Sevilla FC poległa w bezdyskusyjny sposób z Manchesterem City 1:3 w 4. kolejce Ligi Mistrzów. Klub z Andaluzji był słabszy od Obywateli w każdym aspekcie gry. Tym samym ekipa Unai’a Emery’ego, przypomnijmy - zwycięzca dwóch ostatnich edycji Ligi Europy, ma już tylko matematyczne szanse, aby wyjść z grupy D i zakwalifikować się do wiosennej fazy pucharowej najważniejszych klubowych rozgrywek na Starym Kontynencie.
Sevilla przystąpiła do tego meczu bez kontuzjowanego Kevina Gameiro. Na jego miejsce, w wyjściowej jedenastce pojawił się Fernando Llorente. Natomiast Manchester City przyjechał do Andaluzji w mocno okrojonym składzie, bez dwóch swoich kluczowych piłkarzy - Sergio Aguero, króla strzelców poprzedniego sezonu Premier League oraz Davida Silvy, głównego kreatora gry i najlepszego asystenta w talii Manuela Pellegriniego. Zabrakło także innego pomocnika, Samira Nasriego.
Początek wczorajszego meczu wyraźnie
pokazał, że brak dwóch liderów w drużynie Manuela Pellegriniego nie był
wcale widoczny i nawet w najmniejszym stopniu nie utrudnił Obywatelom
pokonania rywala z Andaluzji. Aktualny lider Premier League od
pierwszego gwizdka narzucił swój styl gry. Starcie od pierwszych minut
przebiegało pod wyraźne dyktando angielskiego zespołu. Podopieczni
Manuela Pellegriniego w pełni przejęli inicjatywę i panowali
niepodzielnie na stadionie Ramón Sánchez Pizjuán. Dwa szybkie
‚knockdowny’ ze strony piłkarzy Manchesteru pozwoliły swobodnie
kontrolować gościom wydarzenia na boisku. Najpierw w 8. minucie gola
zdobył Raheem Sterling, który wykorzystał prostopadłe podanie Fernandinho. Zaledwie trzy minuty później City wyprowadzili drugi cios. Tym razem to Brazylijczyk trafił głową do siatki Sergio Rico, dobijając strzał Wilfrieda Bony’ego.
Manchester City bardzo swobodnie
operował piłką, raz po raz przedostając się bardzo prostymi środkami w
okolice bramki Sevilli. Zadziwiająca była bezradność graczy Emery’ego –
proste błędy popełniane przez obrońców: Coke (m.in strata zakończona pierwszym golem dla The Citizens) i Timothée Kolodziejczaka (brak
asekuracji, odpowiedniego ustawienia i krycia Bony’ego przy trzecim
trafieniu) oraz to, jak dużo miejsca i wolnej przestrzeni pozostawiali Los Rojiblancos graczom
City. Sevilla momentami spychana była do rozpaczliwej defensywy i w
żaden sposób nie potrafiła znaleźć skutecznej recepty na powstrzymanie
natarć ekipy Pellegriniego.
Ekipa Manchesteru imponowała z kolei
szybkością, rozmachem wyprowadzania akcji, a także przygotowaniem
fizycznym i tempem rozgrywania. Wśród Obywateli wyróżniał się
filigranowy i świetnie usposobiony tego dnia Raheem Sterling, który brał
udział w każdym kontrataku City. Młody Anglik został uznany wg serwisu
WhoScored graczem meczu. Poniżej prezentujemy jego imponujące
statystyki:
.@sterling7: MotM vs Sevilla, Rating 9.09, Goals 1, Dribbles 7, Key Passes 5, Interceptions 3, Tackles 2 @MCFC pic.twitter.com/bv1PbxjfXi
— WhoScored.com (@WhoScored) listopad 3, 2015
Promyk nadziei dla Sevilli, że jeszcze
nie wszystko w tym meczu stracone, pojawił się w 15. min, kiedy w
doskonałej sytuacji spudłował Fernando Llorente. W 25. minucie klub z
Andaluzji zdobył kontaktową bramkę, autorstwa Benoîta Trémoulinasa
(na 1:2). Jednak były to płonne nadzieje, które trwały tylko przez
chwilę. Dziewięć minut później po raz kolejny gapiostwo obrońców Sevilli
i kompletny brak jakiejkolwiek asekuracji, został bezlitośnie
wykorzystany przez wicemistrzów Anglii. Jesús Navas,
wychowanek klubu z Andaluzji i piłkarz sentymentalnie związany z tym
regionem, dograł z prawego skrzydła do kompletnie nieobstawionego w polu
karnym Bony’ego, który po raz trzeci pokonał Sergio Rico.
Druga połowa meczu nie dostarczyła już
tak dużych emocji i przede wszystkim bramek, jakie mieliśmy okazję
oglądać w pierwszej odsłonie. Manchester City w pełni kontrolował
przebieg gry, nie pozwalając Sevilli na rozwinięcie skrzydeł. Obywatele
od czasu do czasu przeprowadzali jednak groźne akcje ofensywne, które
powinny zakończyć się kolejnymi golami (jak chociażby sytuacja z 54. min
– strzał Fernandinho i 55. min. – niecelne uderzenie Bony’ego).
Manchester City stwarzał przewagę w ataku poprzez 5-6 zawodników, którzy
uczestniczyli w natarciach. Zespół z Anglii realizował cel nakreślony
przez Pellegriniego, wykazując przy tym duże zdyscyplinowanie taktyczne
oraz myśl przewodnią – huraganowe ataki, niemal nawałnicę, zakończoną
zdobyciem aż trzech bramek.
3 - Man City are the first team to score 3 goals in an away match at Sevilla in European competition (excluding qualifying rounds). Juicy.
— OptaJoe (@OptaJoe) listopad 3, 2015
Podsumowując, Sevilla została rozbita
przez zespół z niebieskiej części Manchesteru, nie mając żadnych
argumentów piłkarskich. Klub z Hiszpanii nie tylko nie podjął walki, ale
przystąpił do tej konfrontacji rozkojarzony, bez jakiejkolwiek wiary. Trochę
wyglądało to tak, jakby ekipa z Andaluzji grała na zaciągniętym hamulcu
ręcznym, czyli wolno, schematycznie, bez forsowania tempa, krotko
mówiąc – bez żadnego planu i pomysłu na tospotkanie. Natomiast
zespół z Etihad Stadium zdominował swojego rywala i zasłużenie wygrał,
zapewniając sobie tym samym awans do 1/8 finału LM. The Citizens przewyższali
Sevillę nie tylko umiejętnościami piłkarskimi, ale także organizacją
gry, jakością w rozegraniu, szybkością, pomysłowością oraz łatwością w
konstruowaniu akcji.
Najlepiej o skali tego zwycięstwa może
świadczyć decyzja Manuela Pellegriniego, który na ławce rezerwowych
posadził najdroższego piłkarza, kupionego w letnim okienku transferowym
za olbrzymie pieniądze (74 mln. € – wg. Transfermarkt.de), Kevina De
Bruyne’a (autora zwycięskiego gola w pierwszym meczu pomiędzy tymi
zespołami – przyp. red.). Tym razem Belg nie zmieścił się w podstawowej
jedenastce ze względów taktycznych i na placu gry zameldował się dopiero
w 71. minucie.
Sevilla 1-3 Manchester City HT: Player Ratings #UCL pic.twitter.com/V85FhYezyt
— WhoScored.com (@WhoScored) listopad 3, 2015
Jakże wymownym obrazkiem w trakcie meczu były momenty, kiedy kibice City
demonstrowali przeciwko UEFA, jakoby wygwizdywali hymn LM w poprzednim
meczu. Dali w ten sposób upust swoim emocjom, prezentując specjalnie
przygotowane na tę okazję transparenty:
— 24sports (@24sports) listopad 4, 2015
Wiele mogły także powiedzieć o przebiegu tej konfrontacji zachowania
kibiców gospodarzy z końcówki starcia, kiedy spora liczba sympatyków
klubu z Estadio Ramón Sánchez Pizjuán zaczęła opuszczać masowo obiekt, mając dosyć oglądania poczynań swojego zespołu. Ekipa
Unaia Emery’ego pokazała swoje ciemne oblicze, które już nie raz
mogliśmy zaobserwować, chociażby w Primera Division. Statyczna, bez
wigoru, nieprzygotowania pod względem taktycznym, a także sfrustrowana i
bezbarwna – właśnie taka była Sevilla, drużyna, która w
poprzednim sezonie zachwycała swoją grą w Europie i miała passę (aż do
wczoraj) 10. z rzędu zwycięstw w europejskich pucharach na własnym
stadionie. Potwierdził się pewien istotny fakt, że dwa kolejne triumfy
odniesione w rozgrywkach Ligi Europy mają się nijak do rozgrywek Ligi
Mistrzów, gdzie wymagania, prestiż oraz poziom umiejętności
poszczególnych zespołów stoi na zdecydowanie wyższym pułapie.
Sevilla 1-3 Manchester City HT: Shots(OT) 6(2) - 16(9), Possession 55% - 45%, Rating 6.22 - 7.18 https://t.co/pp8C5vWUcM #UCL
— WhoScored.com (@WhoScored) listopad 3, 2015
Tekst został także opublikowany na portalu Naszfutbol.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz