czwartek, 5 listopada 2015

LM: statyczna i bezbarwna Sevilla rozbita przez Manchester City

Sevilla FC poległa w bezdyskusyjny sposób z Manchesterem City 1:3 w 4. kolejce Ligi Mistrzów. Klub z Andaluzji był słabszy od Obywateli w każdym aspekcie gry. Tym samym ekipa Unai’a Emery’ego, przypomnijmy - zwycięzca dwóch ostatnich edycji Ligi Europy, ma już tylko matematyczne szanse, aby wyjść z grupy D i zakwalifikować się do wiosennej fazy pucharowej najważniejszych klubowych rozgrywek na Starym Kontynencie.



Sevilla przystąpiła do tego meczu bez kontuzjowanego Kevina Gameiro. Na jego miejsce, w wyjściowej jedenastce pojawił się Fernando Llorente. Natomiast Manchester City przyjechał do Andaluzji w mocno okrojonym składzie, bez dwóch swoich kluczowych piłkarzy - Sergio Aguero, króla strzelców poprzedniego sezonu Premier League oraz Davida Silvy, głównego kreatora gry i najlepszego asystenta w talii Manuela Pellegriniego. Zabrakło także innego pomocnika, Samira Nasriego.

Początek wczorajszego meczu wyraźnie pokazał, że brak dwóch liderów w drużynie Manuela Pellegriniego nie był wcale widoczny i nawet w najmniejszym stopniu nie utrudnił Obywatelom pokonania rywala z Andaluzji. Aktualny lider Premier League od pierwszego gwizdka narzucił swój styl gry. Starcie od pierwszych minut przebiegało pod wyraźne dyktando angielskiego zespołu. Podopieczni Manuela Pellegriniego w pełni przejęli inicjatywę i panowali niepodzielnie na stadionie Ramón Sánchez Pizjuán. Dwa szybkie ‚knockdowny’ ze strony piłkarzy Manchesteru pozwoliły swobodnie kontrolować gościom wydarzenia na boisku. Najpierw w 8. minucie gola zdobył Raheem Sterling, który wykorzystał prostopadłe podanie Fernandinho. Zaledwie trzy minuty później City wyprowadzili drugi cios. Tym razem to Brazylijczyk trafił głową do siatki Sergio Rico, dobijając strzał Wilfrieda Bony’ego.

Manchester City bardzo swobodnie operował piłką, raz po raz przedostając się bardzo prostymi środkami w okolice bramki Sevilli. Zadziwiająca była bezradność graczy Emery’ego – proste błędy popełniane przez obrońców: Coke (m.in strata zakończona pierwszym golem dla The Citizens) i Timothée Kolodziejczaka (brak asekuracji, odpowiedniego ustawienia i krycia Bony’ego przy trzecim trafieniu) oraz to, jak dużo miejsca i wolnej przestrzeni pozostawiali Los Rojiblancos graczom City. Sevilla momentami spychana była do rozpaczliwej defensywy i w żaden sposób nie potrafiła znaleźć skutecznej recepty na powstrzymanie natarć ekipy Pellegriniego.

Ekipa Manchesteru imponowała z kolei szybkością, rozmachem wyprowadzania akcji, a także przygotowaniem fizycznym i tempem rozgrywania. Wśród Obywateli wyróżniał się filigranowy i świetnie usposobiony tego dnia Raheem Sterling, który brał udział w każdym kontrataku City. Młody Anglik został uznany wg serwisu WhoScored graczem meczu. Poniżej prezentujemy jego imponujące statystyki:
Promyk nadziei dla Sevilli, że jeszcze nie wszystko w tym meczu stracone, pojawił się w 15. min, kiedy w doskonałej sytuacji spudłował Fernando Llorente. W 25. minucie klub z Andaluzji zdobył kontaktową bramkę, autorstwa Benoîta Trémoulinasa (na 1:2). Jednak były to płonne nadzieje, które trwały tylko przez chwilę. Dziewięć minut później po raz kolejny gapiostwo obrońców Sevilli i kompletny brak jakiejkolwiek asekuracji, został bezlitośnie wykorzystany przez wicemistrzów Anglii. Jesús Navas, wychowanek klubu z Andaluzji i piłkarz sentymentalnie związany z tym regionem, dograł z prawego skrzydła do kompletnie nieobstawionego w polu karnym Bony’ego, który po raz trzeci pokonał Sergio Rico.

Druga połowa meczu nie dostarczyła już tak dużych emocji i przede wszystkim bramek, jakie mieliśmy okazję oglądać w pierwszej odsłonie. Manchester City w pełni kontrolował przebieg gry, nie pozwalając Sevilli na rozwinięcie skrzydeł. Obywatele od czasu do czasu przeprowadzali jednak groźne akcje ofensywne, które powinny zakończyć się kolejnymi golami (jak chociażby sytuacja z 54. min – strzał Fernandinho i 55. min. – niecelne uderzenie Bony’ego). Manchester City stwarzał przewagę w ataku poprzez 5-6 zawodników, którzy uczestniczyli w natarciach. Zespół z Anglii realizował cel nakreślony przez Pellegriniego, wykazując przy tym duże zdyscyplinowanie taktyczne oraz myśl przewodnią – huraganowe ataki, niemal nawałnicę, zakończoną zdobyciem aż trzech bramek.
Podsumowując, Sevilla została rozbita przez zespół z niebieskiej części Manchesteru, nie mając żadnych argumentów piłkarskich. Klub z Hiszpanii nie tylko nie podjął walki, ale przystąpił do tej konfrontacji rozkojarzony, bez jakiejkolwiek wiary. Trochę wyglądało to tak, jakby ekipa z Andaluzji grała na zaciągniętym hamulcu ręcznym, czyli wolno, schematycznie, bez forsowania tempa, krotko mówiąc – bez żadnego planu i pomysłu na tospotkanie. Natomiast zespół z Etihad Stadium zdominował swojego rywala i zasłużenie wygrał, zapewniając sobie tym samym awans do 1/8 finału LM. The Citizens przewyższali Sevillę nie tylko umiejętnościami piłkarskimi, ale także organizacją gry, jakością w rozegraniu, szybkością, pomysłowością oraz łatwością w konstruowaniu akcji.

Najlepiej o skali tego zwycięstwa może świadczyć decyzja Manuela Pellegriniego, który na ławce rezerwowych posadził najdroższego piłkarza, kupionego w letnim okienku transferowym za olbrzymie pieniądze (74 mln. € – wg. Transfermarkt.de), Kevina De Bruyne’a (autora zwycięskiego gola w pierwszym meczu pomiędzy tymi zespołami – przyp. red.). Tym razem Belg nie zmieścił się w podstawowej jedenastce ze względów taktycznych i na placu gry zameldował się dopiero w 71. minucie.
Jakże wymownym obrazkiem w trakcie meczu były momenty, kiedy kibice City demonstrowali przeciwko UEFA, jakoby wygwizdywali hymn LM w poprzednim meczu. Dali w ten sposób upust swoim emocjom, prezentując specjalnie przygotowane na tę okazję transparenty:
Wiele mogły także powiedzieć o przebiegu tej konfrontacji zachowania kibiców gospodarzy z końcówki starcia, kiedy spora liczba sympatyków klubu z Estadio Ramón Sánchez Pizjuán zaczęła opuszczać masowo obiekt, mając dosyć oglądania poczynań swojego zespołu. Ekipa Unaia Emery’ego pokazała swoje ciemne oblicze, które już nie raz mogliśmy zaobserwować, chociażby w Primera Division. Statyczna, bez wigoru, nieprzygotowania pod względem taktycznym, a także sfrustrowana i bezbarwna – właśnie taka była Sevilla, drużyna, która w poprzednim sezonie zachwycała swoją grą w Europie i miała passę (aż do wczoraj) 10. z rzędu zwycięstw w europejskich pucharach na własnym stadionie. Potwierdził się pewien istotny fakt, że dwa kolejne triumfy odniesione w rozgrywkach Ligi Europy mają się nijak do rozgrywek Ligi Mistrzów, gdzie wymagania, prestiż oraz poziom umiejętności poszczególnych zespołów stoi na zdecydowanie wyższym pułapie. 
Tekst został także opublikowany na portalu Naszfutbol.com.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz