W ostatnich sezonach ekipa Tottenhamu przyzwyczaiła swoich sympatyków do tego, że plasuje się w czołówce Premier League i walczy o upragnione mistrzostwo, ale w końcowym rozrachunku zawsze musi obejść się smakiem. Analogiczna sytuacja ma miejsce także w rozgrywkach pucharowych, gdzie nawet teoretycznie słabsze zespoły nie mają problemów z eliminowaniem The Lilywhites we wczesnych fazach. Czy jednak kibice Kogutów nie za długo czekają już na jakiekolwiek trofeum międzynarodowe lub krajowe?
źródło: Ardfern, CC 4.0 |
Odpowiedź na to pytanie z pewnością nie
będzie prosta, ale pewnie wnioski nasuwają się same. Można je wysnuć
chociażby patrząc na formę poszczególnych piłkarzy, którym brakuje nie
tylko stabilizacji, ale często również w najważniejszych momentach nie
potrafią opanować emocji i w głupi sposób wylatują z boiska.
Najświeższym przykładem jest oczywiście Dele Alli, który w rewanżowym
meczu z Gentem w 1/16 finału Ligi Europy jeszcze przed przerwą wyładował
swoją frustrację i bardzo ostrym wślizgiem zaatakował rywala.
Prowadzący spotkanie Jorge de Sousa natychmiast wyrzucił krewkiego
Anglika z boiska i choć grający w osłabieniu ponad 50 minut gracze
Pochettino robili co mogli, nie byli w stanie wygrać meczu z przeciętnym
belgijskim zespołem. Wynik 2:2 na Wembley w obliczu wcześniejszej
porażki 0:1 w Gandawie oznaczał definitywny koniec przygody Tottenhamu z
Europa League w sezonie 2016/17.
Wielu fanów Spurs winą za wyeliminowanie z rozgrywek międzynarodowych obarczyło właśnie Allego, dając upust swoim emocjom na Twitterze:
@SpursOfficial @Dele_Alli That was absolutely awful, not good enough Alli cost us the game there Thank you 👏— Noah Barbour (@4Andreww) 23 lutego 2017
Dele alli cost us the game absolute disgraceful tackle should be fucking ashamed @Dele_Alli— Addicted To Spurs (@addicted_spurs) 23 lutego 2017
W obronie młodego pomocnika, który jak najbardziej słusznie został usunięty z boiska, stanął trener Mauricio Pochettino:
„On ma niewiarygodną osobowość oraz charakter. Jest bardzo oddany zespołowi, a takie sytuacje niestety czasem się zdarzają. Teraz nadszedł czas, aby go wesprzeć, bowiem Alli jest bardzo smutny i zawiedziony” – zakończył argentyński szkoleniowiec, którego słowa cytuje portal goal.com
Tottenham co prawda odpadł z gry o
europejskie trofeum, ale wciąż ma szansę na triumf w Pucharze Anglii i w
rodzimej lidze. W ćwierćfinale FA Cup Koguty zmierzą się z
grającym na trzecim szczeblu rozgrywek Millwall, natomiast w Premier
League plasują się obecnie na wysokim, trzecim miejscu, ale z dwucyfrową
stratą do londyńskiej Chelsea (13 pkt – stan na 26 lutego 2017).
Aktualną sytuację w klubie z White Hart Lane idealnie odzwierciedlają niedawne słowa Pochettino, dla którego pucharowy impas Tottenhamu nie jest wielkim zaskoczeniem.
„Jest zbyt wcześnie, aby mówić, że wygramy jakieś trofeum. Jesteśmy rozczarowani tym, że odpadliśmy z Europa League. To dobry czas, żeby wszystko przeanalizować i spróbować zmienić kilka rzeczy, aby w następnym sezonie być lepszym zespołem”
Ważnym czynnikiem, który sprawia, że sympatycy Kogutów ze
zniecierpliwieniem odliczają kolejne dni od zdobycia ostatniego pucharu
(w sumie już 3287 dni! – stan na 26 lutego 2017) jest brak lidera z
prawdziwego zdarzenia, a więc piłkarza, który wziąłby na swoje barki
jeszcze większą odpowiedzialność – nie tylko na boisku, ale również za
wszystko to, co dzieje się poza nim. Tottenhamowi wyraźnie brakuje
postaci charyzmatycznej, ze zdolnościami przywódczymi, kogoś takiego jak
Robbie Keane, który potrafił zmotywować kolegów z zespołu i natchnąć
ich do sukcesu – wywalczenia ostatniego trofeum, jakie trafiło do
gabloty Spurs, a więc wspomnianego Carling Cup.
Mogłoby się wydawać, że nie powinno być żadnych problemów, aby także w obecnej kadrze The Lillywhites znaleźć takiego gracza. Rzeczywistość okazuje się jednak zupełnie inna i ze święcą należy szukać urodzonego lidera w teamie
z północnego Londynu. Do tego miana kandydował początkowo bramkarz Hugo
Lloris, który swoimi interwencjami dodawał drużynie pewności siebie.
Jednak z biegiem czasu Francuz zaczął popełniać błędy, które również na
pozostałych partnerach z zespołu zaczęły odbijać się negatywnie.
Kolejnym graczem, którego kreowano na lidera miał być Jan Vertonghen.
Belgijski stoper w wielu spotkaniach rzeczywiście spełniał pokładane w
nim nadzieje, jednak im dłużej był tą odpowiedzialnością obarczany, tym
gorzej wyglądał na boisku. Następnym aspirującym został Dele Alli –
wschodząca gwiazdka reprezentacji Trzech Lwów. Ofensywny pomocnik Spurs
miał fenomenalny przełom 2016 i 2017 roku, kiedy w ciągu tygodnia
zdobył na angielskich boiskach aż 6 bramek. Później jednak młody Anglik
znacznie wyhamował, a jego ostatni wyczyn, czerwona kartka z Gentem, z
pewnością nie przystoi liderowi drużyny mającej mistrzowskie aspiracje.
Od takowego wymaga się bowiem nie tylko dobrej gry popartej strzelaniem
goli czy pięknymi otwierającymi podaniami, ale przede wszystkim
utrzymania nerwów na wodzy, nawet w sytuacji, gdy wynik nie układa się
po myśli zespołu. Ponadto ważne są również takie cechy jak odwaga,
pewność siebie, kultura boiskowa oraz dojrzałość. Jednym słowem: powinna
to być postać stanowiąca wzór do naśladowania. Swoim ostatnim
występkiem Alli absolutnie wykreślił się z tej zaszczytnej funkcji…
Harry Kane to materiał na lidera przez duże L, gdyż doskonale wie, jak zespół Kogutów
funkcjonuje od środka, a dodatkowo jest jego najlepszym snajperem.
Napastnik reprezentacji Anglii to przecież król strzelców Premier League
z poprzedniego sezonu, a jednocześnie piłkarz, który bez cienia
wątpliwości potrafi wznieść się na futbolowe wyżyny. Potwierdzenia nie
trzeba zresztą daleko szukać – ostatniego hat-tricka, już piątego w
barwach Spurs, 23-latek zaliczył w 1/8 finału FA Cup w wygranym 3:0 spotkaniu z Fulham.
Po awansie do ćwierćfinału Pucharu Anglii szkoleniowiec Tottenhamu wychwalał pod niebiosa swojego najlepszego strzelca:
„Kane jest wielkim zawodnikiem i świetną osobą. To profesjonalista, który jest przywiązany do klubu i sztabu szkoleniowego. Jest dobrym przykładem dla wszystkich. Czujemy się dumni mając go w składzie, nie tylko jako piłkarza, ale jako człowieka” – Mauricio Pochettino
Wielu kibiców i ekspertów, pomimo bardzo
dobrych statystyk strzeleckich Kane’a (już 14 ligowych goli w 20.
spotkaniach – przyp. red.), mocno deprecjonuje osiągnięcia Anglika i ma
ogromne zastrzeżenia do jego gry. Pomimo szumnych zapowiedzi Pochettino,
snajper Kogutów w rewanżowym spotkaniu z Gentem nie sprostał
presji i był jednym z najsłabszych na boisku. Uzasadnione pozostają
zatem wątpliwości co do tego, czy Kane rzeczywiście jest w stanie
poprowadzić londyński zespół do triumfu w jakichkolwiek rozgrywkach, a
jednocześnie dołączyć do panteonu sław na czele z Garym Linekerem,
Paulem Gascoigne’m czy Garethem Bale’m.
Od ostatniego finałowego zwycięstwa
Tottenhamu minęło już 9 lat, kiedy to zespół prowadzony przez Juande
Ramosa okazał się na Wembley lepszy od Chelsea Avrama Granta. Bardzo
blisko celu Spurs byli stosunkowo niedawno, bo w 2015 roku, gdy
ponownie rywalizowali w finale Pucharu Ligi Angielskiej ze swoim
odwiecznym rywalem z niebieskiej części Londynu. The Blues zrewanżowali się wówczas The Lilywhites (wygrana 2:0) i tym samym puchar powędrował na Stamford Bridge.
Jak długo Tottenham będzie musiał jeszcze czekać na upragniony sukces na
krajowym podwórku bądź międzynarodowej arenie? Pytanie to pozostaje w
tej chwili bez odpowiedzi, ale najłatwiejszą drogą wydaje się tegoroczna
edycja Pucharu Anglii. Ćwierćfinałowy rywal z League One nie powinien
być zbyt trudną przeszkodą, ale znacznie wyższe schody będą ewentualnie
czekały Koguty najpierw w półfinale, a następnie finale
najstarszych klubowych rozgrywek na świecie, gdzie można trafić
chociażby na kogoś z dwójki Manchester United i… Chelsea.
Tekst ukazał się również w portalu Naszfutbol.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz