował w zamierzchłych czasach. W 1984 roku Koguty świętowały zdobycie Pucharu UEFA, natomiast na krajowy tytuł czekają jeszcze dłużej, bo już od 56 lat! Co zatem powoduje, że drużyna z północnego Londynu nie potrafi przełamać niekorzystnej passy pomimo posiadania w kadrze wielu naprawdę wysokiej klasy zawodników?

Odpowiedź na to pytanie z pewnością nie będzie prosta, ale pewnie wnioski nasuwają się same. Można je wysnuć chociażby patrząc na formę poszczególnych piłkarzy, którym brakuje nie tylko stabilizacji, ale często również w najważniejszych momentach nie potrafią opanować emocji i w głupi sposób wylatują z boiska. Najświeższym przykładem jest oczywiście Dele Alli, który w rewanżowym meczu z Gentem w 1/16 finału Ligi Europy jeszcze przed przerwą wyładował swoją frustrację i bardzo ostrym wślizgiem zaatakował rywala. Prowadzący spotkanie Jorge de Sousa natychmiast wyrzucił krewkiego Anglika z boiska i choć grający w osłabieniu ponad 50 minut gracze Pochettino robili co mogli, nie byli w stanie wygrać meczu z przeciętnym belgijskim zespołem. Wynik 2:2 na Wembley w obliczu wcześniejszej porażki 0:1 w Gandawie oznaczał definitywny koniec przygody Tottenhamu z Europa League w sezonie 2016/17.

Wielu fanów Spurs winą za wyeliminowanie z rozgrywek międzynarodowych obarczyło właśnie Allego, dając upust swoim emocjom na Twitterze:
W obronie młodego pomocnika, który jak najbardziej słusznie został usunięty z boiska, stanął trener Mauricio Pochettino:
„On ma niewiarygodną osobowość oraz charakter. Jest bardzo oddany zespołowi, a takie sytuacje niestety czasem się zdarzają. Teraz nadszedł czas, aby go wesprzeć, bowiem Alli jest bardzo smutny i zawiedziony” – zakończył argentyński szkoleniowiec, którego słowa cytuje portal goal.com
Tottenham co prawda odpadł z gry o europejskie trofeum, ale wciąż ma szansę na triumf w Pucharze Anglii i w rodzimej lidze. W ćwierćfinale FA Cup Koguty zmierzą się z grającym na trzecim szczeblu rozgrywek Millwall, natomiast w Premier League plasują się obecnie na wysokim, trzecim miejscu, ale z dwucyfrową stratą do londyńskiej Chelsea (13 pkt – stan na 26 lutego 2017).
Aktualną sytuację w klubie z White Hart Lane idealnie odzwierciedlają niedawne słowa Pochettino, dla którego pucharowy impas Tottenhamu nie jest wielkim zaskoczeniem.
„Jest zbyt wcześnie, aby mówić, że wygramy jakieś trofeum. Jesteśmy rozczarowani tym, że odpadliśmy z Europa League. To dobry czas, żeby wszystko przeanalizować i spróbować zmienić kilka rzeczy, aby w następnym sezonie być lepszym zespołem”
Ważnym czynnikiem, który sprawia, że sympatycy Kogutów ze zniecierpliwieniem odliczają kolejne dni od zdobycia ostatniego pucharu (w sumie już 3287 dni! – stan na 26 lutego 2017) jest brak lidera z prawdziwego zdarzenia, a więc piłkarza, który wziąłby na swoje barki jeszcze większą odpowiedzialność – nie tylko na boisku, ale również za wszystko to, co dzieje się poza nim. Tottenhamowi wyraźnie brakuje postaci charyzmatycznej, ze zdolnościami przywódczymi, kogoś takiego jak Robbie Keane, który potrafił zmotywować kolegów z zespołu i natchnąć ich do sukcesu – wywalczenia ostatniego trofeum, jakie trafiło do gabloty Spurs, a więc wspomnianego Carling Cup.



Mogłoby się wydawać, że nie powinno być żadnych problemów, aby także w obecnej kadrze The Lillywhites znaleźć takiego gracza. Rzeczywistość okazuje się jednak zupełnie inna i ze święcą należy szukać urodzonego lidera w teamie z północnego Londynu. Do tego miana kandydował początkowo bramkarz Hugo Lloris, który swoimi interwencjami dodawał drużynie pewności siebie. Jednak z biegiem czasu Francuz zaczął popełniać błędy, które również na pozostałych partnerach z zespołu zaczęły odbijać się negatywnie. Kolejnym graczem, którego kreowano na lidera miał być Jan Vertonghen. Belgijski stoper w wielu spotkaniach rzeczywiście spełniał pokładane w nim nadzieje, jednak im dłużej był tą odpowiedzialnością obarczany, tym gorzej wyglądał na boisku. Następnym aspirującym został Dele Alli – wschodząca gwiazdka reprezentacji Trzech Lwów. Ofensywny pomocnik Spurs miał fenomenalny przełom 2016 i 2017 roku, kiedy w ciągu tygodnia zdobył na angielskich boiskach aż 6 bramek. Później jednak młody Anglik znacznie wyhamował, a jego ostatni wyczyn, czerwona kartka z Gentem, z pewnością nie przystoi liderowi drużyny mającej mistrzowskie aspiracje. Od takowego wymaga się bowiem nie tylko dobrej gry popartej strzelaniem goli czy pięknymi otwierającymi podaniami, ale przede wszystkim utrzymania nerwów na wodzy, nawet w sytuacji, gdy wynik nie układa się po myśli zespołu. Ponadto ważne są również takie cechy jak odwaga, pewność siebie, kultura boiskowa oraz dojrzałość. Jednym słowem: powinna to być postać stanowiąca wzór do naśladowania. Swoim ostatnim występkiem Alli absolutnie wykreślił się z tej zaszczytnej funkcji…

Harry Kane to materiał na lidera przez duże L, gdyż doskonale wie, jak zespół Kogutów funkcjonuje od środka, a dodatkowo jest jego najlepszym snajperem. Napastnik reprezentacji Anglii to przecież król strzelców Premier League z poprzedniego sezonu, a jednocześnie piłkarz, który bez cienia wątpliwości potrafi wznieść się na futbolowe wyżyny. Potwierdzenia nie trzeba zresztą daleko szukać – ostatniego hat-tricka, już piątego w barwach Spurs, 23-latek zaliczył w 1/8 finału FA Cup w wygranym 3:0 spotkaniu z Fulham.
Po awansie do ćwierćfinału Pucharu Anglii szkoleniowiec Tottenhamu wychwalał pod niebiosa swojego najlepszego strzelca:
„Kane jest wielkim zawodnikiem i świetną osobą. To profesjonalista, który jest przywiązany do klubu i sztabu szkoleniowego. Jest dobrym przykładem dla wszystkich. Czujemy się dumni mając go w składzie, nie tylko jako piłkarza, ale jako człowieka”Mauricio Pochettino
Wielu kibiców i ekspertów, pomimo bardzo dobrych statystyk strzeleckich Kane’a (już 14 ligowych goli w 20. spotkaniach – przyp. red.), mocno deprecjonuje osiągnięcia Anglika i ma ogromne zastrzeżenia do jego gry. Pomimo szumnych zapowiedzi Pochettino, snajper Kogutów w rewanżowym spotkaniu z Gentem nie sprostał presji i był jednym z najsłabszych na boisku. Uzasadnione pozostają zatem wątpliwości co do tego, czy Kane rzeczywiście jest w stanie poprowadzić londyński zespół do triumfu w jakichkolwiek rozgrywkach, a jednocześnie dołączyć do panteonu sław na czele z Garym Linekerem, Paulem Gascoigne’m czy Garethem Bale’m.

Od ostatniego finałowego zwycięstwa Tottenhamu minęło już 9 lat, kiedy to zespół prowadzony przez Juande Ramosa okazał się na Wembley lepszy od Chelsea Avrama Granta. Bardzo blisko celu Spurs byli stosunkowo niedawno, bo w 2015 roku, gdy ponownie rywalizowali w finale Pucharu Ligi Angielskiej ze swoim odwiecznym rywalem z niebieskiej części Londynu. The Blues zrewanżowali się wówczas The Lilywhites (wygrana 2:0) i tym samym puchar powędrował na Stamford Bridge.


Jak długo Tottenham będzie musiał jeszcze czekać na upragniony sukces na krajowym podwórku bądź międzynarodowej arenie? Pytanie to pozostaje w tej chwili bez odpowiedzi, ale najłatwiejszą drogą wydaje się tegoroczna edycja Pucharu Anglii. Ćwierćfinałowy rywal z League One nie powinien być zbyt trudną przeszkodą, ale znacznie wyższe schody będą ewentualnie czekały Koguty najpierw w półfinale, a następnie finale najstarszych klubowych rozgrywek na świecie, gdzie można trafić chociażby na kogoś z dwójki Manchester United i… Chelsea.

Tekst ukazał się również w portalu Naszfutbol.com.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz