niedziela, 25 października 2015

Siedem powodów kryzysu Sevilli w Primera Division

Sevilla FC - zespół, który w poprzednim sezonie był jedną z największych rewelacji zarówno w Hiszpanii, jak i w całej Europie, w obecnym zawodzi na całej linii, prezentując futbol nijaki, zupełnie nieprzystojący do swoich standardów, a także posiadanej kadry.

Źródło: Frobles, CC 4.0
Seviilistas w tegorocznych rozgrywkach przypominają nędznego pięściarza, który tylko prosi się w kolejnym meczu (walce) o jak najmniejszy wymiar kary, używając terminologii bokserskiej – nokdaun. Aż trudno w to uwierzyć, ale po pięciu kolejkach zespół Grzegorza Krychowiaka zajmował ostatnie miejsca w Primera Division z dorobkiem zaledwie… dwóch punktów! Dopiero szósta seria przyniosła, odniesione w wielkim bólach, pierwsze ligowe zwycięstwo z Rayo Vallecano (3:2).

Po rozegraniu ośmiu kolejek klub z Andaluzji plasuje się na odległym, trzynastym miejscu w ligowej tabeli, z dziewięcioma punktami na koncie i tylko dwiema wygranymi! Gdzie zatem należy szukać przyczyn głębokiego kryzysu drużyny Sevilli?

Poniżej przedstawiamy siedem elementów niespodziewanej i całkowicie niezrozumiałej zapaści klubu z Estadio Ramón Sánchez Pizjuán: 

Po pierwsze – słaba skuteczność Sevilli w linii ataku. Szokującym faktem jest liczba goli (8), zdobyta przez andaluzyjski klub w obecnych rozgrywkach. Sevilli do dzisiaj odbija się czkawką sprzedaż w letnim okienku transferowym do Milanu najlepszego snajpera – Carlosa Bakki za 30 mln €. Kolumbijczyk był kluczowym graczem Sevilli w poprzedniej kampanii. Zdobył aż 20 bramek, będąc piłkarzem nie tylko efektywnym, ale także mającym duży wpływ na oblicze zespołu.

Piłkarze, którzy zostali w kadrze nie prezentują obecnie tego poziomu, co Bacca. Brakuje im nie tylko klasy sportowej, nie tylko sprawiają wrażenie zagubionych, ale również są pozbawieni największego waloru, jaki jest wymagany od napastnika. Mianowicie, ich skuteczność pozostawia bardzo wiele do życzenia i jest na marnym, żeby nie napisać katastrofalnym, poziomie.

Kevin Gameiro w poprzednim sezonie doskonale sprawdzał się w roli rezerwowego, jednak powierzona mu rola napastnika pierwszego wyboru w obecnych rozgrywkach, znacznie go przerosła. Francuz w ośmiu meczach zaledwie dwa razy trafił do siatki. Kolejny „snajper” – Ciro Immobile. Włoch wypożyczony z Borussii Dortmund nie znajduje prawie w ogóle uznania w oczach Emery’ego i nie spełnia pokładanych w nim nadziei, będąc wiecznym rezerwowym. Dotychczas spędził na boisku tylko 92 minuty, zaledwie raz zaczynając mecz w podstawowym składzie.
Kolejny gracz z linii ataku, Fernando Llorente, dostosował się do poziomu swoich kolegów i także zawodzi. Niezwykle doświadczony snajper do Hiszpanii powrócił po średnio udanej przygodzie z Juventusem Turyn. W La Liga zdobył ponad sto goli, a w obecnym strzelił tylko jedną bramkę w pięciu meczach, a następnie… szybko doznał kontuzji. Ostatnim zawodnikiem wartym wspomnienia jest Gaël Kakuta, młody Francuz kupiony z Chelsea Londyn. Dotychczas na placu gry był praktycznie nieobecny, ma na koncie nieco ponad trzydzieści rozegranych minut.

Słaba forma napastników Sevilli ma wielki wpływ na zadziwiającą nieskuteczność całej ekipy z Andaluzji. Ekipa Emery’ego ma wielkie trudności z trafianiem do siatki. Marnowanie stuprocentowych okazji to największa zmora zespołu w obecnych rozgrywkach. W ostatniej ligowej potyczce z Eibar w prostych sytuacjach koledzy Krychowiaka nie potrafili znaleźć drogi do siatki. Pomimo stworzenia sobie wielu dogodnych okazji, tylko raz udało im się pokonać bramkarza rywali. Znamienne są statystyki. Gracze Sevilli muszą oddawać średnio aż 14,5 strzału na bramkę, aby zdobyć jednego gola w meczu, natomiast w poprzednim sezonie wystarczało im do tego zaledwie 6,6 (źródło: WhoScored).

Po drugie – znaczne obniżenie formy motorycznej i fizycznej zespołu. Piłkarze prowadzeni przez Unaia Emery’ego mają wyraźne problemy w tym aspekcie. Na boisku często odstają fizycznie od swoich rywali. Grzegorz Krychowiak także nie jest w swojej optymalnej dyspozycji, ale wydaje się, że z meczu na mecz wygląda to coraz lepiej. Polak – jako jedyny ze wszystkich kolegów z drużyny – wystąpił od początku do końca w każdym meczu.

Po trzecie – plaga kontuzji, która nawiedziła Sevillę w ostatnich tygodniach i mocno skomplikowała Emery’emu ustawienie zespołu w kolejnych meczach. Hiszpański szkoleniowiec miał nie lada zadanie, aby w odpowiedni sposób zmodyfikować i zmienić – niejako z przymusu – pozycję niektórym zawodnikom. Krychowiak, zamiast w pomocy, z konieczności został cofnięty do środka obrony, wobec urazów czołowych defensorów klubu. Na zwolnieniu L4 przebywali, lub dalej przebywają, tacy gracze, jak: bramkarz Beto, trzech stoperów (Carriço, Pareja, Rami) oraz mózg zespołu, kreator gry – Éver Banega. Z kontuzjowanych piłkarzy do zdrowia zdążyli wrócić dwaj ostatni, jednak brak w składzie Argentyńczyka i Portugalczyka jest bardzo odczuwalny. Widać to było w przegranym meczu z Manchesterem City w rozgrywkach LM, kiedy Obywatele zwycięskiego gola zdobyli w przedłużonym czasie gry.

Mając do dyspozycji tylko jednego środkowego obrońcę Timothée Kolodziejczaka, Emery zdecydował się na sprowadzenie w trybie awaryjnym Marco Andreolliego z Interu Mediolan.

Po czwarte – kontuzje czołowych obrońców, które mają ogromny wpływ na postawę całego zespołu w defensywie. Dziurawa niczym szwajcarski ser obrona Sevilli, dopuściła do straty aż 12 bramek. Potwierdzeniem bardzo słabej dyspozycji podopiecznych Emery’ego w grze obronnej jest statystyka dotycząca odbiorów – 16 na mecz (najsłabszy wynik w całej La Liga) i przechwytów – 17,3, co plasuje Andaluzyjczyków na czwartym miejscu od końca w tej klasyfikacji. Należy wspomnieć, że wielki udział w obu tych niechlubnych statystykach ma Grzegorz Krychowiak (odpowiednio 2,3 i 4,3).

Inną przyczyną kiepskiej gry Sevilli w linii obronnej jest forma obu bramkarzy Los Nervionenses – Sergio Rico i Beto. Hiszpan i Portugalczyk raczej nie pomagają swojemu zespołowi w tym sezonie, a popełniają proste błędy, które kończą się golami dla rywali. Największym mankamentem jest ich gra na przedpolu oraz słaba skuteczność interwencji. Pierwszy z wymienionych legitymuje się wskaźnikiem na poziomie 68%, natomiast drugi – 75%. Te wyniki dają Rico miejsce praktycznie na samym końcu spośród wszystkich bramkarzy La Liga, natomiast od Beto lepszych jest tylko pięciu graczy na tej pozycji.

Irytować mogą także straty ekipy Emery’ego przy wyprowadzaniu akcji ofensywnych i zbyt duże dysproporcje między pierwszą, a drugą połową gry, jeśli bierzemy pod uwagę intensywność przeprowadzania akcji i liczbę oddawanych strzałów na bramkę.

Po piąte – brak odpowiednich zmienników dla dwóch sprzedanych świetnych pomocników – Aleixa Vidala (do Barcelony) i Stephana M’Bii (do Trabzonsporu). Obaj piłkarze byli liderami formacji środkowej. Często brali na swoje barki ciężar zdobywania goli w trudnych momentach. Defensywny pomocnik z Kamerunu zdobył aż cztery gole i znakomicie wywiązywał się z zadań w destrukcji, przecinając często groźne akcje rywali. Natomiast Vidal, oprócz czterech trafień, swoimi wyśmienitymi występami nie tylko zapracował na transfer do mistrza Hiszpanii, ale zdążył także zaliczyć debiut w narodowej reprezentacji Hiszpanii (z Kostaryką).

Sprowadzeni na ich miejsce Steven N’Zonzi oraz Yevhen Konoplyanka nie zdołali odpowiednio wkomponować się do zespołu, zaadaptować do stylu gry. Po odejściu trzech czołowych piłkarzy (o Bacce była mowa wyżej) Los Nervionenses zupełnie nie przypominają ekipy, która jeszcze na wiosnę cieszyła się z wygrania trofeum Ligi Europy i zajęcia piątego miejsca w Primera División.

Zawodzi zwłaszcza Francuz, sprowadzony z angielskiego Stoke aż za 10 mln €. Defensywny pomocnik odstaje nie tylko formą fizyczną, ale także słabo zabezpiecza dostęp do bramki, popełniając przy tym wiele prostych błędów w wyprowadzaniu piłki, co w jednym meczu skończyło się dla niego poważnymi konsekwencjami.
 Ukraiński skrzydłowy także nie miał dobrego wejścia do ekipy Emery’ego. Ostatnie tygodnie dają nadzieję, że szybko się to zmieni. To właśnie 26-latek zapewnił Sevilli pierwsze zwycięstwo w Primera División, w meczu z Rayo, a w rozgrywkach LM uzyskał swoje premierowe trafienie w konfrontacji z Manchesterem City.



Po szóste – policzkiem dla Sevilli jest także sytuacja w ligowej tabeli. Nawet lokalny rywal, Betis, ma w tej chwili 3 punkty więcej. Martwić może także bardzo słaba gra zespołu Emery’ego na wyjeździe. Wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, ale ostatni raz w roli gości andaluzyjska ekipa wygrała 23 maja 2015 roku. Od tego czasu siedem kolejnych delegacji zakończyło się czterema porażkami i trzema remisami!

Po siódme – faktem wartym odnotowania jest stadion Sevilli, który przez blisko 13 miesięcy był twierdzą nie do zdobycia. W tym czasie żaden zespół nie potrafił wywieźć kompletu punktów z Estadio Ramón Sánchez Pizjuán. Kapitalna passa zatrzymała się na 34. nieprzegranych meczach z rzędu, kiedy to w maju tego roku Real Madryt pokonał Andaluzyjczyków 3:2. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że obecny sezon jest pasmem upokorzeń i bolesnych porażek, nie tylko na wyjeździe, ale także u siebie. Podopieczni Emery’ego już dwa razy schodzili z własnego boiska na tarczy w trwających rozgrywkach, kolejno z Atletico Madryt (0:3) i Celtą Vigo (1:2), czyli więcej, niż w omawianym wyżej okresie!



Wydaje się, że Sevilla potrzebuje czasu, aby wrócić do swojego właściwego rytmu i odpowiedniego poziomu, a co się z tym wiąże - również atrakcyjnej gry, która była nie tak dawno przecież, pełna nie tylko wirtuozerii i polotu, ale także pasji i charakteru. Zwiastunem, że nadchodzą lepsze czasy dla Sevillistas, może być wygrana z Barceloną 2:1 oraz genialny tamtego wieczora występ Michaela Krohna-Dehliego. Obecna sytuacja andaluzyjskiego zespołu w rozgrywkach krajowych i pucharowych nie wygląda zbyt dobrze, ale zgrywanie się ze sobą, coraz lepsza współpraca oraz adaptacja piłkarzy kupionych w letnim okienku, zaprocentuje niebawem. Ponadto może także cieszyć powrót do zdrowia zawodników ostatnio kontuzjowanych, którzy w poprzednim sezonie, nie raz udowadniali swoją wartość w meczach ekipy ze stolicy Andaluzji.

Artyku został także opublikowany na portalu NaszFutbol.com.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz